Jana Kochanowskiego Dzieła polskie (1919)/Tom II/Całość

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Kochanowski
Tytuł Jana Kochanowskiego Dzieła polskie
Podtytuł Tom II
Pochodzenie Jana Kochanowskiego Dzieła polskie
Wydawca Tow. Akc. S. Orgelbranda S-ów
Data wyd. [1919]
Miejsce wyd. Warszawa
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron



JANA KOCHANOWSKIEGO


DZIEŁA POLSKIE

WYDANIE KOMPLETNE,
OPRACOWANE PRZEZ
JANA LORENTOWICZA


TOM II





WARSZAWA
NAKŁAD I DRUK TOW. AKC. S. ORGELBRANDA S-ÓW
SKŁAD GŁÓWNY W KSIĘGARNI E. WENDE I SPÓŁKA
H. ALTENBERG — LWÓW






PIEŚNI

JANA
KOCHANOWSKIEGO

KSIĘGI DWOJE.


Nikomu, albo raczej wszytkim swoje księgi
Daję, by kto nie mniemał (strach to bowiem tęgi),
Że za to trzeba co dać; wszyscy darmo miejcie.
O drukarza nie mówię, z tym się zrozumiejcie.






PODOBIZNA KARTY TYTUŁOWEJ PIERWSZEGO WYDANIA „PIEŚNI” Z R. 1586.


PIEŚNI

JANA KOCHANOWSKIEGO.

KSIĘGI PIERWSZE.



PIEŚŃ I.[1]

Intactis opulentior.

Byś wszytko złoto posiadł, które, powiadają,
Gdzieś daleko Gryfowie i mrówki kopają,
Byś pałace rozwodził nie tylko na ziemi,
Lecz i morza kamieńmi zabudował swemi;

Jeśli dyamentowe goździe mus ma w ręku,
Któremi natwardszego umie pożyć[2] sęku:
Ani ty wyswobodzisz serca z ciężkiej trwogi,
Ani z okrutnej śmierci sideł wyrwiesz nogi.

Lepiej polnych[3] Tatarów[4] dawny zwyczaj niesie,
U których każdy swój dom wozi na kolesie;

Lepszego rządu Getae[5] grubi używają,
Gdzie niwy niemierzone[6] wolne[7] zboża dają.

Tam niewinna macocha dziatek pierwszej żony
Sierot nędznych przestrzega wczasu z każdej strony;
Ani z wielkim posagiem męża rządzi,[8] ani
Nadzieje[9] kładzie w gładkim miłośniku pani.

Wielki posag rodziców postępki uczciwe,
A ktemu obyczaje skromne i wstydliwe;
Występnych tam nie cierpią, lecz, kto będzie krzywy,
Niech się wierci, jako chce, nie zostanie żywy.

O ktokolwiek będzie chciał mordy niecnotliwe
I domowe okrócić[10] najazdy, krwie chciwe,
Jeśli pragnie ojczyzny ojcem być nazwany,
I tymże na wysokich kolumnach pisany, —

Niech objeździć swą wolą śmie nieokróconą,
A jego sprawy przyszłe wieki więc wspomioną;
Ponieważ cnocie żywej my źli nie życzemy,
Aż gdy nam z oczu zniknie, toż jej żałujemy.

Co po tych skargach próżnych, jeśli na występy[11]
Przez spary, jako mówią, patrza urząd tępy?

Po co statut i prawa chwalebne stawiamy,
Jeśli się obyczajów dobrych nie trzymamy?

Nie odstraszą zbytecznym ogniem zarażone
Kupca kraje[12] chciwego, ani przesadzone[13]
Mrozem gwałtownym pola; żeglarze bywali
Wszystek świat, jako wielki, kołem objechali.

Ubóstwo, hańba wielka, każe człowiekowi
Czynić i cierpieć wszystko; już on i wstydowi
Mir dawno wypowiedział i, cnocie niedbały
Poświęconej nie myśli dostępować skały.

Albo my do spólnego skarbu, gdzie życzliwa
Ludzka pochwała i głos pospolity wzywa,
Albo w morze, przyczynę wszech nieszczęśliwości,
Perły, złoto i wielkiej kamienie drogości

Zarzućmy, jeśli grzechów żałujem statecznie
I nieprawości swoich. Potrzeba koniecznie
Złej napierwsze początki żądze wykorzenić,
A dziełem pracowitszem pieszczotę[14] odmienić.

Nie umie syn szlachecki na koń wsieść i w łowy
Na dziki źwierz z oszczepem jachać nie gotowy;
Lepiej kufla świadomy, albo kart pisanych,[15]
Każeszli dać i kostek prawem zakazanych.

Więc ojciec krzywo przysiągł, wydarł sąsiadowi,
Gotując niegodnemu spadek potomkowi;

I przybywać[16] mu rzkomo, ale nie wiem czemu,
Zawżdy na czymści schodzi[17] państwu niesporemu.[18]



PIEŚŃ II.[19]

Serce roście, patrząc na te czasy:
Mało przedtem gołe były lasy,
Śnieg na ziemi wyzszej[20] łokcia leżał,
A po rzekach wóz nacięższy zbieżał.

Teraz drzewa liście na się wzięły,
Polne łąki pięknie zakwitnęły;
Lody zeszły, a po czystej wodzie
Idą statki i ciosane łodzie.

Teraz prawie[21] świat się wszystek śmieje,
Zboża wstały, wiatr zachodny wieje;
Ptacy sobie gniazda omyślają,
A przede dniem śpiewać poczynają.

Ale to grunt wesela prawego,[22]
Kiedy człowiek sumnienia całego,
Ani czuje w sercu żadnej wady,
Przeczby się miał wstydać swojej rady.


Temu wina nie trzeba przylewać,
Ani grać na lutni, ani śpiewać:
Będzie wesół, byś chciał, i o wodzie,
Bo się czuje prawie[23] na swobodzie.

Ale kogo gryzie mól zakryty,
Nie idzie mu w smak obiad obfity;
Żadna go pieśń, żadny głos nie ruszy,
Wszytko idzie na wiatr mimo uszy.

Dobra myśli, której nie przywabi,
Choć kto ściany drogo ujedwabi,
Nie gardź moim chłodnikiem[24] chróścianym,
A bądź ze mną, z trzeźwym i z pijanym.



PIEŚŃ III.[25]

Dzbanie mój pisany,[26]
Dzbanie polewany,
Bądź płacz, bądź żarty, bądź gorące wojny,
Bądź miłość niesiesz, albo sen spokojny;

Jakokolwiek zwano
Wino, co w cię lano:
Przymkni się do nas, a daj się nachylić,
Chciałbym twym darem gości swych posilić.

I ten cię nie minie,
Choć kto mądrym słynie;

Pijali przed tem i filozofowie,
A przedsię mieli spełna rozum w głowie.

Ty zmiękczysz każdego
Nastateczniejszego;
Ty mądrych sprawy i tajemną radę,
Na świat wydawasz przez twą cichą zdradę.

Ty cieszysz nadzieją
Serca, które mdleją;
Ty ubogiemu przyprawujesz rogi,
Że mu ani król, ani hetman srogi.

Trzymaj się na mocy,
Bo cię całej nocy
Z rąk nie wypuścim, aż dzień, jako trzeba,
Gwiazdy rozpędzi co do jednej z nieba.



PIEŚŃ IV.

Złota to strzała i krom[27] wszego jadu była,
Którą mię niepochybna[28] miłość ugodziła,
Bo ja w swem miłowaniu troski nie najduję,
Owszem, radość na sercu niewymowną czuję.

Nie to niewola służyć, ale służyć temu,
Kto twych posług niewdzięczen, to się nawiętszemu
Nieszczęściu równa; tobie dzięka bądź, miłości,
Iżeś mię uchowała takowej żałości.


Ma to twarz twoja, Panno, wszech piękniejsza w sobie,
Że człowiek rad i nierad musi służyć tobie.
Ale to zaś niosą twe święte obyczaje,
Że, by[29] kto mógł być wolen, raczej ci się daje.

Chciałbym tak być szczęśliwy i życzyłbym sobie,
Abych już tę na wieki łaskę znał po tobie;
A bodaj ta wdzięczna twarz odmiany nie znała,
Byś[30] dobrze i Sibyllę laty przerównała.



PIEŚŃ V.

Kto ma swego chleba
Ile człeku trzeba,
Może nic nie dbać o wielkie dochody,
O wsi, o miasta i wysokie grody.[31]

To pan, zdaniem mojem,
Kto przestał na swojem;
Kto więcej szuka, jawnie to znać daje
Sam na się, że mu jeszcze nie dostaje.

Siła posiadł włości,
Kto ujął chciwości;
Trudniej to przyjdzie, niż Turki zhołdować,
Albo waleczne Tatary wojować.

Mocą wiele świata
Wziął za krótkie lata[32]

Król macedoński; lecz mu się tak zdało,
Że nań samego świat był jeden mało.

Cóż pomoże zbroja,
Albo władza twoja?
Serca nie zleczą żadne złotogłowy,
Żadny skarb troski nie wybije z głowy.

Więc śmierć nieużyta,[33]
Ta za gardło chwyta
Bogate pany, jako proste sługi
Ani zborguje, byś wyciągnął długi.[34]

Lecz przedsię człowiecza
Wszystka o tem piecza,
Aby ku złotu złota przybywało;
Bo, by nawięcej, łakomemu mało.

Wszytko to zostanie
Po twej śmierci, panie!
A coś ty zebrał przez ten czas łakomie,
To się zostoi[35] nie wiem w czyim domie.

Sklep[36] ten niedobyty
Puści prędko nity;
A winem, co się ty frasujesz o nie,
Będzie zamaczał[37] potomek twój konie.



PIEŚŃ VI.[38]

Acz mię twa droga,[39] miła, barzo boli,
Nie chcę cię trzymać przeciw twojej woli;
Z mej strony bodaj wszystko dobre miała,
Kędy się kolwiek będziesz obracała.

Lecz sama widzisz, jakie wiatry wstają,
Jakie po niebie chmury się mięszają.
Ja wiem, co umie morze i szalony
Wicher, na wody słone uniesiony.

Niech żony srogich pohańców i dzieci
Doświadczą, jakim pędem wicher leci,
Morze mieszając; huczą srogie wały,
A brzeżne w gruncie wzdrygają się skały.

Takci się biednej Europie dostało,
Jeno że wołu chciała przysieść mało,
Bo się znienagła przymknął z nią ku wodzie,
Potem, jak płynie, tak płynie bez łodzie.

A ta dopiero zlękła się nieboga,
Gdzie pojźrzy — zewsząd morze, zewsząd trwoga,
Brzegu nie widać, przewoźnik niepewny,
Strach serce ujął, a w oczu[40] płacz rzewny.


A gdy do sławnej Krety przypłynęła,
Z wielkiej tesknice włosy targać jęła,
Skarżąc się z płaczem: Ojcze mój łaskawy,
Któregom zbyła prze me głupie sprawy,

Com ja tu miała czynić w tej krainie?
Mało jest jedna śmierć panieńskiej winie.
Ale na jawiż[41] płaczę swej lekkości?
Czy mię pokusa[42] łudzi krom winności,

Która przez wrota kościane wychodzi,
A na człowieka sny dziwne przywodzi?
Lepiejli było przez morze się pławić,
Czy nad polnymi kwiatkami się bawić?

By mi się teraz dostał jako w ręce
On wół bezecny, byłby w takiej męce,
Żeby mu ze łba musiały spaść rogi,
Chociaż był u mnie niedawno tak drogi.

Nie miałam wstydu, dom swój opuszczając,
I teraz nie mam, śmierci odkładając;
Boże mój, jeśli słyszysz prośbę moję,
Niechaj dziś nago w pośrzodku lwów stoję.

Pierwej, niż pleśnią piękna twarz przypadnie,
I zupełnemu ciału krasa spadnie,
Niechaj mię wilcy pożrą w tej gładkości,
A po pustyniach rozniosą me kości.


Nikczemna dziewko, ojciec ci przyciska,[43]
Czemu nie umrzesz? strzyma[44] cię ta nizka
Jedlina i pas, zaniesiony w cale;
A jeślić milsza śmierć na ostrej skale,

Daj się w moc wiatrom, a skocz z góry śmiele,
Niżbyś wolała siedzieć u kądziele,
Królewska dziewka, i być w ręce dana
Srogiej pogance, winna bywszy pana.



PIEŚŃ VII.

Trudna rada w tej mierze, przyjdzie się rozjechać,
A przez ten czas wesela i lutnie zaniechać.
Wszystka moja dobra myśl z tobą precz odchodzi,
A z tego mię więzienia nikt nie wyswobodzi,
Dokąd cię zaś nie ujźrzę, pani wszech piękniejsza,
Co ich kolwiek przyniosła chwila teraźniejsza.

Już mi z myśli wypadły te obecne[45] twarzy;
Twoje nadobne lice jest podobne zarzy,
Która nad wielkiem morzem rano się czerwieni,
A znienagła ciemności nocne w światłość mieni;
Przed nią gwiazdy drobniejsze po jednej znikają,
I tak już przyszłej nocy nieznacznie[46] czekają.

Takaś ty w oczu moich; szczęśliwa to droga,
Po której chodzić będzie tak udatna noga;

Zajźrzę wam, gęste lasy i wysokie skały,
Że przede mną będziecie taką rozkosz miały:
Usłyszycie wdzięczny głos i przyjemne słowa,
Po których sobie teskni biedna moja głowa.

Lubeż moje wesele, lubeż me biesiady:
Mnie podobno już prózno szukać inszej rady,
Jeno smutnego serca podpierać nadzieją;
W nadzieję[47] ludzie orzą i w nadzieję sieją.
A ty tak srogą nie bądź, ani mię tem karzy,[48]
Bych długo nie miał widzieć twojej pięknej twarzy.



PIEŚŃ VIII.

Gdzieśkolwiek jest, Bożeć pośli dobrą godzinę!
Jaciem twój był, jako żywo, i twoim zginę.
Tak to Bóg przejźrzał[49] od wieku; a nie żałuję,
Bo w tobie więcej, niż we stu inszych najduję.

Nie tylkoś nad insze gładszą się urodziła,
Aleś i zwyczajmi twarzy nic nie zelżyła;
A jako wdzięcznie szmarakiem[50] złoto się dwoi,
Tak tej szlachetnej duszy w tem ciele przystoi.

Szczęśliwy ja człowiek, bych mógł tak użyć tego,
Jakobych się nie omylił, co jest lepszego;[51]

Lecz jako na błędnem morzu, nie tam, gdzie chcemy,
Ale gdzie nas wiatry niosą, płynąć musiemy.

Jednak albo miłość zmyśla sny sama sobie,
Albo i ty nie chcesz, bych miał zwętpić o tobie.
Ta nadzieja świat mi słodzi; a bych inaczej
Doznać miał (uchowaj, Panie) — umarłbym raczej.



PIEŚŃ IX.

Chcemy sobie być radzi?
Rozkaż, Panie, czeladzi,
Niechaj na stół dobrego wina przynaszają,
A przytem w złote gęśli, albo w lutnią grają.

Kto tak mądry, że zgadnie
Co nań jutro przypadnie?
Sam Bóg wie przyszłe rzeczy, a śmieje się z nieba,
Kiedy się człowiek troszcze więcej niźli trzeba.[52]

Szafuj gotowym bacznie;
Ostatek, jako zacznie,
Tak Fortuna niech kona:[53] raczyli łaskawie,
Raczyli też inaczej, — my siedziem w jej prawie.[54]

U fortuny to snadnie,
Że kto stojąc, — upadnie;
A który był dopiero u niej pod nogami,
Patrzajże go po chwili, a on gardzi nami.


Wszystko się dziwnie plecie
Na tym tu biednym świecie;
A ktoby chciał rozumem wszystkiego dochodzić,
I zginie, a nie będzie umiał w to ugodzić.[55]

Prózno ma mieć na pieczy
Śmiertelny wieczne rzeczy;
Dosyć na tem kiedy wie, że go to nie minie,
Co z przejźrzenia Pańskiego od wieku mu płynie.

A nigdy nie zabłądzi,
Kto tak umysł narządzi,
Jakoby umiał szczęście i nieszczęście znosić,
Temu mężnie wytrzymać, w owem się nie wznosić.

Chwalę szczęście stateczne:
Niechceli też być wieczne?
Spuszczę, com wziął, a w cnotę własną się ogarnę,
I uczciwej chudoby bez posagu pragnę.

Nie umiem ja, gdy w żagle
Uderzą wiatry nagle,
Krzyżem padać, i świętych przenajdować[56] dary,
Aby łakomej wodzie Tureckie towary

Bogactwa nie przydały,
Wpadwszy gdzie między skały;
Tam ja bezpiecznem sercem, i pełen otuchy
W równej fuście[57] popłynę przez morskie rozruchy.[58]



PIEŚŃ X.

Kto mi dał skrzydła, kto mię odział pióry
I tak wysoko postawił, że z góry
Wszystek świat widzę, a sam, jako trzeba,
Tykam się nieba?

Toli jest ogień on nieugaszony
Złotego słońca, które nieskończony
Bieg bieżąc, wrotne[59] od początku świata
Prowadzi lata?

Toli jest on krąg odmiennej światłości,[60]
Wódz gwiazd rozlicznych i sprawca żyzności?
Słyszę głos wdzięczny: prze Bóg, a na jawi,
Czy mię sen bawi?

Tu widzę, ani ciemne mgły dochodzą,
Ani śnieg, ani zimne grady szkodzą;
Wieczna pogoda, dzień na wszystki strony
Trwa nieskończony.

Godne pałace Twojej wielmożności,
Panie, a jakiej cnota dostojności,
Widzę na oko, bowiem wedle Ciebie
Ma miejsce w niebie.

Ktoby cię nie znał, Lechu Słowianinie,
Któryś napierwej zasiadł w tej krainie,
I opanował męstwem swojem mocne
Brzegi północne?

Kroka[61] patrz, jako, siedząc tak wysoko,
Przed się ku miastu swemu skłania oko;
Wandę wydawa[62] ubiór, bo z postawy
Zda się mąż prawy.

Tu i fortelny Przemysł[63] jest wniesiony,
I ten, co dostał trefunkiem korony,
Doźrzawszy zdrady, gdzie koń prędkonogi
Biegł zawód drogi.[64]

Bóg fałszu nie chce, a jako miłuje
Sprawiedliwego, Piast i dziś to czuje,
Bo mieszka w niebie, a jego cne plemię
Rządziło ziemię.

Zemowit stoi wedle ojca prawie[65]
Z drugimi równo, ty wyzszej, Miecławie,
Którego sprawą chrześcijański zakon
Podan Polakom.

Tuż po nim widzę mężne Bolesławy,
Prze których dzielność i stateczne sprawy
Polska szeroko swych granic pomknęła
I serce wzięła.[66]


W tejże jest liczbie on zakonnik święty,
Z cieniów klasztornych na królestwo wzięty.[67]
Są dwa Leszczkowie,[68] jest król wzrostem mały,[69]
Ale mąż śmiały.

Widzę Jagełła i dwu Kazimierzu,
Dobrych tak w boju, jako i w przymierzu;
Widzę i ciebie gwiazdzie równym prawie,
Cny Władysławie.[70]

Tu też jest Olbracht, król serca wielkiego;
Tuż z Aleksandrem Zygmunt, za którego
Polska zakwitła, a po długim boju
Wytchła w pokoju.

Szlachetne dusze, które swej dzielności,
Macie w zapłatę niebieskie radości,
Życzcie ojczyznie, aby wam rodziła
Podobnych siła.[71]

A ten,[72] co po was dziś państwo sprawuje,
Niechaj fortunnie i zdrów nam panuje;
A zwierzonego nie wzdawa[73] opieku,[74]
Aż pełen wieku.



PIEŚŃ XI.[75]

Stronisz przedemną, Neto nietykana,
By[76] więc sarneczka, kiedy obłąkana
Macierze szuka po górach ustronnych,
Nie bez bojaźni i postrachów płonnych.

Bo by[77] się namniej na drzewie wzjeżyły
Powiewne listki, by namniej ruszyły
Jaszczurki krzakiem, ta się dusza zlęknie,
Aż od bojaźni na ziemi przyklęknie.

Lecz ja nie jako niedźwiedź, albo mściwa
Myślę cię drapać lwica popędliwa;
Przestań też kiedy za macierzą chodzić,
Już się ty możesz mężowi przygodzić.



PIEŚŃ XII.

Muszę wyznać, bo się już niemasz na co chować:
Nigdybych był nie wierzył, bych tak miał żałować,
Tego zwłaszcza, co nigdy mem własnem nie było;
Poprawdzie mi nieprawie źle serce tuszyło.

Aleciem barzo nagle wypadł z tej nadzieje,
A mojej się przygodzie nieprzyjaciel śmieje.
Kto drugi ma bez prace, o co snadź dbał mało,
A mnie za me staranie złe szczęście potkało.


Samem swą własną ręką tę winnicę grodził,
Aby jej był ani zwierz, ani zły ptak szkodził.
Polewałem, żeby jej słońce nie suszyło,
Nakrywałem, żeby jej zimno nie mroziło.

A kiedy mię nalepsze miały potkać gody,
Nie wiem, co za zły człowiek oberwał jagody
I używa z rozkoszą, czego dostał snadnie,
A mnie, patrząc, jeno się serce nie rozpadnie.

Bodajże nie przechował,[78] a bogaj poleżał;[79]
Nie wiem, jako mię do gron tak pięknych ubieżał.
Ja sobie tak dobrych lat doczekać nie tuszę, —
Podobno, jako niedźwiedź, łapę lizać muszę.



PIEŚŃ XIII.[80]

O piękna nocy nad zwyczaj tych czasów,
Patrz na nas jasno wpośrzód tych tu lasów,
Gdzie jako pszczoły, wkoło swego pana
Straż dzierżem, niecąc ognie aż do rana.

Bodaj szczęśliwie tę drogę odprawił,
I wszystko wedle myśli swojej sprawił
Pan świętobliwy, któremu nie miała
Polska w dobroci równia,[81] jako wstała.[82]


I już nam ma być ten pohaniec srogi,
Który niedawno padał nam pod nogi,
Kiedy Starodub[83] z gruntu wysadzony,
Pod miecz okrutny lud wydał zwierzony.[84]

Albo gdy pycha nie mogła pokorze
Wytrzymać stusu,[85] a w głębokie morze
Krwawy Niepr płynął, miecąc na ostrowy
Moskiewskie łupy i pobite głowy.

Prze Bóg, tychżeśmy ojców dzieci? czyli
W tak krótkim wiekuśmy się wyrodzili?
Święty pokoju, tę masz wadę w sobie,
Że ludzie radzi zgnuśnieją przy tobie.

Więcejci śrebra i złota dziś mamy,
Więcej półmisków na stoły dawamy:
Co potem? kiedy siedzim jak na ledzie,
A granic na nas lada kto ujedzie.



PIEŚŃ XIV.[86]

Patrzaj, jako śnieg po górach się bieli,
Wiatry z północy wstają,
Jeziora się ścinają,
Żorawie, czując zimę, precz lecieli.

Nam nielza jedno patrzać też swe rzeczy,
Niechaj drew do komina,

Na stół przynoszą wina,
Ostatek niechaj Bóg ma na swej pieczy.

Przypadków dalszych żaden z nas nie zgadnie;
I prózno myślić o tem,
Co z nami będzie potem;
W godzinie wszystko Bóg wywróci snadnie.

Krótki wiek długiej nadzieje nie lubi,
Niechaj nie schodzi cało,
Coć się do rąk dostało:
Za to, co ma być, żaden ci nie ślubi.[87]

Jeleniom nowe rogi wyrastają;
Nam, gdy raz młodość minie,
Już na wieki wieków ginie,
A zawżdy gorsze lata przypadają.



PIEŚŃ XV.

Nie za staranim, ani prze mą sprawę,
Miła, po tobie znam taką[88] postawę;
Szukaj, jako chcesz, nie najdziesz przyczyny,
Chyba żeć milszy podobno kto iny.

A ja co mam rzec? nie chcę się przeciwić;
Temu się jedno nie mogę wydziwić,
Skąd tę niestałość białegłowy mają,
Że się, jako wiatr letni, odmieniają.
Niedawne czasy, gdy mię poczytano

W liczbę fortunnych i za tego miano,
Który mógł wszystko otrzymać u ciebie,
A mnie się zdało, żem był wszystek w niebie.

Dziś inne wiatry przeciwko mnie wieją,
Straciłem wszystko zaraz i z nadzieją;
Nie wiem, co mię za wiedźma osypała,
I lichem zdradnych słów uczarowała.

Niech ci się, miła, wszystko dobre wodzi,
Z kimkolwiek przestać twoje serce godzi;
Ale rozeznać umiej przyjaciela,
A trudno naleść masz jednego z wiela.

Nie dufaj temu, kto gładkość miłuje,
Bo ten na słabym gruncie się buduje:
Słońce jednako i padnie i wschodzi,
Nam zawżdy z laty cokolwiek odchodzi.

A gdy czas przydzie ostatniej potrzebie,[89]
Ledwe się najdzie, kto ciało pogrzebie;
Takim ja chcę być przyjacielem tobie,
Lecz wolę, że ty płaczesz na mym grobie.



PIEŚŃ XVI.[90]

Królom moc na poddane i zwierzchność dana,
A królowie zaś mają nad sobą Pana,
Który wszystkiemu światu sam rozkazuje,
Na ziemi i na niebie wiecznie króluje.


Nie wszyscy z jednem szczęściem na świat się rodzą,
Szerzej jedni, niż drudzy swe płoty grodzą.
Ten ma wiele nad insze w zacności domu,
Ten dobrą sławą nie da naprzód[91] nikomu,

Za tym przyjaciół więcej: śmierć sprawiedliwa,
Jednakiego na wszystki prawa używa.
Kto bądź, ten bądź, na kogo los naprzód padnie,
Tak pana, jako sługę poima snadnie.

Komu zawżdy nad szyją wisi miecz goły,
Nie uczynią mu smaku przyprawne stoły;
Nie pomoże mu do snu słodkie śpiewanie:
Sen u prostaków przyjmie i złe posłanie.

Kto swą chciwość na tem co dosyć miarkuje,
Tego ani burzliwe morze frasuje,
Ani ciężki grad, ani złe urodzaje,
Kiedy drzewo to ciepłu, to zimnu łaje.

Delfinowie swe morza ścieśnione czują,
Bowiem już i na wodzie zamki budują;
Wszystka się do roboty czeladź rzuciła,
I sam pan, bo mu się już ziemia sprzykrzyła.

Ale bojaźń i groza pana prowadzą,
I z wysokich pałaców pchać się nie dadzą;
Na okrętli budowny, na końli wsiędzie,
Troska w okręcie, troska za siodłem będzie.

A jeśli ani marmur serdecznej rany,
Ani ulżą jedwabiem obite ściany,
Przecz mam zajźrzeć kosztownych pałaców komu,
A nie raczej w swym mieszkać ojczystym domu?



PIEŚŃ XVII.

Słońce już padło, ciemna noc nadchodzi,
Nie wiem, co za głos uszu mych dochodzi;
Postoję mało, a dowiem się pewnie,
Dla czego płacze ta pani[92] tak rzewnie.

Już to dziesiąte lato niebo toczy,
Jako me smutne zawsze płaczą oczy;
A dokąd mi się miły mój nie wróci,
Żaden na świecie troski mej nie skróci.

Już wszyscy inszy nazad przyjechali,
Którzy nieszczęsnej Troje dobywali:
Jam tylko sama bez męża została,
Sroga fortuna, ta mi go zajźrzała.[93]

Bodaj był w ten czas, gdy do Sparty płynął,
Ten cudzołożnik[94] na morzu zaginął; —
Uszłabych była tej ciężkiej żałości,
Przed którą prawie[95] schną dziś moje kości.

Jako ptak, kiedy towarzysza zbędzie,
Nigdy na rózdze zielonej nie siędzie,
A między bory i pustymi lasy,
Sam jeden lata po swe wszystkie czasy,

Tak ja nieszczęsna w jego niebytności,
Muszę być zawżdy w trosce i w żałości;

Chronię się ludzi, sama nie wiem czemu,
Radam, gdy świadka nie mam płaczu swemu.

Bałam się zawżdy, póki wojna trwała,
Alem wżdy o nim nieboga słyszała;
Teraz niewiedzieć gdzie po świecie błądzi,
A wierne serce zawsze gorzej sądzi.

Troszczą mię, smutną srogie morskie wody,
Troszczą mię wiatry i złe niepogody,
Troszcze mię wszystko, cokolwiek być może;
Tobie go ja tam poruczam, mój Boże.

I to mi czasem na myśl więc przychodzi,
(Bo łacno gdy chce nieszczęście ugodzi)
Że moje serce prózno się frasuje,
A on podobno gdzie indziej miłuje.

Źlećby mi płacił moje życzliwości,
Bych miała doznać takiej niewdzięczności;
Bodajbych pierwej ostatnie[96] skonała,
Niźli nowiny takiej doczekała.

Aleć ja dufam jego szczerej cnocie,
Że mię nie będzie chciał mieć w tym kłopocie;
Będzie pamiętał i statecznie chował
Miłość i wiarę, którą mi ślubował.

Usilne wiatry, co morzem władacie,
Jeśli też kiedy co to miłość znacie, —
Dodajcie mu tak szczęśliwego biegu,
Że wrychle stanie na ojczystym brzegu.



PIEŚŃ XVIII.

Czołem za cześć, łaskawy mój panie sąsiedzie,
Boże nie daj u ciebie bywać na biesiedzie;
Każesz mi pić przezdzięki[97] twe przemierzłe piwo,
Że do dna nie wypijam, patrzysz na mię krzywo.

Wszytkoć wadzi: być na nos biedna mucha padła,
Miecesz głową, i mniemasz, że cię do krwie zjadła.
Od stołu żenie każesz, fukasz na pachołki,
Wyciskałeś talerze, wyciskasz i stołki.

Patrzaj, dyable, że się tu i gościom dostanie:
Gniewaj się, jako raczysz, jeno nie bij, panie!
Bo ja w tem piwie twojem rozkoszy nie czuję;
Zdrowie rad mam od ciebie, kufla nie przyjmuję.

Jeślić o sławę idzie, kto więcej pić może,
Dajęć przodek[98] w tem męstwie; sam pójdę na łoże.
Już ty bądź tym rycerzem, co piwo usieczesz;[99]
Tego nie wiem, jeśli przed chłopem nie ucieczesz.

Jeśli też tak rozumiesz, żebyś mię czestował,
Męczysz mię, nie czestujesz; tociem podziękował.
Chcesz mię uczcić? dajże mi dobrą wolą w domu,
A niechaj poniewoli nie pełnię nikomu.

Prózno mi skwarnę[100] dawasz; ja nie będę gonił,
Bych też nabarziej piwa wczorajszego zronił;[101]

Wiem, żeby mię psi przed się twoi pilnowali, —
Bych się układł, wnetby mi gębę ulizali.

Alem prosto nie myśliw; ci się na to godzą,
Co szperki niedopiekłe i twardy ser głodzą;[102]
Co sobie gardła ostrzą na niewinne piwo
Rydzem, śledziem, ogórkiem: nie wiem, co im krzywo.

I tak we łbie rozumu potrzeźwiu nie wiele,
A ostatek chcą zalać w to miłe wesele.
Niech raczej nic nie będzie, mali go być mało;
Radoby niebożątko z mozgu oszalało.[103]

Więc też wojna bez wici; gospodarz się wierci,
Porwoniście[104] zabitej na ostatek śmierci,[105]
Do tylam was rozwadzał, aż mi się dostało,
Bijcie się póki chcecie, mnie tam na tem mało.

Kufle lecą jako grad; a drugi już jęczy,
Wziął konwią, aż mu na łbie zostały obręczy.
Potym do arkabuzów:[106] a więc to biesiada?
Jeśliście tak weseli, jakaż u was zwada?

Nazajutrz się jednają: przed się go nalewaj,

A kto z nieżadnym[107] głosem przed pany zaśpiewaj:
„Chciejże pomnieć, a dobrze baczyć, namilejsza”!
— „W czerwonej czapce chodził”, zda mi się cudniejsza.

Usłyszysz tam pięć basów, dwanaście dyszkantów,
Sześć altów, ośm tenorów, dwanaście wagantów;[108]
Potem od melodyej aż posną na stole,
Ali drudzy wołają: na dwór, na dwór wole.

Bodajże wam smród w gębę, mili pijanice,
A trąd na twarz, bo żona lubi takie lice;
Krzywe nogi na starość, nieobrotnej szyje,
Krom klątwy, kto będzie żyw, snadnie się dopije.



PIEŚŃ XIX.[109]

Żal mi cię, niebogo
Że nie masz nikogo,
Coby się przestrzegł: słuchaj, ale mało,
A potem uczyń, coć się będzie zdało.

Bodajże przepadło
To twoje zwierciadlo:
Bo tobą szali[110] a ty się nie czujesz,
Dawno się nie swej twarzy przypatrujesz.


Popatrz miedzy szoty[111]
Prawdziwszej roboty:
Ujźrzysz tam i płeć chropawą, i zęby
Nie prawie[112] białe, jeno uchyl gęby.

Więc i lat tak snadnie
Mamkać nie ukradnie;
Bo łacno zliczysz pod oczyma karby,
Tego nie zetrą i weneckie farby.

Aż się za cię wstydzę,
Gdy cię w tańcu widzę.
Ano wiem, czemuś mi się nie udała:
Prosto jakobyś młodym przyganiała.

Takżeć i te stroje
Jakoby nie twoje:
Tyś się ubrała prawie wedle świata,
A to za krzywdę biorą twoje lata.

Nie przeciw się Zosi,
Bo tę miłość nosi,
Że musi skakać, jako sarna w lesie;
A nie sromota, co komu czas niesie.

Tobie na twe lata
Czas poprzestać świata;
Cudniej ci będzie prząść kądziel, niż w wieńcu
Siedzieć za stołem — babie przy młodzieńcu.[113]



PIEŚŃ XX.

Miło szaleć kiedy czas po temu,[114]
A tak bracia przypij każdy swemu,[115]
Bo o głodzie nie chce się tańcować,
A podpiwszy, łacniej już błaznować.

Niech się tu nikt z państwem nie ozywa,
Ani z nami powagi używa;
Przywileje powieśmy na kołku,
A ty wedla pana siądź, pachołku.

Tam dobra myśl nigdy nie postoi,
Gdzie z rejestru patrzą, co przystoi;
A powiem wam, że się tem świat słodzi,
Gdy koleją statek i żart chodzi.

Ale to mój zysk, że mię słuchacie,
A żadnej mi pełnej nie podacie;
Znał kto kiedy poetę trzeźwiego?[116]
Nie uczyni taki nic dobrego.

Przedsię do mnie,[117] a ja nie zawiodę;
Wy też drudzy, co macie pogodę,
Każdy swojej włóż w ucho leda co,
Nie macie tu oglądać się na co.

I z namędrszym nie trzymam w tej mierze,
Kto się długo na dobrą myśl bierze;[118]

Czas ucieka, a żaden nie zgadnie,
Jakie szczęście o jutrze[119] przypadnie.

Dziś bądź wesół, dziś użyj biesiady,
O przyszłym dniu niechaj[120] próznej rady.
Już to dawno Bóg odmyślił w niebie,
A ktej radzie nie przypuszczą ciebie.



PIEŚŃ XXI.[121]

Ty spisz, a ja sam[122] na dworze
Jeszcze od wieczornej zorze,
Cierpię nocne niepogody,
Użałuj się mojej szkody.

Słuchaj, jako bije w ściany
Z gwałtownym dżdżem grad zmieszany;
Ocknij się, a przemów słowo,
Nieużyta białagłowo.

Nie na żadną kradzież godzę,
Chocia tak po nocy chodzę;
Wziąłbych przedsię, by co dano,
Łupiestwo czartu porwano.

Nigdziej[123] miejsca mniej hardości
Nie najdziesz, jako w miłości;

Gładkość wprawdzie sługi daje,
Ale dzierżą obyczaje.

Słuchasz? czy mój głos nie może
Dolecieć na twoje łoże?
Słuchajcie, wy, nocne cięnie,
I nieumowne[124] kamięnie.

Do Amfionowej lutnie,
Spieszyły się lasy chutnie,[125]
A niezwyczajne opoki
Ścisnęły się w mur szeroki.

Orfeowych stron słuchały
Srogie jędze[126] i płakały,
Gdy miłością utrapiony,
I pod ziemią szukał żony.

Jego pieśni żałościwe
Zjęły[127] bogi nieżyczliwe;
I miał w ręku, co miłował,
By[128] był nędznik[129] lepiej chował.

Ale nie strzymał umowy,
Więc przyszedł o smutek nowy,
Bo źle[130] się obejźrzał, ali
Czarci panią zaś porwali.


Czekać już, nieboże, było;
Ale gdy co komu miło,
Trudno wytrwać i czas mały,
Godzina tam, jak rok cały.

A ja długo mam bić w strony?
Już u mnichów słyszę dzwony.
Dziwnośmy się pomieszali,
Jam niespał, a ci już wstali.

Dobrą noc, jeśli kto słyszy,
A mój wieniec w tej złej ciszy,
Niechaj wisi do świtania,
Świadek mego niewyspania.



PIEŚŃ XXII.

Rozumie mój, prózno się masz frasować,
Co zginęło, trudno tego wetować;
Póki czas był, póki szczęście służyło,
Czegoś żądał, o wszystko łacno było.

Teraz widzisz, że nam niebo nie sprzyja,
W czem się kochasz, to cię daleko mija.
Cóż temu rzec? i szkoda głowy psować,
Lepiej się nam na lepsze czasy chować.

A nie mniemaj, byś sam był w tej niewoli;
Nalazłby się, kogo to niemniej boli;
Jeno ludzie snadniej zakryć umieją,
Acz nie z serca, z wierzchu się przedsię śmieją.


Mnie smutnego ten dowcip nie ratuje,
Wyda mię twarz, gdy się serce źle czuje;
Wszakoż widzę, że się prózno frasować,
Co zginęło, trudno tego wetować.



PIEŚŃ XXIII.

Nieźle czasem zamilczeć, co człowieka boli,
By nie znał nieprzyjaciel, że cię ma po woli;[131]
Ale to nadewszystko zaraz odżałować,
A niewdzięcznemu panu tudzież podziękować.

Cierpiałem ja tak wiele, że mię wstyd powiadać,
A mógłby mi bezpiecznie każde głupstwo zadać,
Żem się dał za nos wodzić czas tak barzo długi,
Bacząc, że w małej wadze były me posługi.

Chciałem złość jakokolwiek wytrwać uprzejmością,
A zwyciężyć niewdzięczność swoją statecznością;
Ale moja uprzejmość i statek[132] był prózny,
A jej niebaczny umysł zawżdy memu rózny.

