Janosz Witeź (Petőfi, 1871)/IV

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Sándor Petőfi
Tytuł Janosz Witeź
Wydawca Redakcya Biblioteki Warszawskiéj
Data wyd. 1871
Druk Drukarnia Gazety Polskiéj
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Seweryna Duchińska
Tytuł orygin. János vitéz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


IV.

Noc czarna zapadła, już na tle pomroku
Tysiące się gwiazdek przegląda w potoku,
Gdy Janosz przybieży do miłéj pod wrota:
Snadź chłopca tajemna przywiodła tęsknota.

Wydobył fujarkę, piosenkę zadzwoni.
I dźwięk się żałosny rozlega po błoni,
Aż rosy kroplami gwiazdeczki zapłaczą
Z litości nad dolą pasterza tułaczą.

Załosna dzieweczka śpi twardo w komorze,
Wtém piosnkę posłyszy: „Onże to, mój Boże!
Czyjażby fujarka dzwoniła tak słodko?”
To Janosz twój biédny Iluszko sierotko!

I stopką leciuchną pod wrota podbieży,
Zadrżała jak listek, swym oczom nie wierzy.
— „Cóż tobie Janoszku? twe lica się mienią,
Tyś blady i smętny jak miesiąc jesienią!”

—„Iluszko! niedola kamieniem mnie tłoczy,
Już gładkich lic twoich nie ujrzę na oczy!
— „Odwołaj te słowa Janoszku mój drogi,
Odwołaj na Boga, bo umrę od trwogi!”

— „Już ja cię nie ujrzę, ty wiosno mój duszy!
Ju ż dźwięk cię nie zbudzi mój fletni pastuszéj;
Na zawsze od ciebie w świat idę daleki,
Iluszko! perełko! bądź zdrowa na wieki!”

Powiedział jak było, przytulił do łona,
Iiuszka zajękła na poły zemdlona,
Nieszczęsny! on oczy odwraca nieśmiało,
Bo łzy mu strumieniem zalały twarz całą.

— „Iluszko! różyczko! pozostańże z Bogiem,
Gdy burza zahuczy nad cichym twym progiem,
Gdy ujrzysz jak liściem pożółkłym wiatr miota,
Niech stanie ci w oczy wygnaniec sierota!”

— „Idź miły Janoszku w świat długi szeroki,
Niech w doli tułaczéj Bóg wiedzie twe kroki,
I pomyśl gdy ujrzysz kwiat zwiędły przy drodze;
„Tak zwiędło serduszko Buszce niebodze.”

Rozbiegli się wreszcie jak listki dwa z drzewa,
W sierocéj ich piersi mróz zimny powiewa;
Dni życia pustynią przed okiem jéj łzawém,
On łzy z lic ociera szerokim rękawem.

Wciąż idzie on, idzie, nie patrzéć mu drogi,
Nie pyta gdzie błędne poniosą go nogi;
Nie słyszy choć wdzięcznie fujarki brzmią wkoło,
Choć trzody w dzwoneczki brząkają wesoło.

Oddawna już znikła wieś w nocy pomroku,
Pastusze ogniska nie świecą mu w oku;
Gdy głowę odwrócił już tylko mu w lica
Spojrzała żałośnie kościółka dzwonnica.

O! gdyby się wsłuchał kto w piersi téj tętno,
Słyszałby jak westchnął głęboko a smętno;
Żórawie pomknęły w powietrze wśród ciszy
Lecz żaden westchnienia z błękitu nie słyszy.

W noc czarną milczące przebiega obszary,
A gunia mu piersi naciska i bary,
Lecz ciężéj to, ciężéj niż gunia włochata,
Niedola kamieniem pierś młodą przygniata.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sándor Petőfi i tłumacza: Seweryna Duchińska.