Gasnące ognie/Rozdział XIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Ferdynand Ossendowski
Tytuł Gasnące ognie
Podtytuł Podróż po Palestynie Syrji Mezopotamji
Rozdział Podmuchy pustyni
Wydawca Wydawnictwo Polskie R. Wegnera
Data wyd. 1931
Druk Concordia Sp. Akc.
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XIX.
PODMUCHY PUSTYNI

Z pustyni zaleciał gorący podmuch...
Zalatuje on ciągle, przerażający, groźny, nielitościwy, a zawsze zły, niemal wściekły, chociaż znika w okamgnieniu i hula po pustyni, podnosząc błąkające się na horyzoncie słupy zgrzytliwego, niemal do białości rozpalonego piasku i czerwonej ziemi, — suchej, lotnej i gryzącej.
Może dlatego „królowie czterech stron świata“ — władcy Asyrji i Babilonu nie bardzo się troszczyli o to miasto, stojące nad Tygrysem. Za nich Bagdad nigdy nie był wielkiem odśrodkiem i rzadko o niem wspominają napisy Neniwy, Babilonu, Uru, Borsippy i Kiszu.
W pobliżu Bagdadu wznoszą się ruiny „pałacu Nimruda“. Są to pozostałości chaldejskie, jak twierdzą archeologowie, lecz w ostatnich latach, podobno, rozlegają się głosy, że raczej Persowie, jak naprzykład Cyrus, wznieśli te mury i pilastry cyklopiczne.
Muzeum bagdadzkie, które zwiedziłem, w towarzystwie dowcipnego, dziwnie pogodnego i rozumnego p. de Vos’a, posiada sporo przedmiotów, należących do przedhistorycznych czasów, lecz są to zgromadzone tu resztki, znalezione w różnych miejscach Mezopotamji, przytem wyłącznie takie, które nie interesowały British Muzeum lub Louvr’u, zawierających większość zabytków asyro-babilońskich.
Muzeum w Bagdadzie, urządzone z wzruszającym pietyzmem, zawdzięcza swój byt pannie Gertrudzie Bell, znanej szeroko i zaszczytnie w kołach archeologów i orjentalistów. Ona to, narazie w jednej salce dawnego Seralu założyła to muzeum, które obecnie posiada własny, bardzo stylowy i obszerny gmach.
Wszystkie przedmioty pochodzą przeważnie z wykopalisk w Kiszu, Urze i Babilonie.
Cegiełki i inne przedmioty, znalezione w samym Bagdadzie, dowodzą, że był on podrzędnem miastem, wchodzącem w skład asyro-babilońskiego imperjum, lecz stale zagrożonem od strony pustyni, zarówno przez „hamsin,“ niosący piasek i żar, jak też przez dzikich i okrutnych koczowników aramejskich.
Dopiero od VIII wieku, kalifowie abbasydzi zaczynają rozbudowywać i podnosić Bagdad do szczytu wspaniałości, doprowadzając ludność jego do 2 miljonów mieszkańców i koncentrując tu cały handel oraz uczoność Wschodu.
Tu kwitła literatura, nauki, filozofja i wszelkie nowatorstwo w zakresie religji.
Ta ostatnia cecha pozostała na zawsze związana z Bagdadem.
W hotelu poznałem jednego z kapłanów sekty „Babi“, kierowanej z Persji przez prawdziwego Bab, w którym inkarnowały się dusze wszystkich poprzednich proroków i wtajemniczonych całego świata.
Jest to bardzo sympatyczna sekta, wierząca, że jedyny Bóg jest hai, czyli „źródło życia,“ a wszystko, co przez niego zostało stworzone, jest dobrem; zło nie jest wieczne i zjawia się, jako wynik pomyłki w obliczeniach, w których podstawie powinna być zawsze mistyczna liczba 19, utajona w pojęciu „hai.“
„Babi“ marzyli w połowie zeszłego wieku o teokratyczno-socjalno-demokratycznem państwie, rządzonem przez monarchę i 19 kapłanów. Kobietom przyznano równe z mężczyznami prawa, poligamję poddano ograniczeniu, rozwody, tak łatwe w Islamie, utrudniono.