Bóg was żegnaj, niewdzięczne i nieludzkie wrota,
Świadome mych częstych dróg i mego kłopota;
Bodaj tu pajęczyna i pleśń na was padła,
A te niewierne zamki rdza plugawa zjadła.



PIEŚŃ XXIV.[133]

Zegar, słyszę, wybija,
Ustąp, melankolija!

Dosyć na dniu ma statek,
Dobrej myśli ostatek.[134]

U Boga każdy błazen,
Choć tu przymówki prazen;[135]
A im się barziej sili,
Tym jeszcze więcej myli.

A ktoby chciał na świecie
Uważyć, co się plecie,
Dziwnie to prawdy blizko,
Że człek Boże igrzysko.

Dygnitarstwa, urzędy,
Wszystko to jawne błędy;[136]
Bo nas równo śmierć sadza,
Ani pomoże władza.

A nad chłopa chciwego
Niemasz nic nędzniejszego,
Bo na drugiego zbiera,
A sam głodem umiera.

Więc, by[137] tacy synowie
Byli, jako ojcowie,
Dawnoby z tej przyczyny
Świat się jął żebraniny.

Lecz temu Bóg poradził,
Bo co jeden zgromadził,

To drugi wnet rozciska,
Niech świata głód nie ściska.

Po śmierci trudno rządzić;
Tyś mógł, ojcze, nie błądzić;
Syn tylko worki zliczy,
W rozumie nie dziedziczy.

Przeto te troski płone
Szatanowi zlecone;
Niech, uprzątnąwszy głowę,[138]
Mkną w skrzynię Fokarowę.[139]

A nam wina przynoście,
Z wina dobra myśl roście.
A frasunek podlany
Taje, by śnieg zagrzany.



PIEŚŃ XXV.[140]

Użałuj się, kto dobry, a potłucz zawiasy
I mnie samę wrzuć w ogień, bo prze te niewczasy

Dobrze już nie szaleję ja, furta strapiona;
Jednak mię ten bezmierny niepokój dokona.

Że to żadna Boża noc nigdy nie minęła,
Abych kiedy okrutnych razów nie podjęła[141]
Od tych sprosnych pijanic; nie mówię o słowa,
Łatwiejsza to, kiedyby cała była głowa.

Co tu za mej pamięci powrozów stargano,
Wrzeciądzów ukręcono, młotków[142] skołatano!
Teraz już głowicami[143] łotrostwo mię tłucze,
A ubogi gospodarz kryje pod się klucze.

To nie tajno, że cierpię nie za swoją winą,
Ale wszeteczna pani wszystkiego przyczyną,
Która, nie wiem na jaki żywot się udała,
Że i wstydu i dobrej sławy zapomniała.

Ja, to Bóg wie, przestrzegam swojej powinności,
A taję, ile mogę, jej zbytków i złości;
Cóż potem? kiedy ludzie na zęby ją wzięli;
Ona wie, jeśli fałszu czy prawdy się jęli.

Ale jeśli mię smutną ciężkie razy bolą,
Niemniejszą mam przed owym nędznikiem niewolą,
Co tu noc pole[144] nocy płacze mi nad głową,
Ani mi spać dopuści swą żałosną mową.


Furto (powiada) sroższa, niźli pani twoja,
Mnie to na złość trzymasz się tak mocno podwoja;[145]
Czemu mię w dom smutnego nie puścisz, gdyż mojej
Skrytej prośby nie umiesz odnieść paniej swojej?

Także ja biedny człowiek w swym ciężkim frasunku,
Nie mam uznać na wieki żadnego ratunku?
I już mię nocleg potkać uczciwszy nie może,
A ten zimny próg muszę przyjmować za łoże.

Mych niewczasów litują nocy nieprzespane,
Litują pełne gwiazdy, wiatry niewytrwane;[146]
Ty sama nie chcesz baczyć ludzkich doległości,
A swem tylko milczeniem wiecznie zbywasz gości.

Gdzieś[147] to namniejsze słówko przez skałę przepadło,[148]
A na zapamiętałem uchu paniej siadło;
By[149] kamień, by żelazo w sercu swem chowała,
Nie wierzę temu, żeby westchnąć raz nie miała.

Teraz na szczęsnej ręce u drugiego leży,
A moja prózna mowa precz za wiatry bieży;
Ale ty coś przyczyną tych wszytkich trudności,
Furto, mówię, niewdzięczna moich uczynności.

Tobiem ja złego słowa nie rzekł jako żywo,
Co drugi rad uczyni, gdy mu miejsce krzywo;
Żebyś mi tę niewdzięczność okazować miała,
A mnie całą noc płakać pod niebem niechała.[150]


Alem cię rychlej nowym rymem udarował,
I twoje niskie progi wdzięcznie ucałował;
Com się razów obrócił u twego podwoja,
Objatami szukając u świętych pokoja.

To tego, i co lepiej oni tam umieją,
Całą Bożą noc będzie, aż kury odpieją;
Takżeć mię smutną to złe paniej obyczaje,
To tego płacz frasuje, aż mię ledwie staje.









PIEŚNI

JANA KOCHANOWSKIEGO.

KSIĘGI WTÓRE.



PIEŚŃ I.[151]

Przeciwne chmury słońce nam zakryły,
I niepogodne deszcze pobudziły;
Wody z gór szumią, a pięnista Wilna
Już brzegom silna.[152]

Strach patrzeć na to częste połyskanie;
A prze to srogie obłoków trzaskanie
Kładą się lasy, a piorun gdzie zmierzy,
Źle nie uderzy.

Zakładaj korab, cieśla nauczony,
A kto wie, jeśli nie wrócą się ony
Nieszczęsne czasy, kiedy powódź była
Świat zatopiła.

Sześć niedziel wtenczas lał deszcz nie przestając,
A ziemia nowe źrzódła pobudzając,
Rzek przymnażała, tak, iż morskie wały
Wylać musiały.


Z ludźmi pospołu i miasta i grody
Nieuśmierzone zatopiły wody;
Nie wysiedział się pasterz z bydłem wcale
Na żadnej skale.

Ryby po górach wysokich pływały,
Gdzie ledwe przedtem pióra donaszały
Mężnej orlice, gdy do miłych dzieci
Z obłowem leci.

Ale natenczas i matkę i syny
Pożarła woda, i wszystek zwierz iny;
Sam Noe został, przy nim żona tylko,
A dziatek kilko.

Nieżyzne w cnotę, to tam były lata,
Gdzie ledwe jeden ze wszystkiego świata
Nalezion, co go Bóg wcale zachował,
Gdy nierząd psował.

Ten będąc z łaski Pańskiej ostrzeżony,
Zbudował sobie korab niezmierzony,
Na którym pływał, czasu złej przygody,
Po wierzchu wody.

A wszyscy inszy nagle zagarnieni,
I w głębokościach morskich zatopieni
Niebo a morze, te dwie rzeczy były
Świat zastąpiły.

A kiedy się już prawie dosyć stało
Pańskiemu gniewu, potrosze spadało
Wielkiego morza; aż za czasem skały
Z wody wyźrzały.

Potem i zbytnie zawarły się zdroje,
A bystre rzeki wpadły w brzegi swoje;
Ziemia ku słońcu, pełne ciężkiej rosy,
Rozwiła włosy.

A trupy wkoło straszliwe leżały,
Ludzie i bydło, wielki źwierz i mały;
Pełne ich morza, pełne brzegi były,
Boga ruszyły.

I rzekł Noemu: już teraz na ziemię
Występuj śmiele, i z tobą twe plemię;
Oto ja znowu przyodzieję lasy
Na wieczne czasy.

I będzie jako po te lata wszytki
Ziemia dawała wszelakie użytki;
Mnóżcie się, niech świat spustoszały wszędzie
Znowu osiędzie.

A w tem upewniam każdą żywą duszę,
Że nigdy potem takich wód nie wzruszę,
Któreby miały ziemię opanować,
I świat zepsować.

Włożę na niebo znakomitą pręgę,
Którą gdy ujźrzę, wspomnię na przysięgę,
Że mam hamować niezwyczajną wodę, —
I nie zawiodę.

Pomni się[153] lutni: nie twojej to głowy
Wspominać Boga żywego rozmowy;

Każ ty nam zasieść przy ciepłym kominie,
Aż zły czas minie.[154]



PIEŚŃ II.

Nie dbam, aby zimne skały
Po mem graniu tańcowały;
Niech mię wilcy nie słuchają,
Lasy za mną nie biegają.

Hanno, tobie kwoli śpiewam,
Skąd jeśli twą łaskę miewam,
Przeszedłem już Amphiona,
I lutnistę Ariona.

Mnie sama twarz nie uwiedzie,
I choć druga na plac jedzie,
Z herby domów starożytnych,
Zacne plemię dziadów bitnych.

Ja chcę podobać się w mowie
Nauczonej białejgłowie;
Ty mię pochwal, moja pani,
Nie dbam, choć kto inszy gani.


Cnocie zajźrzą jako żywo,
Bujne drzewo wiatrom krzywo;
Ale ty chciej pomoc sama,
Nie ugrozi zazdrość nama.[155]

A jeśli me niskie progi
Będą godne twojej nogi,
Nogi pięknej: nie potrzeba,
Dosięgę już głową nieba.

Samy cię ściany wołają,
I z dobrą myślą czekają;
Lipa, stojąc wpośrzód dworu,
Wygląda cię co raz z boru.

Każ bystre konie zakładać,
A sama się gotuj wsiadać;
Teraz naweselsze czasy,
Zielenią się pięknie lasy.

Łąki kwitną rozmaicie,
Zająca już nie znać w życie;
Przy nadziei oracz ścisły,[156]
Że będzie miał z czem do Wisły.

Stada igrają przy wodzie,
A sam pasterz, siedząc w chłodzie,
Gra w piszczałkę proste pieśni,
A faunowie skaczą leśni.


Kwap się, póki jasne zorze
Nie zapadną w bystre morze;
Po chwili ćmy czarne[157] wstaną,
Co noc noszą nienaspaną.



PIEŚŃ III.

Nie wierz fortunie, co siedzisz wysoko,
Miej na poślednie koła pilne oko,
Bo to niestała pani z przyrodzenia,
Często więc rada sprawy swe odmienia.

Nie dufaj w złoto, i w żadne pokłady[158],
Każdej godziny obawiaj się zdrady.
Fortuna, co da, to zasię wziąć może,
A u niej żadna dawność nie pomoże.

A ci, co z tobą teraz przestawają,
Twej się fortunie, nie tobie kłaniają;
Skoro ta zniknie, tył każdy podawa,
Jako cień, kiedy słońca mu nie stawa.

Lecz jako sama oczy zasłoniła,
Tak swem pochlebstwem ludzi pobłaźniła:
Że drugi wyzszej[159] nosa gębę nosi,
A wszytki insze oczyma przenosi.


Ty pomni, że twój skarb u szczęścia w mocy,
A tak się staraj o takiej pomocy,
Aby wżdy z tobą twego co zostało,
Jeśli zaś będzie szczęście swego chciało.

Cnota skarb wieczny, cnota klenot drogi,
Tegoć nie wydrze nieprzyjaciel srogi,
Nie spali ogień, nie zabierze woda;
Nad wszytkiem inszem panuje przygoda.



PIEŚŃ IV.[160]

W twardej kamiennej wieży, i za troistemi
Drzwiami siedząc Danae nieprzełomionemi,
Pod strażą nieuśpionych spartańskich złajników[161],
Mogła wiecznie nie uznać nocnych wszeteczników.

By była z Akryzego Wenus nie szydziła
Stróża zamknionej panny, bo ta obaczyła,
Że Jowisz w upominku złotym, utajony,
Miał mieć bezpieczny przystęp i gmach otworzony.

Złoto śrzodkiem Janczarów zbrojnych pójdzie snadnie,
A przez twardą opokę gwałtowniej przepadnie,
Niźli raz piorunowy; upadł nieszczęśliwy
Dom proroka greckiego prze zysk niecnotliwy

Z gruntu wykorzeniony; przebił bramy twarde
Zacnych miast Macedończyk,[162] i podkopał harde

Tyranny datkiem; datkom hetmani hołdują,
Którzy daleko świetnym nawom rozkazują.

Wielkich pieniędzy, wielka troska naszladuje,
A im człowiek w pokładzie[163] swoim więcej czuje,
Tem jeszcze więcej pragnie; słusznie moje oko,
I nigdy przedtem i dziś nie zmierza wysoko.

Im sobie człowiek więcej pomierny ujmuje,
Tem mu więcej od Boga z łaski przystępuje;[164]
Nic nie mając, z tymi, co nic nie chcą, przestaje,
A buntów[165] dobrowolnie bogatych się kaje.[166]

Pan znaczniejszy, gdy państwem wzgardzi, niżby wszytki
Żóławskie[167] urodzaje, i gdańskie pożytki
W jednym spichlerzu zamknął, a sam siedząc w cieniu,
Nie mógł się chleba najeść, nędznik w dobrem mieniu.

Zdrój przeźrzoczystej wody, lasu średnia miara,
I zasiewku mojego niepochybna wiara,
Rządźcy płodnej Afryki szeroko władnemu
Nie da się znać, że w szczęściu przyrównana jemu.

Acz mi miodu podolskie pasieki nie dają,
Ani w mym lochu wina seremskie stawają,
Ani bogate stada owiec niezliczonych
Strzygą odrosłą trawę po górach zielonych.


Przedsię nazbyt ubóstwa nie znać w domu moim,
Aby mi więcej trzeba, ufam w Bogu swoim;
Ale gdy niepotrzebne chciwości odprawię,
Lepiej daleko płatu[168] sobie tem poprawię,

Niżbych bogate pola węgierskie z porządnym
Państwem Węneckiem złączył; ludziom wielożądnym
Wiela i niedostawa; niech przyjmuje z dzięką,
Komu ścisłą, co dosyć, Bóg udzielił ręką.



PIEŚŃ V.[169]

Wieczna sromota i nienagrodzona
Szkoda, Polaku: ziemia spustoszona
Podolska leży, a pohaniec sprosny
Nad Niestrem siedząc, dzieli łup żałosny.

Niewierny Turczyn psy zapuścił swoje,
Którzy zagnali piękne łanie twoje,
Z dziećmi pospołu; a nie masz nadzieje,
By kiedy miały nawiedzić swe knieje.

Jedny za Dunaj Turkom zaprzedano,
Drugie do hordy dalekiej zagnano;
Córy szlacheckie (żal się mocny Boże)
Psom bisurmańskim brzydkie ścielą łoże.

Zbójce (niestety) zbójce nas wojują,
Którzy ani miast, ani wsi budują;
Pod kotarzami[170] tylko w polach siedzą,
A nas nierządne, ach, nierządne jedzą.

Tak odbieżałe stado[171] więc drapają
Rozbójce wilcy, gdy powoli mają,
Że ani pasterz nad owcami chodzi,
Ani ostrożnych psów za sobą wodzi.

Jakiego serca Turkowi dodamy,
Jeśli tak lekkim ludziom nie zdołamy?
Ledwieć nam i tak króla nie podawa,[172]
Kto się przypatrzy, mała[173] nie dostawa.

Zetrzy sen z oczu, a czuj wczas o sobie,
Cny Lachu: kto wie, jemu, czyli tobie
Szczęście chce służyć? a dokąd wyroku
Mars nie uczyni, nie ustępuj kroku.

A teraz ktemu obróć myśli swoje,
Jakobyć szkody nieprzyjaciel twoje
Krwią swą nagrodził i omył tę zmazę,
Którą dziś niesiesz prze swej ziemię skazę.

Wsiadamy? czy nas półmiski trzymają?
Biedne półmiski, czego te czekają?
To pan, i jadać na śrzebrze godniejszy,
Komu żelazny Mars będzie chętniejszy.


Skujmy talerze na talery,[174] skujmy,
A żołnierzowi pieniądze gotujmy;
Inszy to darmo po drogach miotali,
A my nie damy, bychmy wcale trwali?

Dajmy, a naprzód dajmy; sami siebie
Ku gwałtowniejszej chowajmy potrzebie.
Tarczej niż piersi pierwej nastawiają,
Pozno puklerza przebici macają.

Cieszy mię ten rym: Polak mądr po szkodzie;
Lecz jeśli prawda i z tego nas zbodzie,
Nową przypowieść Polak sobie kupi,
Że i przed szkodą, i po szkodzie głupi.



PIEŚŃ VI.[175]

Królewno lutnie złotej, i rymów pociesznych,[176]
Ochłodo myśli tesznych,[177]
Ty sama powiedz, a kres naznacz, poki mamy
Płakać, gdy przyjaciela miłego stradamy?
Łacno cieszyć chorego, gdyśmy zdrowi sami,
Lecz kiedy toż nad nami

Niefortuna pokaże, tam więc człowiek czuje,
Że co drugim chciał radzić, sam się nie ratuje.
Godno płaczu nieszczęście i twoja przygoda,
O zacny wojewoda!

Boś pozbył towarzysza i cnotliwej żony,
Której dobroć, której wstyd jest niewysłowiony;
Ale byś dobrze wziąwszy lutnią Orfeowę,
Wstąpił w łódź Charonowę,

I nawiedził podziemne niewesołe kraje,
Gdzie słońce swych promieni nigdy nie podaje, —
Nie zyszczesz dusze, która dotkła raz napoju
Niepamiętnego zdroju;[178]

Przeto cierpliwość sama nalepsza w tej mierze,
Gdzie zaraz i ratunek upad z sobą bierze.



PIEŚŃ VII.

Słońce pali, a ziemia idzie w popiół prawie,
Świata nie znać w kurzawie;
Rzeki dnem uciekają,
A zagorzałe[179] zioła dżdża z nieba wołają.

Dzieci z flaszą do studniej, a stół w cień lipowy,
Gdzie gospodarskiej głowy
Od gorącego lata
Broni list,[180] za wsadzenie przyjemna zapłata.


Lutni moja, ty ze mną, bo twe wdzięczne strony
Cieszą umysł trapiony,
A troski nieuśpione
Prędkim wiatrom podają za morze czerwone.



PIEŚŃ VIII.[181]

Nie frasuj sobie, Mikołaju, głowy,
Kto ma być królem; już dekret gotowy
Przed Bogiem leży, — nie piórem pisany,
Lecz w dyamencie twardym wykowany.

Nie z pół lub nocy, lub dnia,[182] nie ze wschodu,
Ani czekajmy pana od zachodu;
Ten królem będzie, kogo Bóg mianuje,
Łatwie on ludzkie serca spraktykuje.[183]

Tenże nam, mimo znajomsze sąsiady,
W śmiech obróciwszy nasze płone rady,
Przywiódł był króla z dalekiej krainy,
Po którym wrychle miał usieść kto iny.

Gdzie ony złote góry nieprzebrane?
Gdzie Gaszkonowie i wojska ubrane?
W co poszły działa i nasze turnieje?
Wiatrem nadziane puknęły nadzieje.


Fortuna nawy na morzu sprawuje,
Fortuna w bitwach zwycięstwem szafuje;
Onej rakosze[184] i sejmy słuchają,
A ludzkie rady wspak się obracają.

Precz krasomowce! wywody na stronę!
A my gdzie w polu na słupie koronę
Zawieśmy złotą:[185] jeźli nie mędrszemu,
Niech ją da szczęście przynamniej rętszemu.[186]



PIEŚŃ IX.

Nie porzucaj nadzieje,
Jakoć się kolwiek dzieje:
Bo nie już słońce ostatnie[187] zachodzi,
A po złej chwili piękny dzień przychodzi.
Patrzaj teraz na lasy,
Jako prze zimne czasy
Wszytkę swą krasę drzewa utraciły
A śniegi pola wysoko przykryły.
Po chwili wiosna przyjdzie,
Ten śnieg z nienagła zyjdzie,
A ziemia, skoro słońce jej zagrzeje,
W rozliczne barwy znowu się odzieje.

Nic wiecznego na świecie:
Radość się z troską plecie,
A kiedy jedna weźmie moc nawiętszą,
Wtenczas masz ujźrzeć odmianę naprędszą.
Ale człowiek zhardzieje,
Gdy mu się dobrze dzieje;
Więc też, kiedy go fortuna omyli,
Wnet głowę zwiesi i powagę zmyli.[188]
Lecz na szczęście wszelakie
Serce ma być jednakie;
Bo z nas fortuna w żywe oczy szydzi,
To da, to weźmie, jako się jej widzi.
Ty nie miej za stracone,
Co może być wrócone:
Siła Bóg może wywrócić w godzinie,
A kto mu kolwiek ufa, nie zaginie.



PIEŚŃ X.

Może kto ręką sławy dostać w boju,
Może wymową i rządem w pokoju;
Lecz jeśli żona męża nie ozdobi,
Mąż prózno robi.

Kto z gospodarstwa, a kto zaś z wysługi
Zbierze pieniądze, i z kupiectwa drugi —
Jeśli się żona nie przyłoży ktemu,
Zginąć wszytkiemu.

Żona uczciwa ozdoba mężowi
I napewniejsza podpora domowi;

Na niej rząd wszytek; swego męża ona
Głowy korona.

Ona mężowym kłopotom zabiega
I jego wczasu na wszystkiem przestrzega;
Ona wywabić troskę umie z głowy
Słodkiemi słowy.

Ona dziateczki ojcowi podobne
Rodzi, skąd rostą pociechy osobne;
Ani już spadków upatrują krewni,
Dziedzica pewni.

Trzykroć szczęśliwy,któremu ty zdarzysz
Ten związek, Panie; ale zły towarzysz
Odejmie wszytko, że troski w pół wieka
Zgryzą człowieka.



PIEŚŃ XI.[189]

Stateczny umysł pamiętaj zachować,
Jeśli cię pocznie nieszczęście frasować;
Także i góry[190] nie radzęć wylatać,
Kiedy się szczęście z tobą imie bratać.

Śmierci podległy człowiecze cnotliwy,
Choć wszytek twój wiek będzie frasowliwy,
Chocia też czasem, siedząc z przyjacioły,
Przy dobrym trunku strawisz dzień wesoły.


Tu przy ciekącym przezornym[191] strumieniu,
Każ stół gotować w jaworowym cieniu;
Każ wino nosić, póki beczka leje,
Póki wiek służy a śmierć nie przyśpieje.[192]

Postąpisz z włości drogo zapłaconych,
Postąpisz z dworu i gmachów złoconych;
A co zebrania twego kolwiek będzie,
To wszystko przyszły namiastek[193] osiędzie.[194]

Bądź się kto zacnym rodził i bogatym,
Bądź niewolnikiem, u śmierci nic na tym;
Czyjkolwiek naprzód los wynidzie, wsiadaj[195]
Wieczny wygnańcze, ani więc okładaj.



PIEŚŃ XII.

Niemasz, i po drugi raz niemasz wątpliwości,
Żeby cnota miała być kiedy bez zazdrości:
Jako cień nieodstępny ciała naszladuje,[196]
Tak za cnotą w też tropy zazdrość postępuje.

Nie może jej blasku znieść, ani pojźrzeć w oczy,
Boleje, że kto przed nią kiedy wyzszej skoczy;
A iż baczy po sobie, że się wspinać prózno,
Tego ludziom uwłóczy, w czem jest od nich rózno.[197]


Ale człowiek, który swe pospolitej rzeczy
Służby oddał, tej krzywdy nie ma mieć na pieczy;
Dosyć na tem kiedy praw, ani niesie wady;[198]
Niechaj drugi boleje, niech się spuka[199] jady.[200]

Cnota (tak jest bogata) nie może wziąć szkody,
Ani się też ogląda na ludzkie nagrody;
Sama ona nagrodą i płacą jest sobie,
I krom nabytych przypraw świetna w swej ozdobie.

A jeźli komu droga otwarta do nieba,
Tym, co służą ojczyznie, wątpić nie potrzeba,
Że, co im zazdrość ujmie, Bóg nagradzać będzie,
A cnota kiedykolwiek miejsce swe osiędzie.[201]



PIEŚŃ XIII.[202]

Panu dzięki oddawajmy,
Jego łaskę wspominajmy,
Który hardym miesza rzeczy,
A skromne ma na swej pieczy.

On hardy, nieunoszony,
On Tyran[203] północnej strony,

Któremu jako sam mniema,
Świat tak wielki równia[204] nie ma;

Car Moskiewski plac mężnemu,
Puścił Królowi Polskiemu;
Nie oparł się aż o lody,
Niepławnej północnej wody.

Granic i zamków budownych
Odbieżał i miast warownych;
Płatna to,[205] kiedy o duszę,
I sam go obmówić[206] muszę.

Obróć swój koń prędkonogi,
Nieścigniony Care drogi;
Chcesz być groźnym, a uciekasz,
Jeśliś płochy, hardzie nie każ.[207]

Teraz był czas prorokować,
Komu szłyk[208] naprzód zdejmować;
Teraz się było dowiadać,
Kto ma naprzód z konia spadać.


Bóg pomóż, Królu jedyny
Szerokiej polskiej krainy.
Umiesz ty hardym dogodzić,
Ani się im dasz rozwodzić.

Zdjąłeś maszkarę butnemu
Tyrannowi Moskiewskiemu.
Okazałeś, że nie kąsa,
Chocia to porożem[209] wstrząsa.

W zamcech[210] nadzieję pokładał,
Ale i tych prędko stradał;
Nie przyszło mu do odsieczy:
Głowy ostrzec[211] bardziej grzeczy.

Znowu tedy, skąd był wyszedł,
W ręce polskie Połock przyszedł,
Za powodem szczęśliwego
Stefana, Króla Polskiego.

Nie pomogły kule częste,
Zręby mocne, baszty gęste:
Puściły żelazne brony.[212]
A ty, Królu niezmożony,

Nie tylko zamki budowne,
I twierdze bierzesz warowne;
Ale, co chwalniejsza w tobie,
Jesteś silen i sam w sobie.[213]


Nie puściłeś wódz gniewowi,
Łaskęś nieprzyjacielowi
Uczynił; masz i dzielnością,
Masz już nadeń i ludzkością.

Zdrów bądź, Królu niezwalczony;
Ciebie moje wdzięczne strony
Nie zmilczą między sławnymi
Bohatery walecznymi.



PIEŚŃ XIV.[214]

Wy, którzy pospolitą rzeczą władacie,
A ludzką sprawiedliwość w ręku trzymacie;
Wy, mówię, którym ludzi paść poruczono,
I zwierzchności nad stadem Bożem zwierzono:

Miejcie to przed oczyma zawżdy swojemi,
Żeście miejsce zasiedli Boże na ziemi,
Z którego macie nie tak swe własne rzeczy,
Jako wszytek ludzki mieć rodzaj na pieczy.

A wam więc nad mniejszymi zwierzchność jest dana,
Ale i sami macie nad sobą Pana,
Któremu kiedyżkolwiek z spraw swych uczynić
Poczet[215] macie: trudnoż tam krzywemu[216] wynić,[217]


Nie bierze ten Pan darów, ani się pyta,
Jeśli kto chłop, czyli się grofem[218] poczyta:
W siermiędzeli go widzi, w złotych li głowach,[219]
Jeśli namniej przewinił, być mu w okowach.

Więc ja podobno z mniejszym niebezpieczeństwem
Grzeszę: bo sam się tracę swem wszeteczeństwem:
Przełożonych występki miasta zgubiły,
I szerokie do gruntu carstwa zniszczyły.



PIEŚŃ XV.

Nie zawżdy Apollo strzela,
Ale łuk z lutnią podziela;[220]
Nie zawżdy Mars hufy wodzi,
Czasem też pod sieć ugodzi.[221]

Nie zawżdy grad z góry leci,
Albo burza niebo szpeci;
Chmury czarne wiatr wojuje,
A pogoda następuje.

Takżeć słusze[222] człowiekowi:
Odejmać się frasunkowi,
A jako niewdzięczne brzemię,
Uderzyć troski o ziemię.


Cokolwiek raz przeminęło,
Niewrócony[223] koniec wzięło:
A przyszły czas Bóg ma w mocy,
Pogrężony w twardej nocy.

Dosyć na rozum człowieczy
Dzień dzisiejszy mieć na pieczy;
Ostatek na Boga wkładaj,
A dobrze żyć nie odkładaj.

Żyj dobrze, nie odkładając,
Bo dalszych czasów czekając,
Niepodobnym obyczajem,
Nie począwszy żyć, przestajem.



PIEŚŃ XVI.

Nic po tych zbytnich[224] potrawach; nic po tem
Srzebrze na służbie i obiciu złotem,
Nam kwoli, kędy róża pozno kwitnie,
Nie szukaj zbytnie.

Dobrać i miętka,[225] co ją najdzie wszędzie,
A kiedy równe towarzystwo siędzie,
Prędka dobra myśl, a tem jeszcze chutniej
Gdy nie bez lutniej.

Lutnia wódz tańców i pieśni uczonych,
Lutnia ochłoda myśli utrapionych:
Ta serce miękczy swym głosem przyjemnym
Bogom podziemnym.



PIEŚŃ XVII.

Nie godzien tego ten świat zawykłany,
Aby miał na nim, rozumem nadany[226]
Człowiek polegać, a swe szczęśliwości
Sadzić na jego płochej odmienności.

Co ma ten żywot, na coby bezpiecznie
Człowiek mógł kazać?[227] niedługo koniecznie
Poniesie czaszę pachołek do gęby,
A przedsię i w tem straci czasem zęby.

Morze nie stoi nigdy, zawżdy płynie;
Teraz kędzierze nastrzępi, w godzinie
Dnem wzgórę stanie, a ogromne wały
Wysokich będą obłoków sięgały.

Cnota mój kompas, który nie w północy,
Ale wpół zbytków bije; niech się smocy
I wszytko bydło Proteowe jeży,
Łódź moja przedsię swym pędem pobieży.



PIEŚŃ XVIII.[228]

Ucieszna lutni, w której słodkie strony
Bijąc Amphion, kamień rozproszony
Zwabił na kupę, a z chętnej opoki
Wstał mur szeroki.


Niemowna przedtem, ani ulubiona,
Dziś na wszytek świat wielce zalecona,
Zaśpiewaj, coby trudnej Bogumiły
Uszy lubiły,

Która jakoby źrzóbek niełapany,
Ani pasterską ręką ugłaskany,
Ucieka w pole, a pędem człowieka
Mija zdaleka.

Ty umiesz tygry, umiesz lasy wodzić,
I bieg pochopnym strumieniom zagrodzić;
Tobie ustąpił stróż nieokrócony
Piekielnej brony[229]

Cerber, chociaż mu wściekły łeb nakrywa
Sto srogich wężów, a para smrodliwa
I sprosna piana ciecze miedzy zęby
Z trojakiej gęby.

Biedny Ixion, Tityus zmiękczony
Rozśmiał się niechcąc, i dzban osuszony
Stał chwilę, zaczem cieszył twój rym drogi,
Dziewki niebogi.[230]

Niech Bogumiła srogość jadowitą
Złych panien słyszy, i wody niesytą
Banię bezdenną,[231] i pomstę nieskorą,
Którą źli biorą


Na drugim świecie. Bo co, prze żywego
Boga, już mogły uczynić gorszego?
Pomordowały jędze niecnotliwe[232]
Męże właściwe.

Jedna z nich wierna łożu małżeńskiemu,
Przeciwko ojcu krzywoprzysiężnemu
Zacnie skłamała; panna czci bez końca
Pod kręgiem słońca.

Która, wstań, rzekła, wstań mężu, by wieczny
Sen na cię nie padł, skądeś ty bezpieczny;
Schroń się przed ojcem i przed bezecnemi
Siostrami złemi,

Które jak lwice z głodu nieznośnego,
Wpadawszy na stado, każda morzy swego;
Ja litościwsza, ani cię chcę tykać,
Ani zamykać.

Mnie niechaj ojciec trzyma w pęcie srogim,
Żem lutość miała nad mężem ubogim;
Mnie niechaj zaśle w pogańskie narody
Przez morskie wody.

Idź, gdzie cię nogi i wiatry powiodą,
Za tą życzliwej ćmy[233] nocnej pogodą;
Idź zdrów, a skargę na mogiłę smętną
Włóż więc pamiętną.



PIEŚŃ XIX.

Jest kto, coby wzgardziwszy te doczesne rzeczy,
Chciał ze mną dobrą tylko sławę mieć na pieczy?
A starać się, ponieważ musi zniszczeć ciało,
Aby imię przynamniej po nas zostało.

I szkoda zwać człowiekiem, kto bydlęce[234] żyje,
Tkając, lejąc w się wszytko, póki stawa szyje;
Nie chciał nas Bóg położyć równo z bestyami,
Dał nam rozum, dał mowę, a nikomu z nami.

Przeto chciejmy wziąć przedsię myśli godne siebie,
Myśli ważne na ziemi, myśli ważne w niebie;
Służmy poczciwej sławie, a jako kto może,
Niech ku pożytku dobra spólnego pomoże.

Komu dowcipu równo z wymową dostaje,
Niech szczepi miedzy ludźmi dobre obyczaje;
Niechaj czyni porządek, rozterkom zabiega,
Praw ojczystych i pięknej swobody przestrzega.

A ty, coć Bóg dał siłę i serce ku temu,
Uderz się z poganinem, jako słusze[235] cnemu;
Prostak to, który wojsko z wielkości szacuje:
Zwycięstwo liczby nie chce, męstwa potrzebuje.

Śmiałemu wszędy równo, a o wolność miłą
Godzi się oprzeć by więc i ostatnią siłą;
Nie przegra, kto frymarczy na sławę żywotem,
Azaby go lepiej dał w cieniu darmo potem?



PIEŚŃ XX.

Jaką, rozumiesz, zazdrość zjednałeś sobie,
Zacny Biskupie,[236] w mojej małej osobie,
Żeś mię z domu wyciągnął w te dalsze strony,
Od małych dziatek i od teskliwej żony?

Nie myślić ona o tem, że ja przy tobie
Głowy nie ufrasuję bynamniej sobie;
Że w twym pałacu mieszkam, że przy twym boku
Siadam, koń mój, sługa mój na twym obroku.

Rychlej, niesposobnego będąc świadoma
Zdrowia mego, frasuje swe serce doma,
Żebych jakiej choroby nagłej nie użył,
Nie mając kto by mi w tem jej sercem służył.

Ciężar także domowy społeczny nama,[237]
Teraz w mej niebytności musi nieść sama,
Strzegąc w domu porządku, warując szkody,
Dziatek lichych[238] pilnując, zakładów zgody.

Któż wie, jeśli i tego przedsię nie bierze,
(Acz wątpić nie potrzeba o mojej wierze)
Że na świecie rodzą się takowe zioła,
Których smak pamięć domu wygładza zgoła.


Że taka jest muzyka i takie strony,
Których człowiek słuchając, już ani żony,
Ani dziatek nawiedzi, ale w niewoli
Pod pany sromotnymi wiecznie trwać woli.

To, i czego jest więcej, zawżdy w miłości
Serca trapi, chocia też zstawa[239] ufności;
A ty nie bądź przyczyną, biskupie drogi,
Niczyjej, lubo słusznej lub płonej trwogi.

Ale złącz, jakoś rozwiódł, bo acz oboje
Twój urząd niesie,[240] wszakże wyroki twoje
Na ludzkiej chęci wiszą: i ja i ona,
Nie pragniewa[241] do śmierci być rozdzielona.



PIEŚŃ XXI.[242]

Srogie łańcuchy na swem sercu czuję,
Lecz to szczęściem szacuję,
Żem jest tak pięknem sidłem ułowiony:
Wesoło żywę[243] w trosce położony.
A w tem swojem wzdychaniu,
Mam rozkosz przeciw ludzkiemu mniemaniu.
Oczy dziwnej piękności,
W których się wszytki najdują wdzięczności.
Dzień to błogosławiony,
Kiedym ja waszem sidłem upleciony.



PIEŚŃ XXII.[244]

Proszę, jeśli się z tobą co śpiewało,
Coby i ten rok, i dalej trwać miało,
Powiedz słowieński rym, o wielostrona
Lutni złocona!

Mityleńskiego mieszkańca przed laty
Zabawo, który, choć w boju zębaty[245],
Przedsię śrzód mieczów lub też nawę w biegu
Przybił do brzegu

Muzy parnaskie i naleźcę wina,
I Afrodytę, i z nią jejże syna,[246]
I Lyka z czarnym włosem i czarnema[247]
Śpiewał oczema.

O czci Febowa, i stołów złoconych
Kraso niebieskich! o myśli strapionych
Wdzięczna ochłodo! i mnie sprzyjaźliwąm[248]
Bądź, gdy cię wzywąm!



PIEŚŃ XXIII.

Nie zawżdy piękna Zofija,
Róża kwitnie i lelija;
Nie zawżdy człek będzie młody
Ani tej, co dziś, urody.


Czas ucieka, jako woda,
A przy nim leci przygoda,[249]
Zebrawszy włosy na czoło:
Stąd jej łapaj, bo w tył goło.[250]

Zima bywszy zejdzie snadnie;
Nam gdy śniegiem włos przypadnie,
Już wiosna, już lato minie,
A ten z głowy mróz nie zginie.



PIEŚŃ XXIV.[251]

Niezwykłem, i nie leda piórem opatrzony
Polecę precz poeta, ze dwojej złożony
Natury: ani ja już przebywać na ziemi
Więcej będę, a więtszy nad zazdrość, ludnemi

Miasty wzgardzę; on w równem szczęściu urodzony,
On ja, jako mię zowiesz, wielce ulubiony
Mój Myszkowski, nie umrę, ani mię czarnemi
Styx niewesoła zamknie odnogami swemi.

Już mi skóra chropawa padnie na goleni,
Już mi w ptaka białego wierzch się głowy mieni;

Po palcach wszędy nowe piórka się puszczają,
A z ramion sążęniste skrzydła wyrastają.

Terazże nad Ikara prędszy przeważnego,[252]
Puste brzegi nawiedzę Bosfora hucznego,
I Syrty Cyrenejskie, Muzom poświęcony
Ptak,[253] i pola zabiegłe za zimne triony.[254]

O mnie Moskwa i będą wiedzieć Tatarowie,
I róznego[255] mieszkańcy świata Anglikowie;
Mnie Niemiec i waleczny Hiszpan, mnie poznają,
Którzy głęboki strumien Tybrowy pijają.

Niech przy próznym[256] pogrzebie żadne narzekanie,
Żaden lament nie będzie, ani uskarżanie:
Świec, i dzwonów zaniechaj, i mar drogo słanych,
I głosem żałobliwym żołtarzów[257] spiewanych.









PIEŚŃ ŚWIĘTOJAŃSKA

O SOBÓTCE.

Gdy słońce Raka[258] zagrzewa,
A słowik więcej nie śpiewa,
Sobótkę, jako czas niesie,
Zapalono w Czarnym lesie.

