Przejdź do zawartości

Klęski zaraz w dawnym Lwowie/Warunki higjeniczne dawnego Lwowa

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Łucja Charewiczowa
Tytuł Klęski zaraz w dawnym Lwowie
Rozdział Warunki higjeniczne dawnego Lwowa
Data wyd. 1930
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Indeks stron
I.
Warunki higjeniczne dawnego lwowa.
Ciasnota miejska. – Typ mieszkań. — Porządek ulic. – Dbałość zarządu miasta o jego czystość. – Wieczystość skarg na błota lwowskie. – Bruki, kanalizacja i studnie. - Związek epidemij z higjeną i ubóstwem.

Niesłychanie sprzyjała rozwojowi zarazy ciasnota okręgu miast dawnych, brak wegetacji i przewiewu na ich ulicach krętych i ścieśnionych okolnemi murami. Lwów dawny, gotycki, który spłonął w 1527 r., nie odróżniał się zapewne od innych miast tego typu. Po zaniechaniu budownictwa drewnianego[1], wnętrze jego murów wypełniły stawiane w zwartym szeregu wąskie, trzyokienne o wspólnych ścianach, szkarpowane domy, w założeniu swem ciasne i niewygodne, strzelające jednak wgórę licznemi piętrami i spadzistemi dachami[2], o podcieniach konstrukcji drewnianej, które zarzucono w odbudowie po wspomnianym pożarze[3]. A choć renesans zaznaczył dążność do rozszerzania domów miejskich[4], długo jednak nie zwiększały się jeszcze znikome rozmiary ich okien, nie opadły z tychże kraty, umieszczane nawet na wysokości pięter i budowle mieszkalne miejskie pozostały w przeważnej swej mierze wąskie od frontu, a głęboko zachodzące wzdłuż parceli. Były okresy wielkiego ich przeludnienia, w podziałach spadkowych nader często zaznaczano rozczłonkowywanie mieszkań i granicę idącą środkiem izby, jedna też kamienica bywała własnością wielu rodzin i kilku z jednej nieruchomości spotykamy płatników. Wyzyskiwano tak wszystkie miejsca do zamieszkania możliwe, że nawet ciemne i przyziemne sklepy baszt i bram miejskich były poszukiwanemi lokalami. Dopiero skutkiem upadku miasta w XVIII wieku spotykamy zjawisko dotąd niezwyczajne, spowodowane wyludnieniem miasta: wielką ilość pustką stojących przez lat dziesiątki kamienic.
Wieczny mrok wąskich ulic, których dwurzędowe domy o wystających wykuszach wzajemnie na siebie cienie rzucały, był też powodem, że dawne domy mieszczańskie posiadały znikomą ilość ubikacyj światłem słonecznem oświeconych, a pełne były alkierzyków, bokówek i komórek, dostępu słońca i powietrza pozbawionych. Lepianki zaś nędzne wypełniały najbliższe przedmieścia, na których i budować nic lepszego nie było warto, albowiem przy każdem zbliżaniu się nieprzyjaciela stawały się one pastwą pożarów, złowrogą pochodnią wojny dla obrońców miasta w jego wnętrzu skupionych.
Przeciętny lwowianin pędził życie w kramie, przy ławie rzemieślniczej, w piwnicy szynkownej lub na wozie jarmarcznym, wszędzie zaś tam kupił się zgiełk i tłum ludzki. Handel też cały prowadzony objazdowo, zmuszający do ciągłego odwiedzania targowisk krajowych i zagranicznych źródeł zakupów, powodował, że się z jednego ogniska zarazy tworzyły jej dziesiątki, a niezrozumiałe dla współczesnych „skoki“ zarazy, od Kalisza do Lwowa, od Lwowa do Warszawy i t. p. tłumaczą się jej zawlekaniem przez transporty towarowe i osoby kupców.
