Hrabina Charny (1928)/Tom III/Rozdział XVIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Aleksander Dumas (ojciec)
Tytuł Hrabina Charny
Podtytuł Powieść
Wydawca Bibljoteka Rodzinna
Data wyd. 1928-1929
Druk Wł. Łazarski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. La Comtesse de Charny
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tom III
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XVIII.
PCHNIĘCIE SZTYLETEM.

W parę minut później, kamerdyner oznajmił pana hrabiego de Charny i ten stanął w drzwiach, oświecony złotym promieniem zachodzącego słońca.
On, również, jak królowa, skorzystał z czasu ażeby usunąć ślady długiej podróży i strasznej walki, jaką musiał stoczyć. Przywdział dawny mundur kapitana fregaty, z czerwonemi wyłogami i koronkowemi żabotami. Był to ten sam strój w którym spotkał królowę i Andreę de Taverney, na placu Palais-Royal, gdzie sprowadziwszy fiakra, odwiózł je do Tuileries. Dawno nie wyglądał tak wykwintnie, spokojnie i pięknie; a królowej trudno było uwierzyć że jest to ten sam człowiek, którego godzinę temu lud chciał rozszarpać.
— O!... panie!.. zawołała królowa, zapewne ci powiedziano jak byłam o ciebie niespokojną, i jak na wszystkie strony rozsyłałam ludzi, aby się o tobie czegoś dowiedzieć.
— Tak.. Najjaśniejsza Pani... rzekł Charny, kłaniając się, lecz proszę mi wierzyć, iż poszedłem do siebie wtenczas dopiero, gdym się upewnił, że Wasza królewska mość jest zdrową i bezpieczną.
— Utrzymują, iż winieneś pan życie panom Pétion i Barnave, czy istotnie temu ostatniemu zawdzięczać je będę?..
— Tak jest, Najjaśniejsza Pani i podwójną wdzięczność winien jestem panu Barnave, gdyż, doprowadziwszy mnie aż do pokoju, był łaskaw powiedzieć mi, iż Wasza królewska mość interesowałaś się mną podczas drogi.
— Tobą, panie hrabio?.. w jakiż to sposób?...
— Przedstawiając królowi niepokój w jakim, zdaniem Waszej królewskiej mości, znajdować się musi dawna jej przyjaciółka z powodu mej nieobecności. Chociaż daleki jestem od przypuszczenia, aby ten niepokój był tak wielki, jednakże...
Umilkł, gdyż mu się zdawało, iż bladość królowej jeszcze się powiększyła.
— Jednakże?... powtórzyła królowa.
— Jednakże... ciągnął dalej Charny... nie przyjmując w całej rozciągłości urlopu jaki Wasza królewska mość chciałaś mi udzielić, sądzę, iż uspokoiwszy się o zdrowie Waszych królewskich mości i ich dzieci powinienem sam uspokoić hrabinę de Charny.
Królowa przycisnęła ręką serce, jakby się chciała przekonać, że to serce nie umarło od ciosu i głosem zaledwie dosłyszalnym, rzekła:
— Jest to konieczne w istocie, dziwię się tylko, żeś pan czekał tak długo na spełnienie tego obowiązku!...
— Królowa zapomina, że dałem jej słowo, iż bez jej pozwolenia nie zobaczę się z hrabiną.
— Czy przyszedłeś prosić o to pozwolenie?
— Tak, Najjaśniejsza Pani, błagam Waszą królewską mość, abyś mi go udzielić raczyła.
— Gdyż w przeciwnym razie, sądząc po zapale, z jakim pragniesz odwiedzić hrabinę, obejdziesz się bez niego...
