Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa)/Lata młodociane, wychowanie, szkoły i wstąpienie do Klasztoru

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Andrzej Janocha
Tytuł Krótki życiorys o. Wacława Nowakowskiego, kapucyna (Edwarda z Sulgostowa)
Rozdział Lata młodociane, wychowanie, szkoły i wstąpienie do Klasztoru
Wydawca Wydawnictwo OO. Kapucynów
Data wyd. 1903
Druk Drukarnia „Czasu“
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

I mówił: „Nie oddawaj nam według złości naszych, ale według miłosierdzia Twego“.
(Ks. I. Machabejska, Roz. XIII. w. 46).

Lata młodociane, wychowanie, szkoły i wstąpienie do Klasztoru.
N
Na Ukrainie zadnieprzańskiej, w dawnem województwie Czernichowskiem, w dziedzicznej wsi Kuryłówce, ze szlachetnych i pobożnych rodziców Łukasza Nowakowskiego i Klotyldy z Korzelińskich, dnia 19-go lipca 1829 r. urodził się chłopczyk, któremu na chrzcie św. dano imię Edward. Przyszedł on na świat przed wybuchem powstania, ujrzał horyzont ojczyzny już wtenczas posępny, załzawiony, uciskany niewolą naród smutny, usłyszał żałosne jęki i westchnienia stęsknionego do lepszej doli ludu. Mając zaledwie dwa lata, jak to później sam opowiadał, widział rodzoną matkę rzewnie płaczącą nad niepowodzeniem powstania 1831 roku. Jako dobre i grzeczne dziecię, czule ściskając matkę za szyję, całował i pocieszał ją. Sam z matką klęcząc, płakał i modlił się do Boga o pomyślność dla walczących współbraci. Mały Edzio karmiony pokarmem matki, rozrzewnionej, tkliwej, miłością Boga, bliźniego i ojczyzny na wskroś przejętej, wyssał, przyswoił i w drugą naturę zamienił matczyne cnoty. Jej obraz życia odbił w swojej duszy i objawił go w czynach swojego późniejszego żywota. Pod opieką matki wzrastał w łasce u Boga, a w miłości u ludzi. Od zarania młodości, aż do późnego wieku t. j. do 73 roku, nauczywszy się od pobożnej matki paciorka z dodatkami modlitw, odmawiał go zawsze z najgłębszem skupieniem klęcząco. I sam przyznał się, że nigdy w życiu matczynego sposobu modlenia się nie zapomniał, powtarzając te słowa: „Kochanego matczynego pacioreczka i matczynych przykładów nikomu, a osobliwie Polakowi zapominać lub opuszczać się nie godzi“. „Od chwili, jak zaniedbasz pacierz, grzeszyć rozpoczniesz“.

„Dobrym Polakiem, synem ojczyzny nie będziesz“.
Po wstępnem wyuczeniu się paciorka, katechizmu i przyswojeniu sobie ducha matczynej pobożności Edward kształcił się pod okiem i opieką rodziców w Kuryłówce i Bobrówce, a później w Krzemieńcu i Czernichowie. Ukończywszy z dobrym postępem gimnazyum, słuchał wykładów na wydziale matematycznym uniwersytetu św. Włodzimierza w Kijowie, następnie poświęcił się literaturze polskiej, oraz bibliografii i w krótkim czasie zasłynął jako najcelniejszy znawca starych druków.
Konstanty hr. Swidziński, znakomity archeolog 1855 r., oceniając zdolności i wiedzę Edwarda Nowakowskiego, przybrał go na swojego bibliotekarza, serdecznie umiłował i zaliczył go prawie do rodziny, a następnie do grona osób, mających się opiekować wspaniałemi jego zbiorami, zapisanemi w ostatniej woli Aleksandrowi Wielopolskiemu. Zbiory te Edward Nowakowski przewiózł do Sulgostowa, majątku margrabiego i rozpoczął ich porządkowanie. U rodziny Świdzińskich w Sulgostowie Edward mieszkał lat pięć. Z wdzięczności za doznane względy, dedykował Konstantemu Świdzińskiemu najmilsze dzieło „O cudownych obrazach w Polsce“, napisane rok przed śmiercią i wydrukowane w Krakowie w 1902 r., podpisując się pamiątkowem pseudonimem X. Wacław (Edward) z Sulgostowa.
