Kamienica w Długim Rynku/LXVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Kamienica w Długim Rynku
Wydawca Michał Glücksberg
Data wyd. 1868
Druk J. Unger
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Klara siedziała w swoim pokoiku i płakała.
Odbywała ona tę ostatnią walkę z sercem, po któréj zawsze na życie całe blizny zostają... Na kolanach trzymała listy Teofila, rzucała je po jednemu odczytując w komin i łzy sączyły się po każdym. Ale hartowna dusza przebywała tę próbę z właściwą sobie energią, wychowanie i nieszczęście nauczyło ją rozumować... widziała świat z wyżyny... a czuła ból jak najprostsze dziécię...
— Wszyscyśmy tacy, niestety! mówiła ociérając łzy — człowiek bywa ideałem na chwilę, ale utrzymać się na tém stanowisku nie może. Skrzydła Ikara podnoszą go ku niebu a lada gorąco namiętności roztapia co je wiązało... i spadamy!! Któż wytłumaczy człowieka wielkiego aż do bohaterstwa... na sekundę, a pełznącego wieki potém robakiem... Bozki w nim promyk walczy z garścią błota w któréj go uwięziono...
Mogłażem się spodziéwać tego po człowieku!
To mówiąc rzuciła listy na ziemię, złamała ręce.
— Ale dlaczego wymagam od niego by był ideałem dla mnie, kiedy ja przestałam nim być dla niego? Biédny! szukał i on promyka Bożego na ziemi... na chwilę błysł mu on z tych oczów... a teraz Rosa nim świéci! Dlaczegóż nie? Przebaczyć mu potrzeba!... Przebaczyć...
Ale co zrobić z życiem, z sercem?
Resztki serca... nigdy już ono całe się nie odda nikomu... odgrzewaną będzie potrawą...
Wstała i przechadzać się zaczęła. — Surowiéj pojmę życie i będę jemu to winna... poświęcę je sztuce, myśli, pracy, temu co nie zawodzi, co karmi a nie przesyca, co po sobie nie zostawuje mętów, w czém dna niéma i końca, co starczy na wieki, coraz nowemi, szerszemi rozściełając się horyzontami.
Chwyciła papiéry z posadzki i razem rzuciła je w komin, a patrząc jak gorzały, płakała...
Jest wielka, niezbadana tajemnica w sercu człowieka... ciężko mu zostać osamotnioném, potrzebuje dopełnienia, pragnie towarzysza... rozstać się z nadzieją ich... równa się prawie śmierci. Najpotężniejszy umysł nie obroni się temu prawu...
Jeszcze patrzyła i płakała tak biédna Klara, gdy zapukano do drzwi... otarła oczy, zasłoniła komin sobą i gorejące szczątki, słabym głosem odzywając się — proszę.
W progu stała pani Lamm.
— Można? spytała...
Klara za odpowiedź całą podała jéj rękę, przyjaciółka spojrzała w oczy zapłakane, na postawę smutną i zdumiona milczała. Musiémy uprzedzić czytelnika że dobra kobiécina zasłyszała o skarbie, ucieszyła ją wiadomość, przychodziła winszować, a zastawała ją we łzach.
— Tyś płakała? zawołała zdumiona przyjaciółka, płakałaś?
— Nie zapiéram się — tak — płakałam.
— Co ci jest biédne dziecko?
— Pochowałam nadzieję szczęścia, płakałam nad grobem... nie pytaj, siadaj, mówmy o czém inném.
— Dobrze... to chyba o skarbie waszym?
— Nie — odparła Klara — nie mówmy o tém, ja nic nie wiem; skarb mój, patrz, to te popioły kominka.
— Listy?
— Listy Teofila...
— Więc młody Wudtke?...
— Jestem wolną, uśmiéchnęła się smutnie... motyl poleciał, biédny motyl. Że téż są ludzie którzy nie wiedzą że uczucie sprofanowane, zużyte, ofiarowane, co chwila odbiérane, zszarzane, nietylko samo traci ale umysłowo i na duchu zniża człowieka, że i przez to on, zamiast się podnosić, głupieje...
— Mój Boże, ktoby się był tego spodziéwał! zawołała Lamm, to może chwilowy obłęd, może powróci.
Klary oczy błysły.
— Tylko Pan Bóg może grzeszników poprawionych miłosiernie przyjmować, serce ludzkie przebaczy, ale miłość się nie wznawia. Teofil który był moim i miał mój szacunek, umarł; ten co żyje jest kochankiem Rosy aktorki... Klara jest wolną! i Klara nie pokocha po raz drugi nigdy. Umarły Teofil pozostanie w jéj sercu... żywym pogardzam!
Egzaltacya z jaką to mówiła Klara, przestraszyła poczciwą spokojną panią Lamm, która starała się ją napróżno ukołysać zimną prozą powszedniego życia.
Rozmowa odtoczyła się gdzieś daleko znowu, ale pani Lamm nie potrafiła zadowolić swéj ciekawości co do skarbu; zagadnięta po raz drugi, Klara jéj odpowiedziała stanowczo: — Nic nie wiem, nie obchodzi mnie to, a nie mam prawa ci się zwierzyć, to tajemnica ojca i stryja, dla mnie żaden skarb nie wróci młodości.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.