Kościół a Rzeczpospolita/Rozdział dziesiąty

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Anatole France
Tytuł Kościół a Rzeczpospolita
Wydawca „Życie“
Wydanie wznowione
Data powstania 1904
Data wyd. cop. 1911
Druk Drukarnia Ludowa
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Aleksander Sulkiewicz
Tytuł orygin. L’Église et la République
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



ROZDZIAŁ DZIESIĄTY.
Zakończenie.

Odkąd Bonaparte wznowił obrządek we Francji, wszystkie rządy, które po sobie następowały, zwiększały bogactwo i potęgę kościoła, i nie te, które najbardziej go kochały, najlepiej mu służyły. Restauracja mniej dlań uczyniła z miłości, niż rząd lipcowy i drugie Cesarstwo — z interesu lub obawy. I doprawdy, taki np. Villèle[1] nie był w stanie oddać mu tych usług, jakie miał od Guizot’a. Co zaś tyczy się trzeciej Rzeczypospolitej, zrodzonej śród konwulsji tego Zgromadzenia Wersalskiego, które poświęciło Francję Sercu Jezusowemu, wzrosła ona pod grozą niebezpieczeństwa rzymskiego, które nie zawsze była w stanie zażegnać, któremu nie zawsze umiała patrzeć oko w oko i które grozi jej jeszcze dzisiaj.
Niezmienność słów, określających rzeczy zmienne, myli rozum i powoduje sądy fałszywe. Nazwy, papież i kościół, pozostają, lecz nie wyobrażają one, że tak powiemy, nic z tego, co wyobrażały temu lat sto, temu tylko lat trzydzieści. Od roku 1869, od Soboru Watykańskiego, od chwili gdy papież zamknął się w swej twierdzy duchowej, narodziło się papiestwo nowe. Po papieżu-królu nastąpił papież-bóg. Nowy dogmat nieomylności, który zdał się być napadem obłędu religijnego, był czynem zręczności politycznej.
Ogłoszony w chwili, gdy Pius IX tracił resztki ostatnie swego dziedzictwa królewskiego, dogmat ten zastępował zniesione władztwo nad Legacjami przez panowanie ewentualne nad światem. Znikając nazawsze poza Watykanem, tym pałacem bez fasady i bez przystępu, papież zdawał się mówić: „Gdy pozostawię Rzym bezbożnemu, gdy nie będę już nigdzie na ziemi, będę wszędy, a Rzym mój stanie się światem“. Ekspansywność gwałtowna papiestwa wysubtelnionego! Jeśli nieomylność papieska w rzeczach dogmatu jest natury teologicznej, nieomylność papieska w dziedzinie moralności jest natury politycznej; jest to areszt, nałożony na wszystkie sumienia, jest to kierownictwo doczesne nad społeczeństwami, jest to Syllabus, narzucony państwom, jako akt konstytucyjny.
Marzenie? Bynajmniej! Twarda rzeczywistość. I nie sam Pius IX to uczynił; nie sami tylko kardynałowie jego, uczyniły to kościoły wszystkich narodów, uczynił to kościół. I odtąd, by owładnąć sumieniem jednostek i, ludów na całej kuli ziemskiej, papiestwo pchnęło armię, najlepiej dowodzoną i najbardziej wyćwiczoną, jaką kiedykolwiek widziano, biskupów, księży, mnichów i zakony świeckie. Niewątpliwie papiestwo dążyło zawsze do panowania nad światem i zamierzało zawiesić ziemię na pierścieniu Rybaka. Od wieku XII-go, papieże walczyli z królami naszemi o panowanie nad królestwem. Lecz czym był papież ówczesny wobec papieża dzisiejszego? „Nie jesteś panem biskupów, lecz jednym z nich“, mówił św. Bernard do papieża. A. Bossuet, przytaczając te słowa, dodawał: „Oto, jako mówili zawsze ci, którzy z pośród nas byli najbardziej bogobojni“.
By móc stawić czoło kościołowi zzewnątrz, królowie francuscy posiadali kościół własny, najbogatszy i najludniejszy w całym chrześcijaństwie. W przeddzień Rewolucji, duchowieństwo, ten stan pierwszy w państwie, stanowiło armję ze stu tysięcy ludzi i posiadało trzy miljardy w dobrach oraz sto miljonów — w dziesięcinach. Była to siła niezwalczona a rękach króla. Nie korzystał z niej zawsze w ten sam sposób; bądź używał kościoła swego, by zwalczać papieża, bądź porozumiewał się z papieżem, by zmusić tenże kościół do posłuszeństwa, lub też pozwalał mu znieprawionemu przez swych przywódców, by oddawał się sam w ręce papieskie. W taki to sposób Ludwik XIV, przeciwstawiwszy Stolicy Apostolskiej swobody gallikańskie, stał się na starość smutnie ultramontańskim. Lecz, w razie potrzeby, parlamenty broniły władzy królewskiej przeciw samemu królowi. I państwo znajdowało zawsze nanowo swój kościół własny, ilekroć zapragnęło stawić opór uroszczeniom księcia rzymskiego. A wam, ministrom demokracji naszej, gdy chcecie bronić się, co pozostaje dzisiaj? Kościół Gallów przeniósł się zagranicę. Dziś macie u siebie tylko milicję ultramontańską, księży mnichów, żołnierzy papieskich, którzy rozbili obóz w Rzeczypospolitej, pozbawionej szańców.