Ta sekta jednak stała się wkrótce przedmiotem nienawiści klas rządzących, które rozpoczęły prześladowania „Babi.“ Jeden z ich przewódców — mułła Hussein został stracony przez szacha perskiego; piękna, odważna, a wykształcona prorokini, Kuret el Ain, zmuszoną była ukryć się w Mezopotamji. Inni kapłani zbiegli do Turcji, Indji i Afganistanu, zakładając wszędzie swoje filje.
W Bagdadzie istnieje jedna z takich filji; cieszy się ona ogólnym szacunkiem i podziwem, a dąży do ożywienia skamieniałego Islamu, opromienienia go duchem, zastąpionym obecnie przez tyraniczny, bezduszny i zimny formalizm.[1]
Najpotężniejszem jednak i najbardziej wpływowem rozgałęzieniem Islamu pozostaje niezawodnie „tasawof,“ znany bardziej pod nazwą sufizmu. Na terenie Mezopotamji i Indji sufizm przybrał kierunek panteistycznej teozofji, zbliżonej do buddyzmu i częściowo do neoplatonizmu. Sufici uprawiają „zohd,“ czyli ascetyzm, chociaż przeciwko niemu energicznie występował Mahomed[2].
Jednak Koran posiada w sobie tyle pesymizmu, że jeszcze założyciel islamicznych klasztorów i derwiszyzmu, Hassan z Basry, mawiał: „Kto czyta Koran i wierzy w niego, ten będzie żył w ciągłym strachu i często we łzach,“ zalecając, jako obronę przed tak ciężkiemi przeżyciami — ascetyzm, umartwienie ducha i ubóstwo.
Niezawodnie, że na szerzenie i rozwój ascetyzmu mieli wpływ chrześcijanie syryjscy oraz krwawa polityka kalifów Omajadów, ścigających sunnitów i zmuszających zrozumieć nietrwałość szybko mijającej doczesności. Z biegiem czasu do sufizmu zakradł się mistycyzm i fanatyczne obrządki, które zostały wprowadzone przez kobiety.
Wszystkie te odłamy muzułmaństwa stykają się ze sobą dość obojętnie w Bagdadzie, od czasu, gdy na każdym rogu ulicy stoi pod parasolem policjant angielski, a różne przekupione typy z płomiennookimi wogs’ami na czele myszkują po kawiarniach, meczetach, spelunkach rozpusty i bazarach, wyławiając niezadowolonych z panujących w kraju porządków i przepisów, narzuconych przez Wielką Brytanję.
Powiedziałem: przekupione typy.
Tego drażliwego twierdzenia obalić nie można, albowiem w „The Times Parliamentary Report“ 29 listopada 1922 można znaleźć informacje bądź co bądź autorytatywne, że nawet nieprzychylny dla Anglji król Wahabitów Ibn-Sauda otrzymywał od Anglji, zapomogę“ od 2000—5000 funt. miesięcznie; w literaturze, poświęconej sprawie arabskiej, jak naprzykład w dziele Thomasa Lyella, wspomina się o subsydjach dla Szeryfa Mekki, króla Hedżasu, Husseina, w kwocie 5000 funtów miesięcznie, wypłacanych mu rzetelnie przez słynnego pułkownika Lawrenca, autora książki p. t. „Bunt Arabów.“ Anglicy pozatem płacą wcale pokaźne pensje królom Transjordanji — Abdullahowi i Iraku — Feisalowi. A iluż-to arystokratów arabskich zajmuje rentowne posady i synekury w administracji angielskiej?...
