Kronika Marcina Galla/Księga II/Knowania Sieciecha

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gall Anonim
Tytuł Kronika Marcina Galla
Data wyd. 1873
Druk Drukarnia Józefa Sikorskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Zygmunt Komarnicki
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


16.  Knowania Sieciecha.

Natenczas wszakże Sieciech, mnogie, jak powiadają, na obu przyrodnich braci zasadzki stawiał, przy czém knowaniami swemi do tego zmierzał mianowicie, aby ile możności najskuteczniéj umysł ojca zniechęcił ku synom. Ztąd po zamkach, z dzielnic nawet synów, albo krewniaków swych, albo czołobitnych tylko sobie, przez którychby panował, na zarządców lub innego rodzaju przystawców rozsyłał, a to z daną tymże tajemną instrukcyją, by wrodzoną chytrością starali się układy ich krzyżować i udaremniać, gdziekolwiekby się podała sposobna ku temu pora i okoliczność. Chociaż na obu przecięż zastawiał swe sidła, więcéj na sercu zawsze mu ciążył Bolesław, jako syn prawy u swego ojca i odznaczający się bystrością umysłu, który po przewidywaném dostąpieniu tronu, niefortunną przemianę dla niego mógł tylko obiecywać. Czując to zdala, obaj bracia wzajemną przysięgą względem siebie się zobowiązali, na wypadek zamachu Sieciecha przeciw któremukolwiek z nich pojedyńczo, bez zwłoki najmniejszéj, całemi siłami jeden drugiemu nieść pomoc czynną. Owóż zaszła okoliczność, w któréj niewiadomo, czy należy upatrywać chytry czyjś podstęp, czyli pobudkę rzeczywistą, iż panujący książę Władysław, ostrzegając młodego Bolesława, o doszłym do swego słuchu zamiarze Czechów wkroczenia do Polski, i rozpuszczenia po niej zagonów, w celach rabunku; polecił temuż pospieszyć jak najrychléj na miejsce zagrożone, wezwawszy do spółdziałania z sobą, zarządców książęcéj swej dzielnicy, postanowionych tym razem właśnie z ręki Sieciecha, którym młodzieniec bynajmniéj nie mógł ufać. Młodzieniec rozkazowi ojca w dobréj wierze posłuszny, na miejsce oznaczone z drużyną swą spieszył: atoli, rzecz dziwna, towarzysz Wojsław, który jako jego ochmistrz, czuwać był obowiązany nad wszelkiemi krokami wychowańca swego, od wyprawy téj się wyłączał. Poszepnie zatem jeden drugiemu po drodze: a nuż w tém jaka zdrada się ukrywa? „Już to samo“ mówili do Bolesława, „nie jest dla ciebie bez niebezpieczeństwa, iż ojciec rozkazuje ci się udać na miejsce tak odosobnione, a przyzwać do współdziałania poufałych i przyjaciół Sieciecha. Wiemy bowiem i pewni tego jesteśmy, iż Sieciech dybie na całe plemie, ciebie zaś wyłącznie na piérwszym ma względzie, układając sobie usunąć z drogi swéj, domniemanego spadkobiercę tronu, usunąć środkami, w którychby nieprzébierał bynajmniéj, a potém nad całą Polską władzę na rzecz swą zagarnąć. Toż to i towarzysz Wojsław, pod którego pieczą zostajemy, pomimo, że w jakiejś tam linii krewniakiem jest Sieciecha, byłby się z nami wybrał niechybnie, gdyby w tém wysłaniu coś zdradzieckiego na spodzie się nie ukrywało? Więc téż i nam wypada, co żywo przedsięwziąć coś stosownego, abyśmy zagrażającego niebezpieczeństwa unikli...“ Słowy temi młodziutki Bolesław przeraził się niepomału, a na czoło jego z nagłego wrażenia pot kroplami wystąpił. Rada tedy w radę, wedle namysłu dziecięcego postanowili pchnąć gońca w też tropy, do Zbigniewa, ażeby z pomocą przybywał jak najprędzéj; dane zostało hasło na ten wypadek wzajemne, a sami w skok niezwłocznie ku grodowi wrocławskiemu się puścili, mając na celu uprzedzić zajęcie tegoż, gdyby istotnym było zamiarem, kopiącego pod nimi dołki spiskowca, do tegoż siepaczów swoich wprowadzić. Za powrotem do grodu, młodzieńczy Bolesław naprzód piastujących urzędy i starością osiwiałych, następnie lud wszystek zwołał na wiec ku sobie, oraz tymże opowiadać