We Lwowie, jako wielkiem emporjum handlowem przetaczały się setki fur dziennie przez zwodzone mosty, przerzucone przez fosę fortyfikacyjną, zdążając przez główne bramy Krakowską i Halicką do wnętrza miasta. Odchody zwierzęce, a z powodu braku instytucyj użyteczności publicznej i ludzkie, oraz odpadki towarów pozostawały po nich w spuściźnie, wzbogacane ponadto hojnie przez mieszczan zasiedziałych, którzy z pokolenia na pokolenie przekazywali chwalebny zwyczaj wyrzucania wszystkich nieczystości domowych na ulicę. Nie pomagały aż do drugiej połowy wieku XVIII powtarzane rozporządzenia magistratu, iż „possesorowie kamienic pilnie przestrzegać mają, aby pomyje i inne plugastwa na ulice publiczne z okien lub rynnami nie wylewano“, bo czyny te uprawiano z zaciętym konserwatyzmem, a również i to stało się tradycyjnem, że „kloaki niewyczyszczone wielki w mieście czynią fetor i obrzydliwą sprawiają aurę“[5]. W czasie też trwóg wojennych zgiełk straszny, zamieszanie i brud powodowali uciekinierzy, chroniący się w mury miejskie, a nie powiększały też czystości kwaterunki i przechody wojsk, nikt nie miał ochoty sprzątać pozostałości po nich, np. słychać długo o kupach gnojów, pozostawionych przez uczestników „wojny kokoszej“ poza miastem i w jego obrębie w r. 1537[6].
Gdy wieczorna godzina nadeszła, dawano w czasie spokoju z ratusza znak dzwonkiem na zamknięcie bram miejskich i prawie wszyscy przygodni przybysze i przyjezdni kupcy opuszczali śródmieście, zostawiając w składach i piwnicach towar. Osobiste zaś pomieszczenie znajdywali oni w gospodach, w które obfitowały przedmieścia a zwłaszcza, głównie kupców wschodnich goszczące Halickie[7]. Lecz po zawarciu bram i oddaniu kluczy w ręce uprawnionego do ich dzierżenia burmistrza nocnego[8], proconsulis nocturni, nie dbano wcale o uprzątnięcie miejsc opustoszałych, chociaż obowiązkowo wywożeniem gnojów zajmować się miał już w średniowieczu kat miejski[9]. W Warszawie czynić to musieli furmani zawodowi raz lub dwa razy na miesiąc przymusowo w czasach znacznie późniejszych, a to dlatego, że ciągnąc zyski ze swojego sposobu zarobkowania psuli bruk i zanieczyszczali ulice[10]. Tą czynnością obciążano też w mieście naszem dzierżawcę woskobójni, lecz jeszcze w r. 1467 tylko dwa razy w roku przed Wielkanocą i św. Michałem czyszczono miasto obowiązkowo[11], a czasami jeszcze uprzątano rynek z powodu uroczystości procesji Bożego Ciała[12].
Dopiero, gdy przy końcu XV i z pocz. XVI wieku zrozumiano potrzebę częstszego odprawiania „purgacyj“ miasta, oglądnięto się za źródłem pokrycia związanych z tem wydatków; w 1525 r. uzyskano pozwolenie na pobieranie po pół grosza, czyli 9 denarów od fur przybyszów, którzy przed wrogiem szukali w mieście oraz po przedmieściach schronienia[13] i obracano zebrane pieniądze na opłatę „purgantów, ktorzi gnoie suflowali“. Także wioski miejskie obowiązane były do szarwarków na rzecz miasta, ale ta pańszczyzna „pociężna i piesza“[14] chybiała pod różnemi pozorami; czasami czytamy, iż stante calamitate pestilentiae… wakowała, kiedyindziej znów żalą się stany, że „miasto niechędożone, pańszczyzna na cele prywatne obrócona". W okresie zaś przedrozbiorowym, gdy wojsko rosyjskie Lwów zalało, podwody z wiosek miejskich przybyłe dla czyszczenia miasta i zwożenia materjałów do naprawiania i brukowania dróg, użytkowano dla przewożenia rosyjskich magazynów wojskowych, dla kurjerów, sztafet i tym podobnych celów[15].