— Zdaje mi się, że królowa jest niesprawiedliwą dla mnie... rzekł Charny. — Opuszczając Paryż, myślałem, że go opuszczam na długo, może na zawsze, W drodze czyniłem wszystko, co było tylko w mocy człowieka, aby się ta podróż udała. Nie moją winą, jak Wasza królewska mość raczy sobie przypomnieć, że nie straciłem, jak mój brat, życia w Varennes, lub też nie zostałem, jak pan de Dampierre, rozszarpany na drodze lub w ogrodzie Tuileries. Gdyby mnie spotkało szczęście przeprowadzenia Waszej królewskiej mości za granicę, lub zaszczyt poniesienia za nią śmierci, umarłbym, lub skazał się na wygnanie, bez widzenia się z hrabiną, Lecz powtarzam Waszej królewskiej mości, po powrocie do Paryża nie mogę okazywać kobiecie noszącej moje nazwisko... a Wasza królewska mość wie, jak ona je nosi!... takiej obojętności, aby nie dać jej nawet wieści o sobie, tem więcej, że niema już mego brata, któryby mnie zastąpił. Zresztą, albo pan Barnave się myli, albo takie było jeszcze przedwczoraj zdanie Waszej królewskiej mości.
Królowa oparła się o kanapkę i zbliżywszy się tym samym krokiem do Oliviera, rzekła:
— Musisz bardzo kochać tę kobietę, jeżeli możesz z takim spokojem sprawiać mi tyle boleści?...
— Najjaśniejsza Pani... odrzekł Charny, wkrótce skończy się lat sześć, kiedy nie myślałem o tem wcale, gdyż istniała dla mnie wtedy jedna tylko kobieta na ziemi, a tę kobietę postawił Bóg tak wysoko nademną, że nie mogłem jej dosięgnąć. Jest temu lat sześć, gdy mnie uczyniłaś mężem panny Andrei de Taverney. którą narzuciłaś mi za żonę. Od sześciu lat, ręka moja nie dotknęła dwa razy jej ręki, me wyrzekłem do niej dziesięciu słów. Moje życie było zajęte i zapełnione inną miłością, tysiącem zajęć, pracy i walk, które wstrząsają życiem człowieka. Żyłem na dworze, przebiegałem gościńce, wiązałem na moją rękę i z polecenia króla tę olbrzymią intrygę, którą rozwiązała fatalność, nie liczyłem dni, miesięcy, lat, czas szybko ubiegał zapełniony uczuciami i pracą, o której wspomniałem. Inaczej rzecz się miała z hrabiną de Charny. Od chwili gdy zmuszoną była cię opuścić, zasłużywszy zapewne na twą niełaskę, mieszka sama, opuszczona, odosobniona, w pawilonie przy ulicy Coq-Héron. Samotność tę i opuszczenie przyjęła bez szemrania, gdyż nie znając miłości, nie potrzebuje, jak inne kobiety, oznak przywiązania, lecz nie przyjęłaby zapewne bez żalu zapomnienia mego o najprostszych obowiązkach i najpospolitszych względach.
— E!... mój Boże!... jesteś pan bardzo zajęty tem, co pani de Charny pomyśli lub nie pomyśli o panu!... Czyż nie lepiej byłoby dowiedzieć się, azali myślała o panu gdyś wyjeżdżał i czy myśli w chwili powrotu?...
— Nie wiem, czy hrabina myśli o mnie w chwili mego powrotu, lecz wiem dobrze, że myślała o mnie, gdym wyjeżdżał.
— Widziałeś ją więc przed wyjazdem?...
— Miałem zaszczyt powiedzieć Waszej królewskiej mości, iż nie widziałem hrabiny de Charny, od czasu, gdy dałem Waszej królewskiej mości słowo, że jej nie zobaczę....
— Pisała zatem do pana?
Charny milczał.
— Pisała!... zawołała Marja-Antonina, przyznaj...
— Oddała bratu mojemu Izydorowi list dla mnie.
— I pan czytałeś ten list?... co w nim donosi?... co mogła napisać?... a wszakże mi przysięgła... Odpowiadaj prędko, co pisze w tym liście?... czyż nie widzisz, że się wszystko we mnie gotuje.
— Nie mogę odpowiedzieć Waszej królewskiej mości, gdyż nie czytałem listu.
— Podarłeś go?... zawołała uszczęśliwiona królowa, rzuciłeś w ogień!... O Charny!... jeżeliś tak postąpił, jesteś najszlachetniejszym z ludzi; niesłusznie narzekałam, widzę, iż nic nie straciłam!...
I królowa wyciągnęła ku niemu ramiona, chcąc go przyciągnąć ku sobie.
Lecz Charny pozostał na miejscu.
