Jeździec bez głowy/LX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Thomas Mayne Reid
Tytuł Jeździec bez głowy
Wydawca Stowarzyszenie Pracowników Księgarskich
Data wyd. 1922
Druk Drukarnia Społeczna Stow. Robotników Chrz.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
LX.  Gniadosz.

Pożegnawszy Luizę, Zeb Stamp udał się do stajni, gdzie Pluton obdarzał sowicie obrokiem jego starą klacz.
— Pocóż ten pośpiech, mister Stamp? — zapytał murzyn. — Niechby sobie koń trochę odpoczął. Widzi pan przecie, jaki zmordowany.
— A to dlatego, że zrobił sto mil w dwie godziny.
— Oho! To tak pan potrafi jeździć, mister Stamp! W takim razie gniadosz mister Kasjusza zrobił conajmniej dwieście mil.
— Z czego wywnioskowałeś, że zrobił dwieście mil.
— Dlatego, że powrócił cały spieniony i zaledwie mógł ustać na nogach, nawet trząsł się z wycieńczenia.
— Kiedy to było? — zapytał Stamp.
— W nocy, kiedy mister Henryk nie wrócił do domu.
— Któż tak jeździł na tym gniadoszu?
— Nie wiem. Nikt nie widział kto go wyprowadził ze stajni i kto go postawił z powrotem.
— Któż go mógł wziąć bez twojej wiedzy? Ktoś ze sług?
— Ale, gdzietam! Na gniadosza nikt się nie odważy siadać, oprócz Kasjusza.
— Więc nikt inny, tylko mister Kasjusz wyjeżdżał na nim.
— Myśmy sami tak sądzili przedtem.
— A któż wpłynął na was. że zmieniliście zdanie?
— Sam mister Calchun. Po tym wypadku chciałem go zapytać, dlaczego gniady tak zapędzony, a mister Calchun zakrzyczał mnie, że to nie moja rzecz, uderzył mnie szpicrutą i zagroził mi na przyszłość. Nigdy jeszcze mister Calchun nie był taki zły.
— Gdzież jest on obecnie? Gniadosz w stajni, więc i on powinien być w domu.
— Nie, wyjechał. Teraz rzadko kiedy przebywa w domu. Tylko od tej pamiętnej nocy nie używa gniadosza, lecz bierze zawsze siwka. Zapewne żałuje go.
— Wiesz, Plutonie, niech i moja klacz trochę odpocznie i pokrzepi się owsem, a ty tymczasem przynieś mi co do zjedzenia.
— Pędzę na jednej nodze, mister Stamp. Naturalnie i pan musi chwilkę odpocząć.
Zaledwie Pluton wybiegł ze stajni, Stamp podszedł do konia Calchuna i, zmusiwszy go zarzuconym na szyję lasso do kolejnego podnoszenia nóg, zaczął mu oglądać podkowy, rozkład gwoździ, ich kształt. Oglądając ostatnią podkowę, wydał radosny okrzyk: podkowa była pęknięta. Dla większej pewności Stamp oderwał ją od kopyta za pomocą swego noża i ukrył w kieszeni. W tej chwili wrócił Pluton, obarczony butelką whisky i zakąską, i Stamp, jakby nigdy nic się nie stało, zaczął zajadać.
— A kto wam kuje konie? — zapytał od niechcenia.
— Mamy swego kowala, Jacka. Dlaczego pan pyta?
— Tak sobie. Chciałem zmienić podkowy swojej klaczy, gdyż zdarły się trochę.
— Bardzo chętnie. Jack szybko to zrobi.
— A kiedy podkuwaliście konie?
— Tydzień temu. Ostatni był podkuty mustang miss Lu. Obecnie mister Calchun kazał podkuć gniadosza, który ma złamaną jedną podkowę. Więc mam zawołać Jacka, mister Stamp?
— Nie, rozmyśliłem się. Nie warto. Spieszę się. Zresztą będę jechał po miękkim gruncie, więc stare podkowy wytrzymają jeszcze.
Dowiedziawszy się wszystkiego, co mu było potrzebne, stary myśliwy wyruszył w drogę.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Thomas Mayne Reid i tłumacza: anonimowy.