Katedra Notre-Dame w Paryżu/Księga ósma/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Victor Hugo
Tytuł Katedra Notre-Dame w Paryżu
Podtytuł (Notre Dame de Paris)
Rozdział Dokończenie o talarze przemienionym w zwiędły liść
Wydawca Polski Instytut Wydawniczy „Sfinks“
Data wyd. 1928
Druk Neuman & Tomaszewski
Miejsce wyd. Gdańsk; Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Notre Dame de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.
Dokończenie o talarze przemienionym w zwiędły liść.

Kiedy cyganka śmiertelnie blada, wróciła kulejąc do sali rozpraw, przyjął ją szmer ogólnego zadowolenia. Publiczność doznała uczucia zaspokojonej niecierpliwości, jakiego doznajem y w teatrze po przejściu ostatniego antraktu, gdy kurtyna podnosi się i rozpoczyna się akt ostatni. Serca sędziów ucieszyła nadzieja bliskiej wieczerzy. Kózka mała beknęła również radośnie. Chciała zbliżyć się do swej pani, ale przeszkodził temu sznur, którym przywiązana była do ławy.
Tymczasem zapadła noc. Nie uważano jednak za stosowne powiększyć liczby kagańców w sali, to też światła było tak mało, iż ściany ginęły w mroku. Mrok otaczał mgłą błękitnawą przedmioty. Kilka apatycznych fizjognomji sędziów ledwie rysowało się na ciemnem tle. Na przeciwko nich, u samego końca długiej sali, migotała niewyraźnie postać w bieli, niby jaśniejszy rąbek obłoczka wśród czarnych chmur. Była to obwiniona.
Cyganka nie bez wysiłku dowlokła się do swego miejsca, A gdy i Charmolue pompatycznie doszedł do swego, usiadł naprzód, potem znów się podniósł i rzekł, nie dając zanadto poznać po sobie dumy z dzieła uwieńczonego powodzeniem:
— Obwiniona przyznała się do wszystkiego.
— Dziewczyno cygańska, — rozpoczął przewodniczący, — przyznałaś się do praktyki czarnoksięstwa, wszetecznictwa i morderstwa na osobie Phoebusa de Châteaupers?
Ból chwycił ją za serce. W ciemności słychać było jej łkanie.
— Przyznaję się do wszystkiego, do czego chcecie — odrzekła głosem omdlałym — tylko zabijcie mnie prędzej.
— Panie prokuratorze królewski przy sądzie duchownym, — powiedział teraz przewodniczący, — sąd gotów jest do słuchania wniosków pana.
Mistrz Charmolue wydobył przeraźliwych rozmiarów rękopis i począł czytać, wśród licznych gestów i przesadnych wykrzykników oratorskich, kazanie łacińskie, w którem wszystkie dowody procesu piętrzyły się parafrazami cycerońskiemi, popartemi cytatami z Plauta, ulubionego komika mówcy. Żałujemy wielce, że nie możemy czytelnikom w całości ofiarować znakomitego tego utworu. Krasomówca wygłaszał go z przepyszną swadą. Był dopiero w połowie oracji, a już pot wystąpił mu na czoło, a oczy, zdawało się, wyskoczyć były gotowe z orbit. Nagle, w samym środku najpiękniejszego okresu, prokurator przerwał, a wzrok jego zazwyczaj słodki a miejscami bydlęco tępy, począł ciskać błyskawice, — „Mości panowie! — wołał (tym razem mową pospolitą, bo w rękopisie nie było tego) — spójrzcieno. Szatan do tego stopnia zamięszanym jest w całą tę sprawę, że oto teraz wtrąca się do procesu i przedrzeźnia majestat trybunału. Patrzcie!