Tam goście, tam i domowi
Sypali się ku ogniowi,
Bąki[259] zaraz troje grały,
A sady się sprzeciwiały.

Siedli wszyscy na murawie,
Potem wstało sześć par prawie,
Dziewek jednako ubranych,
I belicą[260] przepasanych.


Wszytki śpiewać nauczone,
W tańcu także niezganione;
Więc koleją zaczynały,
A pierwszej tak począć dały:



PANNA I.

Siostry, ogień napalono
I placu nam postąpiono;
Czemu sobie rąk nie damy,
A społem nie zaśpiewamy?

Piękna nocy, życz pogody,
Broń wiatrów i nagłej wody;
Dziś przyszedł czas, że na dworze
Mamy czekać ranej zorze.

Tak to matki nam podały,
Samy także z drugich[261] miały,
Że na dzień świętego Jana
Zawżdy Sobótka palana.

Dzieci, rady mej słuchajcie,
Ojcowski rząd[262] zachowajcie;
Święto niechaj świętem będzie,
Tak bywało przedtem wszędzie.

Święta przedtem ludzie czcili,
A przedsię wszytko zrobili,
A ziemia hojnie rodziła,
Bo pobożność Bogu miła.


Dziś bez przestanku pracujem,
I dniom świętym nie folgujem,
Więc też tylko zarabiamy,
Ale przed się nic nie mamy.

Albo nas grady porażą,
Albo zbytnie ciepła każą;[263]
Co rok słabsze urodzaje,
A zła drogość zatem wstaje.

Pracuj we dnie, pracuj w nocy,
Prózno bez Pańskiej pomocy;
Boga, dzieci, Boga trzeba,
Kto chce syt być swego chleba.

Na tego my wszytko włóżmy,
A z sobą sami nie trwóżmy;
Wrócąć się i dobre lata,
Jeszcze nie tu koniec świata.

A teraz ten wieczór sławny
Święćmy, jako zwyczaj dawny,
Niecąc ognie do świtania,
Nie bez pieśni, nie bez grania.



PANNA II.

To moja nawiętsza wada,
Że tańcuję barzo rada;
Powiedzcież mi, me sąsiady,[264]
Jest tu która bez tej wady?


Wszytki mi się uśmiechacie,
Podobno ze mną trzymacie;
Postępujmyż tedy krokiem,
Aleć niemasz, jako skokiem.

Skokiem taniec nasnadniejszy,
A tem jeszcze pochodniejszy,[265]
Kiedy w bęben przybijają,
Samy nogi prawie drgają.

Teraz masz czas, umieszli co,
Mój nadobny bębennico!
Wszytka tu wieś siedzi wkoło,
A w pośrzodku same czoło.

Żeby też tu ta nie była,[266]
Która twemu sercu miła.
Każeszli, wierzyć będziemy,
Aleć insze[267] rozumiemy.

Pomóż oto dobrej rzeczy,
A nasz taniec miej na pieczy;
Owa[268] najdziesz i w tym rzędzie,
Coć za wszytki płatna będzie.[269]

Ja się nie umiem frasować,
Toż radzę drugim zachować;[270]

Bo w trosce człowiek zgrzybieje
Pierwej, niż się sam spodzieje.

Ale gdzie dobra myśl płuży,[271]
Tam i zdrowie lepiej służy;
A choć drugi zajdzie w lata,
I tak on ujdzie za swata.

Za mną, za mną piękne koło.
Opiewając mi wesoło;
A ty się czuj,[272] czyja kolej,
Nie maszli mię wydać[273] wolej



PANNA III.

Za mną, za mną, piękne koło,
Opiewając mi wesoło;
Czuję się, że moja kolej,
A ja nie mam wydać wolej?

Sam ze wszytkiego stworzenia
Człowiek ma śmiech z przyrodzenia,
Inszy wszelaki źwierz niemy,
Nie śmieje się, jako chcemy.

Nie ma w swem szaleństwie miary,
Kto gardzi Pańskimi dary;
A bodaj miał płakać siła,
Komu dobra myśl nie miła.


Śmiejmy się! czy niemasz czemu?
Śmiejże się przynajmniej temu,[274]
Że, nie mówiąc nic trefnego,[275]
Chcę po was śmiechu śmiesznego.

Wystąp ty, coś ciągnął kota,[276]
A puść się na chwilę płota;[277]
Uchowa cię dziś Bóg szkody,
Bo tu o podal do wody,

Ciągnie go drugi na suszy,[278]
Tobie trzeba aż po uszy;
Nieboże mój, kto cię zbłaźnił,[279]
Żeś tak srogie zwierzę draźnił?[280]

Nie znasz ludzi, co przed kotem
Pierzchają nawiętszem błotem?
A na jego głos straszliwy
Ledwe drugi będzie żywy.


Głaszcz na nim, jako chcesz, skórę,
On przedsię ogonem wzgórę;
Zły z nim pokój, gorsza zwada,
Jeszcze i dziś strach sąsiada.

Czasem też i z dachu spadnie,
A przedsię na nogi padnie;
I chłop foremniejszy bywa,
Gdzie kot we łbie przemieszkiwa.[281]

A to jako w nim szacować,
Że umie i praktykować?
A to tak wieszcza bestyja,
Że się zawżdy na deszcz myja.

Więc łowiec niepospolity,
A w swych sprawach dziwnie skryty,
K temu rzadko uśnie w nocy,
Ale ufa zawżdy mocy.

Kocie, wszytko to do czasu,
Strzeż[282] wilka wyszczekać z lasu;
A może być, i w tem stadzie,[283]
Co już myśli o zakładzie.[284]



PANNA IV.

Komum ja kwiateczki rwała,
A ten wianek gotowała?

Tobie, miły, nie inszemu,
Któryś sam mił sercu memu.

Włóż na piękną głowę twoję
Tę rozkwitłą pracą moję;
A mnie samę na sercu miej,
Toż i o mnie sam rozumiej.

Żadna chwila ta nie była,
Żebych cię z myśli spuściła;
I sen mię prace nie zbawi,[285]
Spię, a myślę, by na jawi.

Tę nadzieję mam o tobie,
Że mię też masz za co sobie,
Ani wzgardzisz chucią[286] moją,
Ale mi ją oddasz swoją.[287]

Tego zataić nie mogę,
Co mi w sercu czyni trwogę;
Wszytki tu wzrok ostry mają,
I co piękne, dobrze znają.

Prze Bóg, siostry, o to proszę;
Niech tej krzywdy nie odnoszę,
By mi która w to tknąć miała,
O com się ja utroskała.


O wszelaką inszą szkodę
Łacno przyzwolę na zgodę;
Ale kto mnie w miłość ruszy,
Wiecznie będzie krzyw mej duszy.



PANNA V.

Zwierzęć się, gromado moja,
Nie mam przed Szymkiem pokoja:
Za trzewik mi zastępuje,
A powiada, że miłuje.

Szymku! by[288] to prawda była,
Dobrzebych Bogu służyła;
Ale ty rad z ludzi szydzisz,
Zwłaszcza, gdy prostaka widzisz.

Tobie to wolno samemu,
Ale, wierę,[289] nie inszemu;
Bo ty z tym nadobnie umiesz,[290]
A gdzie kogo tknąć,[291] rozumiesz.

I którażby nie szła rada
Za tak gładkiego sąsiada?
Podajże jej kęs nadzieje,
Alić się już moja śmieje.


I samam tak głupią była,
Żem ci też kiedy wierzyła;
Dziś już nic, i pókim żywa,
Znam cię, ziółko, żeś pokrzywa.

Ze mną sobie rzecz najdujesz,
Drugiej nogę przestępujesz;
Odpuść mi, silnyś przechira,[292]
A ja z takim nie mam mira.

Nie sprawujże się przez miarę,[293]
Boć zaś ludzie dadzą wiarę;
A mało sobie poprawisz,
Że mię w nieprawdzie zostawisz.



PANNA VI.

Gorące dni nastawają,
Suche role się padają;[294]
Polny świercz, co głosu staje,
Gwałtownemu słońcu łaje.

Już mdłe bydło szuka cienia
I ciekącego strumienia,
I pasterze, chodząc za niem,
Budzą lasy swojem graniem.

Żyto się w polu dostawa
I swoją barwą znać dawa,
Iż już niedaleko żniwo;
Miej się do sierpa co żywo.


Sierpa trzeba oziminie,
Kosa się zejdzie[295] jarzynie;
A wy, młodszy,[296] noście snopy,
Drudzy układajcie w kopy.

Gospodarzu nasz wybrany!
Ty masz mieć więniec kłosiany;
Gdy w ostatek zboża zatnie
Krzywa kosa już ostatnie.[297]

A kiedy z pola zbierzemy,
Tam dopiero odpoczniemy,
Dołożywszy z wierzchem broga;
Już więc, dzieci, jedno Boga.[298]

Wtenczas gościu bywaj u mnie,
Kiedy wszystko najdziesz w gumnie,
A jeśli ty rad odkładasz,
Mnie do siebie drogę zadasz.



PANNA VII.

Prózno cię patrzam w tym kole,
Twoja, miły, rozkosz pole;
A raczej źwierz leśny bijesz,
Niż tańcujesz, albo pijesz.


Ja też, bym nabarziej chciała,
Trudnobym się zdobyć miała
Na lepszą myśl; bo po tobie
Serce zawdy teskni sobie.

Wolałabym też tymczasem
Gdziekolwiek pod gęstym lasem
Użyć z tobą towarzystwa,
Pomogę ja i myślistwa.

Czego miłość nie przywyknie
Już ja trafię, gdy pies krzyknie,
Gdzie zajeżdżać zającowi,
Mając charty pogotowi.

A kiedy rzucisz sieć długą,
Jeślić się swoją posługą
Ni nacz więcej nie przygodzę,
Niech za tobą smycz psów wodzę.

Żadna gęstwa, żadne głogi
Nie przekażą[299] mojej drogi;
Tak lato, jako śrzeżogę,[300]
Przy tobie ja wytrwać mogę.

Albo, mój myśliwcze, tedy
Pokwap’ się do domu kiedy;
Albo mnie ciężko nie będzie
Ciebie naszladować wszędzie.



PANNA VIII.

Pracowite woły moje,
Przy tym lesie chłodne zdroje
I łąka nieprzepasiona,
Kosą nigdy nie sieczona.

Tu wasza dziś pasza będzie,
A ja mając oko wszędzie,
Będę nad wami siedziała
I tymczasem kwiatki rwała.

Kwiatki barwy rozmaitej,
Które na łubce[301] obszytej
Usadzę w nadobne koło
I włożę na swoje czoło.

Tak dziewka, jako młodzieniec,
Nie proś mię nikt o mój wieniec;
Samam go swą ręką wiła,
Sama go będę nosiła.

Dałam wczora taki drugi,
Będzie mi go żal czas długi;
Bo mię zaraz pobrać dano,
Czego mi czynić nie miano.

Pracowite woły moje,
Wam płyną te chłodne zdroje,
Wam kwitnie łąka zielona,
Kosą nigdy nie sieczona.



PANNA IX.

Ja płaczę, a żal zakryty[302]
Mnoży we mnie płacz obfity;
Spiewa więzień okowany,
Tając na czas wnętrznej rany.

Śpiewa żeglarz, w cudze strony
Nagłym wiatrem zaniesiony;
I oracz ubogi śpiewa,
Choć od pracej aź omdlewa.

Śpiewa słowik na topoli,
A w sercu go przedsię boli
Dawna krzywda; mocny Boże,
Iż z człowieka ptak być może![303]

Nadobnać to dziewka była,
Póki między ludźmi żyła;
Toż niebodze zawadziło,[304]
Bo każdemu piękne miło.

Zły a niewierny pohańcze!
Zbójca własny, nie posłańcze;
Miawszy odnieść siostrę żenie,
Zawiodłeś ją w leśne cienie.

Próznoś jej język urzynał,
Bo wszystko, coś z nią poczynał,

Krwią na rąbku[305] wypisała
I smutnej siestrze posłała.

Nie wymyślaj przyczyn sobie,
Pewnać już sprawa[306] o tobie;
Nie składaj nic na źwierz chciwy,
Umysł twój krzyw, nie cnotliwy.

Siadaj za stół, jeśliś głodzien,
Nakarmię cię, czegoś godzien;
Jużci żona warzy syna,
Nieprzejednanać to wina.

Nie wiesz, królu, nie wiesz, jaki
Obiad i co za przysmaki
Na twym stole; ach, łakomy,
Swe ciało jesz nie wiadomy.[307]

A gdy go tak uraczono,
Głowę na wet[308] przeniesiono;
Temu czasza z rąk wypadła,
Język zmilknął, a twarz zbladła.

A żona, powstawszy z ławy:
Coć się zdadzą te potrawy?
To za twą niecnotę tobie,
Zdrajca mój, synowski grobie!


Porwie się mąż ku niej zatym,
Alić nasz dudkiem[309] czubatym;
Sama się w jaskółkę wdała,[310]
Oknem, łając, poleciała.

A ona niewinna córa[311]
Obrosła w słowicze pióra
I dziś wdzięcznym głosem cieszy,
Kto się kolwiek w drogę śpieszy.

Chwała Bogu, że te kraje
Niosą insze obyczaje;
Ani w Polszcze, jako żywy,[312]
Zjawiły się takie dziwy.

Jednak ja mam, co mię boli;
Aby dziś nie ludziom kwoli,
Co śpiewam, płakaćbych miała,[313]
Acz me pieśni płacz bez mała.



PANNA X.

Owa[314] u ciebie, mój miły,
Me prośby ważne nie były;
Próznom ja łzy wylewała
I żałośnie narzekała.


Przedsięś ty w swą drogę jechał,
A mnieś nieszczęsnej zaniechał
W ciężkim żalu, w którym muszę
Wiecznie trapić moję duszę.

Bodaj wszytkich mąk skosztował,
Kto naprzód wojsko szykował
I wynalazł swoją głową
Strzelbę srogą, piorunową.

Jakie ludzkie głupie sprawy
Szukać śmierci przez bój krwawy!
A ona i tak człowieczy
Upad[315] ma na dobrej pieczy.

Przynamniej, by mi w potrzebie
Wolno stanąć wedla ciebie,
Przywykłabych i ja zbroi,
Bodaj przepadł, kto się boi.

Jednak ty tak chciej być śmiałym,
Jakoby[316] się wrócił całym;
A nie daj umrzeć mnie smutnej
W płaczu i w trosce okrutnej.

A wiarę, coś mi ślubował,
Pomni, abyś przytem chował;
Tę mi przynieś, a sam siebie,
Dalej[317] nie chcę nic od ciebie.



PANNA XI.

Skrzypku, by w tej pięknej rocie[318]
Usłyszeć co o Dorocie,
Weźmi gęśle,[319] jakoć miła,
A zagraj, nie myśląc siła.

Nieprzepłacona Doroto,
Co między pieniędzmi złoto,
Co miesiąc między gwiazdami,
Toś ty jest między dziewkami.

Twoja kosa rozczosana,
Jako brzoza przyodziana;
Twarz jako kwiatki mieszane
Leliowe i różane.

Nos, jako sznur upleciony,
Czoło, jak marmur gładzony,
Brwi wyniosłe i czarnawe,
A oczy dwa węgla[320] prawe.

Usta twoje korałowe,
A zęby szczere perłowe;
Szyja pełna, okazała,
Piersi jawne,[321] ręka biała.

Serce mi zakwitnie prawie[322]
Przy twej przyjemnej rozprawie,[323]

A kiedy cię pocałuję,
Trzy dni w gębie cukier czuję.

W tańcuś, jak jedna bogini,
A co cię skutniejszą[324] czyni:
Niemasz w tobie nic hardości,
Co więc rzadko przy gładkości.

Tymeś ludziom wszytkim miła,
I mnieś wiecznie zniewoliła;
Przeto cię me głośne strony
Będą sławić na wsze strony.



PANNA XII.

Wsi spokojna, wsi wesoła,
Który głos twej chwale zdoła?
Kto twe wczasy, kto pożytki
Może wspomnieć zaraz wszytki?

Człowiek w twej pieczy uczciwie
Bez wszelakiej lichwy żywie,
Pobożne jego staranie
I bezpieczne nabywanie.

Inszy się ciągną przy dworze
Albo żeglują przez morze,
Gdzie człowieka wicher pędzi,
A śmierć bliżej, niż na piędzi.[325]

Najdziesz, kto w płat język dawa,
A radę na funt przedawa;[326]

Krwią drudzy zysk oblewają,[327]
Gardła na to odważają.

Oracz pługiem zarznie w ziemię,
Stąd i siebie, i swe plemię,
Stąd roczną czeladź i wszytek
Opatruje swój dobytek.

Jemu sady obradzają,
Jemu pszczoły miód dawają;
Nań przychodzi z owiec wełna
I zagroda jagniąt pełna.

On łąki, on pola kosi,
A do gumna wszytko nosi.
Skoro też siew odprawiemy,
Komin w koło obsiędziemy.

Tam już pieśni rozmaite,
Tam będą gadki pokrite,[328]
Tam trefne plęsy[329] z ukłony,
Tam cenar, tam i goniony.[330]

A gospodarz, wziąwszy siadkę,[331]
Idzie mrokiem na usadkę,[332]
Albo sidła stawia w lesie,
Jednak zawżdy co przyniesie.


W rzece ma gęste więcierze,
Czasem wędą ryby bierze;
A rozliczni ptacy wkoło
Ozywają się wesoło.

Stada igrają przy wodzie,
A sam pasterz, siedząc w chłodzie,
Gra w piszczałkę proste pieśni,
A Faunowie skaczą leśni.[333]

Zatem sprzętna[334] gospodyni
O wieczerzej pilność czyni,
Mając doma ten dostatek,
Że się obejdzie bez jatek.

Ona sama bydło liczy,
Kiedy z pola idąc ryczy,
Ona i spuszczać[335] pomoże,
Męża wzmaga, jako może.

A niedorośli wnukowie,
Chyląc się ku starszej głowie,
Wykną[336] przestawać na male,
Wstyd i cnotę chować wcale.[337]


Dzień tu, ale jasne zorze
Zapadłyby znowu w morze,
Niżby mój głos wyrzekł wszytki
Wieśne wczasy i pożytki.[338]









PODOBIZNA KARTY TYTUŁOWEJ WYDANIA F. BOHOMOLCA Z R. 1767.


PIEŚŃ.



Czego chcesz od nas, Panie, za Twe hojne dary?
Czego za dobrodziejstwa, którym nie masz miary?
Kościół Cię nie ogarnie, wszędy pełno Ciebie,
I w otchłaniach, i w morzu, na ziemi, na niebie.

Złota też, wiem, nie pragniesz, bo to wszytko Twoje,
Cokolwiek na tym świecie człowiek mieni swoje.[339]
Wdzięcznem Cię tedy sercem, Panie, wyznawamy,
Bo nad Cię[340] przystojniejszej ofiary nie mamy.

Tyś Pan wszytkiego świata, Tyś niebo zbudował,
I złotemi gwiazdami ślicznieś uhaftował.
Tyś fundament założył nieobeszłej[341] ziemi,
I przykryłeś jej nagość zioły rozlicznemi.


Za Twojem rozkazaniem w brzegach morze stoi,
A zamierzonych granic przeskoczyć się boi.
Rzeki wód nieprzebranych wielką hojność mają,
Biały dzień, a noc ciemna, swoje czasy znają.

Tobie kwoli, rozliczne kwiatki wiosna rodzi;
Tobie kwoli, w kłosianem wieńcu lato chodzi;
Wino jesień, i jabłka rozmaite dawa,
Potem do gotowego gnuśna zima wstawa.

Z Twej łaski, nocna rosa na mdłe zioła padnie,
A zagorzałe[342] zboża deszcz ożywia snadnie.
Z Twoich rąk wszelkie zwierzę patrza swej żywności,
A Ty każdego żywisz z Twej szczodrobliwości.

Bądź na wieki pochwalon, nieśmiertelny Panie,
Twoja łaska, Twa dobroć, nigdy nie ustanie.
Chowaj nas, póki raczysz, na tej niskiej ziemi,
Jedno zawżdy niech będziem pod skrzydłami Twemi










O ŚMIERCI

JANA TARNOWSKIEGO

Kasztelana Krakowskiego, do syna jego, Jana Krysztofa,

Hrabie z Tarnowa, Kasztelana Wojnickiego.



Kamieńby był nie człowiek, ktoby w twej żałości
Chciał użyć przeciw tobie, Hrabia, tej srogości,
By miał nagle hamować płacz twój sprawiedliwy,
Któryś ty ojcu winien, jako syn cnotliwy.

Bo być jedno był ojcem, choć nie tak łaskawym,
Jednak, abyś okazał, żeś człowiekiem prawym,
Musiałby go żałować, bo krew przyrodzona
Nie może być w obojem szczęściu potajona.

Cóż kiedy wspomnisz, jakieć dawał wychowanie,
Jaką pilność, jakie miał o tobie staranie
Śląc cię na rozmaite wielkich królów dwory,
Abyś wybierał z ludzkich obyczajów wzory?

Aza z serca nie westchniesz? a skargą płaczliwą
Żałować się nie będziesz na śmierć zazdrościwą,
Która cię z tak łaskawym ojcem rozdzieliła,
A zbawiwszy wesela, smutkiem obciężiła?


Lecz jeśli cię dobrze znam, nie tylko swej szkody,
Ale snać więcej spólnej żałujesz przygody,[343]
Albowiem kto nie baczy, jako tej krainie
Wiele śmiercią człowieka tak godnego ginie?

Czujnym stróżem był zawsze pospolitej rzeczy,
Jej pożytek, przed swoim, miał na dobrej pieczy;
Jego dzielność, i sprawa znaczna była w boju;
Znaczny jego porządek i rozum w pokoju.

Bił Tatary w Podolu, i Turki waleczne.
W Moskwi[344] znaki zostawił swego męstwa wieczne.
Równym[345] pocztem wielki lud wołoski poraził,
Nieprzyjacielom serce i napotem skaził.

A nie tylko był godzien[346] tej sławnej koronie,
Dobrze sobie poczynał i w dalekiej stronie:
Świadome tego brzegi Hiszpańskiego morza,[347]
Gdzie jasna ciemnej nocy ustępuje zorza.

A ten umysł, który w nim to wszytko sprawował,
Tak się był dobrze cnotą zewsząd obwarował,
Że go żadna fortuna nigdy nie pożyla,[348]
Bądź łaskawie, bądź mu się inaczej stawiła.

Za cześć więcej niż lekkość poczytał to sobie
Ludzkość wszelką okazać naliższej osobie;

Harda myśl, niech jako chce z fortuną się zbraci,
Z nienawiścią nie zrówna, i nakoniec straci.

Sprawiedliwość i prawdę, jako żyw miłował,
I nieprzyjacielowi wiarę rad zachował;
W przyjaźni raz zaczętej zawżdy trwał statecznie;
Na to każdy, nie myśląc, mógł kazać[349] bezpiecznie.

Przy takich cnotach, wielka w rzeczach biegłość była,
Która go w jego stanie tem barziej zdobiła,
Że co w głowie miał, to mógł i wymówić snadnie,
Nie każdemu to dwoje za razem przypadnie.

Ale śmierć nieużyta, krom wszelkiej litości,
Nie folguje ni cnocie, ni żadnej godności;
Wzięła nam męża tego, który przez swe cnoty
Mógł był jeszcze przywrócić on dawny wiek złoty.

Słusznie tedy żałujesz; abyś jeszcze ktemu
Swym płaczem mógł go wrócić kżywotu pierwszemu,
Radziłbych, żebyś płakał i we dnie i w nocy,
Ażby go zasię wyjął srogiej śmierci z mocy.

Ale jeśli twoje łzy jemu nie pomogą,
A tobie niepomału nadto szkodzić mogą, —
Raczej frasunek i troski porzuć terazniejsze,
A chowaj się na czasy, Hrabia, fortunniejsze.

Na cię wszyscy w tej spólnej przygodzie patrzamy,
I tę ufność o tobie niewątpliwą mamy,
Że nie będziesz chciał wydać[350] ojca tak zacnego,
A nam szkody nagrodzisz nieszczęścia srogiego.


Prózno się ma przeciwić człowiek Pańskiej woli,
Lepiej skromnie wycierpieć, chocia w sercu boli;
Co Bóg przejźrzał,[351] to się już nigdy nie odmieni,
By kto dobrze swym płaczem ruszył i kamieni.

W tym żadnego wątpienia mieć nam nie potrzeba,
Że ten człowiek prze cnotę, dostał się do nieba,
Gdzie między Bogi siedząc, wiecznie się raduje,
A żadnej przeciwności więcej nie poczuje.

Śmiertelne jego ciało odpoczywa w grobie,
Ale sława, którą on zostawił po sobie,
Śmierci nie zna i będzie w uszach ludzkich brzmiała,
Póki cnota u dobrych miejsce będzie miała.

Tak o nim, Hrabia, trzymaj, a chciej płacz hamować,
W przygodzie trzeba serce stałe pokazować;
A jako cię twe szczęście nigdy nie uwiodło,
Okaż to, że cię także nieszczęście nie zbodło.[352]

Żywota żadnemu z nas na wieki nie dano,
Ale go tym sposobem używać kazano,
Aby go człowiek gotów zawżdy był położyć;
Kiedy przydą te wieca,[353] trudno rok[354] odłożyć.

Czego nie czynił Orpheus, aby jego żona
Mogła była z rąk wyniść srogiego Plutona?
Szedł za nią i do piekła, gdzie trwa noc na wieki,
Nie bał się Cerberowej trojakiej paszczeki.

Dusze nagie jego stron żałosnych słuchały,
Piekielne jędze dobrze że z nim nie płakały;

I kamień[355] stał i koło,[356] stały rzeczne brody,
Wtenczas głodny Tantalus załapił kęs wody.

Owa tak długo śpiewał muzyk on ubogi,
Że musiał mieć na koniec po swej myśli bogi;
Idzie nie patrząc nazad, a tuż po nim żona,
Bo mu ją tym sposobem[357] dała Persephona.

A gdy już był u wierzchu, gdzie naprzykrsza[358] skała,
Jął sobą trwożyć, by mu jako nie ustała;
Jednym razem miłość mu baczenie odjęła, —
Stanął i obejźrzał się: pani w tem zniknęła.

Więc dopiero chce gonić, a ona nieboga:
Cóźeś i mnie, i sobie uczynil, prze Boga?
Nieszczęśliwyś ty, i ja, biedna białagłowa;
Ostatniego nieborak nie dosłyszał słowa.

I chciał się znowu przewieść, ale Charon srogi,
Na prośbę nic nie dbając, bronił gwałtem drogi;
Już nazad nie chodź, Orpheu, nie umiałeś chować,
Żeś się i sam wrócił, możesz Bogu dziękować.

Cały tydzien nieborak tam na brzegu siedział.
A o żadnym pokarmie i o snie nie wiedział:
Troska i płacz serdeczny jego karmie były,
Po tej szkodzie, już nigdy świat mu nie był miły.

Lecz ja nie wiem, przecz na tę śmierć tak narzekamy,
Gdyż jednak nic na ziemi wiecznego nie znamy,

Bo nakoniec i Państwa szerokie ustają,
A znamienite miasta z gruntu upadają.

Gdzie dziś bogata Troja? gdzie mocne Myceny?
Gdzie Kartago, i Korynt? gdzie sławne Ateny,
Gdzie się ona gwałtowna rzymska moc podziała?
Wszytko śmierć niecierpliwa z ziemią porównała.

A jeśli i ta światłość tak pięknego słońca,
I ten okrąg niebieski czeka swego końca:
Żaby[359] się człowiek mniemał godniejszym żywota,
Którego ulepiono, nie wiem jako, z błota?

Co niesie przyrodzenie, zbraniać się nie godzi:
Człowiek, aby raz umarł, z tem się na świat rodzi;
A jeśli jeszcze ktemu śmierć na czas trafiła,
Rychlej dobre, niźli złe słowo zasłużyła.

Czego nie dostawało, Hrabia, ojcu twemu
Ku szczęściu (jeśli tu jest które) nawyzszemu?
Urodził się w Tarnowskim zasłużonym domu;
W zachowaniu[360] nie dał się uprzedzić nikomu.

Znaczne posługi czynił Rzeczypospolitej,
Z cnotliwych spraw swych dostał sławy znamienitej;
Był wziętym u wszech ludzi, niósł pierwsze urzędy,
A według przystojeństwa zachował się wszędy.

W tej sławie i mniemaniu, przyszedł ku starości,
Którą on snadnie nosił, krom żadnej przykrości;
Nakoniec, pełen wieku, i przystojnej chwały,
Sam się prawie położył, jako kłos dostały.


A tak możesz nie płakać ojcowskiej przygody,
Bo taka śmierć nie niesie z sobą żadnej szkody;
A kiedyby umarli z nami mówić chcieli,
Tak byśmy go do ciebie mówiąc[361] usłyszeli:

Synu, nie wiem, przecz płaczesz; mnie się dobrze dzieje;
Prózenem i bojaźni, i wszelkiej nadzieje;
Przebyłem, jako ma być, niebezpieczne wody,
Uszedłem srogich wiatrów i złej niepogody.

Teraz w porcie bezpiecznym siedzę bez kłopota,
Dostałem za doczesny wiecznego żywota;
Nie utrapi mię starość, ni przykre niemocy,
Śmierć okrutna nade mną dalej nie ma mocy.

Człowiek na świecie mieszka, jako wywołany,[362]
A nie ma tu na ziemi żadnej pewnej ściany;
W niebie jego ojczyzna; szczęśliwy to będzie,
Kto tam po tem pielgrzymstwie kiedyżkolwiek siędzie.

Ale w tej mierze, synu, nic na samej chuci,
Jeśli się kto do tego sam prawie[363] nie rzuci;
Trzeba wzgardzić roskoszy, nie dbać o pieniądze,
Porzucić próżne myśli, mieć na wodzy żądze.

Trzeba pracą[364] wycierpieć, niewczas podejmować,
Prze ojczyznę nakoniec krwie swej nie żałować.
Tak do nieba przychodzą; ktemu synu miły,
Obróć wszytko staranie, i twe wszytki siły.


O mię się już nie staraj, folguj zdrowiu swemu;
Mnieś już dosyć uczynił, nie tylko żywemu,
Ale i zmarłym kościom, które chuć twą czują,
A za to niechaj cię Bóg i ludzie miłują.

Ta jest myśl ojca twego, jeśli o czem myśli,
Patrząc na szczerą istność wiekuistej myśli;
I ty nie płacz, twój smutek Bóg zinąd nagrodzi,
Po niepogodnej zimie piękna wiosna chodzi.









PAMIĄTKA






JANA KOCHANOWSKIEGO

PAMIĄTKA

WSZYTKIEMI CNOTAMI HOJNIE OBDARZONEMU JA-
NOWI BAPTIŚCIE, HRABI NA TĘCZYNIE, BEŁSKIEMU

WOJEWODZIE I LUBELSKIEMU STAROŚCIE ETC.



Tobie niechaj ta karta będzie poświęcona,
Zacny Hrabia z Tęczyna, którego kwapiona[365]
I niespodziewana śmierć ludzi zasmuciła,
A lamentem i płaczem wszytko napełniła.
Będą drudzy twym kościom grób zacny budować
I twarz twoją w miedzi lać i w marmurze kować;
Miedzy którymi snać też miejsce będą miały
Rymy moje, na łasce bogiń aby trwały.
Wiodłeś swój ród wysoki z domu Tęczyńskiego,
Skąd ustawicznie, jako z konia Trojańskiego,
Jeden po drugim ludzie wielcy wychodzili,
Którzy doma i w polu[366] godni[367] w Polszcze byli.

Pomnią tu pruskie pola,[368] pomni nieszczęśliwa
Warna,[369] gdzie nieśmiertelnej chciwa
Nie tak ostrożnie, jako śmiele się potkała
I zwycięstwo poganom z siebie sławne dała.
Tycheś ty nie chciał wydać,[370] a na swoje lata,
Dosyć młode, zwiedziłeś część niemałą świata,
Przypatrując się pilno wielkich królów sprawie
Tak w pokoju, jako i w żołnierskiej zabawie.
A chociaś był nieprawie[371] jeszcze dorósł wojny,
Szedłeś miedzy lud króla francuskiego zbrojny,
Gdy synowie ojcowskiej wiary popierali,[372]
A dawszy sobie po łbu, potem się jednali.
Kochałeś się w naukach i w piśmie uczonem,
Nie przestając na szczęściu, z ojców zostawionem.
Ale jako cię znacznym fortuna czyniła,
Takeś i dowcipem miał przed inszymi siła,
Przeto, skoroś dojachał kraju ojczystego,
Obraneś[373] posłem zaraz do króla szwedzkiego,
Gdzieś wszytko wedle myśli Pana swego sprawił,
Siebieś poprawdzie troski niemałej nabawił.
Nie dziwuję się, panno zacnego rodzaju,[374]

Żeć się ten gość podobał z dalekiego kraju.
Godzien był za urodą swoją Tytonowe,
Godzien był miejsce zasieść Endymionowe.
Morskie nimfy, po piersi wydawszy się z wody,
Wzdychały, patrząc na twarz i wiek jego młody,
Nieśmiertelnemi laty kupować je chciały;
Próżno, bo wieczne czasy[375] gdzieindziej mu słały.
Tak przed laty Tezeus, chcąc srogiego pożyć[376]
Minotaura, a ciężką dań z ojczyzny złożyć,
Płynął na prędkiej Nawie przez głębokie morze
I stawił się na króla gortynskiego dworze.
Tam, skoro go królewska dziewka[377] oglądała,
Która na wonnem łożu przy matce siedziała,
Jakie mirty nad chłodnym Eurotą się rodzą,
Albo kwiatki rozlicznych farb na wiosnę wschodzą,
Nie drzewiej oka z niego chciwego spuściła,
Aż ognia nieobacznem sercem zachwyciła,
Który w niej wszytkich członków zmacał aż do kości
I rozpalił niebogę w okrutnej miłości.
Wenus, która bogatej Ankonie panujesz,
A frasunkami ludzkie rozkoszy fałszujesz,
Jakowąś[378] nawałnością dziewkę zapaloną
Miotała, urodziwym gościem uszaloną![379]
Jakiej ona bojaźni w sercu używała!
Jako częstokroć bledsza nad złoto bywała,

Gdy przeważny[380] Tezeus, pragnąc ręki podnieść
Na srogi dziw, albo śmierć, albo cześć miał odnieść.
Jednak nie brzydkie Bogu jej objaty były,
Bo, jako na Krępaku[381] wiatr ze wszytkiej siły
Burząc, dąb stary wyparł, a ten, wykręcony
Padł i dobrą część lasu starł na wszystkie strony —
Takżeć mężny Tezeus mieszańca srogiego
Obalił, rogi na wiatr prózno miecącego.
I wyszedł z wielką sławą po nici rozwitej
Z labiryntowych błędów i zdrady zakrytej.
Tęczyński był twój Tezeus, nowa Aryadno!
Który sercem i siłą mógł porównać[382] snadno
Z bohaterskimi syny, lubo pieszo wojny,
Lubo pragnął na koniu nieprzyjaciel zbrojny.
Ten, znając twarz łaskawą i chuć przeciw sobie,
Skłonił także cnotliwe swe serce ku tobie,
Tak, iż jednaki ogień obiema[383] panował,
Jeśli tobie silen był, jemu nie folgował.
Oczy pierwsze poselstwa cicho sprawowały,
A serdecznych tajemnic sobie się zwierzały.
Potem i zobopolna mowa przystąpiła,
On twoim sługą chciał być, a tyś nie gardziła.
Ale kiedy czas przyszedł, że poseł uczciwy
Miał żagle wiatrom podać, twój głos żałościwy
Tem go potkał: Gościu mój, a jeśli nie były
Omylne twoje słowa, i mój mężu miły!
Nierada cię stąd puszczam, a zwłaszcza bez siebie;

Ale iż pospolitej ustąpić potrzebie
Swoja własna rzecz musi, jedź w dobrą godzinę,
A bywaj zaś, póki się łzami nie rozpłynę.
Dalej żal nie dopuścił i płacz znakomity,
Który jej z oczu płynął, jako deszcz obfity.
A Tęczyński, łzy także właśnie ocierając,
I, jako mógł, serdeczną żałość okrywając:
Panno, bądź dobrej myśli, bo, by[384] wszytkie siły
Wietrzne i morskie zaraz[385] na mię się zmówiły,
Nie zatrzymają mego żadną miarą biegu,
A ja się wrychle muszę stawić na twym brzegu.
To rzekł, a całowawszy rękę jej uczciwą,
Wsiadł prosto na okręt swój, tamże kotew[386] krzywą
Żeglarze i pobrzeżną linę odwiązali,
A od brzegu wysoką nawę odbijali.
Teraz się napatrz, panno, kogo widzieć żądasz,
Kto wie jeśli go potem na wieki oglądasz?[387]
Siła nieszczęście może, a nasze rozmysły[388]
Na wyroku niepewnej fortuny zawisły.
Póki go widzieć mogła, oczy w nim trzymała,
Potem na same tylko już żagle patrzała;
Nakoniec, kiedy i on, i żagle zniknęli,
Ledwe na poły żywą słudzy z brzegu wzięli.
A ty, Tęczyński, nosząc swój zastrzał[389] w skrytości,
Szedłeś łodzią po wierzchu morskiej głębokości,

A za przyjaźnią wiatrów i dobrej pogody,
Wysiadłeś na brzeg pruski, krom wszelakiej szkody.
Jechałeś potem ziemią tam, gdzie Wilna[390] cicha
Górę, z wieku sadzoną,[391] potajemnie spycha,
Czyniąc sobie gościniec cichy do siestrzyce,
Której szumny bieg słyszy przez wązkie granice.
Tameś i Pana[392] zastał i poselstwa swego
Słuszny poczet uczynił, a z przyjazdu twego
Dwór, od małych do wielgich, wszytek się radował,
Bo ktoby cię był prze[393] twą ludzkość nie miłował?
Skoro zaś pola śniegiem, a głębokie brody
Mroźna zima przykryła cierpływemi[394] lody,
Niedługoś się na miejscu z towarzystwem bawił,
Bo cię do Finlandyjej Pan znowu wyprawił
Na drogę niebezpieczną, boś musiał iść morzem
Nie takiem, jakie krzywym okrętem więc[395] porzem,
Ale które dziś mrozy lodem ugruntują,
Jutro wiatry szalone zetrą i zwojują.
Ktemu nieprzyjacielskie wojsko tuż leżało;
Ciebie jednak Bóg przewiódł przez złe miejsca cało,
Tak, żeś przedsię oglądał naznaczone[396] kraje
I pana, który tamtym ziemiam prawa daje.
Ten, w swej dawnej nadzieje, nie cierpiąc odwłoki,
Wziął cię za wodza sobie i, swój dwór wysoki

Pożegnawszy, szedł morzem ku polskiej granicy,
Myśląc zacną Królewnę widzieć w swej łożnicy,[397]
A Bóg mu tego życzył. Lecz, o panno święta!
Nieprawieś z ojczyzny swej w szczęsną chwilę wzięta.
Ale zdarzy tenże Bóg, że tego stolicę
Osiędziesz, u któregoś dziś za niewolnicę.
Rychło po tym weselu, cny hrabia z Tęczyna,
Wjachałeś na starostwo swoje do Lublina
Wszem pożądny[398], a tam nie wyszedł czas długi,
Żeś wziął i województwo za swoje posługi.
Ale pomni, coś przyrzekł pięknej Cecylijej
Wonczas, kiedyś na morze wsiadał do Szwecyjej.
Trudno nie pomnieć, miłość w dyamencie ryje
Swe sławne[399] obietnice i pod serce kryje.
Skoroś tedy ojczyste służby złożył z siebie,
Wziąłeś przedsię[400] swe rzeczy, z których ta u ciebie
Przodek miała, abyś był, Imię Pańskie święte
Wziąwszy na pomoc, konał[401] małżeństwo zaczęte.
Przeto, zebrawszy poczet przyjaciół niemały
Tam, gdzie ku niebu patrzą kazimierskie skały,
Puściłeś się do Gdańska po głębokiej Wiśle,
Morze i dalszą drogę mając na umyśle.
Nie wie człowiek, co dobrze, a czasem tak zbłądzi,
Że swe szczęście za wielką niefortunę sądzi.

