Frytjof (Tegnér, tłum. Wiernikowski)/Pieśń VII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Esaias Tegnér
Tytuł Frytjof
Wydawca nakład tłumacza
Data wyd. 1861
Druk Jozafat Ohryzko
Miejsce wyd. Petersburg
Tłumacz Jan Wiernikowski
Tytuł orygin. Frithiofs saga
Źródło skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Okładka lub karta tytułowa
Indeks stron
PIEŚŃ VII.
Sczęście Frytjofa.
(MONOLOG.)
Treść.
(Niecierpliwe oczekiwanie nocy. — Widzenie się z Ingeborgą w świątyni Baldera. — Sczęście Frytjofa przy kochance. — Świt. — Pożegnanie.)



Z dolin w doliny
Wy, Bela syny,
Bieżcie po miecze — swego niedam wam!
W świątyni Boga
Mieszka ma droga:
Tam pole walk mych, cały świat mój tam!

O, tam nie pomny zemsty królewskiej,
Niepomny nędzy synów padołu,
Z mą Ingeborgą puhar niebieskiej
Radości spełniać będę pospołu!

Lecz póki Słońce
Purpury lśniące
Sypie na kwiecie tych smugów i kniej;
Purpury czyste,
Jak te przejrzyste
Rąbki, co kryją rozkwit piersi Jej;
Póty w tęsknocie, dręczącej duszę.
Śród niemiłego dla oka blasku,
Wzdychać i błądzić po brzegu muszę,
Imie jej mieczem kreśląc na piasku!

Z jaką się zwłoką
Godziny wloką!
I ty się późnisz! Dniu! czy pierwszy raz
Wzrok twój zdumiony
Widzi te strony,
Te góry, wyspy, zatokę i las?
W salach zachodu, gdzie twe mieszkanie,
Czyliż u ciebie niema dziewczęcia,
Coby wybiegło na twe spotkanie,
Z czułością padło w twoje objęcia?

Lecz już się słaniasz
I głowę skłaniasz,
Zstępujesz znużon ze swej wysokości,
I wieczór szary
W kraśne kotary
Stroi Walhallę bogom ku radości;
I ziemskie strugi i powiewy w niebie
Swe o miłości wsczynają rozmowy,
O Nocy, matko bogów witam ciebie
Występującą w delii perłowej!


Jakie milczenie w górnym gwiazd szeregu!
Rzekłbyś: Kochanek do Lubej się skrada.—
Śpiesz, śpiesz, Ellido! do świętego brzegu! —
Pędź ją, pędź żywo, falo modrośniada! —
Tam błogie bóstwa przemieszkują ninie —
Tam gaj Baldera dokoła ocienia
I sczytne domu bożego sklepienia,
I w nich miłości Boginię!

Z jaką rozkoszą przybijam do brzegu!
Ziemio, całuję ciebie!... a was, kwiaty,
Co tę drożynę, w krętym jej obiegu,
Zdobicie perły, drobnemi szkarłaty,
Witam — Księżycu jak się krąg twój pali!
Jak świecą głazy, gaj, kościół, kurhany!
Tyś taki piękny, taki zadumany,
Jak Saga w godowej sali![1]

Strumyku, co tu poszeptujesz z kwiaty,
Kto przelał w ciebie serca mego dźwięki?
Słowiku, piewco Północy skrzydlaty!
Zkąd wziąłeś duszy mej wydarte jęki?
Barwą wieczoru dłoń alfów życzliwa
Kreśli mi obraz Ingeborgi w górze,
Freja się dąsa, zazdrość ją porywa —
Tchnęła, — obraz znikł w lazurze!

Lecz próżno gniewem unosi się Freja!
Tu ona sama — piękna jak nadzieja,
Wierna jak z latek dziecinnych wspomnienie,
Niesie miłości mej wynagrodzenie! —

Pójdź tu o Luba! serca mego bicia
Silniej, potężniej uderzą przy twojem;
Ponęto duszy! raju mego życia!
Pójdź, spocznij w objęciu mojem!

Smukła-ś, jak lilja błyscząca śród pola!
Wonna, rumiana, jak róża kwitnąca!
Czysta-ś, jak bogów nieskażonych wola,
I, jako Freja, ogniem pałająca!
Dziewczę, pocałuj, o! sama uczujesz
Płomień co moje jestestwo przenika!
Niebo i ziemia z przed mych oczu znika,
Kiedy mię, Luba, całujesz!

Lecz czegóż serce twoje tu się boi?
Zkąd trwoga? patrzaj — tam orszak mój śmiały,
Tu Biorn u wniścia z dzielnym mieczem stoi —
Zwalczą, chociażby świat się rzucił cały.
Gdybym sam, dzierżąc cię w objęciu, zginął
Za ciebie, jakże śmierć byłaby miła!
Lotbyrn wesoły ku niebu rozwinął —
Tybyś mą walkyrją[2] była!

O gniewie Boga szepczesz mi Białego?[3]
I drżysz? napróżno! to bóg miłosierny;
On, jak ja, kocha — Balder, jak ja wierny,
I miłość nasza, jest-to dzieło jego.
As, co promieniem otacza swe skronie,
Co wieczną w sercu goreje miłością,
Nie był-że z taką ku swej pięknej żonie,
Jak ja ku tobie, czułością?


Patrz — obraz jego! patrz, sam on tu gości!
O! z jaką na mnie dobrocią pogląda!
Któż mu w tej chwili złożyć nie zażąda
Ofiary z serca pełnego miłości?
Uklęknij, Luba! — ja klęknę przy tobie —
Droższego daru Balder nie przyjmował
Nad serca młode, co ślubują sobie,
Wiarę, jaką on ślubował!

Raczej się Niebo niźli ziemia przyzna
Do mej miłości — nie gardź nią Dziewczyno!
Wypiastowana błękitną krainą
Pragnie doń wrócić — bo tam jej ojczyzna!
Czemu, umarłszy z tobą, iść w tę drogę
Dziś mi niewolno? — czemu w kraj ten święty
Ku bogom wznieść się z tryumfem nie mogę
Ramieniem twojem ujęty?

Tam, gdy niebieski huf bramy srebrnemi
Wystąpi walczyć na wonnej roztoczy,
Ja — druh twój wierny — nie podążę z niemi
Zostanę z tobą — patrzeć w twoje oczy!
A gdy wkrąg stołów niebieskie dziewoje
Rozniosą miody gronu świętych gości,
Ja ci wciąż będę szeptał o miłości,
I brząkał o czaszę twoję!

Tam na przylądku, nad morzem, uplotę
Chłodnik z zieleni żywej ku wytchnieniu.
Tam codzień będziem wypoczywać w cieniu
Drzew, przystrojonych w piękne jabłka złote.
A kiedy słońce Walhalli, pałając,
Zaświeci Niebu ogniem pełnym pychy,
Wrócim do Bogów — wciąż jednak wzdychając
Ku swojej ustroni cichej!


Ubiorę w gwiazdy twój warkocz i czoło,
I póty ciebie w Wingolfowej sali[4]
Kołysać będę w tańcu, aż wesoło
Znów się rumieniec w twych licach zapali —
Potem do lubej wstąpimy ustroni
Na wypoczynek. — Z arfą srebrobrody
Brag przyjdzie do nas co wieczór na gody
I pieśń weselną zadzwoni!

Przepiórki brzmienie rozlega się w gaju:
To śpiew, co ku nam wprost z Walhalli płynie;
Księżyc osrebrza zatoki głębinie:
To blask, co ku nam idzie z martwych kraju.
I śpiew i blaski świadczą nieobłudnie
Że jest świat, kędy miłość kwitnie cudnie:
Chętniebym z ziemską rozstał się żałobą
By w ten świat ulecieć z tobą!

Lecz nie płacz, nie płacz! jesczem pośród ludzi
Żywy, niezmarły, patrz krew w żyłach płynie:
Ale marzenia które miłość budzi,
Lubią się błąkać w nadziemskiej krainie!
Dość-ci-mię ręką przechylić ku sobie
Dość-strzelić ku mnie źrenicą błękitną,
Bym się z krainą bogów rozstał sczytną
I znowu stanął — przy tobie!

»Cyt! głos skowronka?« Nie! to gołębicy
O swej wierności gruchanie w gęstwinie;
Skowronek jescze, obok swej samicy
Śpi w ciepłem gniazdku, na miękkiej darninie.

Sczęśliwe stadło! Nikt ich nie rozdziela,
Czy dzień się wznosi, czy ku morzu zniża!
Wolne jak skrzydło co w obłoki strzela.
I ich ku niebu przybliża!

»Patrz, świt na niebie.« Nie! to ponad morzem
Strażnicze ognie rumienią niebiosa;
Jescze noc długa, jescze długo możem
Rozmawiać z sobą. — Gwiazdo jasnowłosa!
Która dzień wiedziesz, spij, spij jak najsłodziej!
Niema ci po co z węzgłowia się zrywać. —
Do Ragnareku[5] Frytjof nie przeszkodzi
Tobie spoczynku używać!

Lecz próżne modły! Wietrzyki poranku
Już się czuć dają — już wschodowe róże
Kwitną na niebie, jak twe lica hoże,
I roje drobnych piewców bez ustanku
Wiją się w chmurach, nie myśląc śpiewają;
Już wstaje z nowem życiem przyrodzenie.
I błysczą fale — tylko smutne cienie
I kochankowie, znikają!

Owóż i sama![6] Jaki zachwyt sprawia!
Przebacz, o złote słońce, prośby moje!
Czuję — twe bóstwo obecnie się zjawia,
Widzę majestat, widzę piękność twoję
Błogi kto z taką wszedł okazałością
Do szranek, i w nich, jako Ty, jaśnieje!
Kto z taką dumą, jak ty, i radością
Żywot swój blaskiem odzieje!


Spójrz — oto stawię przed oczyma twemi
Wdzięków północnych krasę i koronę —
Przyjm ją, bogini, pod świętą obronę:
Ona jest istny twój obraz na ziemi!
Dusza jej czysta jak twoje promienie,
Oko niebieskie, jak twoje błękity,
Temże lśnią złotem włosa jej pierścienie,
Jakiem twój warkocz obwity!

Lecz żegnaj, Luba! W dłuższym rozhoworze
Noc nam upłynie przyszła w tym kościele —
A teraz jescze, niech jescze raz złożę
Całus na ustach i całus na czele!...
Żegnaj! śpij słodko — myśl o mnie — dziewicze
Marzenie nawet niech mi wierność chowa;
Potem licz tęskne chwile, jak ja liczę,
I gorej jak ja! — Bądź zdrowa.«








  1. Mniemali Skandynawowie, że saga (bogini dziejów), zjawiając się na ucztach weselnych, siedziała zadumana, jak gdyby marzyła o świetnej przyszłości potomstwa nowożeńców.
  2. Walkyrjami zwały się niebieskie dziewice, które Odyn wysyłał na pole bitwy, dla przeniesienia ztamtąd do Walhalii bohaterów poległych. Te także Walkyrije usługiwały ucztującym, roznosiły miód i jadło. Najpiękniejsza z nich, omal równa urodą samej Frei, mianuje się Rota.
  3. Bóg Biały — Balder.
  4. Położenie pałacu Wingolf nie jest ściśle w Eddach oznaczone. Zdaje się atoli, że był w jednej przestrzeni niebu z Walhallą to jest, w Gladshemie (przyp. 4). W tym wspaniałym i obszernym pałacu wznosiły się ołtarze wszystkich bogiń skandynawskich. W Wingolfie także (jak i w Folgwangu u Frei) zgromadzały się tłumy dla zabaw i tańców.
  5. Do Ragnareku, to jest do skończenia świata.
  6. słońce (Sun) w północnej mitologii jest boginią, kochanką Księżyca, nie zaś bogiem, jak klasyczny Helios (Hyperion, Phoebus — Apollo).





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Esaias Tegnér i tłumacza: Jan Wiernikowski.