Dziennik podróży do Tatrów/Zabobony

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Seweryn Goszczyński
Tytuł Dziennik podróży do Tatrów
Wydawca B. M. Wolff
Data wyd. 1853
Druk C. Wienhoeber
Miejsce wyd. Petersburg
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały rozdział
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
I. Zabobony.

Wielka jest ważność wszelkich podań ludu, jego nawet przesądów i zabobonów: wszędzie tam na dnie jest głęboka prawda, iskra zadziwiającéj wiedzy w przedmiotach niedocieczonych pracą innego rozumu. Wiele razy miałem pokorę przyjąć je jak rzecz ważną, a cierpliwość zbadać, tyle razy znalazłem w głębi prawdę świadczącą jakiejś prawdzie religijnéj chrześciańskiéj.
Jest-to korzyść prostoty wewnętrznéj ludu. Nie wiele wié ale co wié to dobrze, a nigdy nie powiada że wié dobrze co wié źle, albo że wié czego nie wié w istocie. Pycha rozumu nie zaprowadza go na manowce fałszywych systematów, doktryn, budowania na okruszynie prawdy całego świata fałszu, podawania domysłu, przypuszczenia za pewność i tym podobnie, a co w takiéj ważnéj części wchodzi do składu naszéj cywilizacyi. Czego lud nie wié szczérze uznaje że nie wié. Instynktem prawdy widzi natychmiast co jest nad jego pojęcie w pewnéj chwili i nie sili się dociekać, a przez to unika zabrnienia w fałsze z których czasem niepodobna się wycofać, jak się to nam przydarza; nie stawia się w konieczności wykręcania się przebiegłością rozumu prawdy w fałsz albo fałszu w prawdę.
Lud nie jest nieomylny; nic nad to prawdziwszego dla mnie. Ma przesądy, ma zabobony naganne, szkodliwe, i temu niezaprzeczam. Ale nie raz przekonałem się, że potępiamy go z téj strony najczęściéj dla tego, że nie umiemy jéj zbadać.
Wiele on ma mniemań które odrzucamy jako zabobony a w których wina ludu ta tylko, że widzi głębiéj, daléj jak my. Zadawałem sobie w tym przedmiocie szczérą pracę, brałem nieraz zabobon po zabobonie, przesąd po przesądzie i najczęściéj w zadumieniu korzyłem się przed czystością prawdy, którą w tych skorupach napozór niezgrabnych odkrywałem.
Powiedzmy sobie i tę jeszcze prawdę, że zbyt ostro, zbyt jednostronnie powstajemy na zabobony. Bez wątpienia obrzydliwe bywały czasem skutki przesądów, zabobonów ludu, ale w moich oczach daleko są obrzydliwsze i zgubniejsze skutki fałszywych systematów filozoficznych, teoryi politycznych, doktryn religijnych. Mniéj straszny dla mnie głupi, zabobonny człowiek ludu, jak przewrótny mędrzec, jak zepsuty człowiek cywilizacyi. Wprawdzie przez zabobon ludu palono nieraz na stosach, topiono i spełniano tym podobne zbrodnie, ale policzmy te ofiary i ofiary fałszywych mędrków, przewrótnych reformatorów, a zobaczemy gdzie ich więcéj padło — jeżeli wielka liczba na jednéj stronie, to na drugiéj nieporównanie większa — przez jednych mogły cierpiéć cząstki narodu, a przez drugich całe narody giną, a giną w tém co jest najżywotniejsze dla człowieka, tracą życie w Prawdzie. Zobaczémy wtedy przy głębszéj bezstronności, tę smutną różnicę między prostotą ludu a cywilizacyą, że w jednéj znajdujemy pod fałszywą nawet powłoką, najczęściéj prawdę zbawienną, a w drugiéj przeciwnie pod pozorami prawd najponętniejszych kryje się najczęściéj fałsz najszkodliwszy. Złe ludu prostego jest, można powiedziéć, złe dziecka, a nasze jest złe męża dojrzałego już i wytrawnego w złém.
Zawsze ja, dzięki Bogu, wysoko ceniłem tę dziecinną prostotę, tę niewinność wewnętrzną ludu. Straciłem wiele, bardzo wiele, na drodze obecnéj cywilizacyi, ale dotąd jeszcze przechował się we mnie ten instynkt pierwotnéj prostoty ludu, ta struna jego sumienia, to zapamiętanie owéj niewinności, owego dzieciństwa uczuć wewnętrznych, przez które każdy człowiek przechodzi, co w życiu późniejszém puszcza tak niebacznie, co tak niedbale strzeże przeciwko Duchowi świata, co tak łatwo dozwala sobie wydrzéć, a przynajmniéj zasypać późniejszemu życiu, późniejszemu zepsuciu które nazywa postępem, udoskonaleniem się, a co jest takim postępem, takiém udoskonaleniem się, taką dojrzałością, jak nadgniłość dla niektórych owoców; dobre to być może, a nawet konieczne dla niektórych owoców, ale nigdy nie jest dobre dla człowieka, dla owocu Ducha Bożego. Przez ową to resztkę ocaloną dochowałem najdroższą dla mnie rzecz: spólność podstawy wewnętrznéj z prostym ludem, miłość ku niemu, zdolność pojmowania go, oceniania, nakoniec łatwiejszy wstęp do jego sfery moralnéj, wiele razy potrzebowałem zasilić się prawdziwém poświęceniem się na drogach przez puszczę naszéj cywilizacyi, gdzie tak łatwo wzrok olśniewa kamienuje czucie, wietrzeje siła prawdziwéj ofiary.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Seweryn Goszczyński.