Pan twego przedsięwzięcia z łaską nie przyjmował,
I przejazd był niepewny, a tyś się frasował.
Przejazd niepewny, bowiem na morzu północnem
Temi czasy król duński pływał z wojskiem mocnem,
Czekając na sąsiada, chciałby się skosztować,
Komu każe silny Mars i szczęście panować.
Zwyciężył wieczny wyrok i nieszczęście twoje,
Żeś ty, o zacny Hrabia, nie pomniąc na swoje
Nieprzezpieczeństwo, przedsięś wsiadł w okręt wysoki:
Miłość rządziła, która nie cierpi odwłoki.
Trzykroć z portu na morze nawa wychodziła,
Trzykroć zasię do brzegu nazad się wróciła;
Poszła potem przezdzięki[402], ryjąc morskie wały,
A żagle roztoczone pochop[403] z wiatru brały.
Jeszcze były wieczorne nie zagasły zorze,
Kiedy nieuśmierzony wicher wpadł na morze.
Szum powstał i gwałtowna z wierzchu niepogoda,
Wały za wałmi pędzi poruszona woda;
Krzyk w okręcie, a chmury nocy przydawają,
Świata nie znać, wiatry się sobie sprzeciwiają,
Usiłuje Zachodny przeciwko Wschodnemu,
Usiłuje Południ przeciw Północnemu.
Morze huczy, a nawę miecą nawałności,
Raz się zda, jako w przepaść pojźrzeć z wysokości,
A kiedy się zaś wały rozstępują, ani
Miasta widać wielkiego[404] z głębokiej otchłani.
Piasek z wodą się miesza, a w poboczne ławy
Bije szturm niebezpieczny, nawa żadnej sprawy

Nie słucha, ale w morskiem rozgniewaniu pływa
Samopas, a mokra śmierć zewsząd się dobywa.
Całą noc ta okrutna niepogoda trwała.
Nazajutrz, kiedy zorza z wody powstawała,
Rozchodziły się chmury, wiatry ucichały,
A pieniste znienagła[405] wały upadały.
Już było Słońce wzeszło, już żagiel rozpięty
Nawy znowu prowadził, kędy[406] dwa okręty
Z boku się okazały. Hej, panowie moi,
Szyper[407] głosem[408] zawoła, miejmy się ku zbroi;
Ludzi mamy nad sobą, a nie wiedzieć kogo.
Co jeśli co Szwed umie, wątpliwa, nam błogo.
Jeśliż też Duńczyk, czego się barziej obawam,
Bez trudności nie będziem, wczas wam to znać dawam.
Przystaw[409] króla szwedzkiego przedsię dobrze tuszył,[410]
Bo (powiada), niżem ja do Gdańska się ruszył,
Już były przeciw tobie wysłane okręty;
Nie toli są,[411] o Hrabia, niech ja będę ścięty.
To jego, a to potem Tęczyńskiego słowo:
Kto bądź, ten bądź, nam nie lza, jeno być gotowo;
Koniec u Boga w mocy, my, bracia, o sobie
Czujmy przedsię[412], ja z wami w szczęściu i w żałobie.

Jeszcze mówił, a każdy już stał w swoim rzędzie
Pogotowiu, czekając, co na koniec będzie.
A tymczasem proporzec duński podniesiono,
Tamże się okazało, w czem dawno wątpiono.
Muzo! co dalej powiesz? — to, co dawna woła
Przypowieść: dwiema i sam Herkules nie zdoła.
Żagiel i styr utrącon, nawa ustrzelana,
Nakoniec, gdy już miała tonąć, poimana.
Jako potem dał to król w moc Panu naszemu,
Co miał z Tęczyńskim czynić? bo przeciw szwedzkiemu
Spólną mieli; jako też Pań nasz z drugiej strony
Starał się, aby Hrabia był wolno puszczony,
Próżno i przypominać, bo niżli[413] do skutku
Ta rzecz przyszła, Tęczyński od wielkiego smutku
Wpadł w niemoc, z której mu już (ach, wieści płaczliwa!)
Wstać nie obiecowała Kloto zazdrościwa.
Częstokroć on nieszczęsny, dla ludzkiego daną
Ulżenia, w ciężkim płaczu strawił noc niespaną.
Chciałli też na czas[414] zasnąć, porwał się strwożony,
Sny nadzwyczaj dziwnymi ze snu przebudzony.
A febra[415], wziąwszy raz w moc, ustawnie gorzała,
Susząc krew i wilgości stroskanego ciała.
Smak sfałszowany, wszytko odpadło od chęci,
Myśli trapią, tu miłość, tu nieszczęście smęci.
Teskność z miary wychodzi, sił znacznie ubywa,
A to jego przed śmiercią skarga obciążliwa:
Boże mój, i tem jeszcze skarzesz mnie smutnego,
Że więźniem umrzeć muszę króla okrutnego?

Czemu mię przedtem raczej srogie nie pożarły
Morskie wody? czemu mię ostre kry nie starły,
Kiedym szedł w obce kraje, a tuż za mną w tropy
Łamały lód północne ogromne zatopy?
Sroga śmierć, lecz bym[416] wolnym zginął był człowiekiem,
Nie czekając tym swoim niefortunnym wiekiem[417]
Ostatniego nieszczęścia. Boże niezmierzony,
Jakom od swej nadzieje daleko rzucony!
Nie myśl, matko, o szatach, drogiem złotem tkanych,
Na mój i twej niewiasty[418] przyjazd obiecanych;
Raczej mi mary gotuj: tak się podobało
Nieszczęściu, któreć syna żywego zajźrzało.
A ty, moja królewno! gdzieś teraz? niestety!
Na której ślicznych ręku byłbych Bogu wzięty,
Pragnąłem duszę podać, gdybykolwiek były
Nieprzejednane siostry[419] przędze swej dowiły.
Nie byłem tak szczęśliwy, a me prośby próżne
Rozniósł nieunoszony[420] wiatr na morze rózne.[421]
I muszę ja (co jednak twa hańba, miłości!)
W tym nieznajomym kraju umrzeć od żałości.
Wrzuć w morze, kto przyjaciel, prózne dusze kości:
Owa[422] mię tam, choć martwo, bystre nawałności

Doniosą, gdzie żywego szczęście mieć nie chciało,
A będzie fortunniejsza śmierć, niż żywe ciało.
Więcej nie mówił, ale wzdychał bez przestania,
A w tej zbytniej tesknicy przyszedł do skonania,
Pamięci i sił zbywszy, jako więc kwiat lęże,[423]
Którego przy uwróci[424] ostry pług dosięże.
Jego śmierci północne boginie płakały,
Płakały ciemne lasy i wyniosłe skały.
Ciało jednak do Polski morzem przypławiono
I między sławne dziady poczciwie włożono.
Trzy słowa śrzodek niesie nagrobnej tablice:
Tu miasto obiecanej królewskiej łożnice,
Janie Tęczyński, leżą twe kości uśpione.
O próżne troski ludzkie, o nadzieje płone!
Miej wieczny odpoczynek, o szlachetne ciało!
Duszy, wiem, że prze cnotę dobrze się dostało.
A jeśli w jakiej cenie będą rymy moje,
Nie wynidzie z ust ludzkich sławne imię twoje.









FRAGMENTA
ALBO POZOSTAŁE PISMA.





PODOBIZNA KARTY TYTUŁOWEJ PIERWSZEGO WYDANIA „FRAGMENTÓW” Z R. 1590.





FRAGMENTA POETYCKIE.






PIEŚNI KILKA

JANA KOCHANOWSKIEGO.



PIEŚŃ I.

Pewienem tego, a nic się nie mylę,
Źe, bądź za długą, bądź za krótką chwilę,
Albo w okręcie całym doniesiony,
Albo na desce biednej przypławiony,
Będę jednak u brzegu,
Gdzie dalej nie masz biegu,
Lecz odpoczynek, i sen nieprzespany,
Tak panom, jako chudym zgotowany.

Ale na świecie, kto tak głupi żywie,
Żeby nie pragnął przejechać szczęśliwie
Dróg niebezpiecznych, a uść niepogody,
I szturmów[425] srogich, krom swej znacznej szkody?
Lecz tylko że pragniemy,
Ale nie rozumiemy,
Czego się trzymać, jako się sprawować,
Żeby nie przyszło na koniec bobrować.[426]


A chytre morze, ile znakomitych,[427]
Tyle pod wodą żywi skał zakrytych.
Tu siedzi złotem cześć koronowana,
Tu lekkiem piórem sława przyodziana,
Tu chciwość nieszczęśliwa
Zbiera a nie używa.
Tu luba roskosz i zbytek wyrzutny,[428]
Pod nimi nędza prędka i żal smutny.

Tamże i krzywda i zazdrość przeklęta,
Przed którą biada zawżdy cnota święta.
Więc jeśli człowiek jednę skałę minie,
Wnet na to miejsce na inszą napłynie,
Tak, iż snadź namędrszemu
Trudno pogodzić temu,[429]
Aby przynamniej więznąć albo zbłędzić
Nie miał, chyba gdy kogo Pan chce rzędzić.[430]

Wodzu prawdziwy, i wieczna światłości,
Uskrom z łaski swej morskie nawałności,
A podnieś ogień portu zbawiennego,
Na który patrząc, moglibyśmy tego
Morza chytrego zdrady
Przebyć bez wszelakiej wady,
A odpoczynąć[431] po tem żeglowaniu,
W długim pokoju i bezpiecznem spaniu.



PIEŚŃ II.[432]

Nie ma świat nic trwałego, a to bardzo grzeczy:
Jaki liścia, taki jest rodzaj i człowieczy;
Ale rzadki, coby tę powieść Homerowę
Przypuściwszy do uszu, wlepił sobie w głowę.

Bo każdego swa własna nadzieja uwodzi,
A ledwie się z człowiekiem zaraz nie urodzi.
Póki zakwitła młodość stoi w swojej mierze,[433]
Lekka myśl, niepodobne rzeczy przedsię bierze:

O starości nie myśli, ani na śmierć pomni,
A w dobrem zdrowiu będąc, choroby nie wspomni.
Szalony ludzki rozum, ani oni znają,
Jako młodość i żywot prędko upływają.

Co ty wiedząc, bądź cierpliw do kresu żywota,
Strzegąc się, ile możesz, troski a kłopota!



PIEŚŃ III.

Oko śmiertelne Boga nie widziało,
Próznoby się tem kiedy chłubić miało;
Lecz on w swych sprawach jest tak znakomity,[434]
Że naprostszemu nie może być skryty.

Kto miał rozumu, kto tak wiele mocy,
Że świat postawił krom żadnej pomocy?

Kto władnie niebem? kto gwiazdami rządzi,
Że się z nich żadna nigdy nie obłądzi?

Za czyją sprawą we dnie słońce chodzi?
A miesiąc świeci, kiedy noc nadchodzi?
Każdy znać musi krom wszelakiej zwady,
Że się to dzieje wszytko z Pańskiej rady.

Jego porządkiem[435] lato wiosnę goni,
A czujna jesień przed zimą się chroni;
Ten opatruje, że morze nie wzbierze,
Choć wszytki rzeki w swoje łono bierze.

A to nas namniej niechaj nie obchodzi,
Że nad niewinnym czasem zły przewodzi;
Albo, że gorszy świat powoli mają,
A dobrzy rychlej niedostatek znają.

Wszytko to Pan Bóg wywróci na nice,
Jeno kto wejźrzy w Jego tajemnice,
Jako nakoniec zły przed się wypada,
A dobry w Jego Majestacie siada.

Toć grunt wszystkiego, byśmy Boga znali,
A Jemu sprawę wszego przypisali.
Kto się za czasu tego nie napije,
Człowiek na świecie niepobożny żyje.

Tego swych dziatek starszy nauczajcie,
To wychowanie synom waszym dajcie;
A niech nie będą nazbyt pieszczonemi,
Niech przywykają spać na gołej ziemi


A skoro który doroście swej miary,
Niechaj się w polach ugania z Tatary,
Niech wzdycha żona mężnego tyranna,
Patrząc nań z murów, i dorosła panna.

Niestetyż, by ten najeznik tak młody
Nie popadł jakiej znakomitej szkody,
Jeśli gdzie na lwa nieborak ugodzi,
Który po szyję we krwi ludzkiej brodzi.

Przed śmiercią żaden schronić się nie może,
I pierzchliwemu prędkość nie pomoże.
Azaż nie lepiej sławy swej poprawić,
Niż, próżno siedząc, w cieniu wiek swój trawić?[436]

Męstwem Achilles, męstwem Hektor słynie,
A ich pamiątka wiecznie nie zaginie;
Męstwem Alcides do nieba się dostał,
I Pollux bogiem nieśmiertelnym został.



PIEŚŃ IV.

Kiedyby[437] kogo Bóg był swemi słowy
Upewnił, że miał czasu wszelakiego
Strzedz od złych przygód jego biednej głowy,

Miałby przyczynę żałować się swego
Nieszczęścia, płacząc, że mu się nie stało
Dosyć, tak zacnej obietnicy Jego.


Ale że Bogu z nami się nie zdało
Tak postępować, prózno narzekamy,
Że się co przeciw myśli nam przydało.[438]

Wszyscy w niepewnej gospodzie mieszkamy,
Wszyscyśmy pod tem prawem się zrodzili,
Że wszem przygodom jako cel być mamy.

Na tem rzecz wszytka, żebyśmy nosili[439]
Skromnie, cokolwiek na człowieka przyjdzie,
A w niefortunie nazbyt nie tesknili.[440]

Płacz albo nie płacz, z drogi swej nie zidzie
Boskie przejźrzenie[441]; prózno się kto zdziera,[442]
Niewola ciągnie, choć kto nierad idzie.

Nadzieja dobra serca niech podpiera,
Zaż to, że źle dziś, ma źle być i potem?
Jedenże to Bóg, co i chmury zbiera,
I co rozświeca niebo słońcem złotem.



PIEŚŃ V.

Panie, jako barzo błądzą,
Którzy cię niedbałym sądzą,
A iż prawie żadnej rzeczy
Nie chcesz mieć na swojej pieczy.

Nie wiem, czego więcej trzeba,
Przeciwko nim świadczą nieba,

Świadczą gwiazdy niezliczone,
Na powietrzu zapalone.

Kiedy słońce swego wschodu,
Albo chybiło zachodu?
Kiedy miesiąc jasne rogi
Skłonił od swej zwykłej drogi?

Toż nam i ziemia zeznawa,
Która pewnych czasów dawa
Zboża w wielkiej obfitości,
Synom ludzkim ku żywności.

Niechaj źli we złocie chodzą,
I nad lepszymi przewodzą,
Jednak złe sumnienie mają,
Sądu twego się lękają.

A ja, patrzając zdaleka
Na szczęście złego człowieka,
Im dalej, temem pewniejszy,
Że jest żywot poszledniejszy.[443]

Bo żeś ty Pan sprawiedliwy,
Nie podobać się złośliwy;
A jeśli mu tu nie płacisz,
Musi czas być, gdzie go stracisz.

Wzywałem Cię, wieczny Boże,
Idąc wieczór na swe łoże;
Wzywałem Cię o północy,
A byłeś mi ku pomocy.

Nieprzyjaciel stał nade mną,
Mógł uczynić wszytko ze mną;

Spałem jako zarzezany,
On mi nie śmiał zadać rany.

A na pierwsze me ocknienie,
I słów kilka przemówienie,
Panie, znać, żeś mię Ty bronił;
Uciekł, a nikt go nie gonił.

A co mnie był nagotował,
To sam mało nie szkosztował;
Bowiem od wielkiego strachu
Wypadł oknem nadół z gmachu.

Ani miecz, ani mię siła
Złej przygody obroniła;
Jeno szczera łaska Twoja,
Co wyznawa dusza moja.

I pójdę do domu Twego,
A w pojśrzodku zboru wszego,
Będęć, mój Panie, dziękował,
Z łaski Twej, żeś mię zachował.

A ludzie zapamiętali,
Którzy spraw Twych nie poznali,
Niechaj dziś na oko znają,
Że Cię dobrzy stróżem mają.

A przepuściszli co na nie,
Zlitujesz się zasię, Panie;
Jako więc i złym sowito
Płacisz zatrzymane myto.



PIEŚŃ VI.

Coby ty, urodziwa Hanno, na to dała,
Aby ta twoja gładkość wiecznie z tobą trwała?
Wierzę, w tym wieku młodym ani myślisz o tem,
Ale byś też i dobrze myśliła, nic potem.

Bo czas nie da trwać żadnej rzeczy w jednej mierze,
A jako wszytko niesie, tak zaś wszytko bierze.
Widziałem ja po ranu[444] piękny kwiat przyjemny,
A widziałem zaś wieczór zwiędły i nikczemny.

I drzewa, które teraz odziały się w liście,
Złupi z tego ubioru mroźnej zimy przyście.
W temże prawie i człowiek, a w gorszem; bo kwiaty
I drzewa w rok wetują zawżdy swej utraty,

Odmładzając się znowu; ale człowiekowi,
Kiedy się raz na twarzy zima postanowi,[445]
A włos śniegiem przypadnie, gęsta wiosna minie,
Niźli z głowy przeziębłej ten zimny rok zginie.

Czemu jeleń pierzchliwy łaskawsze ma bogi,
Któremu wolno zrzucić pochodzone[446] rogi?
Czemu wąż fortunniejszy, który z przyrodzenia
Każdy rok wiotche[447] lata na młodą płeć mienia?

Człowiek, choć wyraz Boży, niesposobny na to,
Ani nalazł fortelu na szedziwe[448] lato.

Oszukały się króla tessalskiego córy,[449]
A ojca nieboraka jeszcze barziej, który

Dać gardło musiał dla ich głupiej pobożności;
Bo życząc mu nowych lat i pierwszej młodości,
W nadzieję ziół schwalonych,[450] spólnie go zabiły,
Żeby wrzeczy starą krew z niego wycedziły.

Potem go czarownica[451] w kocieł wrzącej wody
Wrzuciła między zioła; a ten, nierzkąc[452] młody,
Ale ani wstał żywy; jakoby to było
Kosztowne ziele, coby sto lat wyparzyło.

Przeto póki panuje wiosna w twarzy twojej,
Daj się, Hanno, napatrzyć wdzięcznej krasy swojej,
Która nie da nic naprzód[453] ani Fosforowi,[454]
Kiedy napiękniej z morza wynika ku dniowi.

A wy malarze i wy, co marmur cieszecie,
Jeśli przyszłemu wieku zachować się chcecie,
Malujcie tę piękną twarz i rzeźcie w kamieniu;
Nie był jako żyw Zewxis w takiem podziwieniu,

Ani zacny Fidias, jako wy możecie
Z tej tylko samej sztuki sławni być na świecie.
Ja na farbach malarskich nic się nie rozumiem,
Także wiele z marmurem postępować umiem;


Ale wierszem ozdobnym i rymy gładkiemi,
Mam nadzieję, że z mistrzmi porównam[455] dobremi.
Tymi ja przeciw długim latom się zastawię,
A za chęcią cnych bogiń imię twe wybawię

Z niepamięci nieszczęsnej, że o twej urodzie
Będzie wiek pozny wiedział i po naszym schodzie.[456]
Nie była wiecznie gładka sławna pani ona,
Dla której mocna Troja z gruntu wywrócona;

By ją był Parys poznał w szostemdziestem[457] lecie,
Nigdyby był tej trwogi nie wzbudził na świecie;
Ale jednak, co jej wiek łakomy uszkodził,
To swem pismem życzliwy poeta nagrodził.

Za co, nie wiem, przecz go Bóg ślepoty nie zbawił,[458]
Ponieważ Stezychora o wzrok był przyprawił,[459]
Że tęż istą[460] śmiał ganić rymem uszczypliwym,
Acz to potem odwołał piórem osobliwym.

Ja stąd oczu nie stracę, i w tem będę stały,
Że chwalić nie omieszkam, co jest godno chwały;
Bo nie leda, Bóg, jako swych darów rozdawa,
Temu łaskawszy, komu co nad ludzi dawa.

Przeto tusz dobrze, Hanno urodziwa, sobie,
Z twoich darów znać, że Bóg jest łaskawym tobie;

Który jako ozdodę[461] i piękność szacuje,
Ten czyn niezmierzonego świata okazuje,

Tak pięknie zbudowany; kto sklepowi temu,
Nadobnemi gwiazdami ślicznie sadzonemu,
Nadziwować się może? kto nocoświetnego
Miesiąca, albo słońca niespracowanego

Napatrzył się do wolej, lubo rano wstaje,
Lubo ku wieczorowi prędki bieg podaje?
Taki więc z swej łożnicy nowy oblubieniec
Wychodzi, na nim złoty płaszcz i złoty wieniec,

Perłami przeplatany, gore znakomity,
Jego ze wszech namilszej dar niepospolity.
Ale i ziemia nie jest bez swej ozdoby,
Bo i tę Bóg oszlachcił[462] dziwnymi sposoby:

To górami, to lasy, to kryształowemi
Rzekami, to łąkami pięknie kwitnącemi,
A w poły ją przepasał morzem urownanym
Prosto, jakoby pasem srebrem okowanym.

Taki przede wszytkimi, polem rozmierzonym
Leci obrzym[463] udatny pędem niewściągnionym;
Tego na kresie czeka albo trynóg drogi,
Albo prędki koń, albo bawół złotorogi.

To takie, co widzimy. Cóż, gdzie nasze oczy
Dosiąc nie mogą? gdzie myśl, która niebem toczy,
Gdzie sama piękność świeci, i kształty wszech rzeczy,
Nie może tego pojąć mdły rozum człowieczy.


Dar boży tedy gładkość, a dar znamięnity,
Bo jeśli go ten nie da, zinąd nie nabyty,
Jako są insze rzeczy, których człowiek może,
Za swem staraniem dostać, — tu nic nie pomoże.



PIEŚŃ VII.

DO ZALOTNEJ.

Bodajci złe dni! — Nie chcesz mię miłować,
Bych się czuł, mógłci bych już podziękować.
Biadaż mnie na cię[464], to mi głowę psujesz,
Inaczej nie wiem, jeno mię czarujesz.
Przypatrując się twej cudnej postawie,
Drugiby przysiągł, iżeś mu już prawie[465].
Biadaż mnie na cię etc.
Nie obiecujesz, ani też odmawiasz,
Jeno mię słowy próznemi zabawiasz.
Biadaż mnie na cię etc.
Wszytko się boisz, ano niemasz kogo;
Nie każdyć kąsa, co to patrza srogo.
Biadaż mnie na cię etc.
Mam z sobą więcej niż dosyć kłopota,
A wszytko mi się zda, że ciągnę kota[466].
Biadaż mnie na cię etc.
Nie karmże mię już tą nadzieją dalej,
Raczej mi powiedz: Mój miły! nie szalej.

Biadaż mnie na cię, to mi głowę psujesz,
Inaczej nie wiem, jeno mię czarujesz.



PIEŚŃ VIII.

Kiedy się rane zapalają zorza,
A dzień z wielkiego występuje morza, —
Przyszedłem na brzeg, kędy Wisła bieży,
A tam siedziała na wysokiej wieży,
Podjąwszy rękę, smutna białagłowa,
I pocznie z płaczem narzekać w te słowa:

Takżem ja barzo niefortunna była?
Takżem ja wiele szczęściu przewiniła?
Że temu gwoli być nieboga muszę,
Który jako grzech mierzi moję duszę,
A ten gdzieś siedząc, narzeka zdaleka,
Przed którym nie mam milszego człowieka.

Ślub mi przywodzą, poniewolne słowa,
Na które nigdy nie zwalała głowa;
A ono[467] było lepiej serca pytać,
Które gdy nie chce, słów się prózno chwytać.
Niech się tem cieszy, że mnie ma w niewoli,
Ręce mógł zwięzać, myśli nie zniewoli.

Bogu tajemne nie są ludzkie sprawy,
Ten z nieba widzi, kto krzyw, a kto prawy.
Ja nie mam komu krzywdy swej powiedzieć,
Jeślibych miała, i to trudno wiedzieć.

Jednęż mam wolność w swej ciężkiej niewoli,
Że się wżdy mogę napłakać do woli.

Więc mię to zewsząd szczęście pokarało,
Wszytko mi zaraz, com miała pobrało:
Ojczyzny[468] nie mam, matkim ostradała[469],
Samam się w ręce okrutne dostała.
Cóż mię gorszego mogło potkać w boju,
Nad to, co cierpię, nieboga w pokoju?

Czasem bych rada żałość swą pokryła,
A na lepszą się postawę zdobyła;
Ale smutnemu trudno śmiech przychodzi,
Trzeźwi[470] w pijanych sprawy nie ugodzi.
I mnie nieszczęsną łzy moje wydają,
Które mi z oczu płynąć nie przestają.

Tegom też pewna, że mię nie miłuje;
Nie mam mu za złe, mnie w tym naszladuje.
On wie, co myśli, świadom, o co stoi;
Ja go nie sądzę, ani mi przystoi;
Wszakoż się ktemu zawsze będę znała[471],
Mił mi nie będzie, bych dziś umrzeć miała.

A ty, mój bracie, wzorem stryja twego,
Pomści mej krzywdy i zelżenia swego.
Uczyń, co twej krwi szlachetnej przystoi,
Miłość przy tobie nieomylna stoi.

Jać albo zdrowia w tym frasunku zbędę,
Albo nakoniec twoją żoną będę.



PIEŚŃ IX.

Kto mi wiary dać nie chce, daj ją oku swemu,
A przypatrz się stworzeniu pilnie tak pięknemu:
Taka jeszcze nie była za dawnego wieku,
Aniołowi podobna barziej niż człowieku.

Raj tam, gdzie ona siedzi; a którędy mija,
Za jej stopami róża wstawa i lelija;
Jej gwoli piękne drzewa dają cień sowity,
Nie chcąc, aby ją letni żegł ogień obfity.

A ona myśl wspaniałą znosząc[472] z układnością,
I niedobyte[473] serca zwycięża miłością,
A człowiekiem tak władnie jako słońce wonnym
Nawrotem[474], albo magnes żelazem nieskłonnym[475].

Wiele oczom powinien, o Pani, kto ciebie
Oglądał, a ucieszył twem pojźrzeniem siebie;
Dalszego czasu może nie zamierzać[476] sobie,
Iżby kiedy miał gładszą oględać po tobie.

Niech się więcej nie chłubią staradawne lata,
Z swojemi Helenami; jest za tego świata[477],

Która gładkością wszytki pierwsze tak minęła[478],
Aż i przyszłym nadzieję na wieki odjęła.



PIEŚŃ X.

Juno, porzuć swój gniew długi,
A ty Pallas także drugi;
Gładka Wenus, gładszą czuje,
Nowy sąd Parys gotuje;
Jabłko złote położyła
Erycyna, bo zwątpiła.

Śliczna dziewko, tak tusz sobie:
Klejnot ten należy tobie,
A żadna jeszcze nie wstała[479],
Któraćby go odjąć miała.
Równie taka rano wschodzi
Jutrzenka, gdy dzień nadchodzi.

Służyć i hołdować tobie —
Kładę ja za szczęście sobie;
A ty o mej uprzejmości,
I nie wątp o stateczności;
Bowiem póki ducha we mnie,
Niemasz, jeno sługę ze mnie.



PIEŚŃ XI.[480]

Prózna twa chłuba, nie kochaj się w sobie,
Nie wszytkoć prawda, com pisał o tobie.
Miłość mię zwiodła, i przez mię mówiła,
Że nad cię nigdy wdzięczniejsza nie była.


Jako lelija różą przeplatana,
Zdała mi się twarz twoja malowana;
Oczy twe, jako gwiazdy się błyskały,
Piersi twe śniegu[481] sromotę działały.

Gniewliweś morze śmiechem uśmierzała,
Kamienneś serce słowy przenikała.
Teraz w mych oczach wszytko się zmieniło,
Obłudne serce wszytko pokaziło.

I twa niewdzięczność, którą pokazujesz
Tam, gdzie powolność i chuć[482] prawą czujesz.
Czego mi tedy stateczne namowy
Nie mogły wybić żadną miarą z głowy;

Czegom zbyć nie mógł przez zioła, przez czary,
To sam dziś wyznam na się z prawej wiary[483],
Żem był zabłądził w swej niemądrej sprawie,
A byłcim, jeśli komu, jak żyw prawie[484].

Ale żeś tego wdzięczna być nie chciała,
Dalej nie będziesz ze mnie sługę miała.
To, comci służył, niech już wniwecz idzie,
Bo jednak ten czas kiedyżkolwiek przyjdzie,

Że ty, wspomniawszy na me powolności,
Musisz zapłakać nieraz od żałości;
A ja, bych jeno o tobie nie wiedział,
I w pustych lesiech sam rad będę siedział.



FRAGMENT.

Pod Parnazem, gdzie strumień sławnej wody bieży,
Łąka prawie na zachód pochodzista[485] leży,
Którą zewsząd rozliczne drzewa otoczyły,
Podawając ku ziemi cień w gorąco miły.
Tam było widać stoły z kamienia ciosane,
Widać i ławy krętnym bluszczem przyodziane.



DO JEGO
M. X. ARCYCISKUPA[486] GNIEŹNIEŃSKIEGO.[487]

W jakiej tesknicy doma pozostały,
Wygląda ojca miłego syn mały,
Który mu kupić jarmark[488] obiecował,
Gdy się do miasta rano wyprawował,
Więc się kłopoce, co tam ojca trzyma,
Mniemając, że on inszej sprawy nie ma,
Jeno pas kupić albo czapkę nową,
Albo nakoniec kuklę[489] szelągową;
A ten, czego dom zasię potrzebuje,
Tymczasem chodząc, po targu kupuje:
Tu sól, tu garnce[490], tu kocieł miedziany,
Tu krój[491], tu lęmiesz, tu wóz okowany,
Aż nic nakoniec niemasz w pacharzynie;
Syna wżdy śklana banieczka nie minie —
Takżeć ja tesknię, o biskupie sławny,

Czekając twego Psałterza czas dawny,
Który z twej łaski miał przyść w rękę moję,
A ty czem inszem dziś bawisz myśl swoję,
Szukając w wierze staradawnej zgody,
I strzegąc pilnie ojczystej swobody;
Jakoby doma sprawiedliwość była,
A na granicach gotowość i siła.
Jakoby rząd[492] był i dziś i napotem —
Wszytka na ten czas twoja piecza o tem,
Którą zdarz Boże, jeśli też po temu
Czas kiedy będzie, ziść się słudze twemu[493].



KOLĘDA.

Tobie bądź chwała, Panie wszego świata,
Żeś nam doczekać dał nowego lata;
Daj, bysmy się i sami odnowili,
Grzech porzuciwszy, w niewinności żyli.
Łaska twa święta niechaj będzie z nami,
Bo nic dobrego nie uczynim sami;
Mnóż w nas nadzieję, przyspórz prawej wiary,
Niech uważamy[494] twe prawdziwe dary;
Użycz pokoju nam i świętej zgody,
Niech się nas boją pogańskie narody.
A ty nas nie chciej odstępować, Panie,
I owszem, racz nam dopomagać na nie.
Błogosław ziemi z Twej szczodrobliwości,
Niechaj nam dawa dostatek żywności,
Uchowaj głodu i powietrza złego;
Daj wszytko dobre z miłosierdzia swego



DO JEGO M. PANA MIKOŁAJA FIRLEJA[495].

Krom dobrej sławy, która z cnoty roście,
Nie posiadł człowiek nic trwałego proście[496].
Siłę i gładkość lata precz odnoszą,
A żałość tudzież w tropy za rozkoszą.
Fortuna z nami igra jako z dziećmi:
Dziś panem będziesz, jutro siadaj z kmiećmi.
Cnoty nikt nie ma, jeno sam od siebie,
A też do śmierci nie puści się ciebie;
A gdy cię w niebo między bogi wniesie,
Sławę po świecie szeroko rozniesie.
Tem twój dziad Firlej, Mikołaju, słynie,
A póki Wisła, póki Niepr popłynie,
Ten na południe, ona na północy,
Chwała trwać będzie jego spraw i mocy.
Więc i cnotliwy syn ojca nie wydał[497],
Ku czci dziedzicznej swoję własną przydał;
Bo mężnie z placu spierając pogany,
Duszę cną wylał przez poczciwe[498] rany.
Szlachetne roty, których martwe głowy
Chowa, i chować będzie brzeg Bugowy,
Sławna śmierć wasza, sławne męstwo wszędzie;
A żadny wiek tak niewdzięczny nie będzie,
Aby posługi wasze znakomite
Były potomkom przyszłym kiedy skryte.
A ty Firleju, bądź życzliwy moim

Nowotnym rymom, abych przodkom twoim
Tym snadniej służył; a już mnie nie wodzi
Tam, gdzie Pegazów sławny zdrój wychodzi.



NA XII TABLIC LUDZKIEGO ŻYWOTA.

I.

Znać, że się człowiek nie na rozkosz rodzi,
Bo z płaczem na ten nędzny świat przychodzi.


II.

Niedługo, dziatki, tej gry waszej będzie,
Po chwili drugi nad czem inszem siędzie[499].


III.

Czego za świeża skorupa nawrzała,
Ten zapach będzie w sobie długo miała.


IV[500].

Jakoby też rok bez wiosny mieć chcieli,
Którzy chcą, żeby młodzi nie szaleli.


V.

Wszystko myśliwcy na tym biednym świecie:
Możniejszy zawżdy podlejszego[501] gniecie.


VI.

Aza nie lepiej sławy cnej poprawić,
Niż próżno siedząc w cieniu, wiek swój trawić?


VII.

Prawa są równie jako pajęczyna:
Wróbl się przebije, a na muszkę wina.


VIII.

Gdy szczęście nie chce i rada pobłądzi,
Fortuna światem, nie nas rozum rządzi.


IX.

Nie — kto ma złoto, ma perły, ma szaty,
Ale — kto na swem przestał, to bogaty.


X.

Gdy będą Boga usta wyznawały,
Niechajby się Go i sprawy nie przały[502].


XI.[503]

Biedna starości! wszyscy cię żądamy,
A kiedy przyjdziesz, to zaś narzekamy.


XII.

Omylny świecie, jakoć się tu widzi,
Doszedłem portu, już więc z inszych szydzi[504].



NA OBRAZ LUKRECYEJ.

Lukrecyą mię zwano, w Rzymiem się rodziła,
A iż im ma poczciwość gwałtem wzięta była,
Przez cię, zły królewicze, — to, com nie tak drogo
Szacowała, swą własną krew przelałam srogo.



NA OBRAZ KLELIEJ.

Ja to, Klelia, płynę przez Tybrową wodę,
A za sobą zakładny huf panieński wiodę;
Ale iż się mnie znowu dopierał[505] król srogi,
Wydano mię, uchodząc pospolitej trwogi —
Gdzie jednak miasto grozy, jeszczem pochwalona
I z uczciwemi dary do domu wrócona.



NA MĘŻNĄ TELEZYLLĘ.

Nie tylkoś nauczonym sławna rymem swoim,
Dziwujem się i sercu i uczynkom twoim,
Cnotliwa Telezyllo, bo gdyś usłyszała
O wielkiej swych porażce, wneteś broń porwała,
A twym śmiałym przykładem wszytka płeć niewieścia
Rzuciła się za tobą, i nie dałaś weszcia[506]
Nieprzyjaciołom srogim w miasto, choć zwalczone;
Przeto twe imę będzie na wieki pomnione.



NA MOST WARSZAWSKI.

Bógżeć zapłać, o królu, żeś ten most zbudował,
Pierwejem zawżdy szeląg nad potrzebę chował —
A dziś i tenem przepił, bo idąc do domu
Napozniej, od przewozu nie płacę nikomu.



FRAGMENT BITWY Z AMURATEM U WARNY.