Procesy, wytoczone Wielopolskim przez rodzinę Świdzińskich, sprawiły, że ostatecznie margrabia zbiory te pod tytułem zbiorów Konstantego Świdzińskiego, przekazał ordynacyi hr. Krasińskich z warunkiem, že bedą dostępne dla pracujących na polu naukowem. Edward od dziecinnych lat, będąc usposobienia ascetycznego, żywił w duszy idealny pociąg do stanu duchownego i nieraz zwierzał się z tym zamiarem Konstantemu Świdzińskiemu, swojemu przyjacielowi i dobroczyńcy. Ten odradzał mu to, a będąc bezdzietnym i bogatym, miał zamiar świetnie wyposarzyć Edwarda zapisem majątku, jeśliby upatrzył sobie dobrą partyą i ożenił się. Mimo propowanej świetnej przyszłości zapewnienia bytu, uśmiechającego szczęścia, pobożny młodzieniec, przejęty wyższym celem, dobroczyńcy swojemu podziękował i w postanowieniu wstąpienia do zakonu wytrwał. Świetną posadę w Sulgostowie opuścił i do Warszawy pojechał, aby tam pójść za wołaniem wewnętrznem do Chrystusa poświęcić się na Jego wyłączną służbę w Zakonie.
Było to w roku 1860, w miesiącu kwietniu, kiedy Zakon OO. Kapucynów w Polsce pod względem obserwy i działalności misyjnej, doszedł do szczytu powszechnego uwielbienia i szacunku. Prowincyałem tego Zakonu był podówczas O. Prokop Leszczyński, sławny pisarz dzieł ascetycznej treści. Biskupem zaś podlaskim był również Kapucyn, O. Benjamin Szymański. Edward Nowakowski, czując do tego Zakonu największy popęd zaznajamiał się z niektóremi Ojcami w Warszawie i był przez nich zaproszony na Wielkanoc na święcone jajko. Gdy rosły, smukły, silnie zbudowany, a przytem skromnie ułożony, brunet Edward wszedł do refektarza, wspaniałą postacią swoją wywarł na wszystkich zebranych zakonnikach jak najlepsze wrażenie. Prawie wszyscy Ojcowie na pierwsze wejrzenie w nim się zakochali i każdy z nich mówił w duszy: „Jakiż to piękny byłby z niego zakonnik“. Podczas miłej i uprzejmej konwersacyi Edward nosił się z myślą korzystania ze sposobności i oświadczenia się na kandydata. Walczył jednak w duszy z pewną nieśmiałością, wypowiedzenia otwartej prośby przyjęcie do Zakonu. W tej wewnętrznej walce wyboru stanu, przybył mu z pomocą sam O. Prokop Leszczyński, Prowincyał kapucyński.
Nadchodziła godzina kanonicznych pacierzy w chórze zakonnym. Po święconem rzekł O. Prowincyał:
— Pojdziemy teraz wszyscy do chóru, a także i pan Edward z nami — do chóru, do pulpitu, a potem do habitu.
Edward usłyszawszy żartobliwe zdanie O. Prowincyała, ucieszony ukląkł, ucałował jego dłoń, za łaskawe i uprzedzające do Zakonu przyjęcie podziękował i razem z zakonnikami udał się do chóru. Tu serdecznie z zakonnikami się modląc, dziękował Panu Bogu za te największą otrzymaną łaskę.
Po upływie niespełna dwóch miesięcy od téj chwili, w Lubartowie, gdzie był Nowicyat Zakonu OO. Kapucynów, w Kościele klasztornym dnia 11 czerwca 1860 r. po konwenckiej Mszy św. O. Gwardyan Fidelis Paszkowski, zaintonował uroczystym tonem wzniosły hymn: Veni Creator Spiritus. Na około rzęsiście oświetlonego ołtarza, rozciągnął się wieniec z żywych, pięknych kwiatów, będącej w nowicyacie zakonnej młodzieży i poważnych przekwitających już białych Ojców Kapłanów i Braci. Wszyscy stojąc śpiewają. W środku, na stopniach ołtarza, w najgłębszem skupieniu, ze złożonemi jak w czasie modlitwy dłońmi, ze wzruszenia drżący klęczy i czeka na suknię zakonną dojrzały, wybujały mężczyzna Edward Nowakowski. To chwila jego pożegnania ze światem i rodziną, to początek jego zakonnego, pokutniczego, świętobliwego życia. O. Gwardyan po błogosławieństwie mówi oracye. Rodzina, siostry i bracia płaczą, a Edward się raduje, mówiąc: „że dla nich umiera, a dla siebie dopiero prawdziwie się ożywia“. Gruby wytarty habit, leżący na ołtarzu, patrzących przestrasza, a on biorąc go z rąk O. Gwardyana, całuje i z upragnieniem do niego się nachylając, cały z przyjemnością w nim się ukrywa. Obleczony, grubym sznurem (powrozem), przepasany, koronką i w krzyż uzbrojony, wstaje, z zakonną bracią każdego na znak miłości i jedności, biorąc w ramiona, całuje, a potem znowu z zapaloną świecą w ręku, jako nowo obleczony Nowicyusz, zakonnik, klęczy i uśmiechnięty radośnie modli się. Po ceremonii obłóczyn przełożony O. Gwardyan nadał Edwardowi zakonne imię Wacław i od tej też chwili w zakonie nikt go inaczej nie nazwał. Otóż i my o nim pisząc, tak go zawsze nazywać będziemy.
