Kawaler de Maison-Rouge/Rozdział XXIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kawaler de Maison-Rouge |
Podtytuł | Powieść |
Wydawca | Bibljoteka Rodzinna |
Data wyd. | 1928 |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Cały dzień na dziedzińcu, w ogrodzie i w okolicy szukano karteczki, która tak wielki ruch wywołała i niewątpliwie spisek w sobie mieściła.
Badano królowę, oddaliwszy od niej siostrę i córkę, królowa wyznała to jedynie, że na schodach spotkała młodą kobietę, trzymającą bukiet w ręku, że ta kobieta ofiarowała jej bukiet, lecz, że poprzestała jedynie na wzięciu jednego kwiatka; a nadewszystko, że uczyniła to za pozwoleniem urzędnika Maurycego.
Była to istotna prawda w całej swej prostocie i sile.
Wszystko to oświadczono Maurycemu, gdy przyszła kolej na niego, potwierdził on zeznanie królowej, jako szczere i prawdziwe.
— Kiedy tak... — powiedział prezes, to spisek miał miejsce w istocie?...
— To być nie może... — odparł Maurycy, — ja sam, obiadując u pani Dixmer, zaproponowałem jej, aby przyszła obaczyć królowę, której nigdy nie widziała. Dnia jednak, ani sposobu w jakim to nastąpi, nie oznaczyliśmy stale.
— Ale zaopatrzono się w kwiaty... — rzekł prezes, — bukiet dawno już musiał być zrobiony.
— Bynajmniej, ja sam kupiłem te kwiaty u dziewczyny, która nam zastąpiła drogę na rogu ulicy des Vieille’s Haudriettes.
— Kwiaciarka musiała sama ci wybrać ten bukiet?...
— Nie, obywatelu, sam go wybrałem z pomiędzy wielu innych, prawda, jednak, żem wybrał najpiękniejszy.
— Ale przez drogę można była włożyć weń kartkę?... — Nie, obywatelu, było to niepodobieństwtem, gdyż ani na chwilę nie opuszczałem pani Dixmer, aby zaś powkładać kartki w każdy kwiat, bo zważ obywatelu, że Simon utrzymuje, iż w każdym znajdowała się podobna kartka, trzebaby na to pół dnia przynajmniej.
— Czyli jednak nie można było wsunąć pomiędzy te kwiaty dwóch przygotowanych kartek?
— Uwięziona w moich oczach wybrała jeden kwiatek, ale całego bukietu nie przyjęła.
— A więc, obywatelu Lindey, podług ciebie niema w tem żadnego spisku?
— Owszem, jest... — oświadczył Maurycy, — nietylko tak mniemam, ale jestem o tem przekonany; przyjaciele moi nie są nic winni w tej rzeczy. Ponieważ jednak naród nie powinien być narażony na żadną obawę, składam kaucję i za więźnia się uznaję.
— Obejdzie się bez tego... — odpowiedział Santerre, — z tak wypróbowanemi ludźmi, jak ty, nie postępuje się nigdy w ten sposób! Jeżeli uznajesz się więźniem dla dania rękojmi za twych przyjaciół, ja także uznam się więźniem dla dania rękojmi za ciebie. Rzecz jest bardzo prosta; skoro formalna denuncjacja nie ma miejsca, nikt nie będzie wiedział o tem, co tu zaszło. Podwójmy baczność, a mianowicie ty, i tym sposobem, nie rozgłaszając wypadku, dojdziemy do jego źródła.
— Dziękuję ci, dowódco... — rzekł Maurycy, — powiem jednak to, cobyś ty sam powiedział, będąc na mojem miejscu. Nie powinniśmy poprzestawać na tem, wypada nam koniecznie odszukać kwiaciarkę.
— Dobrze się ona z pewnością skryła; ale bądź spokojny, odnajdziemy ją. Czuwaj nad twemi przyjaciółmi; ja zaś czuwać będę nad korespondencjami więźni.
Nikt nie pomyślał o Simonie, który również powziął zamiar pewien.
Przybył on z opisanego dopiero co posiedzenia i dowiedział się, co gmina postanowiła.
— Potrzeba więc formalnej denuncjacji?... — rzekł — poczekajcie przyniosę ją za pięć minut.
— Cóż tam znowu?... — spytał prezes.
— A to... — odpowiedział szewc, — obywatelka Tison donosi o tajemnych podstępach Maurycego, stronnika arystokratów i o knowaniach drugiego fałszywego patrjoty jego przyjaciela, nazwiskiem Lorina.
— Strzeż się, strzeż, Simonie! Gorliwość twoja dla sprawy narodu zbyt cię może unosi... — rzekł prezes; — Maurycy Lindey i Hiacynt Lorin to ludzie dobrze znani.
— Obaczymy to w trybunale... — odpowiedział Simon.
— Zastanów się, Simonie, że będzie to gorszący proces dla wszystkich dobrych patrjotów.
— Gorszący czy nie gorszący, to mi zupełnie wszystko jedno! Czy ja się boję jakiego zgorszenia? Niech wyjdą na jaw wszyscy zdrajcy.
— Trwasz więc w zamiarze podania denuncjacji w imieniu starej Tison?
— Dziś wieczór sam osobiście zadenuncjuję braciom sznurkowym ciebie i ich, obywatelu prezesie, jeżeli nie każesz aresztować zdrajcy Maurycego.
— Zgoda, niech i tak będzie... — rzekł prezes, drżący w owym nieszczęśliwym czasie, przed każdym, ktokolwiek głośniej krzyczał. Zgoda, Maurycy zostanie aresztowany.
Gdy nastąpiła ta decyzja, Maurycy wrócił do Temple i zastał tam list następujący:
„Zapewne nie obaczymy się aż jutro rano, bo nas gwałtownie i niespodzianie spędzono z warty; przyjdź do mnie na śniadanie, opowiesz mi o wszystkich spiskach odkrytych przez majstra Simona.
„Nie mam nic nowego... — odpisał Maurycy, — śpij spokojnie i śniadaj jutro beze mnie, gdyż z powodu dzisiejszych wypadków, nie wyjdę zapewne przed południem.
P. S. Zdaje mi się zresztą, że fałszywą tylko puszczono pogłoskę o spisku“.
Dzięki niegodnemu podejrzeniu szewca, Lorin wyszedł był w istocie z Temple około jedenastej, wraz c całym swym bataljonem.
Denuncjacja starej Tison wymierzona przeciw Maurycemu i Lorinowi, wielką tymczasem wznieciła wrzawę w klubie Jakobinów. Maurycemu oświadczono w Temple, że publiczna pogarda zagraża jego swobodzie. Dano tym sposobem poznać młodemu urzędnikowi, aby się ukrył jeżeli poczuwa się do winy. Maurycy atoli spokojny zupełnie w swojem przekonaniu, pozostał w Temple aż do chwili, w której przyszli go aresztować.
Natychmiast przystąpiono do badania. Maurycy postanowił nie wikłać w sprawę żadnego z swych przyjaciół, których był pewny, niechcąc atoli milczeniem, jak bohater romansu, narażać się na śmieszność, żądał, aby przywołano kwiaciarkę.
Lorin wrócił do domu dopiero o piątej wieczorem i dowiedział się natychmiast, że Maurycego aresztowano, i że zażądał on przywołania jakiejś kwiaciarki.