Którego bohatera będzie wola twoja,
Albo króla, dziś wspomnieć, złota lutni moja?
Bogu cześć ma być naprzód i nakoniec dana,
Bo ten wszytek świat rządzi, a sam nie ma pana;
Temu się niebo kłania i ogniste zorze,
Temu ziemia hołduje i nawalne morze.
Kto nie wie, jako Jazon do Kolchów żeglował,
Kędy smok nieuśpiony złote runo chował?
Komu tajne są bratów tebańskich niezgody?
I krzywda zacnych Greków, i trojańskie szkody?
Albo jako Herkules, kwoli panu złemu,
Przeciw srogim zwierzętom czynił dosyć swemu?[507]
Niech ja też co o tobie powiem, Włodzisławie,[508]
Acz mój dowcip trudno ma w to ugodzić prawie.
Ale ty, święty królu, który prze swe cnoty
I prze męstwoś osięgnął w niebie stolec złoty,
Pomóż mi chucią[509] swoją, a przysporz wymowy,
Abych twą sławną bitwę mógł opisać słowy,
Którąś miał z Amuratem przy nieszczęsnej Warnie,
Gdzie twe przednie zwycięstwa legły z tobą marnie.
Jako więc kto nieznaczny[510], któremu zamkniony
Pański pałac, kiedy kto idzie przełożony,[511]
Ciśnie się we drzwi, aby mógł za tą pogodą[512]

Pański majestat widzieć, choć nie wojewodą, —[513]
Tak ja, o zacny królu, twem imieniem, które
Prze dzielność i wysoki rozum idzie wzgórę,
Swe podłe rymy zdobię, abych mógł przy tobie
Wcisnąć się w ludzką pamięć, coś ty zjednał sobie.
Najdą się, krom wątpienia, wielowładny Panie,
Którym ku twej ozdobie wymowy dostanie;
Między któremi dopuść tym też jabłkom[514] pływać —
Siła ich swoim płaszczem możesz ty pokrywać.
Wielka chłuba zaprawdę, komu to Bóg daje,
Że czego z przodków nie ma, sam przez się dostaje,
A swą cnotą tak świeci, że i przodki dawne
Rozświeca i potomstwu imię czyni sławne;
Lecz to więtsza, gdy kto jest z przodków tej zacności,
Żeby mógł sławnym być zwan i krom swej dzielności,
A zaś tak żyje, że też krom przodków swych sławy
Mógłby zawżdy być znacznym prze swe tylko sprawy.
Tobie ta chłuba, królu, służy, jeśli komu,
Bo urodziwszy się w tak znakomitym domu,
Nie wiedzieć, tyli[515] więtszą cześć masz z przodków swoich,
Czyli oni chwalniejszy z wysokich cnót twoich?
Tyś mych rymów dziś wodzem; lecz ja, idąc w drogę
Obiecaną, przystojnie skłonię pierwej nogę
Do kaplice twych przodków, które pozdrowiwszy
Naprędce, wrócę się zaś na gościniec pierwszy.
Tu się naprzód da widzieć twój pradziad uczciwy,
Jagełło, który umysł czyni mi wątpliwy,[516]

Jeśli ma być człowiekiem zwan bogobojniejszym,
Czyli w rzeczach rycerskich hetmanem dzielniejszym?
On zaprawdę, prze cnotę i żywot swój święty,
Będąc z wielkiego księstwa na królestwo wzięty,
Przywiódł Litwę do tego, że sprosność pogańską
Porzuciwszy, przyjęli wiarę krześciańską
I zbracili się z Polską, czem on tem groźniejszym
Był swym nieprzyjaciołom; dam pokój równiejszym —
Ale harde Krzyżaki tak starł jednym bojem,
Że je niemal zwalczone podał dzieciom swoim.
Z dobrych dobrzy się rodzą, syn ojca nie wydał,[517]
Lecz ku sławie dziedzicznej i swą własną przydał,
Król dwu koron Włodzisław; bo, bijąc pogany,
We krwi nieprzyjacielskiej upadł zmordowany
Wpośrzód ziemi tureckiej; jego poświęcone
Kości nie są w ojczystym grobie położone —
Grób jego jest Europa, słup śnieżne Bałchany,
Napis — wieczna pamiątka[518] między krześcijany.
Po nim na państwo wstąpił brat jego rodzony,
Kazimierz, co uczynił ledwe namówiony,
Bo przeglądał[519] trudności, które nad koroną
Wisiały prze spór ludzki i myśl rozdwojoną,
Litwy (mówię) z Polaki; jednak w to ugodził,[520]
Że do dalszych niesnasek drogę był zagrodził,
A związki staradawne wcale[521] nam zostały,
Aż za czasem i myśli burzliwe ustały.
Ten pruską ziemię posiadł, a krzyżaki boju

Tak nakarmił, że prosić musieli pokoju;
Który tak otrzymali, że pana inszego
Nie mieli znać na wieki, prócz króla polskiego.
To był twój dziad, o Królu, podobien orłowi,
Który, prędkim piorunem służąc Jowiszowi,
Takie potomstwo na świat, jaki sam, podawa,
A tym dziedziczny urząd i grom lotny zdawa.
Tak on, będąc od Boga królem postawiony,
Takie syny zostawił, że każdy korony
Był z nich godzien, jako też wszyscy królowali,
Oprócz którzy stan inszy chcąc sobie obrali.
A starszy więc Włodzisław Czechom rozkazował,
A potem zaś i Węgrom walecznym panował,
Olbrachta ubieżawszy; stanął Bóg za szkodę[522].
I temu, wziął ojczyste państwo za nagrodę.
Ten, jako był ku wielkim rzeczom zawżdy chciwy,
Dałby to był Bóg, aby tak był i szczęśliwy,
Ale fortuna zawżdy jego rada próła,
A nawet i żywota zajrzała mu zgoła.
Na jego miejsce wstąpił Aleksander sławny;
Ten Polakom i Litwie związek staradawny
Odnowił, Wołochy bił i Tatary gromił,
Lecz i tego prędko sen żelazny uskromił.



EPITAPHIUM KASPRA KOCHANOWSKIEGO,
PISARZA SENDOMIERSKIEGO.

Kaspra Kochanowskiego tu schowano kości,
Człowieka cnoty wielkiej i wielkiej godności.
Płaczcie ubogie wdowy i smętne siroty:
Umarł ten, co na pieczy wasze miał kłopoty.



NAGROBEK TĘCZYŃSKIEMU.[523]

Stara skarga a prózna, na śmierć się żałować,
Bowiem ona nikomu nie zwykła folgować:
Bierze stare i młode, kto się jej nawinie —
Ten pierwej, a ów pozniej, przedsię nikt nie minie.
Aby kto Nestorowej doczekał starości —
Co to jest przeciw onej niezmiernej wieczności?
Bo gdy ostatek przyjdzie, cokolwiek minęło,
Jednem słowem, niemasz nic, wszytko upłynęło.
Nie laty, ale cnotą żywot mierzyć mamy;
Z tej one zacne męże i dziś jeszcze znamy,
Których kości już dawno w prochu nieznać, ale
Sława kwitnie i kwitnąć zawżdy będzie w cale.
Z tej strony, o Tęczyński, twój wiek będzie długi,
Jako cię kolwiek nagle, imo[524] twe zasługi,
Sroga, nieubłagana śmierć opanowała,
A bieg twojej młodości zawistnie przerwała.



ŚMIERCI SIĘ NIE BAĆ, CNOTY NASZLADOWAĆ.

Synu mój, słusznie się zły człowiek śmierci boi,
Ale się jej dobremu lękać nie przystoi,
Bo zły mniema, że wszytek już na wieki ginie,
A dobry prawie wtenczas do portu przypłynie.

I ty mej śmierci nie płacz; mnie się dobrze dzieje,
Takem bojaźni prózen, jako i nadzieje.
Łaska pańska nade mną; ty mię nie wydawaj,[525]
A cnoty naszladować, synu, nie przestawaj.


Cnocie niebo zapłata i wieczne wesele;
W rozkoszach świata tego źle pokładać wiele.
Wszytko to jako trawa czasu swego minie,
Ale sława poczciwa i po śmierci słynie.

O tę się, synu, staraj wszelakim sposobem,
A wdzięczniej mi uczynisz, niżby[526] nad mym grobem
Płakał we dnie i w nocy; to wiedz: kto do nieba
Dostał się raz, tego już płakać niepotrzeba.



FRAGMENT NAGROBKA.[527]

Jaż to ciebie cieszyć mam, smętny Radziwile,
W tym żałosnym przypadku tej nieszczęsnej chwile?
Gdzie rzeczy, albo i słów tak władnych dostanę,
Któremibych miał leczyć twoję ciężką ranę?
Trudna to na mię, lubo twój żal niehamowny,
Lubo też chcę uważyć ten swój dowcip rowny;[528]
A by też był nawiętszy, jako człowiek twemu
Płaczu ma kres zamierzać tak sprawiedliwemu?
Jako łzy ma hamować, które żal serdeczny
Wyciska nie inaczej, jeno jako wieczny
Wodę z skały zdrój pędzi, a ta niewstrącona
Śrzodkiem nieosuszonej łąki swój pław kona?
Czy cię podobno szczęście pomału dotknęło,
A nie pół prawie serca z piersi twych wyjęło?
Stradałeś (ach żałości!) ze wszech milszej żony,
Którą jako natura, tak i cnota, z strony
Każda swojej, tak były bogacie nadały,

Że w tej mierze już więcej przydać nic nie miały.
Nazbyt szczęśliwy, nazbyt zdałeś się być Bogu,
Radziwile, byś był w tem towarzystwie progu
Swych lat ostatnich doszedł; w pół kresu nie była,
Kiedy cię twoja biedna Hanna opuściła.
O prawo krzywdy pełne, o nieznośna ksieni
Mdłych bogów i pod ziemią mieszkających cieni!



NAGROBEK.

Co raz Bóg przejźrzał,[529] to już być musi,
A o to człowiek prózno się kusi,
Aby nawiętsze jego staranie
Mogło zatrzymać to wieczne zdanie:
Wszytko na świecie idzie swym pędem,
Nie omylnością, abo za błędem;
A co z przyczyny wiecznej zstępuje,[530]
Tego i sam Bóg nie rad hamuje.



NAGROBEK.

Niewinna duszo, owaś ty już w niebie,
A jam tu został nieszczęsny bez ciebie,
Na swój ciężki płacz, ciężką żałość swoję;
Nie chciał tego Bóg, bych był głowę twoję
Ja pierwej zaległ;[531] bo ciebie straciwszy,
Straciłem wszystko, a nad mię troskliwszy
Już być nie może. Sroga śmierci, to ty
Umiesz ugodzić, gdzie nawyższe cnoty.



NAGROBEK.

Kto mię w mym ciężkim frasunku ratuje?
Moja tak łączną[532] dusza się nie czuje,
Aby pociechę jaką przyjąć miała,
Wyjąwszy, kiedy prózna będzie ciała.
Tam cię oględać mam dobrą nadzieję,
Szlachetny duchu, dla którego mdleję;
A cierpiąc w sercu tak nieznośną ranę,
Aż wtenczas płakać, gdy i żyć, przestanę.



PIEŚŃ ŻAŁOBNA.

Kto kiedy miał słuszniejszą przyczynę płakania?
Razem mię szczęście[533] mego wszystkiego kochania
Zbawiło,[534] duszę tylko przy mnie zostawiwszy,
Iżbych, upad swój czując, tem był nieszczęśliwszy.

Snadźby lepiej, by jeno nie czuć żalu swego,
Twardą skałą gdzie stanąć śrzód morza hucznego,
O którąby się wiecznie morskie rozbijały
Flagi i nieokrotne[535] wiatry uderzały.

Równej[536] podobno rozum radzić może szkodzie;
Ale, jaka jest moja, nie zdoła przygodzie.
Dziatkiż mię cieszyć mają? czy żona cnotliwa?
I dziateczki Bóg pobrał, i matka nieżywa.


Wieczny Boże, słusznie mię karzesz za me złości;
Jednak nie tylko patrzaj na moje krewkości,
Lecz i miłosierdzie swe chciej mieć na baczeniu,
Łaską swoją mię twierdząc[537] w mojem utrapieniu.



EPITAPHIUM.

Prózne nasze staranie
Na wieczne Boskie zdanie;
Co Bóg rzekł, to tak będzie,
Człowiek tego nie zbędzie.
A cokolwiek czynimy,
I cokolwiek cierpimy,
Wszytko pochodzi z nieba —
W tem nam wętpić nie trzeba.
Pierwszy dzień dał każdemu
I ostatni, a k swemu
Końcowi wszyscy idziem,
Skąd już nazad nie przydziem.



NA SWE KSIĘGI DO ŁASKIEGO.[538]

Psalmy syłam, gdzie kogo nabożnego słyszę,
A fraszki zaś dla dobrych towarzyszów piszę,
Sobótka paniom służy, gracze odprawuję
Szachami, a wesele pieśniami daruję.
Tobie, Łaski, co właśnie zawołanie twoje —
Zacne hetmany daję i surowe boje.





POEZYE PRZYPISYWANE

J. KOCHANOWSKIEMU.






O ZBURZENIU SODOMY [539].



Srogie się zewsząd zakurzyły dymy,
Jako z pożarów[540], gdy gorają z zimy,
Gwałtowne ognie dziś się rozżarzyły
I w nas wsrożyły.
Raz śliczne zamki i wsi pożerają,
Podczas i całe miasta wszcząt znoszają,
Ledwo znać miejsce, gdzie przed tem leżały;
Żal to niemały.

Wiele Tatarzyn nam złego nabroił,
A jeszcze myśli swej nie uspokoił,
Przeszedł granicę, ma wolą dalej iść
Po więtszą korzyść.
Miej się na pieczy, gospodarzu szczodry,
Bo widzisz, żeć to gość nie bardzo dobry,
O cięć gra idzie, gore u sąsiada.
W smakżeć biesiada?
Już to Bożego gniewu pewne znaki,
A kto wie, jeśli czas nie przyjdzie taki,
Jaki był przyszedł tam na pięć miast onych,
W grzech zawiedzionych.
Gdzie tak z dostatków, jako z próżnowania
I z ustawicznych biesiad sprawowania,
Takie obrzydłe, nad obyczaj wszytki,
Były tam zbytki.
Wstyd tak niezwykłych grzechów i wspominać,
Że się na ich głos Bóg nie mógł otrzymać,
Widząc, iż przyszła gwałtowna potrzeba,
Aż posłał z nieba.
Chcąc pewnie wiedzieć, przez własne swe posły,
Takli się w górę ich złości wyniosły,
Co ustawicznie o pomstę wołały
Na lud niedbały.
Ubogo się w tych mieściech miała cnota,
Gdzie zaledwie samoczwartego Lota
Posłowie pańscy na ten czas zastali,
Gdy złość karali.
Tak w małym poczcie, skoro wyszli z miasta,
Nad zakazanie, nieszczęsna niewiasta,
Słysząc krzyk w mieście, aż się obejrzała,
Słupem się stała.

Ledwie Lot uszedł ze dwiema córkami,
Na blizką górę, przed tymi plagami,
Gdy z nieba upadł deszcz, z ogniem zmięszany,
Na złe mieszczany.
Gdzie w tych krainach miasta i wsi wszytki,
Folwarki z bydły i pola z użytki
Gwałtowny ogień, z lasy i zwierzątka,
Pożarł do szczątka.
I Lot, co uszedł i krył się na skale,
W stateczności swej nie mógł wytrwać wcale,
Sprośne opilstwo w co go tam wprawiło,
Daj się nie śniło.
Tak ci, gdzie weźmie moc ten grzech przeklęty,
Z trudna ma przed nim ujść i człowiek święty,
Acz złym i dobrym różnie go Bóg płaci,
Bo złego traci.
Lecz gdy pobożny z krewkości upadnie,
Jednak przyjść może ku naprawie snadnie,
Gdy Pan łaską swą grzech jego pokrywa,
A tem go zbywa.
I trzebać było wspominać Sodomy,
Pojrzymy jeno dziś każdy w swe domy,
Pewnie z nią wszędy zrównamy złościami;
Znamy to sami.
Nic nas nie ruszą takowe przestrogi,
A moc tym więtszą bierze w nas grzech srogi,
Straszliwe głosy nieba przebijają,
Co nań wołają.







NAGROBEK

HELŻBIECIE PISARSKIEJ [541].



Helizabet Pisarska tu leży, kochanie
Dziatek swych, albo raczéj, płacz i narzekanie.
Pomnijcie na pobożne swojéj matki sprawy,
Cne potomstwo, jako jej w tém był Bóg łaskawy.
Ta wam w bojaźni Bożéj wychowanie dała
Takowe, że tam żadna zmaza nie została,

Tegoż i po śmierci swej uprzejmie wam życzy,
Byście tak, jako ona, dokonali wszyscy
Wieków swoich; a w tem wam wątpić nie potrzeba,
Ze was tem cieszyć będzie Najwyższy Bóg z Nieba;
Tem wam zapłaci, że dnia ostatniego
Staniecie na prawicy z wybranymi jego.








PISMA PROZAICZNE.





WZÓR PAŃ MĘŻNYCH.






WZÓR PAŃ MĘŻNYCH

JANA KOCHANOWSKIEGO.



EWA.

Ewa, wszytkich rodzajów matka, słusznie w tych historyach pierwsze miejsce zastępuje.[542] A to nie tak prze dawność, abo uprzedzenie[543] wszytkich inszych ludzi, jako prze dziwny początek i niezwyczajne stworzenie swoje. Abowiem, czem się biała płeć przed męską chłubić może, nie jest tak jako Jadam z gliny ulepiona, ale, jako Mojżesz pisze, z kości szczerej i z boku wzięta. O którem pierwszych rodziców naszych stworzeniu kto chce więcej co wiedzieć, niż się z prostych słów Mojżeszowych podobno domyślić może, między inszemi niechaj czyta dyalog wtóry o miłości, nauczonego[544] Żyda Leona,[545] gdzie wywodzi, iż Plato swego Androgina z tego miejsca Mojżeszowego wyczerpnął; w czem jeśli mu wiara ma być dana, albo nie, sądzić o tem nie jest rzecz naszego przedsięwzięcia teraźniejszego.


CHIOMARA[546].

Chiomara, żona niejakiego Ortiagonta, była natenczas pojmana, kiedy Rzymianie Galaty[547] w Azyej porazili. Ta, przy szacowaniu korzyści, dostała się jednemu rotmistrzowi, który z nią tak poczynał, jako mniemał, że mu wolno było. A iż się w nim pospołu było zeszło i niepowściągliwość i łakomstwo, będąc w tem od przyjaciół onej niewolnice przenajdowany,[548] pozwolił ją dać na okup.[549] Gdy tedy czas naznaczony przyszedł, powinowaci onej paniej, odłożywszy pieniądze, samę z rąk od niego wzięli. Rotmistrz, chcąc przedsię ludzkość niejaką po sobie pokazać, prowadził ją aż do rzeki, gdzie się wozić[550] miała. Ona nie tak dalece na teraźniejszą uczynność jego, jako barziej na pierwsze zelżenie swe pomniąc, słudze po cichu rozkazała, aby go zabił. Sługa, upatrzywszy czas, uczynił rozkazaniu paniej swej dosyć. A ona, uciąwszy trupowi głowę, zawinęła ją w szatę i tak w drogę z sobą niosła. Potem, przyszedłszy przed męża, rzuciła ją przed nogi jego. Mąż zlękł się naprzód, potem dorozumiawszy się, co było, spytał jej, mali za rzecz przystojną chować komu wiarę? I owszem, powiada, ale to przystojniejsza, aby z tych, którzy łoża mego są winni, tylko jeden żyw był.[551]


ARISTOKLIA[552].

Teophanes niejaki miał dziewkę, imieniem Arystoklią. Tę dwa młodzieńcy miłowali: Strato i Kallistenes. Strato był bogatszy i barziej pannę miłował; Kallistenes zasię więtszą łaskę znał i pannie był niejako powinowaty. Ojciec, iż się barziej jednego obawiał, niż drugiego, myślił dołożyć się[553] wieszczków apollinowych, któregoby z nich miał sobie za syna wziąć? Ale Strato, mając od sług domowych tę sprawę, że nań panna łaskawsza, niźli na Kallistena, starał się o to uprzejmie, aby pannie wolno było sobie męża obrać. Potem, gdy Teophanes jawnie przy wszytkich dziewki pytał, a ona Kallistena obrała, znać było zarazem, że się tem Strato obraził. W kilka dni potem przyszedł w dom do Teophana, gdzie był i Kallistenes, i obiecał im to, że acz mu nieszczęście jakieś żony zajźrzało,[554] jednak jako począł, chciał z nimi w dobrej przyjaźni mieszkać. A oni zatem prosili go na wesele. On, obiecawszy, starał się, aby na ten dzień co nawięcej towarzystwa i sług sobie sposobił, które nieznacznie między ciżbą rozsadził i znaku pewnego czekać kazał. A gdy pannę do ślubu wiedziono, dawszy znak pomocnikom swym, rzucił się sam naprzód do niej. Kallistenes, obaczywszy, chciał mu ją gwałtem wydrzeć. Słudzy z obu stron panom swym pomagali; owa że w tym rozruchu pannę między sobą rozerwali tak, iż gardło dać musiała. Co bacząc, Kallistenes zniknął z oczu ludzkich tak, iż go potem nikt nie widział, ani o nim słyszał. A Strato, tuż przed wszytkimi stanąwszy nad panną, swą własną ręką się zabił.


KAMMA[555].

W Galacie dwoje paniąt zacnych było: Sinatus i Sinoryx, którzy i zachowaniem i majętnością równi sobie byli, i sami między sobą dobrej przyjaźni używali. Z tych jeden Sinatus pojął żonę, imieniem Kammę, białągłowę, która natenczas i urodą i uczciwością przed inszemi przodek[556] miała. Tej rozmiłował się Sinoryx; a iż jej prośbami użyć nie mógł, o poniewoleniu też prózno miał myślić, pókiby był Sinatus żyw, radę niepobożną wziął przed się, że dał potajemnie Sinata zabić. Mało potem posły swe do Kammy posłał, żądając jej w małżeństwo. Ona wiedząc, kto przyczyną jej sieroctwa był, myśliła o tem, jakoby się niewinnej krwie męża swego pomścić mogła. A iż i Sinoryx miary w swej prośbie nie miał i przyjaciele ją do tego ustawicznie wiedli, aby przyjaźnią jego nie gardziła, dała się namówić i wskazała poń,[557] aby do niej do kościoła przyszedł a tam ślub z nią brał. Skoro przyszedł, przyjęła go wdzięcznie i wiodła przed ołtarz. Tam, wziąwszy w rękę czaszę złotą, czyniąc w rzeczy[558] ofiarę wedla zwyczaju pogańskiego Dyanie, napiła się sama naprzód a ostatek Sinoryxowi podała, a w czaszy była trucizna, którą gdy wypił, ona, klęknąwszy przed ołtarzem, te słowa głosem rzekła: Tobą świadczę, nazacniejsza bogini, żem tylko w nadzieję dzisiejszego dnia po mężu swym dotychmiast żywa została; abowiem, straciwszy niemal połowicę dusze swojej, co mi tak długi czas przynieść mógł, okrom nadzieje tej dzisiejszej pomsty, której żem się za pomocą twą doczekała, z radością i wesoło do męża idę. A tobie, zły człowiecze, miasto łożnice grób, a miasto wesela pogrzeb przyjaciele i krewni twoi sprawią. Co Sinoryx słysząc, i już niejako jad w sobie czując, zlęknąwszy się, wypadł z kościoła, a nie mogąc żadnej rady wypitej truciźnie naleść, mordowawszy się długo, tejże nocy umarł. A Kammę i w tem Bóg pocieszył, że nie pierwej umarła, aż o śmierci nieprzyjaciela swego usłyszała.


TIMOKLIA[559].

Kiedy Aleksander, król macedoński, wziął przez moc Tebas, żołnierze zarazem do łupu się rzucili, dom Timokliej, o której teraz rzecz, zastąpił[560] jeden z przedniejszych hetmanów aleksandrowych. Ten, poczynając sobie w domu, jako jego myśl niosła, i na samę Tymoklią baczenia nie miał. Nadto pilnie się wywiadował, jeśliby gdzie pieniędzy albo skarbów jakich nie zakopała, grożąc jej czasem, czasem też i łagodnemi słowy jej używając. Ona, jako była białagłowa rostropna, rada była tej drodze, którą mogła się nad nieprzyjacielem lekkości[561] swej pomścić — i powiedziała mu, że wszytki swoje skarby wrzuciła w jeden dół, który był w ogrodzie. Człowiek chciwy kazał się zarazem do ogroda prowadzić i dół sobie ukazać, a obaczywszy, że nieowszem trudne spuszczenie było, spuścił się weń. Timoklia rozumiejąc, kiedy już na dnie samem był, poczęła nań walić kamienie tak gęste, że stamtąd żadnym obyczajem wynić[562] mu nie dała, aż go prawie w ziemię wbiła. Co gdy się nazajutrz ogłosiło, pojmano Timoklią i wiedziono przed króla. Król, bacząc w niej tak z urody jako i z twarzy powagę jakąś, pytał jej, co by zacz była, — która mu w te słowa odpowiedziała: Jestem Timoklia, siostra Teagenowa, który, niedawno zwiodłszy bitwę z wami o wolność wszystkiej Grecyej, jest zabit, abyśmy my tego były uszły, co dziś cierpiemy. A iżem ja tę lekkość dziś popaść musiała,[563] która na mój ród nigdy nie przychodziła, śmierci namniej się nie zbraniam, bo wolę umrzeć, niźli takiej drugiej nocy czekać, jeślibyś ty tego zbronić nie chciał. Dziwował się król i sercu i baczeniu onej poważnej białejgłowy i kazał wywołać, aby od tego czasu żaden gwałt się nie dział uczciwym domom. A Timoklią wolno puścił i rozkazał, aby i ona sama i wszyscy krewni jej bez szkody wszelakiej byli.


MIKKA[564].

Aristotimus, tyran elieński, w nadzieję[565] króla Antygona, surowo i niepobożnie z ludźmi swymi się obchodził. Między inszymi niesprawiedliwymi jego postępki znaczny i to jest, co nad Philodemem uczynił. Ten miał dziewkę, imieniem Mikkę, którą Lucius niejaki, dworzanin tyrannów,[566] rad widział. Posławszy tedy sługę swego ten to isti,[567] kazał jej do siebie przyść. Toż jej ojciec i matka, bojaźnią przyciśnieni, radzili; ale ona, klęknąwszy u nóg ojcowskich, prosiła i dla Boga, aby jej po hańbę i lekkość[568] chodzić nie dopuszczał, a raczej obrał widzieć ją umarłą, niżeli sromotnie żywą. Lucius, widząc, że się poseł nierychło wraca, będąc nieprawie trzeźwi, szedł sam w dom do Philodema. Tam, zastawszy pannę u nóg ojcowskich klęcząc,[569] rozkazał jej prawie z grozą, aby z nim szła; w czem iż go nieprawie posłuszna być chciała, podrapawszy na niej szaty, zbił ją okrutnie. Ojciec potem i matka, patrząc na tak żałosną rzecz a nie mogąc nic prośbą zyskać, z płaczem do Boga o pomstę wołali. A Lucius, będąc i winiem i gniewem zapalony, przed oczyma własnych rodziców onę niewinną dziewkę zabił. Nie ruszyła ta rzecz namniej Aristotima i owszem wiele ich, którzy o tę krzywdę mówili, dał stracić, drugie z miasta wygnał, których około czterech set do Etoliej wyjachało. Ci, wskazując[570] częstokroć do niego, aby żony i dzieci ich za nimi puścił, nie mogli tego u niego zyskać.







WRÓŻKI.



WRÓŻK[571]

JANA KOCHANOWSKIEGO.



Ziemianin a Pleban.


ZIEMIANIN.

Co to jest, ks. plebanie, że tak bardzo źle tuszycie Rzeczypospolitej naszej?


PLEBAN.

Niejednociem ja sam taki, mój Panie, ale wszyscyć to ludzie tak mali jako i wielcy wobec mówią, żeśmy zginęli; a bych dobrze[572] żadnej przyczyny na to powiedzieć nie umiał, jeno że tak jest głos pospolity, tedy jednak i tej samej wróżki lekce nam pokładać[573] nie potrzeba. Abowiem od dawnych wieków już się temu ludzie przypatrzyli, i przysłuchali, że na cokolwiek jednostajnie[574] wszyscy się zezwalają, to trudno chybić ma, i stąd urosł on głos zawołany:[575] Vox populi, vox Dei. A nakoniec i filozofowie którzy nie lada na czem się wieszali, ale prawdy, tak jako kłębka po nici szukali, chcąc to rozumem wywieść, że Bóg jest, tem się naprzód zakładali,[576] że się na to wszytki a wszytki ziemskie narody zezwalają, a żaden tak gruby[577] nie jest, któryby Boga jakokolwiek nie wyznawał.


ZIEMIANIN.

Prawdać jest, żeć ludziom jakoś serce upadło, co i mnie samego nieprawie[578] cieszy; ale odłożywszy te wróżki na stronę (jako je ty zowiesz) chciałbych od ciebie co gruntowniejszego słyszeć.


PLEBAN.

Mówić o przyszłych rzeczach, mój panie, to są wszytko wróżki, albowiem Bóg mocen wszystko jako chce obrócić; wszakże iż to jest na ten czas[579] wola twoja, powiem ja, co w tej mierze o rzeczypospolitej naszej rozumiem. Upadają rzeczypospolite, i jako każda rzecz wszelka, albo prze wnętrzną, albo prze zwierzchnią przyczynę. Zwierzchnia przyczyna jest gwałt, lub nieprzyjaciel postronny. Wnętrznych zda się być więcej, ale wszystkie niemal, jako strumienie do głównej rzeki, tak do niezgody się ciągną, za którą rzeczypospolite niszczeją. Bo w rosterku albo sama od swych sił rzeczpospolita upaść musi, co się rzymskiej dostało, albo w nieprzyjacielskie ręce przyjdzie, jako Grecya za niedawnych lat. Co się postronnych nieprzyjaciół tycze, nikt nie jest tak tępy, żeby nie baczył, między jakimi sąsiady siedzimy, i co za niebezpieczeństwo stąd nad nami wisi: bo i tym, którzy się nam jawnie nieprzyjacioły stawią (prawda się rzec musi) odeprzeć nie możemy, i tych, które sobie jakokolwiek za przyjacioły poczytamy, nieprawie szanujemy. A o niesfornych myślach naszych, niźli co pocznę mówić, słuchajmy pierwej, co o roztargnionem[580] państwie on najwyższy Prorok powiada: Omne, inquit, regnum in se divisum desolabitur[581] które słowa nie tak dalece prorockim duchem są powiedziane, jako względem własnych a nieodmiennych przyczyn zniszczenia wszelakiego państwa. Bo iż miasta i wszytki rzeczypospolite na zgodzie naprzód zasiadają[582] i potem rostą, tedy zasię niezgodą a rostyrkiem upadać muszą, bo contraria contrariis facillime dissolvuntur.[583]. To naprzód obaczywszy, przypatrzmyż się potem sami sobie, azaśmy już tego gruntu rzeczypospolitej naszej, to róznemi praw pospolitych wykłady, to wiarami rozlicznemi nie poruszyli? A co się praw tycze, nie jest rzeczą tajną, z jaką waśnią, z jakiemi swary i z jakiem nakoniec odpowiadaniem[584] tę Exekucyą[585] na nogi stawiacie; a z niej nie widzę, byście co inszego dotychmiast[586] z obudwu stron odnieśli, jeno niechuć[587] i waśni przeciw sobie. Z drugiej strony, żebychmy nie tylko w świeckich, ale i w dusznych rzeczach od siebie różni byli, roztargnęliśmy się na dziwne i rozmaite wiary, które roztargnienie jaką waśń między ludzi wnosi. Stąd rozumieć możem, iż wszytki wojny, którekolwiek jeszcze z przodku krześcijanie z pogany wiedli, zniskąd nie pochodziły, jeno z rózności wiary; ani one krześijańskie wojska, albo własniej[588] ćmy zebranych zakonników,[589] tak dalece o Jeruzalem, albo o Konstantinopole z Turki i z Saraceny się bili, jako o samego Chrystusa więcej, a o wiarę Jego. Tę przyrodzoną waśń, która z róznych wiar idzie, opuściwszy pogany, samiśmy na się za tem roztargnieniem obrócili; a nie tylko że Turków w Tracyej albo w Azji nie szukamy, ale sami z sobą (czego się Boże pożal!) krwawe bitwy zwodzim, a to wszystko prze różność wiary. Wielkie tedy przeklęctwo, iż czego więcej nie rzekę, zasłużył, który tak święty związek i to chwalebne zjednoczenie między ludźmi targa, a godzienby, aby wszystkie rzeczypospolite, którekolwiek całość i bezpieczeństwo swe miłują, tego prawa przeciwko niemu użyły, które na rozsiewcę rostyrku, i skaźcę rzeczypospolitej jest postanowione. Bo wiara i prawo (za łaską tych dzisiejszych nowych teologów) zda się, iż oboje ku jednemu kresu ciągną, to jest, ku utwierdzeniu i bezpieczeństwu rzeczypospolitych; a kto jedno z tych gwałci, ten jednako rzeczypospolitej szkodzi. A co mówię, iż tak wiara jako i prawo do jednego kresu ciągną, to jest, do utwierdzenia rzeczypospolitej, tedy to owemu nie jest nic przeciwno, co więc odemnie i od inszych w kościele słychasz, iż dla tego Pan Bóg jeszcze dawno przez proroki, i zaś potem przez Syna swego wolą swoję nam objawił, aby stąd był poznan i chwalon, bo ta chwała pańska to za sobą niesie, iż kiedy wszyscy jednostajnie Boga wyznawać i słuchać będziem, tedy nie tylko dusznego błogosławieństwa, wedle obietnic nam uczynionych, dostąpim, ale i rzeczpospolitą, co za zgodą idzie, mocną i obronną na tym świecie sobie i swym potomkom postanowiem. Ani się nam tak skąpie o nieprzebranej dobroci pańskiej i łasce przeciw[590] rodzajowi ludzkiemu rozumieć godzi, żeby, przepomniawszy dobra i pożytku naszego, samę tylko chwałę swą na myśli mieć miał: albo ubezpieczywszy nas o przyszłem wiecznem błogosławieństwie, żeby też o tym doczesnym naszym żywocie myślić nie miał — ale jako Pan dobrotliwy i rodzajowi ludzkiemu zawżdy przychylny, podał nam jedną drogę, której się trzymając, i na świecie w porządku i w bezpieczeństwie więtszem żyć, i po śmierci wiecznego żywota dostąpić możem. A ta ista[591] droga jest wiara nasza, a nauka Jego święta. I nie rzekł nic, jako ja rozumiem, wierze naszej przeciwnego u Cicerona Scipio, mieniąc to, iż Bóg nic milszego na świecie nie ma, jeno zbory porządnie postawione, a to są rzeczypospolite, bo iż on rodzaj ludzki miłował, podobieństwo, że i to, co napiękniejszego i co napożyteczniejszego ludzie między sobą mają, rad widzi. A nietylko rad widzi, ale jako baczny gość, od chudego[592] gospodarza w dom wezwany, dostatku swego część, tak wiele dla swej jako i gospodarskiej poczciwości[593] za sobą nieść każe; także i Bóg rozumiejąc, iż w tem porządnem zgromadzeniu, nietylko ludzkie bezpieczeństwo pewniejsze, ale i chwała jego gruntowniejsza być miała, przyłożył się i sam ku tej społeczności, a praw ludzkich i uchwalonych zwyczajów, objawieniem samego siebie, i nauką swą niebieską podparł i ratował. Abowiem jeszcze tej rzeczypospolitej ani gruntownej, ani porządnej zwać możem, gdzie bojąc się kaźni,[594] co prawo w sobie ma, ludzie swój urząd czynią, bo, by karania zniknąć[595] mogli, grzeszyliby; ale tam dopiero bezpieczeństwo jest i rząd dobry, gdzie ludzie nie dla bojaźni jakiej, ale z cnoty swej dobrze czynią, bo tacy, by dobrze[596] i kaźni ujść mogli, przedsię źle czynić nie będą, a to jest skutek wiary. Stąd się tedy znaczyć może, iż jeszcze więcej na wierze, niźli na prawach porządnej rzeczypospolitej należy,[597] bo prawa tylko na ciała ludzkie moc mają, które z przyrodzenia inszym panom, to jest, umysłom są podane.[598] Ale wiara myśli ludzkie sobie sposabia, zaczem to idzie, że i umysłem i ciałem ludzkiem zaraz władnie, czego prawa tak dalece nie mają, i to, co mają, bez wiary słabo dzierżą. Kto tedy wiarę zdawna od wszystkich przyjętą wzrusza, (iż się ku pierwszej powieści swej wrócę) fundamentów rzeczypospolitej wzrusza.[599] Co mu tem więcej za złe ma być poczytano, iż czego Bóg rzeczypospolitej ku jej naprawie użyczyć raczył, tego on swym niebacznym postępkiem ku jej skazie używa. Zdało mi się za rzecz potrzebną, mówiąc o niezgodzie naszej, na tem miejscu nieco się zabawić: a to dla tego, iż ludzie którym to należy, nie chcą rozumieć, z jakiem niebezpieczeństwem rzeczypospolitej ten spór o wiarę złączon jest; druga,[600] aby ci, którzy tego rozruchu są przyczyną, obaczyli, iż ten kres rozmnożenia chwały pańskiej, do którego się oni biorą, daleko mijają, abowiem wnoszą rosterk między ludzi, zaczem pewny upadek, jakom to z przodku okazał, idzie rzeczypospolitej — a straciwszy rzeczpospolitą, nie wiem, jaką oni chwałę pańską w swej głowie budują? — ja inszej nie widzę, jeno jaka dziś w Egipcie, w Azji, w Grecyej, jaka w tych wszystkich królestwach, które poganin krześcianom wydarł, a wyrzuciwszy z kościołów prawdziwą chwałę pań, ską[601], Mahometowi swemu je poświęcił.


ZIEMIANIN.

Spytaćby ich, kogoby woleli, Mahometa, czy papieża?


PLEBAN.

Nic w tem nie wątpię, żeby się wiele takich nalazło, coby na Piłata wołali: dimitte nobis Barrabam.[602]. Ale czas nam podobno w rzecz wstąpić, a okazać to już do końca, czemu się ja o Rzeczpospolitą naszę lękam.


ZIEMIANIN.

I owszem bo tego od ciebie czekam.


PLEBAN.