Wśród pospólstwa miejskiego powszechnem było zaufanie w leczniczą wartość gnoju, w czasie zarazy biedacy zagrzebywali się w nawozie i marli w nim niezawsze spostrzeżeni a zwłoki ich tkwiły tam, dopóki fetor rozkładających się ciał nie zwrócił uwagi grabarzy. Uważano też, że palenie gnojów znakomicie czyści powietrze w mieście. Lecz mimo to w okresie zarazy 1548 r. wzmaga się troska o czystość miasta[16], zrozumiał widocznie jego zarząd, że brud jest najlepszem podłożem rozwoju epidemji. Wreszcie najęto na stałe człowieka do cotygodniowego czyszczenia miasta i wywożenia gnoju[17]. Jednak bardzo często zaledwie na odległość wałów miejskich wywóz ten uskuteczniano, a „rumy miejskie" piętrzyły się niebotycznie po całych wałach, jakkolwiek miały być składane tylko na miejscu wyznaczonem przez magistrat za miastem i zaznaczonem słupami[18]. Dla dopilnowania czystości dobrych chęci jest więcej, aniżeli czynów. Ad sonum tubae, „otrębywano ochędóstwo“, to jest nakazy czystości, obowiązkiem jej doglądu obarczono instygatora a 40-mężowie żądali przydania mu osobnego „nocnego“, aby z rana z cepakami swymi przed otwarciem bram ulice rewidował[19].
A przecież Lwów miał bardzo wcześnie brukowane ulice i rynek, najwcześniejsze rachunki wykazują już opłacanie brukarzy i rurmistrzów, magistri canalium, przeprowadzających i utrzymujących kanały podziemne, któremi zbytek wody i nieczystości z miasta odchodzily. Ductores aquarum zaś z początkiem wieku XV uskutecznili budowę wodociągów[20]. Lecz mimo to i mimo, że ostatki pierwszych bruków drewnianych w obrębie murów znikły jeszcze w średniowieczu[21] i brukarze konserwację bruków kamiennych ciągle prowadzili, nawet i w czasie największej świetności Lwowa, gdy się tylko wyjrzało poza mury, strach oblatywał przechodnia przed wdepnięciem w olbrzymie grzęzawiska i bajory, pięknym wieńcem od zewnątrz otaczające mury, co nawet ostre reskrypty królewskie powodowało[22], a quadragintavirat na swych posiedzeniach stwierdzał: „miasto w wielkim smrodzie gnojowym leży, skąd zarazy zdrowia ludzkiego y przymówiska od postronnych“[23]. Bo też nieporządki zbyt były widoczne i przyjezdnym w oczy się rzucały i urbs metropolis totius Russiae żadną miarą rościć nie mogło pretensyj do palmy czystości. Czyż jednakże Lwów był pod tym względem wyjątkiem? W całej Europie przez stulecia stan sanitarny miast był przedmiotem nieustannych narzekań[24], a i we Lwowie okresy zaniedbania sanitarnego zależne są od wielu czynników, od zasobów kasy i sprężystości zarządu przedewszystkiem.
W czasie upadku materjalnego miasta grunta po przedmieściach tak były zawalone gnojami „że y dróg wolnych niemasz do przejazdu“[25]. Po ulicach miasta też w początku XVIII wieku po kolana broczono a pańszczyźniana praca nad jego usunięciem polegała raczej na jego rozciąganiu, zanim bowiem dziurawe wozy, skrzypiące „kary“ miejskie poza bramy zdążyły, już zgubiły zazwyczaj swą zawartość po ulicach[26]. Leżący w otoczonej lasami kotlinie Lwów pełen był wilgoci, spotęgowanej wielką ilością strumyków okolicznych[27], to też nadmiar wody ciągle musiał być kanałami odprowadzany i dlatego tyle wydatków łożono na ich „chędożenie“. Ale z upadkiem gospodarki miejskiej raz po raz słyszymy, że „kanał zalazł się“, woda zalewała ulice a parcie jej wypychało wszelkie gnijące w nim odpadki, bo go już jak dawniej pańszczyzna „w głąb na chłopa nie wybierała“. Po zamuleniu kanałów przyszło też zamulenie fos okolnych[28].