Bynajmniej nie mam zamiaru oskarżać o to Anglików. Wiem, że w celach politycznych, nawet ściśle pacyfistycznych, każdy rząd postąpiłby w ten sam sposób. Chciałem atoli wskazać na upadek i upodlenie tej „duszy wschodu“, do której tak tęsknią i wzdychają europejscy snobi i egzotycy, z lubością cytujący imiona wschodnich filozofów i wtajemniczonych, przepadający za mokką po turecku i dość chaotycznie rozwodzący się na temat fatalizmu.
Niezawodnie nie wiedzą ci nudzący się panowie i histeryczne panie, że wschód przeżył samego siebie, podupadł moralnie i fizycznie i odrodzić się może, zrzuciwszy z siebie jarzmo Koranu, Buddyzmu i innych systemów religijnych, osłabiających indywidualność i wolę.
Nie wiedzą oni również tego, że podczas pokojowej konferencji w Wersalu omawiano sprawę pozostawienia Bliskiego Wschodu własnym siłom i własnemu rozumowi. Wtedy to wynikła następująca rozmowa pomiędzy trzema bardzo wysoko sytuowanymi dyplomatami, o których wspomina Thomas Lyell w swoich „The ins and outs of Mesopotamia.“
Pierwszy dyplomata oznajmił:
„Obawiam się, że kraj ten może być źle rządzony.“
Drugi mruknął:
„Kraj będzie rządzony źle!“
Trzeci zakończył rozmowę słowami:
„Kraj powinien być źle rządzony!!“
Na ulicach jednak i bazarach panuje tymczasem zupełny spokój, bo czuwa nad nim przenikliwe oko dumnego z angielskiego munduru policjanta, który zna swoje obowiązki i prawa dozorowanego przezeń społeczeństwa.
Prawda, że czasami spostrzec się daje niepokój wśród policjantów i eleganckich „wogs’ów“, gdy zaglądają oni do wszystkich dziur i szczelin, szukają czegoś, nadsłuchują, węszą.
Wtedy w Karchiaka ciemne, zaciśnięte wargi Arabów wykrzywiają się złowrogo i szepcą:
— Na Allaha! Ibn-Saud przysłał znowu swoich Wahabitów na zwiady i na agitację przeciwko Feisalowi i Anglikom!
Cóż to za groźne upiory ci Wahabici?
Czego pragnie król ich — Ibn Saud?
Jest to bardzo ciekawy rozdział z historji Arabji!
Wahabici są naśladowcami twórcy ortodoksyjnej sekty — Mohammeda-Ibn-Abd-el-Wahabi, król zaś Ibn Saud jest potomkiem pierwszego protektora sekty, szeicha Sauda-benabd-el Azisa.
W połowie XVIII w. Mohammed Wahabi począł nawoływać Arabów do odrodzenia Islamu, chcąc go zwolnić od naleciałości, modernizmu i ustalić prawo Koranu w pierwotnej formie jego. Wahabi żądał zwiększenia podatków jałmużnianych, ustalenia surowego, lecz sprawiedliwego sądu, wstrzemięźliwości od wina, tytoniu, rozpusty, wystawnego życia, nałożenia „haramu,“ czyli zakazu na handel niektóremi towarami i, jako główny dezyderat, — domagał się nieustającej walki z „kafirami,“ czyli niewiernymi.
Przeciwko sekcie podnieśli się najprzód szyici, lecz następca szeicha, Sauda-Abdallah, rozpoczął z nimi wojnę i zburzył Meszed z grobowcem Husseina, a, gdy podnieśli się przeciwko niemu sunnici, — zdobył Mekkę i Medynę, ograbił Kaabę, nie oszczędził grobu samego Mahomeda i pierwszych Kalifów, a szeryfów dziedzicznych rozpędził na cztery wiatry.
Dopiero interwencja Turcji i Egiptu wstrzymała furje szeicha Wahabitów. Został on schwytany i stracony w Konstantynopolu.
Te krótkie dzieje Wahabitów objaśniają wszystko.
Wahabici nie chcą widzieć „niewiernych“ na ziemiach Islamu, nie chcą ani tych, którzy przybywają z armatami, ani też tych, którzy nazywają siebie kupcami, wychowawcami, protektorami i doradcami.