Nieprawie i to znak dobry, mój panie, na co się i Satyr[603] skarży, żeśmy starych a chwalebnych obyczajów odstąpili, a miasto tego jęliśmy się zbytków, rozpusty, wszeteczności, łakomstwa i temu równia.[604] O takiej odmianie słuchaj, co mądrzy ludzie rozumieją. Wychwalić się nie może Cicero na niektórem miejscu wiersza Enniuszowego, który tak się u niego czyta: Moribus antiquis stat res Romana virisque — to jest: obyczajmi starymi stoi rzeczpospolita rzymska i mężmi — który wiersz (mówi Cicero) i krótkością i prawdą zda się jakoby z oraculum był wyrzeczon, bo ani ludzie, gdzieby było tych obyczajów miasto nie miało, ani obyczaje, gdzieby byli tacy ludzie nie rządzili, nie mogliby byli albo założyć, albo tak długo trzymać tak wielkiej, tak świątobliwie, i tak szerokowładnej rzeczypospolitej. A przeto za pierwszych lat onych i zwyczaj ojczysty zacnych ludzi używał i stare obyczaje a dawny porządek zachowywali poważni ludzie. Ale nasz wiek wziąwszy rzeczpospolitą jako malowanie najpiękniejsze, jeno już prze starość nieco zeszłe, nietylko że go temi farbami, któremi było,[605] odnowić zaniedbał, ale i tego nie uczynił, aby był przynajmniej wizerunek jego a zwierzchnie linie zachował. Albowiem co dziś mamy z onych starych obyczajów, któremi ten[606] powiada, źe[607] rzecz rzymska stoi, które w takie zaniedbanie przyszły, że nie tylko ich nie używamy, ale ani o nich wiemy. A o ludziech co mam powiedzieć? obyczaje bowiem niedostatkiem ludzi zginęły, z którego upadku nie tylko że mamy liczbę dać, ale jako o głowę mamy się sprawować;[608] naszemi bowiem występy[609], nie nieszczęściem jakiem, rzeczpospolitą słowy tylko trzymamy, ale rzeczą już stracili. Tu słyszysz co ten mądry, a w rzeczypospolitej swej godny człowiek o tej skazie obyczajów trzyma, że ludzi występne a rozpustne, mężobójce prawie rzeczypospolitej zowie. A jeśli Enniusz prawdę powiadał, iż staremi obyczajmi rzymska rzecz stoi, nieomylił się i Cicero na tem, tusząc, że ten upadek starych obyczajów miał za sobą i rzeczpospolitą potargnąć: bo jeszcze za jego wieku za tem starych obyczajów wzgardzeniem przyszli w rostyrk Rzymianie, w którym jako wiele ludzi między sobą potracili, strach i słychać; nakoniec pod tyranna[610] wpadli, którego potem nigdy z siebie zrzucić nie mogli, aż ona tak wielka, i tak zacna rzeczpospolita ku temu końcowi przyszła, że jej cień nie został. Nie godzi się tedy nam tej rozpusty i tych dzisiejszych zbytków naszych lekce ważyć, a zwłaszcza, wiedząc jakich obyczajów to ludzie byli, którzy naprzód tę sławną rzeczpospolitą założyli i długo trzymali: bo regna iisdem artibus conservantur, quibus ab initio parantur.[611] Najduje się w rejestrach starych (iż na ten czas to samo przypomnię) wiele usłanie królewskiego łoża stało[612], wiele nasłanie[613] kaftana, wiele wino, kiedy król goście miał, bo to tam przydano, wierzę, aby się wiele nie zdało; co kiedy dziś czytamy, kto jest między nami, coby się temu nie śmiał? Tak skromnie naonczas królowie polscy żyli, żeby tych[614] czasów i podły[615] ziemianin wstydził się tak żyć. Cóż rozumiemy o pospolitym człowieku, kiedy tacy królowie byli? Znać, że naonczas nie w długich obiadach, ani w cudzoziemskiem piciu szczęścia albo mnimania[616] swego ludzie pokładali, ale rychlej w trzeźwości a w mierze, która ludziom rycerskim jest potrzebna. Iż tedy dawnych królów żywot, a przytem bez pochyby i poddanych mizerny się zda przeciw[617] naszym dzisiejszym pospolitym utratom, nie masz się czemu dziwować, bo oni tem jako skazą[618] rzeczypospolitej gardzili, na co my się dziś wysadzamy. Ale w czem też oni znaczni być chcieli, temby się nam z nimi na sztych puścić,[619] którym probierzem[620] ja natenczas być nie chcę. Chwalą wszytki historje Kuryusa rzymskiego, który siedząc przy ognisku a rzepę sobie piekąc, nie chiał[621] ani spojrzeć na one znamienite dary, którym[622] u niego Samnitowie pokój odkupić[623] chcieli. Tożci podobno i oni naszy cni królowie czynili, a bez pochyby i poddani: w piekarniach siadali, a przedsię nieprzyjaciołom swym srodzy byli. Ale niechając starych obyczajów, których już w Polszcze niemasz, wróćmy się do dzisiejszych, dla których i ja po Ciceronie ojczyźnie swojej źle tuszyć muszę. I zda mi się, źe[624] rzeczpospolita ma niejakie podobieństwo w tej mierze z ciałem człowieczemm abowiem co ludzie pospolicie mówią, iż każdy człowiek przed śmiercią się odmieni, to podobno stąd idzie, iż umysły ludzkie (jako medykowie powiadają) sequuntur temperaturam corporis[625], która póki w swej mierze trwa, a nie jest naruszona, póty i człowiek obyczajów zwykłych się trzyma. Ale skoro ono zjęcie[626] i spółek wilgotności[627] przyrodzonych, na których żywot zależy, imie się[628] dzielić i psować, tedy i obyczaje ludzkie muszą nieco się odmienić, bo jako się już rzekło, ciało a umysł mają z sobą porozumienie. Także równie i w rzeczypospolitej się dzieje, póki się ona swych praw, swych uchwał statecznie trzyma, póty ludzie urzędu swego i powinności przestrzegają; jak namniej rzeczpospolita osłabieje, a z miejsca swego postąpi, wnet i w obyczajach odmiana będzie: jeśli karności na występne niemasz, tam bez pochyby wszeteczność i swawola panować musi, jeśli urzędy i pierwsze miejsca za pieniądzmi idą, tam nie dziw, że ludzie są chciwi i łakomi; jeśli ćwiczenia żadnego ludzie młodzi nie mają, tam z próznowania zbytek i utraty rostą; jeśli zapłaty cnota nie ma, tam chuć ku służbie rzeczypospolitej zgasnąć musi; a nakoniec, iż wszytki jednem słowem zamknę, jeśli między dobrym a między złym braku[629] niemasz, tam daleko więcej złych niźli dobrych będzie, bo z przyrodzenia wszyscyśmy ku złości skłonni, jeśli nas co od niej nie pohamuje. A miałyby nas hamować prawa i ci, którzy są praw stróżmi; czego jeśli nie czynią, kiedy tedy być żabom na desce, aż bocian przyleci, jako Ezop baje. Acz tak baje, że co inszy filozofowie wiele około odmiany rzeczypospolitych pisali, to jednym przykładem i krótkiemi słowy zawiązał. Abowiem za niedbalstwem przełożonych roście contemptus legum,[630] a kto pod prawem żyć nie chce ten pod tyrannem musi, bo to już ostatni muńsztuk na swawolą. Inaczej nie wysiedziałby się[631] przed nią, jako i pierwej przed Giganty i Bóg w niebie. Złe tedy a swowolne obyczaje, jako się już nieraz rzekło, są przyczyną zginienia rzeczypospolitej. A złych obyczajów zasię przyczyna skażone nasze przyrodzenie naprzód, a potem Rzeczypospolitej niedbałość, to jest przełożonych, którzy ludzi swowolnych i występnych w czas nie hamują, albo i sami zły przykład z siebie dają, tak w nabywaniu łakomem majętności, jako i we wszelakim inszym sposobie żywota.


ZIEMIANIN.

Ale cóż to Rzeczypospolitej szkodzić ma, żem ja albo łakomy, albo utratny? i owszem co się utrat tycze, mnie to barziej niż komu inszemu wadzi; a łakomy to podobno winien, żeby się rad dobrze miał.[632]


PLEBAN.

Kiedyby łakomy człowiek do tego tylko kresu się brał, aby się miał dobrze, mógłby się jakokolwiek cierpieć; ale iż chciwość nie jest nasycona i owszem im więcej ma, tem jeszcze więcej chce, przeto trudno się tem człowiek łakomy zdobić ma, że to czyni, aby się miał dobrze, bo już ten kres dawno minął[633]; ale jako jego chciwość nie ma ani końca, ani miary, tak i on ku dobremu mieniu nigdy nie przyjdzie; bo nie tego on chce, aby się miał dobrze, (co na używaniu rzeczy nabytych zależy) ale żeby miał co nawięcej, a tego nigdy i sam nie używał i drugiemu używać nie dał; i dla tegoż prawdziwy ono wierszyk jest: Avarus nisi cum moritur nihil recte facit — łakomy, powiada, chyba umierając dobrze czyni. A rzeczypospolitej tem łakomstwo wadzi, iż ona trwałą żadnym obyczajem być nie może, jeno gdzie cnoty, a przystojęństwa ludzie się dzierżą; co wszystko łakomstwo wywraca, bo niemasz tak sprosnej niecnoty, i tak szkaradnego uczynku, do któregoby chciwość a łakomstwo człowieka nie przywiodło; stąd fałsze, stąd trucizny, stąd mordy, stąd zdrady nad[634] pany własnymi i podawanie[635] zamków i miast w ręce nieprzyjacielskie. Filip król macedoński, kiedy mu o dziwnie twardym a niedobytym zamku powiadano, pytał, jeśliby tam osioł z skrzynią złota doleźć nie mógł, dając poznać, iż pieniędzmi wszystko zyskać może. A Jugurta będąc więźniem w Rzymie, ująwszy sobie pierwsze pany pieniędzmi, i przeprawiwszy sobie winę przez dary,[636] puszczon był wolno, a oglądając się na Rzym, te słowa często powtarzał: miasto przedajne i zginienia bliskie, jeśli kupca najdzie. Tymże duchem i on Pontius Samnis (którego Cicero wspomina), powiedział: Gdzieś[637] mię to była fortuna na te czasy zachowała, kiedy Rzymianie dary brać poczęli, nie dałbych im był dłużej panować. Mogę też tu i nowo zeszłą[638] panią naszę przypomnieć, którą chcąc hamować, aby była do Włoch nie jeździła, uczyniono było edykt, iż ktobykolwiek z nią był jechał, ten poczciwość[639], jeśli szlachcic, a jeśli chłop, tedy gardło miał stracić. Dobra to była rada, bo zatem nie miałby był pan nasz dzisiejszy takich trudności około Baru[640] własnej macierzyzny[641], ani około zebrania jej. Ale cóż potem? jeno przez jednę noc ten edykt trwał. Nazajutrz zasię wołano, iż nietylko wolno każdemu z królową jechać, ale jeszcze nadto król będzie utraty nagradzał tym, co z nią pojadą. Skądże tak prędka odmiana? abo którym tego fortelem doszło? Trudno to wiedzieć, bo się w nocy działo, a ci też już podobno pomarli, co o tem wiedzieli. Ale to jednak królowa przed swymi już będąc, w drodze w głos powiadała: Si voluissem, et filium mihi vendidissent[642]. Z tych tedy przykładów obaczyć możesz, w jakiem niebezpieczeństwie i ten pan i ta rzeczpospolita jest, gdzie ludzie na pieniądze chciwi, bo u takich ani żona, ani dzieci, ani ojczyzna i Bóg podobno nie jest tak miły, jako jest złoto. A utratni, by tacy wszytko[643] chcieli być, jakom o jednym słyszał, którego gdy pytano: co będziesz czynił, utraciwszy wszystko? — powiedział: będę grał na lutni i tem się pożywię — by, mówię, tacy wszytko byli, jeszczebych je jako tako cierpiał. Ale owo gorszy qui sua perdiderunt, cum deest, aliena sequuntur[644]; nie mogąli inaczej, więc rosterki sieją, rzeczpospolitą mieszają, żeby im się też w tem rozruchu co dostało, jako więc w ogień bywa, że nie wszyscy gaszą. Taki był Katylina w Rzymie, przewieczerzawszy wszystkę majętność swą, chciał się na rzeczpospolitą rzucić, a iż mu nie szły ciche praktyki, ujechał z Rzymu, zebrał wojsko z takichże jako i sam, nakoniec zwiódł bitwę, a jako Bóg chciał, przegrał, i sam na placu został, a około niego przedsię siła zacnych Rzymian tak z tej, jako i z owej strony legło. Nie tylko sobie tedy ludzie utratni szkodliwi, jakoś ty o nich powiadał, ale i rzeczypospolitej barzo wadzą, jako się z tego przykładu znaczy. Toż niebezpieczeństwo jest rzeczypospolitej od ludzi swowolnych i rozpustnych, bo oni, gardząc prawem, wzgardzają urząd i zwierzchność pańską, która jeśliby im kiedy groźna była, tych dróg będą chcieć szukać, mieszając i podburzając ludzi, jakoby wszytkiego zniknąć mogli; a gdzieby im to nie szło, tedy ojczyznę i pana zdradziwszy, do nieprzyjaciela zjadą, i wódzmi przeciw ojczyznie swej będą, jakich przykładów w historyach pełno. Do tegoż kresu i ambicya ludzi wiedzie, bo gdzie przewieść[645] swego praktykami nie mogą, tam się abo do gwałtu pospolicie uciekają, albo z postronnymi niejakie porozumienia i bunty miewają, co wszytko są ścieżki ku zgubie rzeczypospolitej. Mam za to[646], że już stąd rozumiesz, jako złe a rozpustne obyczaje rzeczypospolitej szkodzą.


ZIEMIANIN.

Rozumiem dobrze, ale słucham dalej.


PLEBAN.
A to coć się zda, że w tej niezgodzie i rozpuście naszej Pan potomka nie ma, który, aczby żadnego prawa dziedzicznego do nas nie miał, wszakoż byłaby wżdy niejaka nadzieja, żebyśmy się rychlej na tego zgodzili, którego ojciec, dziad i pradziad rzędem nam panowali, niż gdzie nam kogo obcego szukać przyjdzie.
ZIEMIANIN.

I toć nie mała, i mówionoć już o tem na kilku sejmiech; ale jako naszy umieją rzeczy podać, a potem z miejsca nikam.[647]


PLEBAN.

Na kogóż wotowali?


ZIEMIANIN.

Każdy na swego.


PLEBAN.

Takżeć i naonczas będzie, jeśli kiedy przyjdzie ktemu, a wie Bóg, jaka zgoda będzie; Panie Boże, chowaj nam tego Pana długo. Więc patrzaj dalej, jako się droga ku złemu ściele. Opatrzyli[648] to byli dobrze przodkowie naszy, aby tempore interregni[649] przedsię rzeczpospolita w porządku była; uczynili prymatem arcybiskupa gnieźnieńskiego i dali mu moc sejm składać, na którymby król miał być obieran i od niego koronowan. W jakiejże dziś cenie arcybiskup? albo będziemli go chcieć wszyscy słuchać? — powiadają, że jest sługą antychrystów, Boże uchowaj być mu w czem posłusznym. A jeśli ten nierząd będzie, że tego staradawnego zwyczaju odstąpim (Boże daj to, abych ja skłamał) — ale niźli my króla obierzem, tem[650] ich już kilka mieć będziem. W tem się też przypatrz naszemu nierządowi, że tak wielkie królestwo, między tak wielkiemi nieprzyjacielmi siedząc, hetmana nie ma; starostwoby tak długo nie wakowało. Nazbytechmy bezpieczni. A on Włoch prawdę powiedział, że sorte in Polonia vivitur[651]; aż kiedy nagła potrzeba przyjdzie, toż go szukać będziem, a Boże daj to, byśmy go wżdy naleźli. Ktemu owo zaniedbanie zamków potrzebnych, że ich nie naprawują, a dają się im walić, nieprawie i to dobrze, bo czasu potrzeby, gdzie się indziej z żoną i z dziećmi ludzie uciec mają? A moglibyśmy się Połockiem karać[652], bo ten jeno przez złe opatrzenie zginął, a Boże daj to, byśmy go tak łacno zasię dostać mogli, jakośmy go stracili. Ale ja wątpię. Słuchajże mię dalej. Przychodzą mi na myśl wiersze jedne, które Cicero z jakiejś komedyej starej przywodzi, a będą nam też służyć ku naszej rzeczy, bo o upadku rzeczypospolitej mówią. Pyta jeden: Quaeso, qui vestram rempub. tam cito amisistis? Odpowiada mu drugi: Proveniebant oratores novi, stulti, adolescentuli[653]


ZIEMIANIN.
A nie o naszych że to poślech mówi?
PLEBAN.

Chybabyś chchiał[654] oratores posły wykładać.


ZIEMIANIN.

A jakoż? aza nie tak w kancelaryej piszą: oratori nostro[655], posłowi naszemu.


PLEBAN.
Prawdać, że tak piszą. Ale tu na tem miejscu (jako mniemam, że i sam wiesz) nie poseł[656] się znaczy. A wszakże tego się z tego wiersza możem nauczyć, iż biada tej rzeczypospolitej, o którą tacy ludzie radzą[657], jakie tu poeta opisuje, a zwłaszcza gdzie ich jeszcze tak wiele będzie, że im będzie mógł mówić proveniebant oratores. Jak wierszyk jeden u Homera, którego ten sens pamiętam: Źle, gdzie ich wiele rządzi; jeden król niechaj będzie. A cesarz też któryś umierając powiedział: że multitudo medicorum occidit principem[658]. Strzeż Boże by o naszej rzeczypospolitej tegoż nie mówiono potem.
ZIEMIANIN.

Zgadzam się i w tem z tobą, że źle, gdzie ich wiele rządzi; lepiej, by mało, a mądrych.


PLEBAN.

A na to zezwolisz mi, co gdzieś Plato mówi, że za odmianą muzyki i rzeczpospolita odmienić się musi?


ZIEMIANIN.

Trudna to na mię.


PLEBAN.
Na to się wszyscy filozofowie starzy zgadzali, że muzyka ma moc nad umysły ludzkimi, między inszem ćwiczeniem, które dzieci miewały, kazano im i muzykę umieć, tak wiele dla przystojnej rozkoszy albo zabawy, jako snadź więcej dla postanowienia[659] dobrych obyczajów; i stąd wniesiona jest muzyka do kościołów i tak postanowiona[660], aby ludzi ku nabożeństwu pobudzała; czego tak dalece ci nowi prorocy[661] nie baczą, którzy mniemają, że to wszystko w taniec, kiedy organy słyszą — i tem kościoły porządne ludziom prostym hydzą, jakoby muzyka nic dalej się nie ściągała, jeno jako jej on był świadom, póki się był z mnistira[662] w ministra[663] nie przewierzgnął. Mieli tedy starzy już pewne miary albo, iż ich słowem rzekę, harmonie, które któremu afektowi służyły, skąd ono jest, co powiadają o Aleksandrze, że skoro usłyszał granie, porwał się od stołu do zbroje. Pitagoras także, widząc gniewliwego młodzieńca, który się gwałtem w dom do jednej białejgłowy dobywał, kazał zagrać (jako oni zwali) spondaeum[664], i uśmierzył go, że dał pokój i szedł do domu, nie uczyniwszy żadnego gwałtu. Kiedy się tedy muzyka odmieni, która jest jakoby wodzem umysłów naszych, tedy za nią i ludzkie obyczaje, a za obyczajami i prawa. I o żadną inszą przyczynę (jako w historyach czytamy) Tymoteusza, sławnego muzyka, z Aten nie wygnano, jeno iż był jednę strunę do swego instrumentu przyczynił[665]. Ale za naszego wieku nie jednę, ale dziewięć strun do lutnie przydano, a pieśni dzisiejsze tak daleko są rózne od Bogarodzice, jako i obyczaje od statutu. Taka tedy odmiana w muzyce czyni odmianę i w rzeczypospolitej, jeśli Platonowi chcemy wierzyć, który w rzeczypospolitej swej poetów mieć nie chciał, jako tych, którzy ludzkimi afekty, gdzie chcą, władać mogą.
ZIEMIANIN.

Nie śmiem nic przeciw Platonowi mówić, bo to słyszę uczony człowiek był; ale masz tych wróżek co więcej?


PLEBAN.

A nie wiem, bymci już co miał; to przypomnię, że się już mało nie wszytki królestwa obeszły[666] tą niezgodą o wiarę, i rzadkie, któreby jakiej znacznej klęski nie wzięło. Naposzledzej[667] teraz Francya, a po niej Niderland. Boję się, aby nas też ten pożar nie doszedł, bo similes causae similes effectus[668] przynoszą; Pana Boga by nam trzeba prosić, aby nam dał ducha swego. Dobrze, że mi przyszło na pamięć, jużem był chciał przestać, jakoż to samo[669] powiedziawszy, przestanę. Rozumiem temu, żeś słychał o starej jakiejś praktyce[670], która nieprawie dobrze tej koronie za tych czasów naszych tuszy; ale i to masz tak pewną jakobyś sam na to patrzał: W Poznaniu jest sala wielka biskupia; tam, niźli ją był nieboszczyk biskup Czarnkowski odnowił, byli namalowani rzędem wszyscy królowie polszczy, jakoż podobno jeszcze i dziś są. Owa po królu Zygmuncie nie zostało już miejsca inszym królom jeno jednemu. Tam kiedy przyszło malować dzisiejszego też Pana na tem miejscu, które, jakom powiedział, już jeno jedno było zostało, przypatrując się, naleziono nad niem pismo na wapnie żelazem albo nożem wykreślone temi słowy: hic Regnum mutabitur[671]. Tego nie wiedzieć kto to pisał i jako tam dolazł, bo pod samym stropem. Może być, że ten, ktokolwiek był, stąd wziął naprzód wróżkę, iż to już jeno jednemu królowi miejsce było zostało; a może też być, że jakim inszym duchem, którego my nie wiemy. Jakokolwiek, rzecz pewna, że to tam było napisano; ważnoli to ma być, abo nie ważno, nie śmiem się na żadną stronę skłonić. Ale jednak może uść między insze wróżki, jako i drugie, a Pan Bóg mocen wszystko w dobre obrócić. To, com rozumiał o rzeczypospolitej naszej i przecz się o nią boję, wszystkom powiedział. Poprawdzie trzeba się było lepiej na to rozmyślić i inszym porządkiem podobno mówić, ale wedle czasu nie mogło być inaczej, a też z tem nie pójdę do drukarnie.


ZIEMIANIN.

Toś już powiedział i wywiódł, żeśmy Polacy we złej toni; powiedzże mi, jużli mamy do końca o sobie zwątpić czy jest jeszcze jaka nadzieja?


PLEBAN.
Jeśli Boga naprzód nie będzie, a postanowienia lepszego, prózno się czego dobrego spodziewać.
ZIEMIANIN.

Toby o tem mówić, jakoby temu upadkowi zabiegać.


PLEBAN.

Aza nie o tem na sejmach radzą?


ZIEMIANIN.

I owszem o tem, jeno iż nam i podatku pilno[672].


PLEBAN.

I za ten podatek widzę nie wiele sprawili: z Polski konie i pieniądze wynieśli, a Litwę ogłodzili.


ZIEMIANIN.

Owa nie umiesz jeno ganić, co jest łacno; ale ukazać drogę, jakoby to naprawić, toby mądrego rzecz.


PLEBAN.

Przetoż ja się tego zbraniam, abych o tem nie mówił, iż wiem, że od mądrych daleko[673]. Ale jednak czasu swego powiem ja przedsię, co rozumiem. Bo teraz zda mi się, że i jam się namówił i tyś się nasłuchał.


ZIEMIANIN.

Przestawam na tem zdaniu i, kiedykolwiek będziesz chciał o tem mówić, jako obiecujesz, będę cię zawżdy rad słuchał.

O CZECHU I LECHU.






O CZECHU I LECHU

HISTORYA NAGANIONA.[674]

JANA KOCHANOWSKIEGO.



Jako wszytkie niemal insze narody baśniami więcej, niźli czem pewnem, początków swych dowodzą, tak i polski naród przodków swoich do tej doby nie jest pewien. Bo puściwszy na stronę Noego i owe wszystkie genealogie, przez które naród słowięński niedrożnie[675] i niepodobnie[676] wiodą — ten Czech z Lechem bratem, które nam i Czechom już za napewniejsze przodki krojnikarze naszy podawają, ciągną za sobą jeszcze nieco wątpliwości, że potomkowie nie owszeyki[677] się do przodków swych znać[678] mogą. Naprzód u żadnego historyka, którzykolwiek naród słowięński wspominają (prócz tych mówię, co od naszych brać mogli) nie najdują się ci dwa wodzowie słowięńscy, Lech z Czechem. A nietylko historykowie cudzoziemscy ich nie wspominają, ale ani Kadłubski, który, Polakiem będąc, polską krojnikę pisał, w swej historyej żadnej o nich, ile pomnieć mogę, wzmianki nie czyni. Potem, którzykolwiek tego Lecha z Czechem na nogi stawiają[679], tak niedowodnie tego swego mniemania popierają, że i synów ich, albo potomka jakiegokolwiek właśnie mianować nie umieją i o sprawach ich tak głucho piszą, że w tej rzeczy niewiadomość tylko swoję, a bezpieczność[680] pisania samę okazują. Mimo to wszytko nie baczą się w tem, że kto chce twirdzić, iż te dwa narody od Czecha i Lecha dopiero w tych krajach imiona swoje wzięły — ten (mówię) winien też to oznajmić, jako je przedtem, niż w te kraje przyszli, zwano, ponieważ każdy naród słowięński swojem własnem przezwiskiem zawżdy był mianowan, jako to: Bulgarowie, Serbi, Słowacy i wiele inszych, które historycy zarazem[681] za ich przyszciem[682] ich własnemi imiony zową. Czego iż oni nie ukazują, nie wiem, jaka im i w ostatku wiara ma być dana? Bo to nie jest podobno, aby te dwa tak wielkie narody, które dwoje[683] królestwo założyły, będąc zwłaszcza w te kraje przychodniami, nie miały mieć własnego swego imienia do tego czasu, aż kiedy się im dopiero ten Czech z Lechem zjawił. A zjawił się w tych krajach dopiero i pod ten czas, kiedy nowo te kraje nowe osiadali[684] i na mieszkanie się sobili.[685] Bo chociaby kto rzekł, że to byli Słowacy[686], tedy to nie może stać. Bo Słowacy przeszli przez Dunaj i nad morzem Weneckiem usiedli, gdzie i dziś siedzą i od nichże ziemię tamtę Sławonią zową. A iż tak Polacy jako i Czechowie, Ruś ktemu i Moskwa i wiele inszych, narody słowięńskimi się mianują, to stąd przyszło, że historykowie z tego narodu ludzi najpierwej Słowaki poznali i światu jakoby oznajmili. Przetoż którzykolwiek jedno tymże językiem mówili, za Słowaki je mieli i to jakoby powszechne imię wszytkim tego języka narodom dali. Ale na nowotku[687], jako Czechowie, Ruś, Bulgarowie, Serbi abo Sorabi, tak i Słowacy, acz tego języka, ale różny i osobny naród był, który, jakom wyższej powiedział, przeprowadził się przez Dunaj i w Illiryku osiadł. Czechowie tedy i Polacy nie byli prawymi Słowaki nigdy, żeby z tego narodu mieli się w Czechy i w Lachy przekrzcić. Bo co niektórzy twierdzą, żeby Czech i Lech z słowięńskiej ziemie, albo jako oni zową, z Kroacyej wyszedł — to jest baśń; bo z tych tu północnych krajów i sami Słowacy tam przyszli, jako z prawdziwych historyj się znaczy. Ani to jest podobieństwo, aby w tak małej ziemicy tak wiele się ludzi spostrzeć[688] miało, jako to są te dwa narody. A Rusi, tak ludnemu narodowi, i owym, co nad Gdańskiem[689] morzem mieszkali, co rzeczem? — czyli też ci z Kroacyej poszli? Podobniejsza rzecz daleko, że z tej tu wielkości tamta garść ludzi, iż tak mam rzec, wyszła. Jako tedy przodkowie naszy nie z Sławoniej wyszli, tak ani Słowaki byli; a jeśli nie byli Słowaki, a tych imion dzisiejszych od Czecha i Lecha dopiero dostali, musieli jakiekolwiek imię przedsię mieć, jako je z staradawna zwano. Około[690] Lachów w starych historyach nic się nie najduje. Ale jako Czechowie nie od Czecha podobno idą, tego niedawnego zwłaszcza, tak i Lachowie podobno skąd inąd rychlej to przezwisko odnieśli, niźli od tego istego[691] Lecha, brata Czechowego. Domacać się w tej mierze prawdy, nie mając zwłaszcza pisma przed sobą żadnego, trudna rzecz jest. Czecha każdy słowięński naród Czechem zowie; Polaka Lachem tylko sama Ruś mianuje. Czy to jest jakoby ucinek całego słowa Polak, z przewróceniem ostatniej litery cienkiej w swoją hrubą? Czyli nas od wiary latskiej, to jest łacińskiej (bo sami są greckiej) Lachy zową, a to wedle etymologiej, bo jako od czeskiej Czech, od włoskiej Włoch, tak od latskiej wiary Lach wiedzion być może za tą tych dwu liter, którą między sobą mają, bliskością: s. aldo[692] ts, a z greckiem x a naszem ch? Czyli też podobno jako Czech od wieku Czechem, tak i Lach zawżdy był zwan Lachem, które imię, chociaśmy je my, a za nami wszytki skoro[693] narody, nowem imieniem, to jest Polakiem jakoby zatłumili, Ruś przedsię sama zatrzymała i nie Polaki nas, ale Lachy postaremu po dziś dzień jeszcze zowie. Czyli jako Grekowie wszytki narody na zachód słońca mieszkające Latinos zową, tak też Ruś jeszcze przykładem[694] nas także Włachami[695] (którem słowem nas i Grekowie zową), odjąwszy pierwszą literę, Lachami przezywają?[696] Prokop Cezaryński, zacny[697] historyk, o Kaukazie i o granicach Iberskich mówiąc: — tu (powiada) między inszymi narody Alani i Abazgi mieszkają, i Cekki i Hunni, które i Saberi zową. Z tych słów mógłby się kto podobno domyślać, że Czechowie naszy od tamtych Cekków idą, zwłaszcza, że te wszytki narody, które on tu na tem miejscu mianuje, przyszły potem do Europy i około Dunaja miejsca posiedli. Żeby się też z nimi i ci Cekkowie ruszyli i w Niemczech zasiedli. Ale prze wielkość słowieńskiego narodu nie śmiałbych ja tego twirdzić, aby wszyscy z tego źrzódła iść mieli; chybaby i Alani i Abazgi tegoż języka byli, bo Hunni inszy są. Przyszcie tych wszytkich narodów, które się tu mianują, do Dunaja część, drudzy ku zachodu. Wątpić w tem nie trzeba, że jeśli nas z staradawna Lachy nie zwano, tedyśmy przedsię na to miejsce przezwisko jakie insze mieć musieli; abośmy jeden naród z Czechy byli, a za czasem się roztargnęli. Bo to imię Polak nowe jest i tu dopiero w tych krajach urosło od pola bez chyby[698] względem inszych, którzy albo przy lesiech, albo przy górach, albo przy nizinach, lubo dolech mieszkają i od tych miejsc imiona niosą. A choćci u mnie niemałe podobieństwo do prawdy się zda, że i Czechy zawżdy Czechami zwano i polski naród Lachy jeszcze z przodku[699] się nazywał, wszakże mogło też to być, że oni imię swe dawne jeśli które insze nad[700] Lacha mieli, straciwszy, od Lecha potem jakiego już w tych krajach Lachy się nazwali. Bo nie darmo przedsię w historyach naszych Leszkami się kilka książąt nazywało; jakoby to od wielkiego jakiegoś Lacha mniejszy Laszkowie za czasem się pokazali i przodka swego imię jakoby wskrzesili.







WYKŁAD CNOTY.






JANA KOCHANOWSKIEGO

WYKŁAD CNOTY.



Cnotę i w nieprzyjacielu i w nieznajomych miłujemy. Ale to słowo cnota wiele w sobie zamyka.
Naprzód mądrość, która czego szukać, a czego się chronić, uczy.
Potem sprawiedliwość, która każdemu, co jego jest, dać każe.
Trzecia wielkość umysłu, która na wzgardzeniu rzeczy doczesnych zależy.
Czwarta skromność tak w mowie, jako i w uczynkach.
A z tych czterech cnót, jako czterech studzien, wiele inszych cnót pochodzi, które obyczaje ludzkie naprawiają.
Na rozumie zasię nauki się przyjmują, których jest wiele. Napierwsze miejsce — rycerskie i prawne, po nich nauki wyzwolone mają.
Dwie tedy rzeczy człowieka szlachcią: obyczaje a rozum; obyczaje z cnót pochodzą, a rozum z nauk; obiedwie rzeczy w sobie mieć, rzecz nieprzepłacona jest człowiekowi. Ale jeśli przy jednej tylko masz zostać, raczej przy cnocie, niż przy nauce zostań; bo nauka bez cnoty, jako miecz u szalonego, i sobie i ludziom szkodzi; cnota, choć dobrze[701] sama będzie, chwalebna jest i pożyteczna.
Miłują tedy ludzie cnotę, a przy cnocie naukę; miłują też i pożytki. A prostych ludzi niczem rychlej nie przywabisz, jako hojnością, a dary. Ale taki przyjaciel trwały nie jest, abowiem datek więcej, niż ciebie miłuje, a kiedy nie będzie co dać, i przyjaciela nie będzie, okrom którzy na dobrodziejstwa pamiętają, których barzo mało.
Trzeba tedy dwu rzeczy w tej mierze. Naprzód, abyś tak dawał, jakobyć zawżdy dostawało. Druga abyś tym dawał, którzy tego są godni, bo dobremu dobrze czyniąc, sobie dobrze czynisz.
Ale i słowy może człowiek pożyteczen być drugiemu, kiedy mu w jego potrzebie poradzi, kiedy go z jakiej nieprzystojnej sprawy wystrzeże[702]; za to wszytko człowieka ludzie miłują.
Trzeci sposób jest zachowania dostawać[703], kiedy kto komu jest ku rozkoszy[704], w czem tego trzeba przestrzegać, aby dla podobania[705] komu, przeciwko cnocie a przystojności nic się nie występowało. Chwalić go nie tak w oczy, jako przed ludźmi, kogo chcesz przyjacielem mieć, dobrze.
Ale że jest rzecz niepodobna, wszystkim się podobać (bo co jeden miłuje, tem się drugi brzydzi) dosyć będzie, kiedy ten, który zachowania szuka, cnotliwie a przystojnie się w każdej rzeczy zachowa, przeczby[706] go słusznie każdy miłować miał. Czego jeśli nie dostąpi, nie jego wina będzie (bo on wszytko uczynił, co mógł) ale tych, którzy cnoty nie miłują.
Ale i wiele przyjaciół sobie jednać, nie jest do końca[707] dobrze; abowiem miłość roztargniona[708] na wiele części nie jest tak mocna, jako spólna a spojona, a kto kogo pomału[709] miłuje, tego też pomału miłują.
Moja rada tedy, aby człowiek niewiele przyjaciół miał, ale takich, którymby się dufać godziło: jako był Pylades a Orestes, jako był Piritous a Tezeus, Damon a Pitias, Scipio a Scaevola.
Takich przyjaciół dostawać, acz i to wszytko służy, co się tam powiedziało, wszakoż osobliwej i tu nauki trzeba, a nawięcej powolności, wszakoż tak, jako się powiedziało, póki się cnoty nie tknie, a jako Grekowie mówią, po ołtarz[710].
Jednakie też obyczaje, jednakie zabawienia[711] człowieka ku człowieku pospolicie ciągną; jako żołnierz ku żołnierzowi, myśliwiec ku myśliwcowi zawżdy się ma.
Ale jako złota w ogniu, tak przyjaciela w potrzebie doświadczamy. Jeśli tedy na towarzysza co przyjdzie, pomni, że natenczas masz miejsce okazać się, jeśliś mu przyjacielem; bo pochlebce, pókiś w szczęściu, jako cień w jasny dzień, tak cię naszladują[712]; jako namniej fortuna zmyli, równie jako i cień, kiedy słońce za chmurę zajdzie, ani wiedzieć, gdzie się podzieją. Przystoi tedy prawemu przyjacielowi, na złość fortunie, która niestała jest, przy towarzyszu mocnie stać.
Ale że fundament przyjaźni cnota jest, niech się o to człowiek naprzód stara, aby co nalepszym był, potem, będąc sam dobrym, u dobrych przyjaźni szukał.
Gnuśny, utratny, łakomy, zwadliwy — niedobry przyjaciel. Dobrodziejstwo, nadzieja, miłość, nauka, powolność, pochlebstwo — wszystko to nam miłość u ludzi jedna.
Herkules co czynił, aby był miłowan?
Dwie są przyczynie[713], które miłość w ludziech pobudzają: rzecz własna, a to, co w sobie ma godność miłości, albo co jest godno miłowania.







IŻ PIJAŃSTWO JEST RZECZ SPROSNA

A NIEPRZYSTOJNA CZŁOWIEKOWI.






IŻ PIJAŃSTWO JEST RZECZ SPROSNA

A NIEPRZYSTOJNA CZŁOWIEKOWI.

JANA KOCHANOWSKIEGO.