jął, ze łzami, na sposób dziecięcy, jakie to poznaje zasadzki na swą całość przez Sieciecha stawione. Na zebranie to przybywając Zbigniew, z taką jaką miał pod ręką garstką wojaków, gdy większej nie mógł zgromadzić tak naprędce, w czasie rozrzewniania się tamtych nad położeniem młodziana i unoszenia gniewem a miotania słowy obelżywemi przeciw Sieciechowi, wnet brata przyrodniego mowę, jako i wiekiem starszy i wykształceńszy naukowo, nastrojem retorycznym okrasił, zapalając lud zgiełkliwie odzywający się, w słowach jasnych i zrozumiałych, a pobudzając do postawienia groźnego czoła Sieciechowi. „Gdyby nam, obywatele sławetni,“ były jego słowa „jakkolwiek młodym, znaną nie była wierność wasza i niezachwiana niczém stateczność, tak względem poprzedników naszych, jak względem nas samych, nigdyby wątłość młodzieńczego wieku na tyle klęsk i potrąceń ze wszech stron wystawiona, tylu spiskami nieprzyjaciół zagrożona w bycie, całej w was nadziei, ucieczki i rady stosowéj nie położyła. Lecz znajome to obcym narodom i patrzącym z bliska, na ileście zasadzek i knowań byli narażeni sami, od tych, co następstwo rodu naszego starają się wygładzić do szczętu i zamiast dziedzicznego spadku panów przyrodzonych, przedstawić jakiś porządek wdzierczy i wykrętny. Dla téj więc przyczyny, że rodzic nasz strawiony już wiekiem i chorobą, sobie i nam lub krajowi radzić mniéj jest mocen, mus nieodpartéj konieczności jest dla nas, rękojmi téj zwierzchniéj pozbawionych, nałożyć głową wśród uciech i niegodziwości pyszałków przy ramieniu władzy stojących, lub uchodząc z granic Polski, na tułacki puszczać się żywot. Raczcie przeto otwarcie ninie wypowiedzieć, azaliż nam godzi się na miejscu wytrwać lub opuścić ziemię rodzinną?“ Na to liczne całe Wrocławian zgromadzenie, bólem serca tknięte wewnątrz, umilkło przez chwilę, a wybuchając natychmiast w głos jeden, na wyrażenie zamiaru poczętego w umyśle, z afektem politowania się odezwało: „Nie, my naturalnemu panu naszemu a waszemu ojcu, po kres dni jego, wiary dochować chcemy, i z tą się nie uchylimy dla jego plemienia, dopóki w piersiach tchu nam żywotnego stanie. Dla tego o nas powątpiewania żadnego nie miejcie, lecz zgromadziwszy wojsko, i sami uzbrojeni, spieszcie na dwór waszego ojca, a krzywdy waszej, przy zachowaniu czci temuż należnéj, wręcz się dopomnijcie.“ — Jeszcze tu namowa do końca się nie odbyła, ani utwierdzili jéj przysięgą obywatele, gdy z obowiązku swego nadchodził Wojsław towarzysz, co był Bolesława ochmistrzem, o tém co zaszło wśród grodu nie wiedząc. Atoli, jako podejrzanemu o zdradę, z powodu swego pokrewieństwa z Sieciechem, wpuszczenia w bramy miasta i dalszego opiekowania się młodzieńcem odmówiono. Gdy ten tłomacząc się, chciał udowodniać, iż o zdarzeniu przeszłém nic wcale nie wiedział, a gotów był czynem poprzeć, z nimi następnie udając się społem, propozycyi jego bracia nie przyjęli, i wnet zastępem licznym ruszyli z Wrocławia, w zamiarze, na każdém miejscu, gdzieby się to zdarzyło, spotkania ojca. Przeto Władysław, panujący książę, tudzież jego synowie, przeciw sobie zdążając, w miejscu zwaném Żarnowiec[1], na osobnych stanowiskach obozy zatknęli, a w tém odosobnieniu, dość długo z sobą nawzajem przez wyprawiane poselstwa walcząc na słowa, ledwie, nie ledwie, wymogli synowie na ojcu, już to za pośrednictwem panów, już w skutek pogróżek z swej strony, iż na oddalenie Sieciecha zezwolił. Mówią nawet, iż ojciec pod przysięgą synom swym przyrzekł, nie przywrócić go nigdy już odtąd do dawnego dostojeństwa. Gdy przeto Sieciech ratował się ucieczką, ku swemu zamkowi zmierzając[2], stanęli w obec ojca synowie pokorni, broń odpasawszy i w duchu pokoju, przy czém mu służbę swą, nie jak panowie udzielni, lecz posłuszni rycerze, słaniając