Nieczystości ulic i wokół kościołów leżące cmentarze, rozkład chowanych gromadnie w ich wnętrzach ciał patrycjuszowskich, zasilały obficie wyziewami powietrze a zgnilizną wodę studzienną. Wszelkie zaś śmiecie z kościołów i szkoły zaścielały miejsca wiecznego spoczynku umarłych, wołali więc czterdziesto-mężowie do rady: „skrzinie dla smiecy skolnich y koscielnych prosiemy kascie WMoście zbudować na cmentarzu, iako przedtim bywało“[29]. Nie było też porządku w samym gmachu ratusznym „na porgange tak wiele regestru lonherskiego pokazanego wichodzy a mimoto zadnim sposobem od smrodu do izbi 40-mężów wniscz bez obrazy zdrowia“[30] nie można było.
Duma średniowiecznego Lwowa, wodociągi miejskie, są też przedmiotem częstych skarg w czasach późniejszych: „woda niepośledni skarb w mieście na którą prowent jest niemaly a ledaiakie ma rurmistrze, ktorzy wody w kamienicach wytracieli“[31]. Nie funkcjonowały już bowiem wówczas dobrze „cugi wodne“ a ponieważ rurmistrz jeden za drugim był taki, iż „kto mu więcej da, więcej wody ma“, powołano specjalny urząd curatores aquarum, którzy czuwać mieli nad regularnym dopływem dobrej wody do wszystkich domostw[32]. Jednakże i ci nie zapobiegli nieporządkom i sprawa dobrej wody i jej dopływu ciągle jest przedmiotem debat. Ze zgorzknieniem stwierdza communitas w r. 1659, że chociaż woda jest to „element iako y insze ad conservandum tak pana iako y ubogiego“, to jednak „na nim miastu schodzi tak dalece, że tylko w kilku priwatnych domach, apud qualificatas personas“ dopływ jej był regularny.
Były to już czasy nieszczęść wojennych w których raz po raz nieprzyjaciel rury wodne niszczył, odpływ wody odcinał. W czasie oblężenia 1648 r. dręczyło zamkniętych w mieście ludzi pragnienie nieugaszone „wodzkiem z brzydkim kałem pomieszanem”[33], czystej bowiem wody w mieście brakło. Zaraz więc potem, by takim niedogodnościom na przyszłość zaradzić, żądano, żeby „studnie ze źródeł wodę maiące na mieyscach pewnych w rynku dać wyrobić“[34], któreby w razie odcięcia dopływu wody z zewnątrz, dostarczały wewnątrz zdrowej wody; liczba widocznie studni źródlanych w mieście była zamałą. Jedna studnia rynkowa istniała jeszcze przed rokiem 1589. Wówczas to przyjął prawo miejskie Andrzej Gargo, Grek z wyspy Chios, i zobowiązał się pierwszą kamienną studnię we Lwowie przez wuja swego Tomasza de Albertis zaczętą, kosztem swym dokończyć[35]. I rzeczywiście w górnej części rynku w latach późniejszych ta studnia kamienna istnieje i nazywana jest „meluzyną“[36], była bowiem ozdobną i tworzyła rodzaj fontanny, za decor urbis, ozdobę miasta uważaną. Zniszczała ona dopiero w czasie najazdu szwedzkiego w pocz. XVIII w.[37]. Wobec natłoku ludzi wewnątrz miasta w r. 1648 studnie źródlane nie mogły nastarczyć potrzebnej dla ciżby oblężonych wody, stworzyło to przestrogę na przyszłość i dążność zapewnienia większej ilości wody studziennej, co się niechybnie okazało zabiegiem błogosławionym w czasie oblężeń następnych.
Przy pierwszych wypadkach czarnej śmierci w mieście, strach przepotężny pędził ludzi z miejsc zarażonych w nietknięte morem okolice, lecz w góry i lasy, będące najpewniejszem schronieniem, uciekać mogli ludzie, posiadający środki materjalne, a przedewszystkiem zapasy żywności, inaczej śmierć czekała głodowa. Do miast zaś niezarażonych przybyszów z ognisk zarazy nie wpuszczano, to też niechcące się na śmierć głodową narażać spólstwo pozostawało w mieście, gdzie zawsze prędzej można było liczyć na pomoc ludzką, aniżeli w puszczy lub w górach.