Rzecz niezwykłą uszom waszym powiem; rozumiem temu[714], że mię nie wszyscy radzi słuchać będą. Ale kiedy ja prawdę powiem, niechaj mię każdy, jako chce, sądzi. Tę nadzieję mam, że ludzi baczne, którzy przystojność a sromotę rozeznać mogą, po sobie mieć będę. Zaprawdę zbytku żadnego chwalić nie mogę; ale to nacięższa bywa, kiedy ludzie jawną lekkość cudnemi słowy zdobią, a za coby się sprawnie[715] wstydać mieli, to sobie nie tylko za kochanie, ale i za chęć poczytają. A puściwszy na stronę wiele innych rzeczy, jeśli co pod słońcem tak sprosnego naleziono być może, jako jest pijaństwo, w którem człowiek i Boga i ludzi i powinności swej, naostatek i sam siebie zapomnieć musi. A wżdy[716] to ludzie tak sobie cukrować umieją, iż żadna biesiada, żadna krotochwila bez pijaństwa być nie może; tem zachowania szukać, tem się ludziom podobać chcą. Taki każdy przyrodzeniu swemu jawną niechuć okazuje,[717] a prawie znać dawa, że mu to niewdzięczno[718], że go Bóg człowiekiem, a nie inszą bestyą stworzył. Bo jeśli wdzięczen tego i człowiekiem się rad widzi, — czemu rozum, którym od innych zwierząt jest różny, dobrowolnie swem pijaństwem tłumi? czemu dowcip[719] a baczenie[720], co nad inne bestye ma, swem obżarstwem tak nikczemnie traci? Nie trzeba mi na szaleństwo ich dowodów wiele; niechaj sami powiedzą, jeśli wszytko pomnią, co się wczora działo. I naleźli sobie wymówkę, kiedy już co zrobią, że się pod pijany wieczór stało[721]. Temeś więtszej kaźni godzien, żeś i bliźniego obraził i ktemu żeś się upił. Czynią wiele przykrości ludziom spokojnym szaleni, którzy abo prze ciężką niemoc, abo prze jakie frasunki rozumu pozbyli; ale to od nich przedsię skromnie[722] ludzie przyjmują, a snadź ich więcej bliźniego przygoda niźli swoja własna krzywda boli. Ale pijany żadnej w tej mierze wymówki słusznej nie ma, ani mieć może, bo go o szaleństwo żadna przyczyna postronna, żadna przygoda, albo kaźń pańska[723], ale jego własna chuć, jego wola sama, a zły nałóg przyprawuje. Ktoby mógł wyliczyć, jako wiele zwad, jako wiele morderstwa i innych wiele haniebnych rzeczy się dzieje prze to zbytnie a niemierne pijaństwo? O czem człowiek po trzeźwiu ani pomyśli, to wszytko, upiwszy się, popełni. Żadna tak sromotna rzecz nie jest, którejby się on wstydził; żadna tak sprosna, którejby się on nie ważył; wszytko mu równo, i Bóg się czasem nie wysiedzi[724]. Jako się im też to płaci, to każdy na oko widzi. Samo przyrodzenie jako z niewdzięcznych synów winy bierze[725]: tego na ręku[726], tego na nogach karze, ten puchnie, ów gnije; abo wrzodliwi, abo trędowaci, żadnego zdrowego nie masz; to, wniwecz[727], co ich nagle pomrze, abo co ich pobiją. Taką rozmaitą barwę swym dworzanom zwykła niemierność[728] dawać, tak je sobie stroi, tak im służbę płaci. Co u mnie tem więcej w podziwieniu jest, że ludzie, choć dobrze baczą, że tego zdrowiem przypłacają, a wżdy jednak zbytków swych przestać nie mogą, ani mierności żadnym obyczajem naszladować chcą, przez którąby i rozum i zdrowie spełna zachować mogli. Abowiem kiedy ludzie najlepiej swą powinność i baczą i czynią, jeno trzeźwio[729]; kiedy najlepiej dowcipu swego ku wszelkiej sprawie użyć mogą, jeno kiedy się ani jedłem, ani piciem zbytniem nie przełożą[730]. Zaprawdę, jako słońce światłość swoję traci, gdy za chmurę zajdzie, tak rozum ludzki od zbytków tępieje. A to nadziwniejsza, że człowiek natenczas zda się sobie namędrszym, kiedy nasprośniejszy; zda się sobie namężniejszym, kiedy nasłabszy; skąd łatwie niedostatek, abo poruszenie rozumu znaczyć się może[731]. Ale trzeźwość, będąc świadoma dobrze i sił i niedostatków swoich, nigdy człowieka w to nie wda, czemuby sprostać nie mógł, i owszem rychlej godności[732] swej (co wszytko rozum sprawuje) zamilczy, niźli się o rzecz sobie nierówną pokusi. Nieprzepłacona jest rzecz rozum, choć będzie czasem w słabem, a w ułomnem ciele, bo radą swoją więcej pomoc może, niźli nawiętsza głupia moc. Jakiej tedy chwały taka cnota niegodna, której się trzymając, nie tylko rozum zdrowy, ale i moc zupełną mamy? Trzeźwość a miara, toć są nawierniejszy stróże zdrowia naszego. Za tych pomocą nie tylko człowiek wiele ciężkich niemocy się ustrzeże, ale i niektórych zbędzie. I to jest napierwszy wstępek ku uleczeniu wszelakiej niemocy, skromne a mierne postanowienie[733] życia. Krótce mówiąc, ta jedna cnota wszytkim innym drogę ściele; tak rozum ludzki i umysł sprawuje, że się na nim wszelka poczciwa nauka, wszelka cnota łatwie przyjąć może, ku czemu wszytkiemu pijaństwo a zbytek nam drogę zamykają. Przy tej ja cnocie zostawam, przy tej się opowiadam. O zachowanie abych nie stał[734], żaden mi tego przyczytać[735] nie może, ale się wolę czem inszem o nie starać, niż pijaństwem; bo temu nie wierzę, aby kto sobie prawego przyjaciela, a któremuby bezpiecznie dufać mógł, tem kiedy zjednał. I tak pospolicie mówią: kogo u pełnej[736] nabędziesz, tego u pełnej pozbędziesz. Cnota a układne obyczaje, te ludziom zachowanie jednają; w pijaństwie nic takiego nie widzę, na coby ludzie słusznie łaskawi być mieli; tego wiele, czemby się sprawnie brzydzić mogli. Ale mi podobno rzeczesz: u Włochóweś tego nawykł. Prawda, że nie u Niemców; bo takież ożralcy[737], jako i my. Ale jeślić się Włochów w tem naszladować nie zda, najdziesz to i u Turków, które ty za pogany masz. Lecz baczny człowiek nie to ma czynić, co u drugiego widzi, ale to, co mu przystoi. Nie kładęć za powinność cudzych obyczajów, ale tylko, aby[738] się im przypatrzył; a będą li się z cnotą a z rozumem zgadzać, czemu ich naszladować nie masz? Nie przeto, że tak Włoch abo Hiszpan czyni, ale przeto, że tak twoja powinność niesie.[739] Bo cukruj ty sobie, jako chcesz, pijaństwo, zawżdy je przedsię mierności najdziesz przeciwne. A jeśli mierność (na co mi każdy pozwoli) cnotą nazwać musim, na cię samego się puszczę, abyś pijaństwu słuszne a przystojne przezwisko samże znalazł.







APOPHTEGMATA.






APOPHTEGMATA[740]

JANA KOCHANOWSKIEGO.



Z GŁUPIM ŹLE ŻARTOWAĆ.

Czarnkowski, Biskup Poznański, będąc podagrą barzo udręczony, zwykł był częstokroć przed wielkim bólem te słowa mówić: Prze Bóg, dobij kto, odpuszczę. Trafiło się, iż leżąc w tejże chorobie, nie był nikt inszy przy nim, jeno Tatarzyn Kamarady, sługa jego; ten pomniąc, co więc pan mówił, ofiarował mu się z posługą swą: Panie, powiada, daj ty mnie bachmata[741], a każ mię wolno do hordy przepuścić, a ja ciebie zareżę[742], jako prosisz. Biskup obaczył się[743], że z tym żle żartować: Dobrze, powiada, Kamarady, ale każ tu komu pierwej do mnie, że mu rozkażę, aby cię po mej śmierci dobrze odprawiono i wolno puszczono. Wyszedł Tatarzyn i zawołał kilku sług do pana. Pan, ujźrzawszy sługi, dopiero z onego przestrachu otrzeźwiał i kazał Tatarzyna do wieże wsadzić, a sam potem był ostrożniejszy.

DWU KOTU[744] W JEDEN WÓR ŹLE SADZAĆ.

Kanclerz jeden koronny częstokroć zwykł to był mawiać: Z każdym się zgodzę, jedno z łakomym nic; bo on chce, a ja też chcę.

ŻART NIE NA CZAS.[745]

Tenże, upoiwszy małmazyą jednego kanonika sędomierskiego, kiedy mu powiedziano nazajutrz, że umarł, nic inszego na to nie powiedział, jeno to, iż mu był jeszcze jednej[746] nie spełnił.

TYTUŁ WIELKI, DOCHÓD MAŁY.

Spytek Jordan, kasztelan krakowski, mówiąc w radzie o doległościach, które wysokie urzędy za sobą niosą, też to powiedział: Co sobie Spytek nagotuje, to mu pan krakowski zje.

NIE DŁUGI ROZMYSŁ.

Ksiądz Siemikowski, mając beneficium jedno controversum[747], w którem mu Gamrat, arcybiskup gnieźnieński przeszkadzał, wziął tę radę przedsię, że przystał do tegoż arcybiskupa, rozumiejąc, że on jako słudze już swemu nie miał mu w tem przeszkadzać; i tegoż dnia prawie, kiedy mu go zalecono i kiedy mu rękę dał,[748] chcęcy uczynił wzmiankę około swego beneficium. Tam Gamrat zarazem[749] opowiedział się[750], że to beneficium jego jest podawania[751], ani żadnego na niem chce cierpieć, jeno kogo on na nie wsadzi. Siemikowski zasię prosił, aby raczył nań tak wzgląd mieć, jako na sługę już swego, a tego mu życzył. Ale Gamrat porożem na to barzo wstrząsał[752]. Co Siemikowski obaczywszy, rzekł: Nu, miłościwy księże, jaciem dla tego był do W. M. przystał, abych był miał pomoc z W. M., ale iż widzę, że prózno, a ja zaś odstawam[753]. I dawszy mu rękę, szedł precz.

WEDLE DATKU SŁUŻBA.

Ksiądz Trąbski, służąc Szydłowieckiemu, nieprawie[754] był posług pilen; tam, gdy go niektórzy z towarzyszów upominali, aby był pilniejszy: Oj, powiada, wiemci ja, jako za kopę[755] służyć.

ZJEDNANIE NIEUMYŚLNE.[756]

Gamrat, arcybiskup, gniewał się na księdza Krupskiego. Trafiło się, iż arcybiskup jechał z zamku w Krakowie, a ksiądz Krupski na zamek, i przyszło im się mijać prawie już przed kamienicą arcybiskupią. Księdza Krupskiego koń miał ten obyczaj, że od koni nie dał się ladajako odwodzić i często się trafiało, że potkawszy się z drugimi, rad się nazad wracał. Toż i natenczas uczynił, bo ksiądz Krupski chciał arcybiskupa ochotnie minąć, a szkapa jego stanął i zatarł się z koniem arcybiskupim tak, że się żadnym obyczajem nie dał odwieść, aż tak z nim pospołu do kamienice wjachał z wielkim strachem i frasunkiem księdza Krupskiego. Arcybiskup począł się był z przodku gniewać, ale obaczywszy potem, co się działo, śmiał się niewymownie i prosił księdza Krupskiego na obiad i tam się z nim zjednał.

NIEPOTRZEBNE CEREMONIE.

Ksiądz Myszkowski, biskup płocki, kiedy się trafiło komu prze[757] zdrowie czyjekolwiek u jego stołu pić, prosił, aby to siedząc odprawowano, a jeśliby już wstawać, tedy przynamniej niechajby ci tylko stali, kto pije i do kogo piją, bo ci jakokolwiek już mają przyczynę do stania. Ale, powiada, kiedy dwa do siebie piją, a trzeci też do nich wstanie — jakoby rzekł: Pijcie też do mnie.

WIELKIEMU PANU NIE WSZYTKIEGO BACZYĆ.

Ocieski, kanclerz koronny, dziwnie się o to gniewał, kto, u jego stołu jedząc, obrus kiedy oplusnął. Panu Wolskiemu, kasztelanowi czerskiemu, trafiło się to, że jedząc u niego, oblał obrus. Gospodarz, jako to był zwykł, okazał, że mu to niemiło. Co pan czerski obaczywszy, kazał chłopcu grosz na stół położyć, mówiąc: Niech to praczce dadzą, aby ten obrus uprała.

POTRAWY NIEPRZYRODZONE[758].

Baranczuch, Tatarzyn, którego był pan jego w Rzymie kardynałowi jednemu darował, kiedy go potem po kilku lat jeden z znajomych, trafiwszy się do Rzymu, pytał, jako się ma? — powiedział: Niedobrze; trawę jesz kak[759] baran — dając znać, że mu się sałata włoska nie podobała.

KU TEMUŻ.

Polak jeden, jechawszy na naukę do Włoch, nie był tam jeno przez lato, a na zimę przyjechał zaś do domu; kiedy go ojciec pytał, czemu tak rychło przyjechał, — powiedział: że mię tam przez wszytko lato trawą[760] karmiono, takżem się bał, żeby mi zimie siana nie dawano.

CIERPLIWA PAMIĘĆ.

Król Zygmunt miał ten obyczaj, że zawżdy, umywając się, dawał pierścienie z palców trzymać tymczasem któremukolwiek dworzaninowi. Trafiło się raz, że, siadając już za stół, przepomniał ich u tego, komu je był podał, a ten też nie przypomniał. W rok potem, zdejmując także pierścienie z palców przed wodą[761], sięgnął się tenże po nie, któremu je też był przedtem dał. Król ręki umknął, mówiąc: Wróćcie mi one pierwej, com wam był tak rok dał trzymać.

NIE POSPOLITOWAĆ SIĘ[762] BARZO Z PANY.

Tenże król Zygmunt, iż nigdy sam nie siadł do stołu swego, ale zawżdy któremukolwiek panu, abo i kilkiem[763] siadać kazał, — ksiądz Naropiński przewiedział to był tak, iż niemal zawżdy do królewskiego stołu siadał, choć mu nic nie mówiono. Chcąc mu tedy to król omierzić, spytał go przed obiadem, już kiedy miał prawie za stół siadać: Ksze[764] Naropiński! umyliście się? — Umył, powiada, miłościwy królu! — Idźcież do domu jeść.

ŻART PAŃSKI.

Tenże król Zygmunt, grając flusa[765], iż mu przyszły dwa króla, powiedział, że ma trzy króle; kiedy go gracze pytali: a trzeci gdzie? — A tom ja, powiada, trzeci; i wziął grę.

NIEPEWNY DŁUŻNIK.

Gamrat arcybiskup, iż był pan hojny, co zatem więc rado chodzi, był też i dłużny; a gdy mu przypominano od kogo, aby o tem myślił, jakoby dłużnikowi zapłacić: — Dosyciem ja, powiada, myślił, gdziem pieniędzy miał dostać; niechajże też on myśli, skąd mu je zapłacą.

KU TEMUŻ.

Tenże był winien pewną sumę pieniędzy X., w której, iż był już na poły zwątpił, przedsię przynamniej chodził na każdy dzień do jego stołu i kto go jeno pytał: — Dokąd idziesz? — Idę, powiada, swoje pięćset złotych odjadać u księdza arcybiskupa.

ŁGARZE.

Stańczyk powiadał, że niemasz więtszych łgarzów w Polszcze, jeno arcybiskup Gamrat, a Maciejowski biskup krakowski; bo ów powiadał: wszytko wiem — a nie wiedział nic; ten zaś mówił: rad, wierę[766], nie wiem — a wszytko wiedział.

ODPOWIEDŹ NIESPODZIEWANA.

Ziemianin jeden w Polszcze, ożeniwszy się, w kilka niedziel zastał[767] a żona leży w połogu, i pocznie okna, co były zasłonione, oddzierać[768] i frasować się. A żona, leżąc: — Nie frasuj się, powiada, nie frasuj, nie twoje.

*

Na Sejmie Lubelskim 1569, kiedy byli panowie litewscy przed skończeniem Unijej cicho ujechali, między inszymi żarty, których było niemało, te dwa wierszyki na ścianie było napisano:

Litwa z nami uniją uczyniła strojną,
Uciekli, zostawiwszy Haraburdę z Woyną.

A to natenczas byli dwa pisarze litewscy, którzy byli przy kancelaryej zostali: Jakoby miasto unijej — burda i wojna.

*

Ziemianin jeden szedł przez kościół, gdzie natenczas niemałą liczbę kapłanów biskup poświęcał. I spyta, coby to za ceremonie były. Odpowiedział mu jeden, że to są akolitowie, co je biskup święci. Rozumiem, powiada, na naszę to pszenicę wróble.

*

Ciecierski w Radomskiej ziemi, usłyszawszy żaka pod oknem, który, wywróciwszy niebacznie słowa, tak śpiewał: Jezus Judasza przedał, etc. — Dobrze tak, powiada, bo Go on też był przedtem przedał.

*

Siemieński w Radomskiej ziemi, mieszkając w mili od klasztora, albo bliżej Sieciechowskiego, iż to ludzie nań wiedzieli, że około żony[769] był niejako zelozus[770], przy biesiedzie u niegoż w domu, umyślnie wzmiankę około wtargnienia Tatarów uczyniono; tam, gdy każdy swe widzenie[771], jako w takiej trwodze powiadał, gdzieby się z żoną i dziećmi udać, pytali Siemieńskiego: a ty gdzie z swoją? Drugi, siedząc podle niego: — Nie wiem gdzie indziej, jeno do klasztora. A Siemieński zatem: — A wie go dyabeł, komuby się pierwej bronić, czy Tatarom od muru, czy mnichom od żony.

*

Pan Dębieński, kanclerz koronny, mając poruczenie od króla, aby pewną sprawę, która się natenczas toczyła przed królem, na inszy dzień odłożył, temi słowy powiedział: — W tej a w tej rzeczy, tak król Je. M. dekret czyni, etc., a tę drugą odkłada do sądnego dnia, — miasto tego, co miał rzecz: do sądowego dnia. Ale tak podobno chciał tknąć[772] kunktacyej, która zbytnia była.







PRZY POGRZEBIE RZECZ.






PRZY POGRZEBIE RZECZ.[773]



Siła sobie ludzie mądrzy dawnego wieku, moi łaskawi panowie, głowy utroskali, chcąc to światu wywieść[774], że przygody, nieszczęście i smętki wszelakie mogą człowiekowi nie być ciężkie, ani silne; ale temu wszystkiemu rozum dobrze zdołać i wytrzymać może. I mieli po sobie wywody wielkie i ważne, jako się onym zdało; ale, jako sama rzecz okazuje, nie barzo potężne. Bo nietylko tego w ludzi wmówić nie mogli, ale i między samymi rzadki, któryby to był na sobie przełomił, żeby był w tej mierze według nauki swej się zachował. Tak podobno wszytko łatwiej słowy wyrzec, niźli rzeczą samą wypełnić. I niemasz się zaprawdę czemu dziwować, że mądre i szerokie wywody smętku i żałości ludzkiej pohamować nie mogą; bo trudno jest z przyrodzeniem walczyć a serce człowiecze nie jest kamienne, ani żelazne, jakiego żadna troska i żaden żal nie ruszy — ale z tejże krwie, co sam człowiek, i z tegoż ciała stworzone, które jako radość i pociechę swoję czuje, tak z nieszczęścia i z przygody frasować się musi. Doświadczamy tego sami na sobie, daj Boże, aby nie tak często; ale zaiste, doświadczamy. A my więc teraz za tym[775] niefortunnym terazniejszym przypadkiem naszym czujemy, co to jest żałość. Abowiem straciliśmy w domu swoim tego, jakiego drugiego (prawda się znać musi[776]) — nie mamy. A straciliśmy nie tak brata, jako właśniej ojca. Bo po zeszciu rodziców naszych, mając on nie tylko laty, ale i rozumem przed inszą bracią, wszystki trudności nasze spólne, które więc po zmarłym ojcu na dzieci pospolicie przypadają, wziął był na swoję pieczą i tak się z nimi sprawował, żeśmy za pilnością jego żadnego uszczerbku w sprawiedliwości swej nie wzięli. A, zacośmy mu i dziś wielce powinni, nie tylko nam chudobę nasze wcale zachował, ale i przyjaźń sąsiedzką, bośmy do tej doby, z czego Panu Bogu bądź chwała, ani przysięgi żadnej, ani zaszcia żadnego z nikim nie mieli. Co wszystko Bogu naprzód, a potem jego obmyślawaniu i przestrodze przypisać musimy. A nietylkoć w młodszych leciech i w niebytności drugich nam był radzien i pomocen; ale przez wszystek wiek swój, jako brat prawdziwy, trudności naszych wszelakich przestrzegał i bronił. A ta więc jego godność, którą go był Bóg opatrzyć raczył, nie była tak okresona[777] abo wązka, żeby się tylko w domu jego samym zawierać miała, ale siła obcych ludzi, siła wdów i sirot ubogich rady jego używało, której on nie funtem iście, że tak mam rzec, ani łokciem przedawał, ale i darmo i hojnie wszytkim potrzebnym użyczał, i tak wiernie, że na radzie jego żaden się nigdy nie omylił. Słusznie tedy prze śmierć jego dziś na sobie ten ubiór nosimy i na sercu żal wielki mamy, z któregośmy i obronę doma i między ludźmi dobrą sławę mieli. Ale nam pododno[778] teraz więcej trzeba na taką rzecz się zdobywać, któraby żałość naszę rychlej leczyć, jeśliby to można rzecz była, niźli jątrzyć i szerzyć mogła. Jakoż niepomału się stąd cieszymy, że przy tej ostatniej posłudze brata naszego W. M. tak wiele i tak zacnych osób widzimy. Bo nie leda to znak jest łaski W. M. przeciwko niemu. Kiedybyście W. M. komu żywemu tę uczciwość czynili, mogłoby się jakokolwiek zdać, że to w nadzieje przypodobania jakiego, abo więc i oddania czynicie. Ale czyniąc to umarłemu kwoli, który tego oddać już nie może, żadnej wątpliwości w tem nie mamy, że to W. M. z uprzejmej i prawej chęci przeciwko niemu czynicie, dając to nie tylko nam braciej i powinowatym jego znać, ale wszystkim ludziom wobec, że uczciwe zachowanie brata naszego nie umarło z nim pospołu, ale żywie w sercach W. M. cnotliwych ludzi. A toć jest on owoc wiary, cnoty i godności jego, z którego my powinowaci cieszyć się niepomału mamy, a potomstwo jego przykład brać może, aby, ojcowskim strychem[779] się sprawując, do tegoż zachowania i do tejże dobrej sławy przyść kiedy mogli. Za tak wielką tedy łaskę, którą W. M. temu zmarłemu ciału okazać raczyli, W. M. panom swym wielce dziękujemy, prosząc Pana Boga, aby on sam za nas, którzy tego tak dalece odsłużyć nie możem, W. M. to hojnie płacić i nagradzać raczył. Tego zaprawdę i sobie i tym ubogim sirotom, także i uczciwej i stroskanej małżonce jego życzymy i prosimy, aby oni tej łaski W. M., której ojciec ich po W. M. nie tylko za żywota, ale i po śmierci doznawał, mogli być też uczesniki. A oni, za powodem nas też starszych, starać się pospołu z nami będą, jakobyśmy łaskę W. M. sobie zasługiwali — Panie Boże, daj tylko, aby w potrzebach pocieszniejszych, niźli ta jest.







LISTY
JANA KOCHANOWSKIEGO.






LIST DO STANISŁAWA
FOGELWEDERA.[780]



Memu wielce łaskawemu panu i
przyjacielowi, Jego Mci Panu Stanisławowi
Fogelwederowi, sekretarzowi króla Je. Mości.


Mój łaskawy Panie Fogelweder,[781] a w tem imieniu wszytkie prelatury wszytkich kościołów zamykam, służby swe w łaskę W. M. zalecam. Ille ego qui quondam singulis fere septimanis tabellarium ad te Varsoviam mittebam[782], teraz już rzadziej i to okkurentów[783] czekam. Qui fit Maecenas? usque metu micuere sinus[784], kiedym w liście nalazł: „Król Jego M. już pozwolić raczył”, bo to już, rzekę, nie śmiech; nie będzie mi ten mówił: radzę, rozmyśl się na to dobrze. Tak żeciem chwilę był raptus[785]. Alem przedsię z dawną swą fantazyą został. A iżeś mi W. M. był napisał, że takie rzeczy praesentiam postulant[786], chciałem był tam W. M. temi czasy nawiedzić. Ale dum molior[787], coraz tam bardziej około powietrza ludzie coś natrącają. A tak, żebych nie został przed bramą jako Bergamaszek, wolałem sam doma poczekać, zwłaszcza, że i sejm podobno niedaleko i moja rzecz snadniejby tam poszła, kiedy będziem w kupie. Więc nie wiem, jeślim to dobrze wymyślił; aveo scire quid tu sentias[788]. Solus viri molles aditus et tempora noras[789]. Psałterz iżeś W. M. obiecał, dobrześ to W. M. uczynił; quid enim promittere laedit[790], ale póki go czekać, żeś W. M. kresu nie założył, i to jest nieźle. Bo to Hessus[791] trzy lata robił, a przedsię źle. Utcumque est[792], nie wiem, co za oracyą posłowie na witaniu Królowi Jego Mości przyniosą na sejm; ja się o trzydzieści psalmów staram, tractant fabrilia fabri[793], trzydzieści mówię i z dawnymi, bych zaś w nieprawdzie nie został. Co się tycze reguły, którąś mi W. M. napisał, abym jej strzegł in vertendo[794], jest bardzo dobra i pewna. Jeno ja miewam czasem pisząc wizye; ukazują mi się dwie boginie: jedna jest necessitas clavos trabales et cuneos manu gestans ahena[795] a druga poetica, nescio quid blandum spirans[796]. Te dwie, kiedy mię obstąpią, nie wiem, co z niemi czynić. Formido quid aget, da Venus consilium[797].
Wiem, że takich fraszek do W. M. uszu nikt nie przynosi, jeno ja sam, ani on Mojżesz, abo raczej Gdańszczanin in arduis illius Reipubl. negociis ad te amandatus[798]. Ale iż W. M. też w liście swym Musas nie przypominasz, tem śmielej ja też earum w liście swym memini[799]. Wszakże, aby z onych wierszów posteritas[800] czego takiego o W. M. nie rozumiała, miasto Mojżesza włożyłem Schenschmida, bo tem czasu swego był in aula frequens[801]. Et tibi Schenschmid haeret iampridem qua via cumque comes[802]; bo jeśli W. M. pomnisz, był silny importun[803]. Jego M. X. referendarza by pytać; jeno że snadź nie od Gdańszczan przyjeżdżał, ale od Elblążan i zatem boję się, aby nie było minus autoritatis[804] w tej personie, iż to od mniejszego miasta. Wszakże jeszcze tego nie drukuję, będzie czasu jeszcze dosyć poprawić, si videbitur[805]. Tak my sam na wsi: kiedy już zasiejemy, komin wkoło obsiędziemy a ladaco i mowiemy i piszemy. Tu frontem nugis solvere disce meis[806]. Zatem bądź W. M. po staremu łaskaw.
Dat. w Czarnolesiu 6 octobris, 1571.

W. M. życzliwy przyjaciel i sługa
J. Kochanowski,
proboszcz poznański.






(FAC-SIMILE ZAKOŃCZENIA LISTU JANA KOCHANOWSKIEGO DO ST. FOGELWEDERA Z 1571 ROKU).



LIST DEDYKACYJNY
DO JANA ZAMOYSKIEGO.[807]



I stęsknąć mi W. M. nie dasz. Więc nie wiem, mam-li to od W. M. za krzywdę brać. Ale jednak, chcesz-li mię W. M. na świecie dłużej mieć, nie każ mi W. M. teraz nic pisać. Bo w dobrem zdrowiu ledwe jakie takie operae pretium[808] człowiek uczynić może; teraz neque res, neque verba suppetunt[809]. A prosto, jako on mówi: animus simul cum re concidit[810]. Nie pomnisz W. M., co on więzień wielkiego Aleksandra uczynił, że, bojąc się, aby był pierścienia nie chybił a sławy dobrego strzelca nie utracił, umyślił był raczej gardło dać, niż łuku przed królem pociągnąć. I jam tegoż mało nie uczynił (wprawdzie nie tak doskonały strzelec), jeno że łaska W. M. droższa u mnie, niż wszytka poetica. Jeśli co nie grzeczy (a bodaj nie wszytko), któż winien? Ja naprzód a W. M. też poczęści qni[811] scribere cogis[812], chociaż zły aspekt.
Za tem się łasce W. M. zalecam mego Miłościwego Pana. W Czarnolesie 14 Januarii 1580.







ORTOGRAFIA POLSKA
JANA KOCHANOWSKIEGO.






ORTOGRAFIA POLSKA
JANA KOCHANOWSKIEGO.

(W r. 1594 Jan Januszowski, drukarz krakowski, wydał książeczkę pod tytułem „Nowy karakter polski z drukarnie Łazarzowej i orthographia polska Jana Kochanowskiego, Jego M. P. Łukasza Górnickiego etc. etc., Jana Januszowskiego”. Obszerny wstęp, po wyjaśnieniu celu wydawnictwa, kończy się w taki sposób:
„Abyśmy tedy ten zapał odwalili, potomnym, obcym, i sami sobie winni nie zostali, a co więtsza, abyśmy i sami peregrini w języku własnym nie byli, tu tymi karaktermi nowymi, (którem gwoli ojczyźnie swej dla języka polskiego, nie bez kosztu wielkiego, dawno wydać był umyślił, by mię były obietnice i nadzieje płone próżno nie karmiły) przypatrować się będziemy, co to jest ortographia polska, czego język polski w pisaniu potrzebuje: skąd co, jako, gdzie, i na którem miejscu litery której i jakiej używać, byśmy zasię, jako ono mówią, in scirpo nodos[813] nie szukali. Ja każdemu zdanie jego własne wcale zostawuję; jedno iż litera nowa następuje. Otóż aby i ortographia nowa polska była, a tem jeśliż nie co dobrego zbudować, gdyż to wolno każdemu przyjąć i zganić, wżdy przynajmniej owym, co lepiej umieją i lepsze rozumieją pobudkę dać, aby skarbu swego do ziemie nie kopali, albo i molom psować nie dopuszczali, albo też i drugim co tego dawno ode mnie pragnęli, abyśmy żądaniu dosyć uczynić mogli.
Nim jednak do rzeczy przystąpię, te kilka słów pierwej przełożę, że dla wywodu lepszego, i gruntowniejszej rzeczy, kładę tu ortographią onego po wszystkiej Europie zawołanego Jana Kochanowskiego, Polaka, nie jedno rzeczą samą, ale i pismem i mową, który mało co przed śmiercią swoją, jako o rzeczach inszych, tak i o tej Polskiej Ortographiej, którą w drukarni baczył mojej i w liściech moich, począł był ze mną konferować; na piśmie przedsię nic nie okazał, a w tem go też śmierć niespodziana bez wieści zapadła. Aż po śmierci jego, Jaśnie Wielmożny, a mój przed laty M. Pan, Jeo M. Pan Jan Zamoyski, Kanclerz i Hetman wielki Koronny, mówiąc tym sposobem o tejże ortographiej ze mną, między inszemi rzeczami dał mi tęż Ortographią Polską tegoż Kochanowskiego, ręką własną pisaną.

Ortographia tedy Polska Jana Kochanowskiego rzędem obiecadła prowadzi się tym sposobem, karakterem ukośnym i prostym.

A.

A, trojakie Polacy mają: Pierwsze zową łacińskie, które ma swój znak nad sobą, kreskę z góry na dól wiedzioną od prawej ręki ku lewej, jako żádny, to jest niecudny. Drugie zową swojem, to jest, polskiem, którego znak jest kreska także nad nim, ale od lewej ku prawej ręce, jako żàdny, to jest, nikt. Trzecie zowiemy ciężkiem, które ma kreskę przez się jako porządny. To ostatnie zawżdy swym znakiem znaczyć trzeba; dwoje pierwsze jeno w ten czas, kiedy słowo jednako się pisze, a za różnej tej istej litery wymawianiem, różny ma i wykład, jako się tam wyższej ukazało w tem słowie żádny a żàdny. Czasem też dla dobrych rymów te znaki są dobre.

B.

B, dwoje: pierwsze nie jest nic różne od łacińskiego, jako ślub, to jest przyrzeczenie. Drugie — nasze własne, a to kreskę ma nad sobą, a iż się rzadko trafia, nie wadzi nic, że zawżdy znaczone będzie, chociaby też słowo żadnej różnice około wykładu nie miało.

C.

C, troje: pierwsze z łacińskiem jedno, jako nic: drugie z kreską jako, nić: trzecie z przydaniem tej litery, z, jako, czeladź. Ale o tych pierwszych dwu chcę powiedzieć na końcu, gdzie o wszytkich literach, które się kolwiek na dwoje albo na troje dzielą, będę mówił.

D.

D, jedno, jako drab, dąb.
Dz, troje: pierwsze, gdy piszem: wiedz, to jest bądź pewien: drugie z kreską, jako wiedź, to jest za rękę, abo za cokolwiek; trzecie z kreską na dole.

E.

E, troje: pierwsze równe łacińskiemu, a to ma kreskę nad sobą, jako i łacińskie a, jako w tem słowie: Panie, Domine. Drugie nasze, jako tu, panie, dominae. Ostatnie z kreską albo z ogonem, jako to, uczynię. A w pisaniu tych wszytkich tak sie zachować, jako sie i o pierwszej literze mówiło: to jest, aby znaki na żadnym nie były, chyba gdzie trzeba dla przyczyny powiedzianej; wyjąwszy to ostatnie, które zawżdy swe piątno ma nieść.

F.

F, jedno, jako farba.

G.

G, także; chyba to powiedzieć trzeba, że go Polacy nie używają na dwoje jako łacinnicy, ale tylko w jedno, jako tu: garniec. Jedwab przez i, nie przez, g.

H.

H wedle gramatyków nie jest litera. Polacy kiedy chcą wymówić greckie, X, tedy piszą, ch, jako: chwalą, chwilą.

I.

I, Polacy używają, jako i łacinnicy, i miasto vocalisza, jako: nigdy; i miasto consonantem, jako: Jan; do diftongu mem zdaniem snadniejsze ypsylon, jako: móy, day, albo daj, mój.

K.

K, jedno: kokosz, kur.

L.

L, dwoje: jedno łacińskie, które tak pisać: ladaco, lód, wilk, ktokolwiek. Drugie barbarum, które tak pisać: kłótka, łaskawy, łakomy.

M.

M, dwoje: pierwsze jako tu: dom; drugie z kreską, jako to: uskroni.

N.

N, dwoje także i z tymiż znaki: dzwon, skroń, schroń się, etc.

O.

O, dwoje: jedno łacińskie bez znaku, jako tu: oko; drugie grubsze z znakiem jeśli trzeba, jako wósk, na wosku wycisnąć, albo na wózku jechać.

P.

P, dwoje: jedno proste jako: łup, to jest korzyść; drugie z kreską: łup’, to jest drzyj.

Q.

Q, rzadko, albo nigdy nie używamy, jako: kwaśny, abo quaśny.

R.

R, jedno.

RZ, albo, rz, jedno jako tu: wierzę, wierz.

S.

S, troje: pirwsze jako i łacińskie, jako to: Samson; drugie z kreską, jako w tem słowie: oś, po łacinie axis. Trzecie piszem — sz, jako tu: szacunek. Ale to chcę przydać, iż się często w polskim języku trafia, że po s, idzie, c, a ty obiedwie literze mają z sobą jakąś spólność, bo się trojako obie wymawia, i pospolicie którym sposobem c, się wymawia, tymże też i s, jako tu: sczęśliwy, sczodry, ścisły, miłość, na desce etc. Tedybych chciał dla skromnego pisania, aby tylko c, się znaczyło, tam gdzie się znaczyć ma, abo które tego potrzebuje, a s, aby się już z niego znaczyło, ponieważ to przyrodzenie mało nie wszędy mają, że jako brzmi poślednie tak i przednie; nie pisać tedy: szczodry, ale: sczodry etc. Kilka słów się najduje, które się pod tę regułę nie podają, jako to mieśce (nie podoba mi się miejsce, jako piszą), bo już inaczej, s, brzmi, niszli, c; mówiem też abo: dwie grusce, abo dwie gruszce, pięście, albo pięszcie, ale i tu jest już insza różnica.

T.

T, jedno: a po, th, w polskim języku nic, chyba gdzie greckie słowa: Thetis.

V.

V, abo vokalisz, abo consonans: kiedy consonans dwojako się pisze: naprzód prosto: w radzie, władnie; drugi raz z kreską, jako ułow’ ryb.

X.

X, mało używamy; rychlej miasto niego, ks. a jako, s, trojako, tak, iks, trojako mówiemy. Wszakże mało nie lepiej pisać: xiądz, xini, axamit, niżli przez ks; kszykać, to lepiej tak jako się tu napisało, abo znak jaki dać, jako i inszym.

Y.

Y, nie jest dwoje i, jako w szkołach źle zwać uczą, ale ypsylon greckie; o jego naturze na końcu powiem.

Z.

Z, troje: pierwsze jako to: zamek; drugie z kreską na wierzchu, jak tu: mroźno; trzecie z kreską przez pół[814], jako tu: żyweś. Z, kiedy jest praepositio, nie łączyć go z słowem, ale je rózno kłaść, jako: z izby.

Jana Kochanowskiego przestroga około tych liter:

i, y, b, c, dz, l, m, n, p, s, z.

Ty dwie pierwsze literze, małą samy między sobą różność mają z przyrodzenia, ale między inszemi literami, jako my Polacy dziś piszem, wielką odmianę czynią, a zwłaszcza między temi, które są wyższej napisane, a mianowicie które się kolwiek na dwoje abo na troje dzielą, mówię ex consonantibus. Bo kiedy przed nimi idą, odmieniają się każda w swą naturę, że inaczej brzmieć muszą kiedy po którym, y, idzie, a inaczej kiedy proste i, jako to na tem miejscu, kiedy rzekę: baby, to jest, stare żony, a babi, co po łacinie obstetricatur — już tu inaczej b. brzmi a inaczej tam, bo naprzód jest b, własne łacińskie, a tu jest owo, co kreskę miewa nad sobą, którego też i łacinnicy nie inaczej używają, jeno jako i my, kiedy po nim idzie ten vokalisz i, jako w tem słowie: bilis, tibi. A to, co mówię o tej literze, b, toż służy tym wszytkim wyższej napisanym, które się na dwoje, abo na troje dzielą. Kiedybyśmy tedy własną różnicę między b a b’, obaczyli, także i między c, a c[815], s, a ś, etc., tedyby w tej mierze nie potrzeba było tej litery y. Ale raczej niżby tak wiele tych znaków było, niechaj po jednym b, jedno i, chodzi a po drugim y, bo jednak tej różnicy niemasz w żadnych inszych vokaliszach, chyba w tych, a gdy się na końcu też trafi, jako skub’, łup’ etc. albo w pojśrzodku, jako poświątne, ktokolwiek. Gdzie tedy po c, abo po s, abo po z, idzie ta litera i, tam już nie trzeba kreski żadnej na nie kłaść, bo ta ista kreska, kto się dobrzy przypatrzy, nic inszego nie znaczy jeno to iste i, które gdy się napisze podle niego, już go na wirzch kłaść nie będzie trzeba, jako w tej mierze, ani na b, ani na l, kładą, gdy po nich idzie i, jako tu: biedny, lieniwy, piesczony, etc.
Dla skromniejszego pisma wedle tych liter cz, d, dż, r, t, ż, kiedy się trafi pisać i, albo y, raczej to małe i, chybaby się komu inaczej zdało: rim albo rym, wszytko za jedno: dim albo dym także; wszakże jakom powiedział, dla skromniejszego pisania wolę to iste i.
Piszą też niektórzy te panie, hae dominae, albo ty panie; ja to poślednie wolę, ale żeby się przez ypsylon pisało jako tu stoi, a ti, po łacinie tu, przez i, i dla różnice tylko wykładu, boć oboje jednako brzmi.
Każde cudzoziemskie swoją orthographią, jako greckie grecką, łacińskie łacińską, etc.

Obiecadło wedle Ortographiej Pana Kochanowskiego tak idzie:

A a à á ą b b’ c ć cz d dz dź dż é è ę f g h ch i j k l ł m m’ n ń o ò ó p p’ q r rz s ś sz t u w w’ x y z ź ż.








SPIS RZECZY W TOMIE II-gim.



PIEŚNI: Str.
Księgi pierwsze ............. 3
Księgi wtóre ............... 43
Pieśń (Czego chcesz od nas, Panie) ....... 97
O ŚMIERCI JANA TARNOWSKIEGO .......... 99
PAMIĄTKA Janowi hrabi na Tęczynie ......... 109
FRAGMENTA albo pozostałe pisma:
Dedykacya J. Januszowskiego J. Firlejowi ..... 123
Wszystkie fragmenta poetyckie ........... 129
POEZYE PRZYPISYWANE J. Kochanowskiemu:
O zburzeniu Sodomy .............. 165
Nagrobek Helżbiecie Pisarskiej ........... 168
PISMA PROZAICZNE:
Wzór pań mężnych ............ 173
Wróżki .................. 183
O Czechu i Lechu historya naganiona .... 211
Wykład cnoty ............... 219
Iż pijaństwo jest rzecz sprosna
a nieprzystojna człowiekowi
.......
225
Apophtegmata ............... 233
Przy pogrzebie rzecz ............ 245
LISTY Jana Kochanowskiego:
List do Stanisława Fogelwedera .......... 251
List dedykacyjny do Jana Zamoyskiego ....... 255
ORTOGRAFIA POLSKA Jana Kochanowskiego ....... 259








DOSTRZEŻONE OMYŁKI DRUKU.