“ — Mówiąc to w skazywał na kozę, która widząc mistrza Gharmolue wywijającego rękami, uważała za stosowne uczynić to samo; usiadła na tylne łapki i jak mogła najlepiej powtarzała kopytkami przedniemi i główką swą brodatą patetyczne pantominy prokuratora królewskiego przy sądzie duchownym. Jeśli sobie przypominamy, była to jedna z ciekawych sztuk utalentowanej Dżali. Ostatnie to zajście, ostatni ów dowód, silne zrobił wrażenie. Związano łapki kozie i prokurator królewski swobodnie znów podjął przerwaną nić elokwencji. Ciągnęło się to bardzo długo, ale wymowa jego była świetną. Oto jest zakończenie, które dopełnijmy sobie w myśli gestykulacją i tonem mistrza Charmolue: „Ideo, Domni, coram stryga demonstrate, crimine patente, intetione criminis existente, in nomine sanctae ecclesiae Nostrae Dominae Parisiensis, quae est in saisina habendi omnimodam altam et bassam justitiam in illa hac intemerata Civitatis insula, tenore praesentium declaramus nos requirere, primo, aliquandam pecuniariam indemnitatem; secundo, amendationem honorabilem ante portalium maximum Nostrae Dominae, qelesiae cathedralis; tertio, sententiam in virtute cujus ista stryga cum sua capella, seu in trivio vulgariter dieto la Greve, seu in insula exeunte in fluvio Seguanae, juxta pointam jardini regalis, executatae sint!“
Nakrył głowę i usiadł.
— Eheu — westchnął Gringoire odurzony — bassa latinitas!
Z kolei drugi jegomość w czarnej sutannie podniósł się przy oskarżonej; był to jej obrońca. Sędziowie głodni, mruczeć poczęli.
— Zwięzłym bądź mistrzu, — odezwał się doń przewodniczący.
— Panie marszałku, — odrzekł obrońca, — ponieważ oskarżona przyznała się do zbrodni, słówko mam tylko do powiedzenia prześwietnemu trybunałowi. Oto jest brzmienie ustawy salickiej odnośne do przedmiotu: „Gdy czarownica zjadła człowieka i dowiedziono jej tego, ma być skazaną na grzywnę w wysokości ośmiu tysięcy denarów, co czyni dwieście złotych soldów“. Raczy sąd prześwietny skazać klijentkę moją na tę grzywnę.
— Przepis ten został już zniesiony, — powiedział nadzwyczajny prokurator królewski.
— Nego, — odparł obrońca.
— Do głosowania! — zawołał jeden z sędziów. — Zbrodnia jest oczywistą, a pora spóźnioną.
Poczęto zbierać wota nieopuszczając sali. Sędziowie głosowali doraźnie... opinerent du bonnet; spieszno było każdemu. Zakapturzone czoła sędziów odkrywały się w cieniu jedno po drugiem na ponure pytania, które im zadawał przewodniczący. Zdawaćby się mogło pozornie, że biedna cyganka patrzyła na nich, ale oko jej zamglone nic już me widziało.
Poczem wielki pisarz trybunału zabrał się do pisania; niebawem podał marszałkowi długi pergamin. Nieszczęsna posłyszała teraz poruszenie między publicznością, brzęk pik i halabard, i głos grobowy skierowany ku niej:
— Córo cygańska, w dniu kiedy się podoba królowi, panu Naszemu miłościwemu, o godzinie południowej, zawiezioną zostaniesz na gnojownicy, w koszuli, z bosemi nogami, z powrozem u szyi, przed wielki fronton Notre­‑Dame, gdzie kajać się będziesz publicznie z dwufuntową woskową świecą w ręku, skąd odprowadzona na Plac Gréve, zostaniesz tam powieszoną i uduszoną na szubienicy miejskiej; i ta twoja koza również; a oficjałowi zapłacisz trzy złote za zbrodnię przez siebie spełnioną i wyznaną, za czary, gusła, rozwiązłość i morderstwo na osobie wysoko urodzonego Phoebusa de Châteaupers. Niech Bóg ma duszę twą w świętej swej pieczy!
— Ach, to sen! — zaszemrało dziewczę, i poczuło jednocześnie, jak ją krzepkie jakieś dłonie pochwyciły i uniosły.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: anonimowy.