Kochający braciszek
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kochający braciszek |
Pochodzenie | Partja winta |
Wydawca | Towarzystwo Wydawnicze „Rój” |
Data wyd. | 1926 |
Druk | Sp. Akc. Zakł. Graf. „Drukarnia Polska“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Mieczysław Birnbaum |
Tytuł orygin. | Братец |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Pobierz jako: EPUB • PDF • MOBI Cały zbiór |
Indeks stron |
Przy oknie, pogrążona w zadumie, patrząc na zabłoconą ulicę, stała młoda dziewczyna. Tuż obok niej, młody człowiek, w mundurze urzędnika państwowego, nerwowo tarmosił wąsiki i drżącym głosem mówił:
— Siostro, opamiętaj się. Jeszcze nie zapóźno. Zaklinam cię. Zerwij z tym sklepikarzem, z tym kacapem. Pluń na ten nalany pysk. Niech go dunder świśnie. Raz jeszcze zaklinam cię.
— Nie mogę, braciszku! Dałam słowo.
— Błagam. Miej wzgląd na nasze nazwisko. Tyś jest przecież dobrze urodzona, szlachcianka, panna z wykształceniem; a on kupczy kwasem; chłop, cham!... Cham! Zrozumżeż to — niemądra! Cuchnącym kwasem handluje, stęchłe śledzie sprzedaje. Tyś mu wczoraj dała słowo, a on dziś okpił naszą kucharkę o kilka kopiejek! Skórę z biednych ludzi łupi! Gdzież się podziały twoje ideały? O Boże mój, Boże! Co? Słuchajże, przecież kochasz Miszkę Trechwostowa z naszego departamentu, o nim tylko marzysz! On cię kocha...
Siostra oblała się rumieńcem. Grymas wykrzywił jej twarzyczkę. Oczy pełne były łez. Widocznie, brat trafił w najczulsze „centrum“.
— Siebie gubisz i Miszkę gubisz... Zaczął pić! Oh! Siostro, siostro! Dałaś się wziąć na lep chamskiego bogactwa, kolczyki, bransoletki. Wychodzisz zamąż z wyrachowania. A to taki kiep, taki bydlak... Oddajesz rękę nieukowi, który nawet nie potrafi się ortograficznie podpisać! „Mitrji Niekołajew“. Czy słyszysz to „Nie“? Niekołajew. Bydlęęę!... Stary, ordynarny, gbur... Zaklinam cię!
Głos brata zadrżał i stał się chrypliwy. Kochający braciszek kaszlnął, zakrztusił się i wytarł oczy. I jego twarz skaził grymas.
— Braciszku drogi, dałam słowo. A zresztą, mam już potąd naszej nędzy...
— No, jeżeli tak, to jestem zmuszony wszystko ci wyjawić. Nie chciałem być w twoich oczach skalany moralnie, powiem jednak. Lepiej stracić dobrą opinję, niż pozwolić siostrze iść na zatracenie... Posłuchajże, Katja. Znam ja pewną tajemnicę twego sklepikarza. Gdy się o niej dowiesz — natychmiast z nim zerwiesz. Oto ta tajemnica. Czy dasz wiarę, że spotkałem się z nim w jednym plugawym lokalu? A może pragniesz się dowiedzieć, gdzie się z nim spotkałem? Co?
— Gdzie?!...
Odpowiedź zawisła na ustach brata. Przeszkodzono mu jednak. Do pokoju wszedł chłopiec w kubraczku, w zabłoconych butach, trzymając oburącz sporych rozmiarów worek.
Przeżegnał się i stanął przy drzwiach.
— Kłania się panu Mitryj Terentjicz — zwrócił się nowoprzybyły do brata — i przy dzisiejszej niedzieli życzy wszystkiego najlepszego. A to — do rąk własnych.
Brat nasrożył się, przyjął worek, zajrzał do środka i uśmiechnął się pogardliwie.
— Cóż tam jest? Prawdopodobnie jakieś drobnostki. Hm... Głowa cukru.
Wyciągnął ją z worka, zdjął z niej kołpak papierowy i począł obstukiwać palcem.
— Hm... Z jakiej cukrowni? Bobrińskiego? Dobrze... A to? Herbata? Czemś ją czuć... Cóż to za sardynki... Jakaś pomada... Rodzenki ze śmieciami... Chce mnie przekupić, podlizuje się... Nieee... mój drogi!... Nie uda ci się! A czemuż to kawę z cykorją przemycił? Zresztą kawy nie pijam. Jest szkodliwa dla zdrowia. Działa na nerwy. Wszystko w porządku. Możesz już odejść. Pokłoń się tam.
Chłopiec wyszedł. Siostra szybko podbiegła do brata, chwyciła go za rękę. Poprzednie jego słowa wywarły na niej potężne wrażenie. Jeszcze jedno słówko i... sklepikarz byłby odpalony!
— Mówże! Mów! Gdzieś go widział?
— Nigdzie, zażartowałem z ciebie. Rób co ci się podoba — oświadczył kochający braciszek i raz jeszcze ostukał głowę cukru.