— Nie podarłem go i nie rzuciłem w ogień, rzekł.
— A więc... powiedziała królowa, upadając na krzesło, dlaczego go nie czytałeś?
— List miałem otrzymać od brata tylko w razie niebezpiecznej rany; niestety brat mój zginął i w jego papierach znalazłem list i tę notatkę.
I Charny podał królowej bilecik, napisany ręką Izydora.
Marja-Antonina wzięła list drżącą ręką i zadzwoniła.
Podczas tej rozmowy zmierzchło się zupełnie.
— Światła!... zawołała, natychmiast!...
Lokaj wyszedł, nastała chwila milczenia, w której można było słyszeć przyśpieszony oddech i bicie serca królowej.
Zaledwie lokaj oddalił się przyniósłszy światło, królowa szybko zbliżyła się do komina. Dwa razy spojrzała na bilet, nie mogąc nic przeczytać.
— O!... szepnęła, to nie papier, to ogień! I przesuwając ręką po oczach:
— Boże! Boże mój!... rzekła, tupiąc z niecierpliwością nogą o posadzkę.
Siłą woli uspokoiła się cokolwiek i zaczęła czytać głosem chrapliwym, niepodobnym wcale do jej głosu:
„List ten nie jest adresowany do mnie, lecz do mego brata hrabiego Oliviera de Charny i pisany przez jego żonę hrabinę de Charny“.
Królowa zatrzymała się chwilę, poczem czytała dalej:
„Gdyby mnie spotkało nieszczęście, upraszam znalazcę tego biletu o oddanie go mojemu bratu, lub odesłanie hrabinie“.
Królowa zatrzymała się powtórnie, pokiwała głową i czytała dalej:
„Otrzymałem go od tejże z następującem zleceniem“.
— Jakież to zlecenie?... szepnęła królowa, i znów przetarła ręką oczy.
„Jeżeli hrabia wyjdzie szczęśliwie z zamierzonego przedsięwzięcia, zwrócić list hrabinie“.
Głos królowej stawał się coraz więcej drżącym.
„Gdyby został ciężko, lecz nie śmiertelnie rannym, prosić go, aby dozwoli żonie udać się do niego“.
— O! to zupełnie jasne... szepnęła królowa, i czytała dalej zaledwie dosłyszalnym głosem:
„Gdyby został śmiertelnie rannym, oddać mu ten list i przeczytać, gdyby sam nie mógł tego uczynić, aby choć przed śmiercią dowiedział się o tajemnicy, którą zawiera“.
— Czyż i teraz będziesz zaprzeczał?... zawołała Marja-Antonina, spoglądając na niego płomiennym wzrokiem.
— Czemu?
— Ależ temu, że ona cię kocha!
— Kogo? mnie? hrabina mnie kocha?... co Wasza królewska mość mówi?... zawołał Charny.
— O! ja nieszczęśliwa, mówię prawdę!
— Hrabina mnie kocha?... mnie?... to niepodobna!
— A dlaczegóż przecież ja cię kocham!..
— Lecz przez sześć lat... gdyby hrabina mnie kochała, dałaby mi poznać, powiedziałaby mi to!...
Nadeszła chwila, w której biedna Marja-Antonina tak wiele cierpiała, iż czuła potrzebę zanurzenia tej boleści, jakby sztyletu w głąb serca.
— Nie, nie!... zawołała, nie mogła nic wyjawić... nie mogła nic powiedzieć, bo wie dobrze, iż nie może być twoją żoną!...
— Hrabina de Charny nie może być moją żoną?... powtórzył Olivier.
— Tak.. mówiła dalej królowa, odurzając się coraz więcej własną boleścią — gdyż wie, iż między wami jest tajemnica, któraby zabiła twą miłość.
— Tak, ona wie, że gdybyś ją poznał, pogardziłbyś nią!
— Ja! pogardziłbym hrabiną?...
— Każdy człowiek szlachetny pogardza młodą dziewczyną, żoną bez małżonka, matką bez męża...
Teraz zkolei Charny zbladł i oparł się o najbliższe krzesło.
— Najjaśniejsza Pani!.. zawołał, powiedziałaś zawiele, lub zamało,.. mam prawo żądać tłomaczenia.
