Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/180

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

drugiéj przeciwnie pod pozorami prawd najponętniejszych kryje się najczęściéj fałsz najszkodliwszy. Złe ludu prostego jest, można powiedziéć, złe dziecka, a nasze jest złe męża dojrzałego już i wytrawnego w złém.
Zawsze ja, dzięki Bogu, wysoko ceniłem tę dziecinną prostotę, tę niewinność wewnętrzną ludu. Straciłem wiele, bardzo wiele, na drodze obecnéj cywilizacyi, ale dotąd jeszcze przechował się we mnie ten instynkt pierwotnéj prostoty ludu, ta struna jego sumienia, to zapamiętanie owéj niewinności, owego dzieciństwa uczuć wewnętrznych, przez które każdy człowiek przechodzi, co w życiu późniejszém puszcza tak niebacznie, co tak niedbale strzeże przeciwko Duchowi świata, co tak łatwo dozwala sobie wydrzéć, a przynajmniéj zasypać późniejszemu życiu, późniejszemu zepsuciu które nazywa postępem, udoskonaleniem się, a co jest takim postępem, takiém udoskonaleniem się, taką dojrzałością, jak nadgniłość dla niektórych owoców; dobre to być może, a nawet konieczne dla niektórych owoców, ale nigdy nie jest dobre dla człowieka, dla owocu Ducha Bożego. Przez ową to resztkę ocaloną dochowałem najdroższą dla mnie rzecz: spólność podstawy wewnętrznéj z prostym ludem, miłość ku niemu, zdolność pojmowania go, oceniania, nakoniec łatwiejszy wstęp do jego sfery moralnéj, wiele razy potrzebowałem zasilić się prawdziwém poświęceniem się na drogach przez puszczę