Timeo Danaos...
Król Ibn-Sauda na czele swoich jeźdźców z pustyni Nedżdu walczy, jak może, o wolność Arabji i Islamu i, mimo, że pobierał swoje 5000 funtów miesięcznie, nie uznaje opieki, dokonywanej przez „tommy“ angielskich, przez indyjskich strzelców i przez wszędzie szperających wogs’ów.
Na domiar złego, na ten buntowniczy i nieugięty naród zwrócił baczne oko Kreml moskiewski, bo przecież podaje się za „prawowitego opiekuna uciemiężonych azjatów,“ a w tym celu dopomaga prawdziwemi i fałszywemi banknotami, karabinami, pyroksyliną i bibułą agitacyjną Indjom, Sjamowi, Chinom, Turcji Kemala-baszy i wodzowi Wahabitów — Ibn Saudowi.
Ręka nieoczekiwanej pomocy ciągnie się, co prawda, zdaleka, lecz w każdym razie dodaje ona bodźca i zuchwałości królowi, koczującemu pomiędzy zatoką Perską, a wschodnią połacią Arabji właściwej.
Ponieważ mrowisko różnorodnych ludów wschodnich pozostaje zawsze nieufnem, wrogiem dla poczynań Zachodu, te eskapady Ibn-Sauda budzą i ożywiają nadzieje, żądze i fanatyzm, co w wysokim stopniu niepokoi, drażni i nic dobrego, wobec zaburzeń indyjskich, Anglikom nie wróży.
Opowiadano mi o tem wszystkiem pod sekretem, w głebokiej tajemnicy, bo słowa „wahabi“ w Bagdadzie wymawiać na głos nie wolno.
Słuchałem tej historji w pewnej księgarni, ogromnej, za cienionej, dobrze zaopatrzonej w książki i pisma.
Już samo to opowiadanie, obfitujące w liczne dramatyczne, ożywione romantyzmem szczegóły, działało na wyobraźnię pisarską, jak smagnięcie bata, lecz na tem nie koniec, ponieważ był to dzień niezwykłych rewelacyj!
Przy ladzie stało dwóch europejczyków, przeglądających świeżo nadesłane miesięczniki angielskie i niemieckie. Nagle posłyszałem takie zdanie, wypowiedziane w języku rosyjskim:
— Jego Cesarska Mość, następca tronu przybył szczęśliwie i czuje się wyśmienicie...
Drugi z nich w milczeniu skinął głową i — rozmowa się urwała.
Ibn-Saud, Wahabici, jego cesarska mość, — doprawdy, — Bagdad jest miejscem z „1001 nocy“!
Bardzo niechętnie opuściłem zaciszną księgarnię, lecz musiałem iść do biura p. Khayata, bo miał tam przyjść właściciel samochodów; zgadza się on zawieźć nas do Babilonu, a w dwa dni potem p. de Vosa do Teheranu. Pozostanę sam i będę czekał na najbliższy autobus Nairn’a, na który mam już powrotny bilet na przejazd do Damaszku.
Pozostało mi zaledwie dwa tygodnie pobytu na Bliskim Wschodzie.
Mam już zamówione miejsce na statku.
Czy uda mi się wchłonąć w siebie wszystko, czem oddycha i żyje ten kraj? Czy los będzie łaskawy dla mnie i czy pozwoli mi oświetlić niektóre podniecające moją wyobraźnię zagadki?
In cha Allah!
Poddajmy się swemu losowi i czekajmy cierpliwie!
Na Wschodzie niewolno bowiem spieszyć się nadmiernie.






  1. Gobineau, Les réligions et les philosophies dans l’Asie Centrale, Paris, 1866; Mirza-Kazembek, Bab i babi, Petersburg 1895.
  2. Graham, Treatise of sufism; Gobineau, „Trois ans en Asie“.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Ferdynand Ossendowski.