Jeździec bez głowy/XLIV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Mayne Reid
Tytuł Jeździec bez głowy
Wydawca Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XLIV.  Przejęty list.

Miguel Diaz rozstał się w drodze ze swoimi towarzyszami i wróciwszy do domu zaczął spokojnie rozmyślać nad tem, czy istotnie tym upiorem z odrąbaną głową mógł być Maurice Gerald. Długo przewracał się na swym barłogu, snując najróżnorodniejsze przypuszczenia, aż zasnął z mocnem postanowieniem wyświetlenia tajemnicy nazajutrz.
Nad ranem obudził go niespodziewany gość:
— Ach, to ty don Jose! — zawołał Diaz, przecierając oczy. — Proszę, wejdź dalej. Zapewne Isadora bawi znowu u swego wuja?
— Tak jest, senior.
— Więc mów! Co wiesz o nim i o niej? Czy mają ze sobą schadzki?
— Nie, senior. Ale moja pani bawiła tutaj u swego wuja, dopóki Maurice Gerald leżał chory w hotelu. Trzy razy nosiłem do niego koszyki ze smakołykami i winem. A raz był w koszyku list, pisany jej ręką. Teraz znowu mam list do niego. Proszę, niech pan przeczyta.
Diaz chwycił list drżącemi rękami, rozdarł kopertę i zaczął czytać, czerwieniąc się z oburzenia:

„Do seniora don Mauricio Geralda.
Drogi panie, znów jestem u wuja Silvio, nie mogąc żyć bez wiadomości o panu. Brak tych wiadomości zabija mnie. Niech mi pan powie coś o zdrowiu swojem. Tak bym pragnęła spojrzeć w przecudne oczy pana, aby się przekonać, że jest pan zdrów zupełnie. Proszę mi nie odmówić tej łaski jedynej, o którą błagam. Za pół godziny będę czekała na pana na wzgórzu za domem wuja, niech pan przyjdzie napewno!
Isadora Cavarubio de los Lianos.“

— Niech djabli porwą! — zawołał rozwścieczonym głosem Miguel Diaz. — Ona wyznacza mu schadzkę. Dobrze, zobaczymy, kogo piękna seniorita spotka o oznaczonej godzinie. Dziękuję ci, Jose, za list, który zatrzymam przy sobie, i idź, gdzie ci kazano.
Zaledwie Jose odszedł z otrzymanym w nagrodę dolarem, Miguel Diaz ubrał się szybko i, dosiadłszy konia, wyruszył w przeciwną stronę.
Tymczasem Isadora wspięła się ze swym rumakiem na wzgórze i, spoglądając niecierpliwie na zegarek, zgadywała w duchu, czy przyjdzie, czy też leży jeszcze chory? Mimowoli przyszedł jej na myśl Miguel Diaz, któremu nie chciała oddać swej ręki, nienawidząc go za gruboskórność i tchórzostwo i — ta chwila decydująca, gdy tego wstrętnego handlarza odtrąciła raz na zawsze.
Nagle dobiegł jej uszu tętent głośny, coraz bliższy. Serce zamarło jej w piersi. W dole wśród zarośli ukazał się jeździec i zniknął na zakręcie pod górą. Isadora czekała ze wzrokiem utkwionym w tę stronę, z której miał nadjechać tamten, zbawca jej życia i honoru.
Jeszcze chwila, pełna radosnego niepokoju i — cóż to?! Zamiast Geralda przed Isadorą stanął Miguel Diaz. Ukłonił się ze sztuczną uprzejmością i rzekł:
— Witam panią. Nareszcie możemy się rozmówić w cztery oczy. Chociaż wolałaby pani widzieć przed sobą kogo innego, nieprawdaż?
— Czego pan chce ode mnie, don Miguel? — zawołała Isadora drżącym głosem. — Nie mam w tej chwili nic do pomówienia z panem. Proszę zostawić mnie samą!
— Lęka się pani, — odparł „Stepowy Wilk“ ze złym błyskiem w oczach, — ale nie napróżno. Pogodziłem się już z myślą o utracie pani raz na zawrze, ale zapewniam, że inny nie będzie szczęśliwszy ode mnie. Ty nigdy nie zostaniesz żoną Mauricea Geralda! Przysięgnij mi zaraz, że nie spotkasz się z nim więcej, albo — nie wyjdziesz stąd żywa. Wybieraj!
— Pan żartuje chyba, don Miguel? — odrzekła Isadora, patrząc na handlarza wzrokiem dumnym i pewnym siebie.
— Nie, mówię poważnie, donna Isadora.
Mimo niezwykłej swej odwagi, Isadora poczuła się nieswojo. Rzuciła niespokojnym wzrokiem dokoła, wyglądając spodziewanego przybycia Geralda. Diaz, jakby wyczuł to, bo wyciągnął z zanadrza przejęty za pośrednictwem Josego list i pokazał jej, mówiąc:
— Maurice nie przyjedzie tutaj, daremne oczekiwanie pani. List, wzywający go na schadzkę wpadł szczęśliwie w moje ręce i odsłonił mi całą tajemnicę. Wybieraj więc śmierć albo życie, bo niema czasu na namysły!
Miguel miał już w ręku błyszczący sztylet, gotowy do śmiertelnego ciosu, do spełnienia okrutnej groźby.
— Śmierć albo życie! — powtórzył z morderczym wyrazem twarzy.
— Precz wstrętny napastniku! — krzyknęła Isadora i uczyniwszy błyskawiczny ruch, wyrzuciła w górę swe lasso.
Zanim Diaz zdążył zorjentować się w sytuacji, sznur skrępował mu ręce i szyję, wytrąciwszy mu broń z ręki i wyrzucając go z siodła na ziemię.
— Niegodziwcze! — rzekła Isadora, pochylając się nad Diazem. — Chciałeś mnie zabić, lub wymusić na mnie przysięgę, ale teraz role nasze zmieniły się. Leż i czekaj tutaj na ratunek tak, jak ja czekałam!
Lecz „Stepowy Wilk“ nie odpowiadał, blady śmiertelnie i wyciągnięty nieruchomo na ziemi. Isadora odcięła lasso ostrym nożem, który miała ze sobą, i uderzywszy konia ostrogami, zbiegła ze wzgórza.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Thomas Mayne Reid i tłumacza: anonimowy.