W zakamarkach brudu i niechlujstwa miejskiego mieściło się liczne ubóstwo, taili hultaje i włóczędzy, cała ta klasa bezdomna, która brakiem dachu i należytego pokarmu wycieńczona, stawała się podatną pożywką bakcyli zarazy i padała od moru pokotem po ulicach i placach, po przedmieściach i szlakach okolicznych. Wspomnienie tej strasznej nędzy ludzkiej zawierają krótkie zapiski wydatków, które miasto ponosiło na uprzątnięcie ich ciał z gnojowisk, wnęk kamienic, kramów i bram oraz podnóży wzgórz podmiejskich[38].
Dawne społeczeństwo lwowskie stosunkowo dość dużo czyniło świadczeń dobroczynnych[39], kronika jezuicka[40] tak dużo mówi o czynnościach jałmużniczych tego zakonu, że aż dziw, iż tyle było w mieście po wsze czasy żebractwa, które i miasto starało się zwalczać przez specjalnego „wójta żebraczego“, zwanego też „babim“ lub iudex pedanus. Dziadostwo miało swą własną organizację na wzór innych związków zawodowych, na czele której stał „starszy“, jakoby cechmistrz[41]. Bractwo to otrzymywało również zapisy i legaty[42].
Specjalnie byli zwalczani żebracy w czasie trwogi powietrznej, nieśli bowiem często w swych łachmanach zarodki zarazy i obdarzali niemi świadczących im jałmużnę. W okresach więc „suspitiey od powietrza“ straż nocna urządzała obławy i dziadostwo „brakowała“[43], czyli z miasta wysiedlała lub w przytułkach umieszczała w myśl ogólnie znanych i w innych też miastach obowiązujących od XVI w. przepisów sanitarnych, by ubogich z ulic usuwać, kostyrów, wesołków i włóczęgów z miasta wyświecać[44].
Wnioski o czystości osobistej ludzi dawniejszej doby nie mogą być też tylko wyciągane na podstawie wiadomości o liczbie istniejących w mieście łaźni, albowiem kąpiel okresowa nie może być należytą rekompensatą codziennych higjenicznych zabiegów, czego exemplum nacja żydowska, a w ich powszechność wierzyć nie mamy podstawy. Spotykamy też narzekania „iż po staremu pustki w łaźni“[45], jakkolwiek były i okresy rentowności tego przedsiębiorstwa. W czasie zaraz zaś używanie łaźni publicznych ostro było zakazywane. Dodać też jeszcze trzeba, że używanie bielizny było w udziale tylko warstw zamożniejszych a i tu owe „chusty białe“ jednak w nierównie skąpszej liczbie są przekazywane z pokolenia w pokolenie, aniżeli owe tak licznie wymieniane jubki, szuby, katanki, mętliki, kabaty, letniczki, czamary i ferezje, t. j. odzież wierzchnia, o którą bardzo dbano.
W ścieśnione więc, błotne i bezdrzewne ulice, natłoczone mrocznemi kamienicami i pełnemi gnoju i zwierząt domowych zabudowaniami gospodarskiemi mieszczan, w zanieczyszczone wobec możności publicznego załatwiania różnych czynności fizjologicznych przejścia i zaułki, w ten duszny okręg, przepełniony wyziewami krypt kościelnych i cmentarzy, wilgocią piwnic i składów, w natłok ludzi, gdy wpełzły bakcyle zarazy, żer znajdowały obfity. Mór chwytał początkowo jednostki, jak gdyby dając znać tylko o sobie. W miarę zaś wzrastającej paniki, w miarę coraz częstszych ucieczek zamożniejszych ludzi, pojawiało się w mieście coraz więcej zabitych deskami, poznaczonych śmiertelnym znakiem domów; wzrost nasilenia zarazy objawiał się w zwiększającej się z dnia na dzień liczbie ofiar, cichły place i ulice, a jedynym objawem ruchu w mieście były korowody śmierci, podążające na pozamiejskie, prowizoryczne cmentarze.





  1. Wład. Łoziński, Sztuka lwowska w XVI i XVII w., str. 2, przyjmuje, że Lwów drewniany zgorzał w 1381 r., mniemam jednak, że znacznie dłużej przetrwały tu budowle drewniane. Por. moje Lwowskie organizacje zawodowe, str. 119. Lwów, 1929.
