Dwaj rywale (Lord Lister)/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Kurt Matull, Matthias Blank
Tytuł Dwaj rywale
Wydawca Wydawnictwo „Republika”, Sp. z o.o.
Data wyd. 24.8.1939
Druk drukarnia własna, Łódź
Miejsce wyd. Łódź
Tłumacz Anonimowy
Tytuł orygin. Tytuł cyklu:
Lord Lister, genannt Raffles, der grosse Unbekannte
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


O północy

Stara kobieta przyłożyła chusteczkę do oczu:
— Niech mi pan oszczędzi bolesnych pytań — rzekła szeptem. — Wiem, że nie było w tym winy mojego biednego dziecka, ale z trudem znosiłam ten wstyd...
— Od jak dawna pani córka zna Remendada?
— Poznała go przed rokiem... Od razu dostała się pod jego władzę... Z początku nie zdawała sobie sprawy jakiego to rodzaju człowiek. Podawał się za agenta podróżującego pewnej poważnej firmy i córka moja zaufała mu. Nie było mowy o ślubie, a mimo to poszła za nim. Wydarł mi ją i od tego czasu zginęła dla mnie... Nieprędko wróciła do domu moja nieszczęśliwa Dorothy... Rozłąka z nią była dla mnie nie do zniesienia... Okazało się, że wszystko co jej powiedział, było kłamstwem. Był zwykłym przestępcą, który uciekł ze swego kraju w obawie przed policją. Tu, w Londynie prowadził nędzny tryb życia... Należał do bandy przestępców, która trudniła się fałszowaniem banknotów.
Więcej nie mogła z siebie wydobyć... Raffles położył rękę na jej ramieniu.
— Najważniejszego jeszcze nie powiedziałam — rzekła po chwili. — I nie wiem, czy mogę to panom powtórzyć. Trzy tygodnie temu uciekła od niego, bowiem żądał od niej rzeczy okropnych. Zmuszał ją, do tego, aby kolportowała fałszywe pieniądze, a kiedy trafił na jej stanowczy opór, wypędził ją na ulicę.
— Niech sobie pani zaoszczędzi tych przykrych wspomnień — przerwał jej Raffles — córka pani przeszła ciężką próbę, i nie jest jeszcze u kresu swych cierpień... Nie spocznę dopóki nie uwolnię jej ze szponów tego człowieka. Czy nie wie pani, gdzie on przebywa?
— Niestety... