Strona:F. Antoni Ossendowski - Gasnące ognie.djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
248
GASNĄCE OGNIE

dokonywanej przez „tommy“ angielskich, przez indyjskich strzelców i przez wszędzie szperających wogs’ów.
Na domiar złego, na ten buntowniczy i nieugięty naród zwrócił baczne oko Kreml moskiewski, bo przecież podaje się za „prawowitego opiekuna uciemiężonych azjatów,“ a w tym celu dopomaga prawdziwemi i fałszywemi banknotami, karabinami, pyroksyliną i bibułą agitacyjną Indjom, Sjamowi, Chinom, Turcji Kemala-baszy i wodzowi Wahabitów — Ibn Saudowi.
Ręka nieoczekiwanej pomocy ciągnie się, co prawda, zdaleka, lecz w każdym razie dodaje ona bodźca i zuchwałości królowi, koczującemu pomiędzy zatoką Perską, a wschodnią połacią Arabji właściwej.
Ponieważ mrowisko różnorodnych ludów wschodnich pozostaje zawsze nieufnem, wrogiem dla poczynań Zachodu, te eskapady Ibn-Sauda budzą i ożywiają nadzieje, żądze i fanatyzm, co w wysokim stopniu niepokoi, drażni i nic dobrego, wobec zaburzeń indyjskich, Anglikom nie wróży.
Opowiadano mi o tem wszystkiem pod sekretem, w głebokiej tajemnicy, bo słowa „wahabi“ w Bagdadzie wymawiać na głos nie wolno.
Słuchałem tej historji w pewnej księgarni, ogromnej, za cienionej, dobrze zaopatrzonej w książki i pisma.
Już samo to opowiadanie, obfitujące w liczne dramatyczne, ożywione romantyzmem szczegóły, działało na wyobraźnię pisarską, jak smagnięcie bata, lecz na tem nie koniec, ponieważ był to dzień niezwykłych rewelacyj!
Przy ladzie stało dwóch europejczyków, przeglądających świeżo nadesłane miesięczniki angielskie i niemieckie. Nagle posłyszałem takie zdanie, wypowiedziane w języku rosyjskim:
— Jego Cesarska Mość, następca tronu przybył szczęśliwie i czuje się wyśmienicie...
Drugi z nich w milczeniu skinął głową i — rozmowa się urwała.
Ibn-Saud, Wahabici, jego cesarska mość, — doprawdy, — Bagdad jest miejscem z „1001 nocy“!
Bardzo niechętnie opuściłem zaciszną księgarnię, lecz musiałem iść do biura p. Khayata, bo miał tam przyjść właściciel samochodów; zgadza się on zawieźć nas do