TOM II.

Stronica wiersz wydrukowano: zamiast:
4 — 19 od góry próżnych próznych
20 2 przedemną przede mną
21 2 od dołu rówien rówień
23 — 17 od góry odnośnik 2) winien być przy wyrazie: znam
38 5 od dołu
(odnośnik 2)
Stryjbowski Stryjkowski
102 — 26 od góry piekiełne piekielne
114 — odnośnik 2) usadowiony usadowioną
251 — odnośnik 1)
wiersz 6
lateinische lateinischen










  1. przekład ody 24, księgi III Horacego.
  2. pożyć kogo lub czego = pokonać kogo, co.
  3. koczujących.
  4. u Horacego: Scythae.
  5. Getowie, u Rzymian Dakowie (Daci), plemię pochodzenia trackiego.
  6. wspólne.
  7. będące wspólną własnością.
  8. w staropolszczyźnie: rządzić kogo, co.
  9. dopełniacz liczby pojedyńczej.
  10. ukrócić.
  11. występki.
  12. kraje gorące.
  13. przejęte.
  14. zniewieściałość.
  15. malowanych.
  16. czas teraźniejszy, z przyrostkiem ć.
  17. zbywa.
  18. to jest takiemu, któremu się nie wiedzie.
  19. w części — podług Horacego (ody siódmej i dwunastej, księgi IV).
  20. wyżej (wyszej od pierwiastka wys).
  21. jak należy.
  22. prawdziwego.
  23. zupełnie.
  24. altaną.
  25. przekład ody 21, księgi III Horacego.
  26. malowany.
  27. bez.
  28. nie chybiająca.
  29. choćby.
  30. choćbyś.
  31. wysokie grody = starostwa.
  32. w krótkim czasie.
  33. nieprzejednana.
  34. byś odebrał, co ci ludzie winni.
  35. pozostanie.
  36. to jest skarbiec.
  37. będzie mył.
  38. przekład ody Horacego do Galatei (III, 27); Kochanowski opuścił trzy pierwsze i dwie ostatnie zwrotki oryginału.
  39. podróż.
  40. liczba podwójna.
  41. czy na jawie?
  42. widziadła senne.
  43. nalega na ciebie.
  44. utrzyma.
  45. pospolite, zwykłe.
  46. niewidocznie.
  47. w nadziei (plonu).
  48. karz.
  49. postanowił, zrządził.
  50. szmaragdem.
  51. szczęśliwym byłbym, gdybym korzystał z tego (z twej pięknej duszy w pięknym ciele) tak, że nie omyłiłbym (Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku — winno być: omyliłbym.) się, iż niema niczego lepszego.
  52. zwrotka z Horacego, ody 29, księgi III.
  53. kończy.
  54. podlegamy jej prawom.
  55. nie zdoła tego odgadnąć.
  56. jednać sobie.
  57. w małym statku
  58. trzy ostatnie zwrotki również z Horacego (Oda 29, księga III).
  59. powrotne, wracające się.
  60. księżyc z odmianami światła.
  61. Krakusa.
  62. zdradza.
  63. Przemysław.
  64. to jest Leszek II, który pozyskał tron, pokonawszy współzawodnika w gonitwie konnej.
  65. zupełnie.
  66. nabrała otuchy.
  67. Kazimierz I.
  68. Biały i Czarny.
  69. Łokietek.
  70. Warneńczyk.
  71. wielu.
  72. Zygmunt August.
  73. nie oddaje.
  74. staropolski wyraz opiek = opieka.
  75. przekład ody 23, księgi I Horacego.
  76. jakoby.
  77. choćby.
  78. bodajby się nie cieszył trwale.
  79. bodaj odchorował.
  80. pieśń ta napisana na noclegu obozowym podczas wyprawy Zygmunta Augusta w roku 1568 do Radorzkowic za Wilno, skąd miała wyruszyć do Moskwy.
  81. dopełniacz od rówien.
  82. powstała.
  83. Starodub — twierdza w województwie czernihowskiem, zdobyta przez Jana Tarnowskiego w r. 1535.
  84. powierzony.
  85. nie mogła sprostać.
  86. przekład (w znacznej części) ody dziewiątej, księgi I Horacego.
  87. ślubi = nie ręczy.
  88. widzę.
  89. czas śmierci.
  90. przekład ody I, ks. III Horacego (z opuszczeniem pierwszej strofy).
  91. nie da się wyprzedzić.
  92. Penelopa, żona Ulissesa.
  93. pozazdrościła.
  94. Parys.
  95. do szczętu.
  96. ostatecznie.
  97. bez dzięki, koniecznie, gwałtem.
  98. pierwszeństwo.
  99. zmożesz.
  100. lekarstwo na wymioty dawane ptakom myśliwym.
  101. zwrócił.
  102. głodują, gryzą.
  103. oszaleć z mózgu = stracić rozum.
  104. w starej polszczyźnie często używano formy: porwan, porwon, porwoneś, parwonaś, porwoniście. Używano jej z celownikiem: dyabłu, katu, śmierci, co znaczy: niech go dyabeł, kat, śmierć porwie.
  105. zabita śmierć = zabójstwo.
  106. muszkietów.
  107. Żadny = w starej polszczyźnie znaczyło: szpetny; nieżadny = nieszpetny.
  108. wagant = głos w śpiewie nie należący do żadnego z czterech głównych.
  109. porównaj Fraszki: Na Barbarę (Księgi pierwsze) i Do dziewki (Księgi wtóre).
  110. szalić kimś = odbierać komu rozum.
  111. Szkoty, kupcy (Szkoci osiedlali się u nas bardzo licznie w XVI wieku, zajmując się handlem i rzemiosłami. Wskutek tego wyraz szot oznaczał kupca).
  112. niezupełnie.
  113. ostatnie dwie zwrotki — naśladowane z ody 15, księgi III Horacego.
  114. Horacyuszowskie: dulce est desipere in loco.
  115. to jest sąsiadowi.
  116. od trzeźwi, ia, wie.
  117. (pijcie).
  118. kto nie może zdecydować się prędko na wesołość, dobrą myśl.
  119. jutro (podobnie: o północy, o godzinie i t. d.)
  120. porzuć, zaniechaj.
  121. naślad. ody 10, księgi III Horacego.
  122. tutaj.
  123. niegdzie; forma stopnia wyższego.
  124. nieużyte.
  125. chętnie.
  126. Eumenidy, Furye.
  127. zmiękczyły.
  128. gdyby.
  129. nieborak.
  130. na swoje złe.
  131. po swej woli.
  132. stateczność.
  133. pieśń w duchu Horacego.
  134. ostatek należy się wesołości.
  135. wolny od przygany
  136. znikomość.
  137. gdyby.
  138. ustąpiwszy z głowy.
  139. mowa tu zapewne o skrzyni żelaznej na pieniądze, wożonej w r. 1511 przez kupców augsburskich, Fuggerów, którzy na mocy umowy z papieżem Juliuszem II jeździli z jego bulami po Europie i zbierali pieniądze na budowę kościoła św. Piotra. Stryjbowski (księga 23, rozd. 6) nazywa ich Fogarami albo Fokierami.
  140. w pierwszych 24 wierszach poeta naśladuje elegię 16-tą, ks. I Propercyusza; reszta pieśni to przekład tejże elegii.
  141. nie odebrała.
  142. młotki na drzwiach, t. j. kołatki.
  143. głowica = rękojeść miecza, gałka u laski.
  144. podle nocy czyli co noc.
  145. w znaczeniu: futryn (podwój, l. m. podwoje).
  146. nieznośne.
  147. oby.
  148. przeminęło.
  149. choćby.
  150. pozwalała.
  151. Genezę tej pieśni wyjaśnia artykuł w „Ateneum” 1876. Tom I.
  152. już wyszła z brzegów.
  153. opamiętaj się.
  154. w pierwszem wydaniu tej pieśni (prawdopodobnie z r. 1558) zamiast strofy ostatniej jest takie zakończenie:
    Lecz to nam dawno Bóg obiecał z nieba,
    Że się takich wód bać już nie potrzeba;
    Dziękujmy Jemu już z prawego serca
    Za dobrodziejstwa.
  155. celownik liczby podwójnej.
  156. oszczędny.
  157. ciemności śmierci.
  158. skarbce.
  159. wyżej.
  160. przekład ody 16-tej, ks. III Horacego (z pewnemi zmianami).
  161. psów.
  162. Filip.
  163. skarbcu.
  164. przybywa.
  165. związków.
  166. wystrzega się.
  167. żyzne wybrzeża u ujścia Wisły.
  168. zysku.
  169. pieśń napisana z powodu napadu Tatarów w r. 1575 na Podole, skąd uprowadzono 55,000 jeńców, nie mówiąc o zabitych oraz bogatych łupach.
  170. kotarha — wyraz tatarski, oznaczający namiot pilśniowy; stąd pochodzi kotara.
  171. mowa tu o ucieczce Henryka Walezyusza.
  172. nie narzuca.
  173. dopełniacz od formy rzeczownikowej = małej rzeczy.
  174. talary.
  175. poemat utworzony według Horacego (księga I, oda 24) a napisany prawdopodobnie na śmierć Zofii Odrowążówny ze Sprowy, która była najpierw żoną kasztelana wojnickiego, Jana Krzysztofa Tarnowskiego a potem Jana Kostki, wojewody sandomierskiego.
  176. Melpomena.
  177. tęsknych.
  178. to jest napoju zaczerpanego z rzeki Lety.
  179. spalone.
  180. liść.
  181. pieśń z czasów bezkrólewia po ucieczce Henryka Walezego.
  182. nie z północy lub południa.
  183. skłoni.
  184. rokosze.
  185. według Plenkiewicza, jest to aluzya do odbytej w ten sposób elekcyi po śmierci mitycznego Przemysława, złotnika (Kronika Kadłubka, ks. I).
  186. bardziej rączemu.
  187. forma przysłówkowa = ostatni raz.
  188. straci.
  189. naślad. ody 3-ciej, ks. II Horacego.
  190. górą.
  191. przezroczystym.
  192. nie dojrzeje (t. j. nie nadejdzie).
  193. następca, potomek.
  194. posiądzie.
  195. do łodzi Charona.
  196. idzie za ciałem.
  197. odmawia innym, czego sama nie posiada.
  198. nie ma wady.
  199. pukać się, spukać się = pęknąć, pękać się.
  200. jadami.
  201. dwie ostatnie strofki wzięte z Horacego, oda 2-ga, księga III.
  202. pieśń napisana po zawarciu (r. 1582) z Iwanem Groźnym traktatu, zapewniającego Polsce Inflanty i Połock. (Przypis własny Wikiźródeł Przypis błędny — pieśń ta została opublikowana już w 1580 jako pierwsza w zbiorze Piesni trzy Iana Kochanovvskiego, O wzięciu Połocka, O statecznym słudze R.P., O vczciwey małżonce wydanym w Warszawie przez Walentego Łapczyńskiego w drukarni latającej Mikołaja Szarfenbergera).
  203. władca.
  204. od: rówień, ia.
  205. ważna to rzecz.
  206. usprawiedliwić.
  207. jeśliś trwożliwy, nie odgrażaj się zuchwale.
  208. komu się pierwszemu kłaniać. Szłyk — w starej polszczyźnie: czapka spiczasta. Poselstwo Iwana Groźnego, po przybyciu do Krakowa 1579 roku, żądało, aby król, przyjmując je, powstał z tronu i zdjął czapkę.
  209. pokazuje rogi.
  210. dawny miejscownik liczby mnogiej.
  211. ochronić.
  212. bramy.
  213. umierz nad sobą panować.
  214. pieśń ta stanowi również jeden z chórów w „Odprawie posłów greckich”.
  215. dać sprawę, rachunek.
  216. winnemu.
  217. wynijść, wyjść.
  218. grafem.
  219. w złotogłowach, w złotogłowiu.
  220. używa jednej z drugim na przemian.
  221. mowa o przygodzie Marsa z Wenerą, których Wulkan schwytał na schadzce i nakrył ich siecią.
  222. słuszna rzecz.
  223. niepowrotny.
  224. zbytkownych.
  225. mięta.
  226. obdarzony.
  227. liczyć na co, polegać na czem.
  228. przekład (nieco zmieniony) ody 11, ks. III Horacego.
  229. bramy.
  230. Danaidy.
  231. beczkę bez dna.
  232. mężów własnych.
  233. ciemności.
  234. forma przysłówkowa = po bydlęcemu.
  235. jako przystoi.
  236. poeta zwraca się do przyjaciela swego, Piotra Myszkowskiego, biskupa krakowskiego, u którego bawił w gościnie.
  237. liczba podwójna.
  238. drobnych.
  239. starczy, nie brak.
  240. t. j. i ślub dać i rozwód.
  241. liczba podwójna.
  242. naśladowanie 172 sonetu Petrarki.
  243. żyję.
  244. przekład ody 32-ej, księgi I Horacego.
  245. żwawy, dzielny.
  246. t. j. Kupidyna.
  247. liczba podwójna.
  248. m dodane dla rymu.
  249. pora przyjazna.
  250. przygoda (occasio) u Rzymian miała długie włosy na przedzie, tył zaś głowy goły; chciano przez to oznaczyć, że kto nie korzysta z chwili i nie chwyta okazyi za włosy, ten już jej nie schwyci, gdy się od niego odwróci.
  251. przekład ody 20 księgi II Horacego (z pewnemi zmianami).
  252. zbyt odważnego.
  253. łabędź.
  254. północne gwiazdy.
  255. odmiennego.
  256. zbytecznym.
  257. psalmów.
  258. wstępuje w znak Raka (to jest w drugiej połowie czerwca).
  259. narzędzia muzyczne, podobne do dud.
  260. bylicą (ziele obrzędowe przy Sobótkach).
  261. od innych.
  262. ojcowski obyczaj.
  263. czynią szkodę (od kazić).
  264. od sąsiada (sąsiadka).
  265. raźniejszy.
  266. czyżby też tej tu nie było.
  267. forma przysłówkowa = inaczej.
  268. otóż.
  269. odwdzięczyć się.
  270. czynić.
  271. sprzyja.
  272. czuwaj.
  273. zawstydzić, zdradzić.
  274. celownik przyczyny, używany w starej polszczyźnie.
  275. dowcipnego.
  276. kara średniowieczna za mniejsze przewinienie, polegająca na tem, że skazany musiał ciągnąć na powrozie kota przez rzekę.
  277. ośmiel się zbliżyć, nie wstydź się.
  278. t. j. okrywa się śmiesznością, chociaż nie uległ tej karze.
  279. kto cię wykierował na błazna.
  280. t. j. żeś na taką karę zasłużył.
  281. t. j. spryt, przebiegłość.
  282. dziś: strzeż się.
  283. w zgromadzeniu.
  284. t. j. kto kogo przemoże: kot chłopa, czy chłop kota.
  285. t. j. myślenie o ukochanym.
  286. chęcią, skłonnością.
  287. swoją chęcią t. j. weźmiesz miłość moją, a oddasz mi swoją.
  288. gdyby.
  289. zaiste.
  290. t. j. postępować.
  291. urazić.
  292. przechera, przebiegły, szalbierz.
  293. w miarę, sumiennie.
  294. pękają.
  295. przyda się.
  296. młodsi.
  297. w ostatku, w końcu.
  298. Boga jeno chwalić.
  299. nie przeszkodzą, nie przegrodzą.
  300. szron, mróz.
  301. kora z wierzby lub brzozy.
  302. utajony.
  303. porów. Owidyusza Metamorfozy V w. 438—686 o przemianie Filomeli w słowika.
  304. stało się zgubą.
  305. na płótnie.
  306. doniesienie.
  307. nieświadomy.
  308. dziś: wety.
  309. t. j. Tereusz, który w micie o Filomeli został przemieniony w dudka.
  310. Prokne, przemieniona w jaskółkę.
  311. Filomela.
  312. odkąd żyją.
  313. wypadłoby mi płakać.
  314. otóż.
  315. upadek.
  316. ażebyś.
  317. prócz tego.
  318. zgromadzeniu.
  319. dopełniacz częściowy.
  320. liczba podwójna.
  321. wydatne.
  322. prawdziwie.
  323. rozmowie.
  324. schutniejszą = godniejszą kochania.
  325. niż na piędź, o piędź.
  326. t. j. obrońca.
  327. t. j. żołnierze.
  328. zagadki trudne do rozwiązania.
  329. pląsy.
  330. rodzaje tańca.
  331. siatkę.
  332. zasadzkę.
  333. strofa ta znajduje się również dosłownie w Pieśniach II, 2.
  334. od sprzątania; dziś: skrzętna.
  335. t. j. z łańcucha, powroza.
  336. nawykają.
  337. nienaruszone.
  338. w pieśni tej jest kilka ustępów naśladow. z Horacego Epod. II.
  339. z biernikiem, na wzór składni łacińskiej (dziś: swojem).
  340. znaczenie tego wiersza niejasne: albo poeta mówi „nad Ciebie nie ma nikogo, komu byśmy właściwiej ofiary składać mogli”; albo też wydrukowano tu błędnie Cię zamiast nie (t. j. serce).
  341. której nie można obejść.
  342. spalone.
  343. powszechnej straty.
  344. miejscownik od Moskiew (W. Księstwo Moskiewskie).
  345. malym.
  346. pożyteczny.
  347. t. j. Oceanu Atlantyckiego.
  348. nie zmogła.
  349. polegać na tem.
  350. odrodzić się od ojca.
  351. przeznaczył.
  352. nie zgnębiło.
  353. liczba mnoga od wiece.
  354. termin.
  355. Syzyfowy.
  356. w które wpleciony był Iksyon.
  357. pod tym warunkiem.
  358. forma skrócona dla miary wiersza.
  359. czyżby.
  360. w postępkach.
  361. mówiącego.
  362. jako wygnaniec.
  363. usilnie.
  364. biernik.
  365. pośpieszna.
  366. tak w czasie pokoju, jak i na wojnie.
  367. znakomici.
  368. Jędrzej Tęczyński odznaczył się w bitwie pod Grunwaldem.
  369. Jan i Andrzej Tęczyńscy wyruszyli z Władysławem do Węgier.
  370. odrodzić się od nich.
  371. niezupełnie.
  372. popierać czego; dziś: kogo, co.
  373. obraneś = obran jesteś.
  374. rodu.
  375. przeznaczenie.
  376. pokonać.
  377. Aryadna.
  378. jakąż to.
  379. doprowadzoną do szaleństwa.
  380. bardzo odważny.
  381. Krępak = Łomnica, jeden ze szczytów Tatr.
  382. dzisiaj: porównać się z kim.
  383. celownik liczby podwójnej.
  384. chociażby.
  385. razem.
  386. kotwicę.
  387. oglądać będziesz.
  388. zamysły.
  389. pocisk.
  390. dziś: Wilejka.
  391. od wieków usadowiony.
  392. króla.
  393. dla, z powodu.
  394. w wydaniach późniejszych: cierpliwemi.
  395. właśnie.
  396. przeznaczone, wskazane.
  397. mowa tu o Katarzynie Jagiellonce, żonie Jan, księcia finlandzkiego a brata króla szwedzkiego, Eryka.
  398. pożądany.
  399. niezapomniane.
  400. przedsięwziąłeś, zająłeś się swemi sprawami.
  401. doprowadził do skutku.
  402. przemocą, gwałtem.
  403. pęd, bieg.
  404. Gdańska.
  405. powoli.
  406. gdy.
  407. kapitan okrętu.
  408. na głos.
  409. delegat.
  410. przewidywał.
  411. jeżeli to nie są one.
  412. miejmy się na baczności.
  413. zanim.
  414. na chwilę.
  415. gorączka.
  416. obym.
  417. żywotem, życiem.
  418. synowej.
  419. parki, z których dwie przędły nić żywota a trzecia przecinała to pasmo.
  420. niepohamowany.
  421. niespokojne.
  422. a nuż.
  423. kładzie się, upada.
  424. uwróć = zwrot, nawrot pługa po przeoraniu skiby.
  425. burz.
  426. brodzić jak bóbr w wodzie, w błocie.
  427. widocznych.
  428. skłonny do rozrzutności.
  429. dokazać tego, ugodzić w to.
  430. dawniej: rzędzić kogo, co; dziś: rządzić kim czem.
  431. odpocząć.
  432. przekład elegii Symonidesa z Keos.
  433. póki trwa kwitnąca młodość.
  434. widoczny.
  435. z jego rozporządzenia.
  436. patrz „Na XII tablic ludzkiego żywota”, gdzie ten dwuwiersz został powtórzony.
  437. jeśliby.
  438. wydarzyło.
  439. znosili.
  440. nie utyskiwali.
  441. boski wyrok.
  442. zdzierać się z czego = wydzierać się, wyłamywać się.
  443. późniejszy, pozagrobowy.
  444. zrana.
  445. ustali.
  446. schodzone, stare.
  447. stare, wytarte.
  448. wiek pokryty szedzią tj. szronem.
  449. córki Peliasza (patrz Owidyusza Metamorfozy ks. VII).
  450. w nadziei, że po ziołach zachwalonych ożyje.
  451. Medea.
  452. nie rzekąc.
  453. nie da się wyprzedzić.
  454. jutrzence, gwieździe porannej.
  455. dorównam dobrym mistrzom.
  456. zgonie.
  457. w sześćdziesiątym roku życia.
  458. czemu go nie uchronił od ślepoty.
  459. pozbawił wzroku.
  460. tęż samą tj. Helenę.
  461. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku — winno być: ozdobę.
  462. ozdobił.
  463. olbrzym.
  464. biadaż mi z tobą.
  465. żeś mu wzajemna.
  466. kara średniowieczna, narażająca na śmieszność (zobacz objaśnienie przy „Pieśni o Sobótce”, Panna III).
  467. a oto.
  468. domu ojcowskiego.
  469. matkę postradałam.
  470. dziś: trzeźwy.
  471. twierdzić to będę zawsze.
  472. łącząc.
  473. niezdobyte.
  474. słonecznikiem.
  475. nieugiętem.
  476. nie naznaczać.
  477. za dni dzisiejszych.
  478. prześcignęła.
  479. nie zjawiła się.
  480. naślad. Propercyusza ks. III, eleg. 23.
  481. śniegowi.
  482. chęć.
  483. z przekonaniem.
  484. oddany całkowicie.
  485. pochylona ku zachodowi.
  486. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku — winno być: ARCYBISKUPA.
  487. wiersz napisany do Uchańskiego.
  488. podarek z jarmarku.
  489. bułkę podłużną (kukiełkę).
  490. garnki.
  491. ostrze pługa.
  492. ład.
  493. dotrzymaj obietnicy.
  494. cenimy.
  495. Mikołaj Firlej, mąż słynny z nauki i krasomówstwa, wojewoda lubelski.
  496. prawdziwie.
  497. nie odrodził się.
  498. chlubne, zaszczytne.
  499. niejeden zajmie się czem innem.
  500. ten sam wiersz pomieścił poeta we Fraszkach (księgi I) p. t. „Na młodość”.
  501. słabszego.
  502. nie zapierały.
  503. wiersz ten oraz następny znajdują się we Fraszkach (księgi I).
  504. szydź.
  505. domagał się.
  506. wejścia.
  507. uczynił zadość swemu zadaniu.
  508. Władysławie.
  509. chęcią, życzliwością.
  510. chudy pachołek.
  511. dostojnik.
  512. okazyą.
  513. chociaż nie jestem wojewodą.
  514. owocom mej pracy.
  515. czy ty.
  516. budzi we mnie wątpliwość.
  517. nie odrodził się od ojca.
  518. pamięć.
  519. przewidywał.
  520. tego dokazał.
  521. w całości.
  522. nagrodził Bóg za szkodę (stanąć za co = nagrodzić).
  523. zobacz „Pamiątkę Janowi Tęczyńskiemu”.
  524. mimo.
  525. nie stań się wyrodnym synem.
  526. niżbyś.
  527. wiersz napisany z powodu śmierci Anny z Sobków, żony Krzysztofa Radziwiłła.
  528. niewielki.
  529. postanowił.
  530. następuje.
  531. abym legł w grobie prędzej, niż ty.
  532. usposobioną.
  533. los.
  534. pozbawiło.
  535. nieposkromione.
  536. małej.
  537. krzepiąc.
  538. do Olbrachta Łaskiego, wojewody sieradzkiego.
  539. Pieśń tę odnalazł Bronisław Chlebowski w kancyonale protestanckim, znajdującym się w bibliotece uniwersyteckiej w Warszawie. Przypisuje jej autorstwo Janowi Kochanowskiemu (Pisma, tom II str. 24—32), pomimo zastrzeżeń A. Brücknera, który sądzi, że „pieśń ta naśladuje tylko pieśń o Potopie, biorąc pochop z pogromu tatarskiego 1575 r. i do Kochanowskiego się nie odnosi” („Książka”, miesięcznik bibliogr. 1906, str. 5). Według B. Chlebowskiego, pieśń „O zburzeniu Sodomy” pochodzi prawdopodobnie z r. 1551.
  540. mowa tu o wypalaniu suchych traw na wiosnę dla przygotowania roli do uprawy i zasiewu (B. Chlebowski).
  541. Autorstwo nagrobka tego Karol Łepkowski przypisuje J. Kochanowskiemu („Rocznik Filarecki” 1886 i przedruk w № 1026 „Kłosów”, wydanym w 300-ą rocznicę zgonu Kochanowskiego). Nagrobek Pisarskiej znajduje się na pomniku w kościele, we wsi Rudawie, pod Krakowem. Poprzedza go napis: „Tu leży urodzona Helżbieta Pisarska z Giebułtowa, która mając wieku lat 56, z tym światem rozłączona w roku 1576, dnia 20 marca”. Podobieństwo z niektórymi wierszami Trenów (X i XIII) tłómaczy Łepkowski w ten sposób, że „skoro Urszulka umarła w r. 1579 — więc wiersze ku pamięci Pisarskiej, wcześniejsze, o z roku 1576, z Trenów wyjęte być nie mogły”; należy przeto przypuścić, że poeta, opłakując tak rzewnie stratę córki, nie mógł w jej nagrobku używać słów cudzych. Na jedną tylko okoliczność nie zwrócił uwagi znakomity badacz, a mianowicie, iż nagrobek dla Pisarskiej mógł być wmurowany w wiele lat po jej śmierci, a więc i po śmierci Urszulki t. j. iż autorem napisu mógł być naśladowca Kochanowskiego.
  542. zajmuje.
  543. wyprzedzenie.
  544. uczonego.
  545. Leone Abarbanel wydał w r. 1502 „Dialoghi di amore”.
  546. podług Plutarcha „Ginaikôn aretai”.
  547. Galatów.
  548. nakłaniany.
  549. wykupić ją.
  550. przewozić.
  551. tj. mąż.
  552. podług Plutarcha „Erotikai diogeseis”.
  553. zasięgnąć rady.
  554. pozazdrościło.
  555. według Plutarcha „Ginaikôn aretai”.
  556. pierwszeństwo.
  557. kazała go wezwać.
  558. rzekomo.
  559. według Plutarcha „Ginaikôn aretai”.
  560. zajął.
  561. lekceważenia.
  562. wyjść.
  563. doznać musiała tego upokorzenia.
  564. według Plutarcha op. cit.
  565. licząc na pobłażliwość.
  566. tyranowy tj. do tyrana należący.
  567. tenże sam.
  568. zniewagę.
  569. klęczącą.
  570. udając się z prośbą.
  571. wróżby.
  572. chociażbym nawet.
  573. lekceważyć.
  574. jednomyślnie.
  575. sławny.
  576. na tem się opierali.
  577. nieokrzesany.
  578. niezupełnie.
  579. obecnie.
  580. rozdzielonem.
  581. „wszelkie królestwo rozdzielone przeciwko sobie, będzie spustoszone”. Ewang. Mat XII, 25 i Łuk. XI, 17.
  582. zasadzają się.
  583. sprzeczne dążności najłatwiej prowadzą do upadku.
  584. pogróżkami.
  585. wprowadzenie w życie uchwał sejmu piotrkowskiego z r. 1562.
  586. dotychczas.
  587. niechęć.
  588. właściwie.
  589. krzyżowców.
  590. ku, względem.
  591. prawdziwa.
  592. ubogiego.
  593. godności, szacunku.
  594. kary.
  595. gdyby kary uniknąć mogli.
  596. gdyby nawet.
  597. należeć na czem = zależeć od czego.
  598. poddane.
  599. w starej polszczyźnie: wzruszać czego.
  600. podrugie.
  601. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – pańską.
  602. wypuścić nam Barabasza.
  603. poemat Kochanowskiego.
  604. dopełniacz od: równien.
  605. namalowane.
  606. Enniusz.
  607. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – że.
  608. mamy się usprawiedliwić, jakby chodziło o karę śmierci.
  609. występkami.
  610. Cezara i następców.
  611. królestwa utrzymują się tymiż samymi środkami, którymi z początku powstają.
  612. kosztowało.
  613. podszycie.
  614. obecnych.
  615. ubogi.
  616. sławy.
  617. w porównaniu.
  618. zepsuciem.
  619. puścić się w zawody.
  620. rzeczoznawcą, sędzią.
  621. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – chciał.
  622. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – którymi.
  623. okupić.
  624. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – że.
  625. stosują się do ciepłoty ciała.
  626. zespolenie.
  627. ciało, według pojęć ówczesnych, składa się z czterech „wilgotności” tj. z krawi, cholery, flegmy, melancholii.
  628. od imać, jąć; imie się = zacznie się.
  629. wyboru.
  630. pogarda praw.
  631. nie wytrwałby.
  632. że chce się mieć dobrze.
  633. bo już dawno doszedł do dobrobytu.
  634. w starej polszczyźnie było; zdrada nad czem (dziś: zdrada czegoś).
  635. wydawanie.
  636. okupiwszy winę darami.
  637. o gdyby.
  638. zmarłą (mowa tu o królowej Bonie).
  639. cześć.
  640. księstwo Baru, należące do rodziny Sforzów.
  641. majątku po matce.
  642. gdybym była chciała, byliby mi i syna sprzedali.
  643. w znaczeniu: zawsze.
  644. ci, co swoje stracili, gdy im zabraknie, sięgają po cudze.
  645. przeprowadzić.
  646. sądzę.
  647. nigdzie.
  648. obmyślili.
  649. podczas bezkrólewia.
  650. tem = przez to (tj. przez ten nierząd).
  651. w Polsce żyje się na los szczęścia.
  652. brać przestrogę z utraty Połocka.
  653. Pytam, jakim sposobem swą rzeczpospolitą tak szybko utraciliście? Odpow.: Pojawili się mówcy nowi, głupi, niedojrzali (Cicero „Cato major”. Roz. 20).
  654. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – chciał.
  655. orator nazywał się w Polsce poseł do dworów zagranicznych.
  656. tj. nie poseł do dworów zagranicznych, ale poseł na sejm.
  657. w starej polszczyźnie było: radzić o co.
  658. wielka liczba lekarzy zabija panującego.
  659. ustalenia.
  660. urządzona.
  661. tj. inowiercy.
  662. mnistir = zalotnik, gach.
  663. pastora ewangielickiego.
  664. muzyka zastosowana do wiersza spondaicznego (którego stopy składają się z dwóch zgłosek długich).
  665. dodał.
  666. zaraziły się tą niezgodą.
  667. nakoniec.
  668. podobne przyczyny wywołują podobne skutki.
  669. to tylko jedno.
  670. wróżbie.
  671. tu krolestwo ulegnie zmianie.
  672. obrady nad sprawą podatku są równie pilne.
  673. że mi do mądrości daleko.
  674. podlegająca zarzutom.
  675. na bezdroża.
  676. nie do uwierzenia.
  677. niekoniecznie, niezupełnie.
  678. znać się do kogo = przyznawać się do kogo.
  679. wywodzą na jaw.
  680. śmiałość.
  681. jednocześnie.
  682. przyjściem.
  683. staropol. liczebnik dwój, dwoja, dwoje.
  684. brali w posiadanie.
  685. sobić się na co = gotować się na co, do czego.
  686. pisarze ówcześni Słowian nazywali — Słowakami.
  687. początku.
  688. zmieścić się.
  689. Baltyckiem.
  690. co się tyczy.
  691. tegoż samego.
  692. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku — winno być: albo.
  693. zaraz.
  694. w dodatku.
  695. nazwą Włach, Włoch pierwotni Słowianie oznaczali Celtów.
  696. Ruś nas przezywają — zdanie zbudowane na wzór łaciny.
  697. znakomity.
  698. niewątpliwie.
  699. pierwotnie.
  700. oprócz.
  701. nawet.
  702. wystrzec się kogo z czego = przestrzec kogo o czem.
  703. wziętości nabywać.
  704. kiedy się stara być miłym w obcowaniu.
  705. przypodobania się.
  706. dla czegoby.
  707. nie do końca = niezupełnie.
  708. rozdzielona.
  709. nie bardzo, mało.
  710. bez obrazy Boga.
  711. zatrudnienia.
  712. postępuje za tobą.
  713. liczba podwójna.
  714. rozumieć czemu = rozumieć co.
  715. słusznie.
  716. jednak.
  717. gwałt zadaje.
  718. niemiło.
  719. zdolność.
  720. rozsądek.
  721. tj. tego wieczoru, gdy byli pijani.
  722. pobłażliwie.
  723. kara boska.
  724. i Bogu nawet nie da spokoju.
  725. brać winę z kogo znaczyło: skazywać kogo na karę pieniężną.
  726. miejscownik liczby podwójnej.
  727. to nic, to fraszka
  728. nieumiarkowanie, zbytek.
  729. na trzeźwo.
  730. nie przeładują się.
  731. naadwątlenie rozumu łatwo powstać może.
  732. zdolności.
  733. urządzenie.
  734. abym nie dbał o wziętość.
  735. zarzucić.
  736. tj. szklanicy.
  737. żarłoki.
  738. abyś.
  739. powinność niesie = powinność wymaga.
  740. dowcipne powiastki. (Od „Apophtegmatów” rozpoczyna Januszowski pośmiertne „Fragmenta” J. Kochanowskiego).
  741. konia tatarskiego.
  742. zarżnę.
  743. spostrzegł się.
  744. liczba podwójna.
  745. niewczesny.
  746. t. j. szklanicy.
  747. probostwo będące w sporze.
  748. t. j. na zgodę.
  749. zaraz.
  750. obstawał przy tem.
  751. od jego zalecenia zależy.
  752. opór stawiał.
  753. odchodzę.
  754. nie dosyć, niebardzo.
  755. za kopę tj. za 48 groszy.
  756. niewczesny.
  757. za.
  758. niewłaściwe.
  759. po rusku.
  760. sałatą.
  761. tj. przed myciem.
  762. nie poufalić się.
  763. kilku.
  764. księże.
  765. nazwa gry w karty.
  766. doprawdy.
  767. przychodzi, a żona itd.
  768. odsłaniać.
  769. o żonę.
  770. zazdrosny.
  771. zdanie, sposób widzenia.
  772. zrobić przytyk.
  773. mowa wygłoszona przy pogrzebie Kaspra Kochanowskiego, najstarszego brata poety (pomieszczona we „Fragmentach” pośmiertnych).
  774. dowieść.
  775. po tym.
  776. wyznać należy prawdę.
  777. określona.
  778. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku — winno być: podobno.
  779. obyczajem.
  780. List ten (jedyny, jaki ocalał z korespondencyi poety) wydrukował (z podobizną) Włodzimierz Stanisław Plater w I tomie swego „Zbioru Pamiętników”. Warszawa, 1858. Pomieścił go również Rafael Loewenfeld w swej pracy „Johan Kochanowski und seine lateinische Dichtungen” Poznań, 1877.
  781. Stanisław Fogelweder, kanonik krakowski, archidyakon warszawski i proboszcz miechowski, sekretarz króla Zygmunta Augusta, jeździł z legacyą do Hiszpanii.
  782. ja, który niegdyś prawie każdego tygodnia kuryera do ciebie do Warszawy posyłałem.
  783. takich, co mi się nawiną.
  784. jak to się dzieje, Mecenasie, aż mi serce zadrgało z obawy.
  785. uniesiony.
  786. wymagają obecności.
  787. gdy to zamierzam.
  788. pragnę wiedzieć, co sądzisz.
  789. ty jeden masz do niego wstęp i łatwą sposobność (cytata z Eneidy Wirgiliusza, ks. IV, wiersz 423).
  790. cóż bowiem szkodzi obiecać.
  791. Helius Eobanus Hessus (1488—1540), właściwie Koch, poeta niemiecko-łaciński, teolog luterski, profesor historyi i poezyi w Marburgu. Zostawił metryczny przekład psalmów, który się doczekał czterdziestu wydań.
  792. jakkolwiek rzeczy się mają.
  793. każdy rozprawia o swojem rzemiośle.
  794. w przekładzie.
  795. konieczność mająca gwoździe belkowe i kliny w spiżowej dłoni.
  796. poezya, niby pieszczotą tchnąca.
  797. obawiam się, co z tego będzie; daj mi radę Wenero!
  798. w trudnej tej Rzeczypospol. sprawach do ciebie odesłany.
  799. earum memini = o nich wspomniałem.
  800. potomność.
  801. częstym gościem u dworu.
  802. i do ciebie Schenschmid już dawniej przylgnął jakim bądź sposobem.
  803. natręt.
  804. mniej powagi.
  805. jeżeli się zdawać będzie.
  806. naucz się wypogadzać czoło mojemi fraszkami.
  807. dedykacya ta pomieszczona została przy wydaniu poezyi „Pieśni trzy Jana Kochanowskiego. O wzięciu Połocka. O statecznym słudze R. P. O uczciwej małżonce.” W Warszawie Roku Bożego 1580. (Skopiowana z przedruku homogr. Kraków, 1883).
  808. dzieło pożyteczne.
  809. i treści i wyrazów brak.
  810. duch wraz z treścią zmarniał.
  811. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – qui.
  812. który zmuszasz do pisania.
  813. scirpus = sitowie; nodus = kolanko u drzew; ponieważ sitowie nie posiada kolanek, więc powstało przysłowie: nodum in scirpo quaerere = czynić niepotrzebne trudności.
  814. lub z kropką na wierzchu.
  815. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku — winno być: ć.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Kochanowski.