— Tłomaczenia? odemnie, panie? od królowej, tłomaczenia!...
— Tak, Najjaśniejsza Pani, żądam tego...
W tej chwili otworzono drzwi.
— Czego chcą odemnie?... zawołała niecierpliwie królowa.
— Wasza królewska mość.. odrzekł lokaj... powiedziałaś niegdyś, że przyjmujesz zawsze doktora Gilberta.
— Więc cóż?
— Doktór Gilbert uprasza Waszej królewskiej mości, o zaszczyt złożenia swego uszanowania.
— Doktór Gilbert?... spytała królowa. Czy jesteś pewnym, że to doktór Gilbert?
— Tak, Najjaśniejsza Pani.
— O! niech wejdzie, niech wejdzie... zawołała.
Poczem zwracając się do hrabiego:
— Żądałeś pan wyjaśnień co do pani de Charny... dodała podniesionym głosem, żądaj pan ich od doktora Gilberta. Więcej niż ktokolwiek inny, doktór może ci ich udzielić.
Gilbert, wchodząc do salonu, usłyszał słowa królowej i zatrzymał się nieporuszony na progu.
Królowa zaś, rzuciwszy hrabiemu bilet jego brata, postąpiła ku drzwiom swego gabinetu, lecz Charny zastąpił jej drogę i zatrzymując za rękę, rzekł:
— Wybacz, Najjaśniejsza Pani, lecz to wyjaśnienie w twojej obecności powinno się odbyć.
— Panie!... rzekła Marja — Antonina z błyszczącym wzrokiem i zaciśniętemi usty. Zapominasz, że jestem królową!...
— Jesteś niewdzięczną przyjaciółką, która spotwarza przyjaciółkę; jesteś zazdrosną kobietą, która znieważa kobietę, żonę człowieka, który od trzech dni dwadzieścia razy naraził życie dla ciebie; znieważasz hrabinę de Charny!... Przed tobą więc, coś ją spotwarzyła, coś ją znieważyła, powinna być usprawiedliwioną. Usiądź zatem Najjaśniejsza Pani i czekaj!...
— Niech i tak będzie... rzekła królowa, usiłując się uśmiechnąć. Doktorze Gilbert, wszak słyszysz, czego żąda hrabia?...
— Panie Gilbert.. rzekł hrabia z grzecznością i godnością, słyszysz, co rozkazuje królowa?
Gilbert zbliżył się i spoglądając smutnie na Marję-Antoninę:
— O!... Najjaśniejsza Pani!.. szepnął.
Poczem zwracając się do Oliviera de Charny, rzekł:
Panie hrabio, to, to ci powiem, jest hańbą mężczyzny, a czcią kobiety. Nieszczęśliwy wieśniak, nędzny robak ziemny pokochał pannę de Taverney. Pewnego dnia znalazł ją zemdloną i bez szacunku dla jej wieku, dla jej niewinności i dla jej wdzięków, nędznik zadał jej gwałt i tym sposobem młoda dziewica została żoną bez małżonka, matką bez męża. Panna de Taverney była aniołem!... hrabina de Charny jest męczennicą!
Charny otarł pot, który spływał z jego czoła.
— Dziękuję ci doktorze!... oświadczył tylko, a zwracając się do królowej: Pani... rzekł, nie wiedziałem, że panna de Taverney była tak nieszczęśliwą, nie wiedziałem, że pani de Charny jest tak godną szacunku, inaczej, możesz pani być pewną, nie przeżyłbym sześciu lat, nie padłszy do jej kolan i nie uwielbiając jej tak, jak na to zasługuje.
I skłoniwszy się przed osłupiałą królową, wyszedł z pokoju, zanim nieszczęśliwa kobieta mogła uczynić jakie poruszenie, aby go zatrzymać.
Posłyszał tylko krzyk boleści na widok zamykających się drzwi, które ich rozdzieliły.
Czuła bardzo dobrze, iż na tych drzwiach, jak na drzwiach piekła, szatan zazdrości napisał ten straszliwy wyrok:
Lasciate ogni speranza!


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Aleksander Dumas (ojciec) i tłumacza: anonimowy.