Przejdź do zawartości

Herbaciane róże/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Herbaciane róże
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 13.4.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


Bukiet herbacianych róż

Raffles przyjął zaproszenie księcia Maczaczicza i zainstalował się w jego wytwornie urządzonym mieszkaniu wraz z Charleyem Brandem, który grał rolę jego służącego.
— Mam nadzieję hrabio, że zastanę pana po mym powrocie — pisał książę z Paryża. Zależałoby mi na tym, aby nikt nie wiedział o mojej nieobecności w Monachium. Byłbym panu bardzo wdzięczny, gdyby w razie potrzeby zechciał pan zagrać moją rolę. Jesteśmy przecież tak do siebie podobni!
Raffles zastosował się do prośby księcia. Nawet najbliżsi znajomi, nie domyślali się nawet, że nie jest to książę Maczaczicz.
— Ciekaw jestem, gdzie jest Baxter — rzekł Raffles do Charleya. — Sądzę, że jeszcze nie wyjechał do Londynu.
— Jeśli o mnie chodzi, nie wziąłbym mu tego za złe — odparł Charley. — Moglibyśmy przynajmniej wykorzystać spokojnie nasz pobyt w Monachium.
W tej samej chwili rozległ się w przedpokoju dźwięk dzwonka. Charley otworzył drzwi i natychmiast cofnął się z przerażeniem. Przed nim stali Baxter i Marholm. Na szczęście w przedpokoju było ciemno, tak, że nowoprzybyli nie mogli poznać twarzy Charleya.
— Czy książę Maczaczicz jest w domu? — zapytał Baxter ostro.
— Jego Wysokość jest w salonie — odparł Charley, który w mig zorientował się w sytuacji.
— Proszę zaanonsować inspektora policji Baxtera...
— ...oraz jego sekretarza, Marholma — dodał detektyw.
Charley porozumiał się z Tajemniczym Nieznajomym, który postanowił przyjąć nieoczekiwanych gości.
— Panowie pozwolą do salonu — rzekł Charley.
Raffles siedział w cieniu w niedbałej pozycji.
— Czym mogę panom służyć? — zapytał po francusku.
Baxter nie rozumiał ani słowa w obcym języku.
— Chciałbym zadać panu kilka pytań — rzekł po angielsku.
— Czy ja również muszę mówić po angielsku? — zapytał Raffles w tym języku z wybitnie francuskim akcentem.
— Jeśli wolno mi o to prosić Waszą Wysokość?
— Chętnie... Tylko proszę szybko, mam bowiem bardzo niewiele czasu.
— Co się stało z sumą stu pięćdziesięciu tysięcy marek, wyłudzonych od niejakiego Rommlera? Suma ta miała być podobno wpłacona księciu?
Raffles udał zakłopotanie.
— To nie wasza sprawa, panowie... — rzekł.
— Jestem inspektorem policji...
— Ja zaś jestem księciem...
— Pan przywłaszczył sobie 150.000 marek... Te pieniądze nie należały do pana.
— To nie pańska sprawa.
— W ten sposób daleko pan nie zajdzie. Co pan zrobił z tymi pieniędzmi?
Raffles założył monokl.
— Co z nimi zrobiłem? Proszę mi dać wreszcie święty spokój!
Zbliżył się do okna i otworzył je.
— Rozumiem! — pomyślał Marholm.
Książę bez słowa wrócił na swoje miejsce i siadł spokojnie.
— Chce nam dać do zrozumienia, że wyrzucił je za okno — szepnął Marholm.
— Bardzo pięknie... Porządny obywatel monachijski, człowiek mający żonę i dzieci, stojący na straży ogniska domowego pożycza swe ciężko zapracowane pieniądze, a taki przybłęda - cudzoziemiec podstępnie pozbawia go stu pięćdziesięciu tysięcy marek... Zechce pan mości książę udać się z nami do komisariatu policji, gdzie złoży pan bliższe wyjaśnienie.
Raffles spojrzał na zegarek.
— Zbliża się godzina jedenasta... Pociąg mój odchodzi za godzinę.
— Idzie więc pan z nami do komisariatu?
— Pójdę lecz protestuję przeciw temu gorąco.
Raffles włożył futro i wraz z Baxterem i Marholmem udał się do komisariatu.
— Uderzająco podobny do Rafflesa!... — szepnął Marholm Baxterowi do ucha.
— Pst... To z całą pewnością książę. Spotkałem się już z nim w Wielkim Teatrze. Podobieństwo jest istotnie zadziwiające.
— Ta historia będzie pana drogo kosztowałaś inspektorze — odezwał się Raffles. — Twarz pańską przypominam sobie całkiem dokładnie... Spotkałem pana niedawno. Nosił pan wówczas jakieś śmieszne nazwisko: książę Cucu... czy jakoś tam inaczej?
— Pan się myli, — przerwał mu Baxter.
— Być może — zgodził się Raffles. — Przysiągłbym, że te same włosy...
Auto zatrzymało się i trzej mężczyźni weszli do lokalu policyjnego. Rzekomy książę połączył się natychmiast z konsulatem, żądając aby przedsięwzięto u miarodajnych czynników właściwe kroki i założono protest.
Wkrótce po tym telefonie, zjawił się w komisariacie sam konsul.
— Drogi kolego — zwrócił się do Baxtera jeden z wyższych funkcjonariuszy policji. — Bardzo nam przykro, ale naraża się pan na nieprzyjemności, jeśli książę złoży przeciwko panu skargę.
Baxter czuł jednak, że jest na właściwym tropie.
— Bardzo przepraszam jeśli się pomyliłem — rzekł. — Z wyjaśnień księcia wynika, że w historii tej maczał palce niejaki hrabia de Montegrąza... Otóż istnieją poważne poszlaki, że ten hrabia jest poszukiwanym od dawna przez policję awanturnikiem. Czy zechciałby nam książę wskazać jego adres?
— Skoro pan żałuje tego co się stało, nie będę wyciągał z czynów pańskich dalszych konsekwencyj — odparł książę. — Mam nadleję, że jutro będę mógł udzielić panom wiadomości dotyczących hrabiego... Ale teraz muszę śpieszyć na pociąg.
Oczami duszy widział już Baxter księcia współpracującego z nim przy schwytaniu Rafflesa.
— Jeśli pan pozwoli mości książę, odprowadzimy pana na dworzec — oświadczył z wyszukaną uprzejmością. Cały w uśmiechach i podrygach począł zstępować razem z księciem ze schodów. Wsiedli do taksówki i udali się na dworzec.
Na peronie Charley niespokojnie spacerował tam i z powrotem. Na widok Marholma i Baxtera, w najlepszej komitywie odprowadzających Rafflesa, przetarł ze zdumieniem oczy.
— Janie... Proszę kupić dwa bilety do Paryża... Oczywiście — pierwszej klasy — rzekł Raffles.
Sięgnął do kieszeni i udając zakłopotanie, zwrócił się do Baxtera.
— Mój Boże... Panowie tak mnie zaskoczyli swą nieoczekiwaną wizytą, że zapomniałem zabrać ze sobą pieniędzy. Czy zechcielibyście być na tyle uprzejmi...
— Ależ z przyjemnością, drogi książę — zawołał Baxter, nie pozwalając Rafflesowi dokończyć. — Ile panu potrzeba? Trzysta funtów wystarczy? Tyle bowiem mam przy sobie.
— Niechże i tak będzie — odparł Raffles, wręczając Charleyowi z niedbałą miną portfel inspektora
— Wydaje mi się inspektorze, że zbyt drogo opłaca pan spodziewane informacje — szepnął mu na ucho Marholm.
— Głupstwo... Książę zwróci nam pieniądze na pewno! Przecież to prawdziwy gentleman.
Książę stał już na stopniach wagonu.
— Z Paryża prześlę panu czek...
— Zbędny pośpiech, Wasza Wysokość.
— Otrzyma go pan niezawodnie jutro wraz z wiadomościami o Rafflesie.
— Będę panu bardzo wdzięczny, Wasza Wysokość.
— Czy wszystko w porządku, Janie?
— Tak jest — odparł Charley.
— Szczęśliwej podróży, książę — zawołał Baxter.
— Dziękuję i do zobaczenia! — odparł Raffles.
Pociąg ruszył, unosząc z sobą księcia i jego służącego.