  2. Cz. Thulie, Jak wyglądały domy w dawnych miastach polskich, str. 7–8. Lwów, 1914.
  3. Arch. m. Lwowa, oddz. I, nr. 374.
  4. Cz. Thulie, o. c., str. 13.
  5. Arch. m. Lwowa, fasc. 241, r. 1766.
  6. Zubrzycki, o. c, str. 156.
  7. J. B. Zimorowicz, Opera omnia ed. K. Heck, str. 91. Lwów, 1899.
  8. Al. Czołowski, Pogląd na organizację i działalność dawnych władz miasta Lwowa do 1848 r., str. 43. Lwów, 1896.
  9. Zubrzycki, str. 75, r. 1408; Czołowski, o. c. str. 45.
  10. Fr. Giedroyć, Warunki higieniczne Warszawy w XVIII w., str. 33. Warszawa, 1912.
  11. C. W. Rasp, Beiträge zur Geschichte der Stadt Lemberg, str. 87. Wien, 1870.
  12. Mon. Leop. t. II i III zawierają nieliczne pozycje wydatków na eductio luti et fimi.
  13. Zubrzycki, str. 148.
  14. Arch. m. Lwowa, ks. 295, Liber exorbitantiarum z lat 1630-1708, str. 218, 232 v, 252 v.
  15. Cons. t. 133, str. 579. Memorjał z 1. VI. 1770 r.
  16. 25 passim. Więźniowie „skrybają“ błoto, purganci ściągają gnoje z ulic, oczyszczą kanały i rynsztoki.
  17. Ks. 8, str. 851.
  18. Ks. 295, str. 218, fasc. 241, r. 1766.
  19. Ks. 296, Liber exorbitantiarum z lat 1710-1723, str. 124, 133.
  20. Mon. Leop. t. II. passim.
  21. Zubrzycki, o. c., str. 124, r. 1487.
  22. Ibidem, str. 265, r. 1627.
  23. Ks. 295, str. 19, r. 1635.
  24. A. Schulz, Das häusliche Leben, str. 69 i n. München u. Berlin, 1903.
  25. Ks. 296, str. 151, r. 1719.
  26. Ibidem, str. 179, r. 1721.
  27. F. Papée, Historja miasta Lwowa w zarysie. Krajobraz lwowski. Wyd. II. Lwów-Warszawa, 1924.
  28. Fasc. 241, r. 1767.
  29. Ks. 295, Liber exorbitantiarum 1630-1708, str. 19, r. 1635.
  30. Ibidem, str. 13.
  31. Ibidem, str. 10, r. 1634.
  32. Ibidem, str. 39.
  33. Zubrzycki, str. 310—311, relacja Jędrzeja Czechowicza regenta communitatis.
  34. Ks. 295, str. 122, 1. VII. r. 1649.
  35. Zubrzycki, str. 216.
  36. Ibidem, str. 264.
  37. Ks. 296, str. 30, r. 1711.
  38. Niezliczone także pozycje zawierają księgi rachunkowe.
  39. Zob. Rys historyczno-statystyczny dobroczynności publicznej we Lwowie, 1250–1894. Lwów, 1894.
  40. Rkps. w b. c. k. Bibljotece Dworskiej we Wiedniu nr. 11988 in. fol. „Collegii Leopoliensis Societatis Iesu Historja ab a. 1585–1773“ (zaczęta przez X. Macieja Wielewicza). Rękopis ten cytuję w dalszym ciągu jako „Kronikę jezuicką“.
  41. J. Krypjakewycz, Lwiwska Ruś w perszyj połowyni XVI w. Zap. Nauk. Tow. im. Szewczenki, t. 77, str. 30.
  42. Arch. m. Lwowa. Testamenta, t. V, str. 327.
  43. Ks. 25, str. 134, r. 1625.
  44. Ks. 223, str. 485—492, r. 1591; J. Ptaśnik, Powietrze w Krakowie w XVI w. Obrazki z przeszłości Krakowa. Serja II, str. 69–70.
  45. Ks. 295, str. 47, r. 1642.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Łucja Charewiczowa.