Przejdź do zawartości

Kronika Marcina Galla/Księga III/Strach paniczny Niemców szarpanych ustawicznie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gall Anonim
Tytuł Kronika Marcina Galla
Data wyd. 1873
Druk Drukarnia Józefa Sikorskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Zygmunt Komarnicki
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


10.  Strach paniczny Niemców szarpanych ustawicznie.

I gdy widział nakoniec cesarz, iż nic nie podoła, ani orężem, ani groźbami, ani przekupstwem lub obietnic czczym dymem, tudzież że nie wskóra nic więcéj, stojąc na miejscu dłużej, rada w radę ze swoimi, obóz zwinął i ku Wrocławiowi siłami całemi wyruszył[1] luboć i tam zaraz przekonał się dowodnie, co znaczy oręż Bolesława i jego umysł w tym boju, godzien podziwu. Albowiem w którą tylko stronę cesarz się obrócił, gdziekolwiek obóz zatknął lub stanął na wypoczynek, wnet Bolesława, rychléj lub później, miał w swém pobliżu, który mu usnąć bez trwogi nie dał na chwilę. Więc skoro z obozem swym dalej się puścił, takiegoż nieodstępnego w nim znajdował drogi towarzysza; niechże kto za jego szranki krok uczynił, zapomniał którędy do szeregów swych miał wrócić. A gdy się nawet poczet liczniejszy, niekiedy za żywnością lub paszą, w głąb kraju wybrał, i nieco dalej od swoich odstrzelił, tuż Bolesław między tymże i obozem niemieckim znaleść się musiał, a bił, a trzepał, tak, iż zamiast z łupami zagarnionemi wrócić bezpiecznie, oddział nieraz cały, Bolesława stawał się zdobyczą. Ztąd ową niemieckich wojsk mnogość, takiej trwogi powszechnej nabawił, że Czesi nawet choć to zawołani łupieżcy i zbójcy, woleli nie jeść i nic pić, byle go nie spotykać a pogromu takiego uniknąć. Żaden znich za obóz nie wyszedł, żaden pachołek, jakkolwiek zbrojny, po trawę nie odważył się na pastwisko, żaden, powiedziałbym, odbyć potrzeby, po za obrębem stacji wytkniętych i czat nie śmiał. Lękano się Bolesława we dnie i w nocy, każdemu tkwił ciągle w pamięci, Bolesławem nie śpiącym nigdy, go nazywano. Byle lasek przy drodze, byle zarośl, straszono siebie: „strzeż się! tam Bolesław!“ Nie było miejsca, na którem by się nie domyślano bytności Bolesława. Tak ich utrudzał bezprzerwnie, to od czoła napastując, to od tyłu, sposobem wilczym urywając niektórych, to naprzemian od boków, jeśli gdzie doskoczyć się udało. Tak ze zbroi codzień rycerstwo niemieckie się nie rozbierając, na myśli wszędzie i zawsze miało tylko Bolesława. W nocy nawet, jak który blachą obciążon był żelazną, zasypiał stojąc, lub czuwać szedł na czatach: do czujności pobudzały straże, dokoła namioty obchodząc, a przestrogi, a nawoływania; baczność! straż pilna! i tak bez końca. Zaczęli wreszcie sami siebie w pieśniach brać za cel urągania, a pod niebo wynosić dzielność Bolesława, jak w jednej z tychże, którą przytoczymy.









  1. Siłami całemi ku Wrocławowi wyruszył. — Sam puściwszy pogłoskę, że do Krakowa ciągnie, ruszył się w nocy ku Wrocławowi. Odtąd klęski rozmaite wojsko cesarskie spotykają w odwrocie. Nic wszystkie źródła są zgodne co do ostatecznego wypadku na psiém polu, tak, iż źródła niemieckie gotoweby nawet przyznać zwycięstwo cesarczykom.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gall Anonim i tłumacza: Zygmunt Komarnicki.