Biskupi wasi są wrogami waszemi, wrogami rozgniewanemi. Stary Montalembert, katolik gorący, obrońca szlachetny Stolicy Apostolskiej, nie mógł patrzeć bez bólu i bez przerażenia na abdykację episkopatu narodowego wobec uroszczeń papiestwa. Kilka miesięcy przed śmiercią, pisał do pewnego katolika niemieckiego: „Gdybyś pan mógł sobie wyobrazić tę otchłań bałwochwalstwa, w którą wpadło duchowieństwo francuskie!“ Odtąd kościół francuski pogrążył się jeszcze głębiej w bałwochwalstwie cudzoziemskim. Odtąd papiestwo stało się jeszcze bardziej żądne władzy. Boi się was jeszcze mniej, niż bało się Napoleona III, którego popchnęło do ruiny własnej i do klęski naszej[2], a nienawidzi was stokroć więcej. Było bez litości dla cesarza, cesarz bowiem, dając mu wiele, nie dawał mu wszystkiego. Zapytajcie tej przepowiedni i pomyślcie, że groźba bardziej bezlitośna wisi nad wami. Albowiem, gdy rządy katolickie kajały się i jeśli jeszcze był czas, przyjmowało je na łaskę i niełaskę. Ale wy, wy nie możecie odeń oczekiwać żadnego przebaczenia. w oczach jego jesteście, jakobyście nie istnieli, nie jesteście bowiem już katolikami. Nieodwołalnie osądziło was i potępiło. Przyspiesza chwilę wykonania wyroku. Jesteście dla niego zwyciężeni i wzięci przez nie w niewolę. Powiększa codzień swą armję okupacyjną; roszerza codzień swe podboje. Wzięło już wam znaczną cześć waszej burżuazji; zdobywa miasta całe, oblega fabryki; ma sojuszników — dobrze wiecie o tym — w łonie waszej administracji, w ministerjach waszych, sądach, dowództwie wojsk. Nie proście jego o pokój, nie zechce, nie może zawrzeć go z wami. Jeśli będziecie trzymali się w stosunku do niego reguły poprzedników waszych, polityki Restauracji, monarchji lipcowej i drugiego Cesarstwa, będziecie zmuszeni dać mu dość, by je jeszcze wzmocnić, i za mało, by uczynić je pokojowo usposobionym; uczynicie sobie zeń tylko wroga jeszcze niebezpieczniejszego. Strzeżcie się wszelkich ustępstw na jego korzyść: ono nie ustąpi wam w niczym. Zamyśla tym razem już nie tylko to, by zmusić władzę świecką do współdziałania swym planom i sławie, lecz by ją zgnieść za niewierność. Zabiera wasze miejsce, chce was zastąpić. Kościół wasz pracuje nad tym otwarcie, by zatwierdzić śród was rząd świecki papieży, który był hańbą ludzkości; chce uczynić z Francji prowincją powszechnego państwa papieskiego. Wzniósł już na szczycie Montmartru bazylikę piotrową nowego Rzymu.
Lecz od kogo wziął te siły, które zwraca przeciw wam? Od was! Wy to przez Konkordat utrzymujecie jego organizację, jego jedność. Wy to czynicie zeń mocarstwo doczesne. Wy to przeciwstawiacie go Rzeczypospolitej i stwarzacie nawprost władzy cywilnej francuskiej władzę cywilną rzymską. Wy to kładziecie mu w dłonie oręż, którym was uderza. By wydrzeć mu oręż ten z dłoni — na co czekacie? Zarządzany przez was, panuje nad wszelkiemi zarządami waszemi. Zerwijcie więzy, któremi przytwierdziliście go do państwa, rozbijcie formy, dzięki którym dajecie mu wygląd i postać wielkiego ciała politycznego, a przekonacie się, te rozpłynie się wkrótce w wolności.





  1. Hr. de Villèle, mąż stanu francuski, przywódca ultra-rojalistów za Restauracji Burbonów (ur. 1773, † 1854). Przyp. tłum.
  2. „Podtrzymywanie władzy doczesnej papieży kosztowało nas Alzacji i Lotaryngji... Gdybyśmy byli ustąpili w kwestji władzy doczesnej, mielibyśmy gotowe sojusze; mielibyśmy jeden natychmiastowy i niezaprzeczalny“. Mowa księcia Napoleona w Izbie Deputowanych r. 1876. Histoire des Français przez Teofila Lavallée t. VII przez Maurycego Dreyfousa, str. 19.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Jacques Anatole Thibault i tłumacza: Aleksander Sulkiewicz.