Po obłóczynach Nowicyusz Brat Wacław, w chórze rzucił się do stóp O. Askaniuszowi, magistrowi, duchownemu przewodnikowi i całkowicie, jako duchowne dziecię jemu się oddając, prosił o jak najostrzejsze kierownictwo. O. Askaniusz z natury był usposobienia szorstkiego, zakonnik ścisłej obserwacyi, surowy, doświadczał Wacława w pokorze. Opowiadają rówieśnicy Brat Stefan Rembiszewski z Jabłonki i Brat Leon Przyłuski, że bez najmniejszego powodu lub zawinienia, nakazywano Wacławowi w refektarzu jadać na podłodze, czynić dyscyplinę publicznie, lub czyścić naczynie w kuchni. Wszystko to największym spokojem ducha wykonywał podówczas 31-letni Wacław i jeszcze za to dziękował i prosił o nałożenie większej pokuty, mówiąc: Benedicite R. Pater. „Niech Pan Jezus zapłaci i Swięty Ojeciec Franciszek, na większą jeszcze karę i pokutę zasłużyłem“.
Przez cały rok nowicyatu Brat Wacław celował w ostrości zakonnej, on jeden jedyny przez cały czas, za pozwoleniem przełożonych, pokarmów mięsnych nie jadał, ale umartwiał się w zwykłych postnych potrawach.
Przy końcu nowicyatu doniesiono mu, że brat jego rodzony za polityczne sprawy uwięziony, ciężko chory, pragnie przed śmiercią widzieć się z Wacławem i pożegnać. Otrzymawszy pozwolenie od O. Prowincyała pojechał do Warszawy. Gdy powrócił do Klasztoru, już miał złożyć śluby zakonne i odprawiał rekolekcye. Jak zwykle przed ślubami, Ojcowie i Bracia zakonni, profesi starsi robią nad nowicyuszem wotacye, tj. głosowanie; przy głosowaniu dają czarne lub białe grochy, według zasługi nowicyusza. Stało się, że Brat Wacław za to, że będąc w nowicyacie, odwiedzał brata, i że musiał poza klasztorem przebywać, przez co przerwał nowicyat, dostał na wotacyi czarnych grochów (gałek) więcej, niż białych. Po niepomyślnej wotacyi powiedziano mu, że musi na nowo odprawiać drugi rok nowicyatu, albo opuścić zakon. Z pokorą przyjął to pierwsze, został, jeszcze ostrzejszy odprawiając nowicyat, rok drugi.
Dzięki stałości charakteru, i jakby niczem nieugiętego uporu, w dobrej sprawie udoskonalenia się, przetrwał wszystkie nowicyackie dwuletnie próby, a otrzymawszy na wotacyi już teraz wszystkie grochy białe, po kilkudniowych rekolekcyach (chociaż rekolekcye bardzo ostre trwały dwa lata), podczas Mszy św. konwenckiej dnia 25-go stycznia 1862 r., w dniu Nawrócenia św. Pawła, złożył w Lubartowie w rece przełożonego śluby zakonne uroczyście jak następuje:
— „Ja Brat Wacław ślubuję i obiecuję Bogu Wszechmogącemu i błogosławionej Pannie Maryi i błogosławionemu Franciszkowi i Wszystkim Swiętym i tobie Ojcze przez cały czas życia mojego zachować Regułę Braci Mniejszych, przez Papieża Honoryusza potwierdzoną żyjąc w posłuszeństwie bez własności i w czystości“.
Przełożony, odbierający śluby, jako zastępca Pana Jezusa, na to odpowiedział:
— „A ja w Imieniu Boga, jeżeli to zachowasz, obiecuję ci żywot wieczny“. W Imię Ojca i Syna i Ducha Świętego Amen.
Po ślubach zakonnych, jakby po drugiem odrodzeniu się, kleryk Brat Wacław, pełen uszczęśliwienia, został przeniesiony z Lubartowa do Lublina, gdzie dla kleryków, profesów były studya filozoficzne, przygotowawcze do św. Teologii i tam ucząc się, pozostał do końca roku szkolnego 1862. Z początkiem nowego kursu t. j. we wrześniu, wysłano Wacława wraz z innymi klerykami z Lublina do Warszawy na fakultet teologiczny.
