Strona:Józef Ignacy Kraszewski - Kamienica w Długim Rynku.djvu/60

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 53 —

Na trzeci dzień nadeszła z Berlina odpowiedź, równie spokojna i rozważna jak list Klary. Teofil poprzysięgał jéj że to nie wpłynie na jego przywiązanie, że ojciec wytrwałością się da pokonać, że co do bywania w ich domu zastosuje się do woli p. Jakuba, ale błaga aby mu pozwolono było pisywać przynajmniéj. Wymieniono tak kilka korespondencyj... a wypadek ten raczéj zwiększył przywiązanie, cieśniéj węzły łączące ich zadzierzgnął, niżeli je zachwiał... Klara była spokojną i pogodną... p. Jakub odzyskał także tego ducha i odwagę z jaką od początku życia walczył z dolą swoją.
Tylko, mimowolnie znowu ten nieszczęśliwy skarb dziadka chciwiéj mu na myśl zaczął przychodzić, począł on grzebać w papiérach, chodzić po kamienicy, jeździć na willę a ludzie się z niego wyśmiéwali.
— Wierzcie mi, rzekł mu w końcu jednego dnia stary domu przyjaciel i ojca jego p. Radgosz mieszczanin Gdański, byłem w tę głupią skarbu waszego sprawę wtajemniczony, wiem o tém co robił ojciec, jak uważano ją zaraz po śmierci Alberta... Jeśli w tém jest tajemnica, to nie inna tylko że skąpiec a chciwiec pod koniec życia gdzieś chciał wielkie coup uderzyć, miliony swe zdublować, wpadł na niepoczciwych, stracił wszystko a wyznać się wstydził. Ztądto pochodziło, iż ciągle z kasy na