się do stóp jego ofiarowali. Natenczas popospołu z ojcem synowie, cały oraz zastęp starszyzny krajowej, puścili się w pogoń za uchodzącym Sieciechem, siły połączone skierowując ku zamkowi przezeń zbudowanemu. Gdy wszakże tak zdążają spiesznie i wyrugować go z kraju starają się ostatecznie, niespodziewany zachodzi wypadek, iż panujący książę, samotrzeć tylko czy samoczwart, w nocy, kiedy można było mniemać, iż w łożu zasypia spokojnie, od nikogo niedostrzeżony, wymyka się z obozu i skrycie w łodzi zamówionej, na drugą stronę Wisły do Sieciecha się dostaje. Oburzona tém wszelka starszyzna, wykrzykuje, iż opuścić wojsko a z niém synów i otaczającą komendę, nie było to już dziełem mądrego władcy, lecz szaleńca. Zaraz też złożywszy radę z sobą społem, uchwalili, ażeby Bolesław pośpieszył zająć Sandomierz i Kraków, przedniejsze i najbliższe stolice kraju, oraz po odebraniu przysięgi wierności od mieszkańców, zatrzymał je stale; Zbigniew zaś, aby bez straty czasu zwrócił się ku Mazowszu i Płock, miasto rezydencyjonalne, wraz z dzielnicą przynależną opanował. Jakoż Bolesław rzeczone stolice zajął i zatrzymał pod swą zwierzchnością; Zbigniew atoli, uprzedzony przez ojca, zamiaru swego dopiąć nie zdołał. Ale pocóż tak długo z rozwiązaniem ostatecznem sprawy stronnictwa Sieciechowego się ociągamy? Gdybyśmy rozliczne korowody z rozterkiem Sieciecha, szczegółowo opisywać chcieli, dzieje Sieciecha dorównałyby niewątpliwie w objętości księdze Jugurtyńskiéj. Tak przecież rzeczy poczętéj, urwać bez namysłu i stanowczości nie możemy... Owoż czém jeszcze opis powyższy się dopełnia. Powtórnie znowu, po niejakim czasie, młodzieńcy hasło dali wojewodom i wojskom swym do zebrania, i po drugiej stronie Wisły naprzeciw Płocka zatoczyli swe obozy wojenne, gdzie dopiero arcybiskup Marcin, starzec w wierności niezachwiany, z niepospolitą bacznością, chociaż z trudem wielkim, ukołysał gniew i zwadę pomiędzy ojcem i synami. Wówczas, powiadają, raz jeszcze panujący książę Władysław poprzysiągł synom, iż nigdy już odtąd Sieciecha do władzy i działania na powrót nie dopuści. Osiągnęli więc nareszcie cel swoich życzeń synowie, wymógłszy na starcu, iż Sieciecha wygnał z Polski. Jakim zaś sposobem to się stało, iż potem z wygnania wrócił do kraju, rzecz byłaby za rozwlekła i nudna, wyjaśniać szczegółowo; lecz dosyć jest wzmiankować, iż za powrotem, do władzy już żadnej nie był dopuszczony.









  1. W miejscu zwaném Żarnowiec (Zarnowyecz). — Odgaduje miejsce to Bandkie, „Forsan Czarnowijecz, quia prima litera non satis certa, utrum. Z. an. Cz. sit. Sarnowe, Samene legitur in anon. Sommersb. 1, 26 et Zusätze i t. d. U Bielowskiego, „Żarnowiec ten, jak uważa Szlachtowski, jest nad rzeką Notecią“. W Polsce śr. w. T. 2, str. 461. „W krakowskich ziemiach, Skrzyn, Małogosz, Sarnow, są cum locis adjacentibus a przeto regiones, prowincje“. Na str. 471, Łęczyca, Wolborz, Sarnow (Żarnow). Słowem u tych, oraz innych badaczów, różne domysły co do tej nazwy i miejscowości. Ale nazwa wskazywaćby tu miała kiérunek pochodu synów przeciw ojcu, przy wyjściu ze Szlązka, a potrzebném byłoby takie położenie miejscowości nad Wisłą, któreby ułatwiało następnie ucieczkę Sieciechowi, według opisu Galla, ku Sieciechowu, zamkowi jego dziedzicznemu. Inaczéj na cóż się zdadzą wnioski, na podobieństwie brzmień nazwy zasadzane? Lecz oddalać się też nie można z innego względu tak bardzo od Płocka, rezydencyi i punktu cofania się dla niedołężnego Hermana. Określenie więc miejscowości dotyczas nie roztrzygnione.
  2. Pomorzanie osadzają się pod Santokiem. — „Santok nad rzeką Wartą, między Drezdenkiem a Landsbergiem“, objaśnia Bielowski.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gall Anonim i tłumacza: Zygmunt Komarnicki.