W Warszawie już od roku 1860, tajny Komitet przysposabiał naród do wybuchu powstania. Urzadzano w tym czasie tajne stowarzyszenia, zjazdy, następnie zewnętrzne manifestacye, rozpoczynające się nabożeństwami po Kościołach. Duchowieństwo chcąc nie chcąc musiało brać mimowolny w tych manifestacyach udział. Do Komitetu ruchu narodowego tajnego, dla obudzenia ducha patryotycznego wciągano Kapłanów świeckich i zakonnych, uczonych i sławnych kaznodziejów, aby gorliwym zapałem rozdmuchiwali, rzucone przez Komitety wśród narodu tlejące zarzewia, do powstania narodu polskiego, celem wywalczenia wolności Ojczyzny, uwłaszczenia uciemiężonych włościan, odbudowania Polski, a w niej rozkwitu wiary, religii i kościoła katolickiego. Do Komitetu ruchu narodowego, którego przedstawicielami byli Mirosławski, Frankowski, Asnyk Adam, poeta, Agaton Giller, Gidlewski i wielu innych, należał też i Karol Nowakowski, brat naszego Wacława, tem wsławiony, że podczas manifestacyjnego obchodu rocznicy powstania listopadowego w kościele OO. Karmelitów na Lesznie, gdy tłumy ludu klęczały na zewnątrz, Nowakowski zaintonował pieśń: „Boże coś Polskę“ i wziąwszy krzyż, urządził procesyę. Zdaje się, że wpływ Karola i pożądana mu pomoc w ruchu narodowym przystrojonym w szatę religijną, w obronie wolności, wiary, religii, Kościoła, świętej ojczyzny, O. Wacława z natury bardzo usłużnego, pociągnął i w polityczną sprawę narodową wmięszał. Tembardziej, że i duchowieństwo, któremu zawsze trudno jest oddzielać się od większości społeczeństwa, szło z ruchem narodowem i współdziałało.
Otóż i O. Wacław w najlepszej intencyi dał się porwać ogólnemu zapałowi. On, miłujący Pana Boga nadewszystko, a ojczyznę jak samego siebie, w dobrej myśli dla chwały Bożej. Kościoła i ojczyzny, początkowo w ukryciu, obserwie zakonnej, modlitwą, umartwianiem się, pracą, objawiał tę miłość, dobroć i współczucie nad nieszczęśliwymi braćmi i pragnął zbawienia ojczyzny. Lecz gdy głośne jęki i westchnienia, w kajdany kutych i do niewoli syberyjskiej pędzonych braci doleciały i do jego celi, obiły się o jego delikatne uszy i rozrzewniły uczucia patryotyczne tkliwego serca, nie mógł przezwyciężyć żaru miłości, ani ugasić w sobie zapału poświęcenia. Za wzorem Chrystusa, Mistrza miłości i poświęcenia, zapłakał nad ojczyzną i wyrwał się z wiedzą O. Prokopa Leszczyńskiego, Prowincyała, na zewnątrz Klasztoru, wziął krzyż codziennych trudów tułactwa, wszedł na drogę zatracenia — choćby i umrzeć za lud — i cały oddał się z poświęceniem na usługi narodu. W grubym ciężkim habicie, jako mnich spełniał ważne zlecenia centralnego Komitetu w Warszawie. Bardzo często robił wycieczki na prowincyę, w celach narodowego powstania. Śledcza władza rządowa, moskiewska obserwowała go, a podejrzanego i zdradzonego miała aresztować.
Przez dobrych patryotów zawczasu ostrzeżony, za pozwoleniem przełożonych, wyszedł z Klasztoru i pieszo idac od wsi do wsi, dotarł aż do Galicyi, agitując, zachęcał do poświęcenia się ojczyźnie. Wszędzie, gdzie mógł spełniał ważne narodowe misye, na których spędził kilkanaście tygodni. Dla władzy śledczej stracony, ukryty w Galicyi, spełniał obowiązki narodowego misyonarza. Następnie sposobem opatrznościowym, wróciwszy szczęśliwie do gub. Lubelskiej, spokojnie w Klasztorze Braci swoich OO. Kapucynów w Lublinie, mieszkając, przed poszukiwaniem ukrywał się. Utrzymując jednakże czucie z rządem narodowym, osobliwie korespondując z rodzonymi braćmi Karolem i Stanisławem, odbierał znaczną liczbę pakietów i listów. Denuncyonowany przez listonosza, zdradzony, rewidowany, skuty i do turmy więziennej w Lublinie został wtrącony. Na śmierć zasądzony, lecz za wstawieniem hr. Zamoyskiej, od śmierci uwolniony, został skazany na osiedlenie. Przeżył tam lat 8 w ciężkich robotach, za rodzonego brata Karola na siebie przyjętych. Ułaskawiony w r. 1872 z robót, a na wolniejszą stopę wypuszczony, na mieszkanie do Wołogdy internowany, w tułaczej tu i ówdzie podróży po różnych miastach rosyjskiego państwa, przeżył lat cztery. O życiu na Syberyi pisał O. Wacław w broszurce p. t. „Tunka“.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Andrzej Janocha.