Strona:Seweryn Goszczyński - Dziennik podróży do Tatrów.djvu/178

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

jest głęboka prawda, iskra zadziwiającéj wiedzy w przedmiotach niedocieczonych pracą innego rozumu. Wiele razy miałem pokorę przyjąć je jak rzecz ważną, a cierpliwość zbadać, tyle razy znalazłem w głębi prawdę świadczącą jakiejś prawdzie religijnéj chrześciańskiéj.
Jest-to korzyść prostoty wewnętrznéj ludu. Nie wiele wié ale co wié to dobrze, a nigdy nie powiada że wié dobrze co wié źle, albo że wié czego nie wié w istocie. Pycha rozumu nie zaprowadza go na manowce fałszywych systematów, doktryn, budowania na okruszynie prawdy całego świata fałszu, podawania domysłu, przypuszczenia za pewność i tym podobnie, a co w takiéj ważnéj części wchodzi do składu naszéj cywilizacyi. Czego lud nie wié szczérze uznaje że nie wié. Instynktem prawdy widzi natychmiast co jest nad jego pojęcie w pewnéj chwili i nie sili się dociekać, a przez to unika zabrnienia w fałsze z których czasem niepodobna się wycofać, jak się to nam przydarza; nie stawia się w konieczności wykręcania się przebiegłością rozumu prawdy w fałsz albo fałszu w prawdę.
Lud nie jest nieomylny; nic nad to prawdziwszego dla mnie. Ma przesądy, ma zabobony naganne, szkodliwe, i temu niezaprzeczam. Ale nie raz przekonałem się, że potępiamy go z téj strony najczęściéj dla tego, że nie umiemy jéj zbadać.
Wiele on ma mniemań które odrzucamy jako za-