Jan Bielecki (1894)/Bal maskowy

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Juliusz Słowacki
Tytuł Jan Bielecki
Podtytuł Bal maskowy
Pochodzenie Dzieła Juliusza Słowackiego. Tom I
Wydawca Księgarnia Polska
Data wyd. 1894
Druk Piller i spółka
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst

Cały tom I

Indeks stron

III.
BAL MASKOWY.

Oto ubogie szlacheckie komnaty,
Skromne jak niegdyś naszych przodków życie.
Ściany drewniane, po ścianach obicie,
W różne obrazy, w różne chińskie kwiaty.
       5 Straszne jak mary, które roi dziécie,
Z ram poczerniałe patrzą antenaty.
A przed obrazem jedna lampa płonie,
Gdzie Matka Boska w gwiaździstéj koronie.

Noc nadchodziła, mrok zapadał szary;
       10 Lecz budzą ciszę wieczornéj godziny
Głośném wahadłem po ścianach zegary.
A na dziedzińcu lipy i osiny
Szumiały smutnie — i gdzieś między szpary
Świérszcz się odzywał — I pies, stróż rodziny,
       15 U wrót podwórza nieraz się odwoła,
Na psów szczekanie z pobliskiego sioła.

Siedziała Anna, przy niéj Ojciec stary
Otwiéra świętych poważne żywoty,
I czyta głośno, a spokojność wiary
       20 Jak dészcz wiosenny krzepi bujną niwę,
Zamienia rospacz w uczucie tęsknoty,
I łzy zamienia w płacze nieszkodliwe;

Jako płacz dziecka, kiedy roskwilone,
Ściga za matką, chwyta za kraj szaty.

       25 Wtém zaszczekały brytany zbudzone,
I nagle drzwi się otwarły komnaty.
Wszedł mały karzeł — czapkę miał na głowie,
Brzmiącą dzwonkami, obszytą w galony,
I rzekł: „Niech będzie Chrystus pochwalony!”
       30 — „Na wieki wieków” starzec mu odpowie.
A karzeł znowu nisko schylił głowy,
I rzekł: „Sieniawski, Pan mój na Brzeżanach,
Dziś mnie posyła po paniach i panach,
Jutro was prosi na swój bal maskowy.
       35 Jutro do zamku tłum się wielki ściąga,
A wszyscy w dziwne przybrani maszkary.” —
— „Ha! precz mi z oczu!” Krzyknął Cześnik stary,
„Precz! pan twój z nędzy, z łez naszych urąga!
Precz! bo na Boga”.. Lecz nie skończył mowy,
       40 Upadł na krzesło i zdięty niemocą,
Już gniewu swego nie mógł wywrzéć słowy...

Była to straszna chwila przed północą.
Wokoło słychać nocnych kurów pianie,
I psy szczekały co wrót chaty strzegły.
       45 Znagła zadrżały obrazy na ścianie,
Znów się drzwi domu na ścieżaj rozbiegły:
Wszedł blady człowiek — lecz na powitanie
Jak zwykle Boga imienia nie chwalił;
I opatrzone w pieczęć zawinięcie,
       50 Złożył na stole i sam się oddalił.

„O córko! córko! to Jana pieczęcie!”
Wykrzyknął starzec, wosk rozłamał kruchy,
I znalazł słowa: „Anno! bądź na balu...”
A daléj szaty z tureckiego szalu,
       55 Wielkie ze złota ulane łańcuchy,
Brylanty lśniące jak gwiazdy w noc ciemną,
Perły daleko łowione w Basorze.
Anna spojrzała i zbladła: „O! Boże
Zmiłuj się nad nim — zmiłuj się nademną.


       60 Jak cudny obraz oczom się odkrywa!
Czy Zygmunt z grobu wstaje, tron zasiada?
Czy znów z Wenecyi, co po morzu pływa,
Do Polski wnosi karnawału święta?...
Odkąd Batory sławną Polską włada,
       65 Polak się bije, zabaw nie pamięta.
Snem mu się zdają te świetne Brzeżany.
Oto są złote Krakowskie komnaty,
Podobne kształtem, złoconémi ściany,
Strojne w atłasy i drogie bławaty.
       70 Oto jest zgraja Królewska barwiona,
Szaty ma cudne, dorobione twarze;
Weszli na salę... Ale gdzież jest Bona?
Może truciznę podaje Barbarze?...

Snują się tłumem, pomiędzy kolumny
       75 Ujrzysz tu wszystkie zwyczaje, narody.
Patrz! oto piórem błyska hiszpan dumny,
Nadto poważny, chociaż jeszcze młody;
Krzyż ma na piersiach, jak obrońca wiary,
Krzyż ma na piersiach i szablę szlachcica;
       80 A w ręku jego drżą stróny gitary.

Patrz! oto w czarnéj zasłonie dziewica,
Z różanym wiankiem, a przy niéj młodzieniec.
Oboje widać z wysokiego stanu;
Ona zbiérała w Neapolu wieniec,
       85 On się urodził w Rzymie Oceanu.[1]
A pieśni majtków i szum cichéj fali
Ukołysały umysł jeszcze młody;
I rzucił ślubny pierścionek do wody,
Poślubił morze i jak Tas się żali.

       90 Lecz w jedną stronę zbiegł się tłum balowy;
Dziwna tam maska! dziwne jéj ubiory!
Kaszmirska szata w cudne szyta wzory,
Od szaty bije blask dyamentowy,
We włosach toną przepaski z korali...


       95 Wnet się rozlega szmer wielki po sali,
Kto jest ta maska?... Sam król nasz Batory
Niéma tak wielkich brylantów w Krakowie,
W skarbcu królewskim... Kto jest ta dziewica?...
Próżna ciekawość, pod maską jéj lica,
       100 Ani się słowem wydała w rozmowie.





  1. Wenecya.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Juliusz Słowacki.