Marholm i Baxter znów znaleźli się w swym pokoju hotelowym.
Marholm przyniósł z sobą popołudniowe gazety.
— Do wszystkich diabłów! — zawołał nagle. — Nasz książę posiada widocznie dar rozdwajania się: niech pan czyta: „Książę Maczaczicz wziął dzisiaj udział w lotach próbnych podczas wystawy aeronautycznej w Paryżu. Model skonstruowanego przez niego aparatu zyskał powszechne uznanie“.
— Czy to prawda?
— Niech pan sam sprawdzi... Jakby to pogodzić? Był przecież jednocześnie w Monachium i wodził pana za nos od gmachu komendy policji aż na stację.
— Uduszę was, Marholm...
— Niestety... Widzę, że bierze mnie pan za Rafflesa — jęknął Marholm. — Niech się pan uspokoi, szefie.
W tej samej chwili do pokoju wszedł boy hotelowy przynosząc tygodniowy rachunek.
— Proszę powiedzieć dyrektorowi — rzekł Baxter — że książę Maczaczicz najpóźniej jutro zapłaci za nas całą należność.
Następnego ranka Baxter wstał bardzo wcześnie. Obudził go bowiem ten sam boy hotelowy, wnosząc do pokoju olbrzymi bukiet herbacianych róż.
— Pomyliłeś się chyba w adresie, chłopcze — rzekł inspektor.
— O nie — odparł chłopiec podając list.
— To z pewnością od księcia — zawołał z radością Baxter.
Drżącymi z niecierpliwości palcami rozerwał kopertę.

„Drogi i nieszczęsny inspektorze! — czytał. — Spieszę Panu donieść, że w chwili, gdy będzie Pan czytał te słowa, znajdować się będę w drodze do Londynu... Przykro mi będzie, jeśli tam Pana nie zastanę. Jeszcze raz dziękuję za pożyczenie mi pieniędzy i załączam czek na tysiąc marek, aby miał Pan czym zapłacić hotel. Proszę pozdrowić ode mnie księcia Maczaczicza: biedny książę nie wie wprawdzie o niczym, lecz ja wywiązuję się z zaciągniętych w jego imieniu zobowiązań: wskazuję Panu bowiem w liście miejsce pobytu Rafflesa. Przesyłam Panu najserdeczniejsze pozdrowienia i mam nadzieję, że nie będzie Pan do mnie żywił żalu z powodu swej ostatniej przygody. John C. Raffles".

KONIEC.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.