Kamienica w Długim Rynku/XXV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Kamienica w Długim Rynku
Wydawca Michał Glücksberg
Data wyd. 1868
Druk J. Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Tegoż dnia Klara napisała list do Teofila... nic nie tając przed nim i zapytując go co myśli czynić.
Na trzeci dzień nadeszła z Berlina odpowiedź, równie spokojna i rozważna jak list Klary. Teofil poprzysięgał jéj że to nie wpłynie na jego przywiązanie, że ojciec wytrwałością się da pokonać, że co do bywania w ich domu zastosuje się do woli p. Jakuba, ale błaga aby mu pozwolono było pisywać przynajmniéj. Wymieniono tak kilka korespondencyj... a wypadek ten raczéj zwiększył przywiązanie, cieśniéj węzły łączące ich zadzierzgnął, niżeli je zachwiał... Klara była spokojną i pogodną... p. Jakub odzyskał także tego ducha i odwagę z jaką od początku życia walczył z dolą swoją.
Tylko, mimowolnie znowu ten nieszczęśliwy skarb dziadka chciwiéj mu na myśl zaczął przychodzić, począł on grzebać w papiérach, chodzić po kamienicy, jeździć na willę a ludzie się z niego wyśmiéwali.
— Wierzcie mi, rzekł mu w końcu jednego dnia stary domu przyjaciel i ojca jego p. Radgosz mieszczanin Gdański, byłem w tę głupią skarbu waszego sprawę wtajemniczony, wiem o tém co robił ojciec, jak uważano ją zaraz po śmierci Alberta... Jeśli w tém jest tajemnica, to nie inna tylko że skąpiec a chciwiec pod koniec życia gdzieś chciał wielkie coup uderzyć, miliony swe zdublować, wpadł na niepoczciwych, stracił wszystko a wyznać się wstydził. Ztądto pochodziło, iż ciągle z kasy na te jakieś tajemnicze przedsiębierstwa piéniądze ściągał, które zniknęły jak w przepaści. O skarbie więc myśléć nawet jest dziś marzeniem.
— Być bardzo może iż się domyślacie trafnie, odparł p. Jakub, ale jestli podobna aby strata tak ogromna, majętności milionowéj, owocu całego życia pracy i skąpstwa — przeszła bez śladu, bez rozgłosu, w grobowém milczeniu?? Aby po niéj ani świstka papiéru, ani najmniejszego nie zostało poszlaku?? Jak to wytłumaczyć?
— A! fantazyą i wstydem dziada Alberta, który pozacierał ślady.
— Wiecie, kończył Radgosz, iż się jednak odkryły pewne wskazówki iż Albert z Anglią miał potajemne stosunki, pisywał tam prywatnie nie przez biuro... wysyłał piéniądze... i zacierał umyślnie wszelkie ślady tych robót skrytych, niewiedziéć dlaczego... Cóż łatwiejszego nad przypuszczenie że to jego miliony pochłonęło?
Radgosz stary widząc pana Jakuba niezupełnie przekonanym jeszcze, z miłości jaką miał dla rodziny i dla niego, w końcu proponował by raz już mowa i próżne durzenie się skarbem ustało — pojechać do Anglii, dotrzéć tam do źródła i zasięgnąć stanowczych wiadomości. Ale ani czas ani fundusze nie dozwalały Paparonie wykonać téj zdrowéj rady. Wieczorami ten nieszczęśliwy skarb, będący dla jednych ideałem, dla drugich zagadką, pożądany, niecierpliwiący, zajmował czasem rozmową do północy. Jedna tylko Klara śmiała się z niego i dosyć lekko go ważyła, choć on na jéj może los mógłby był wywrzéć wpływ największy.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.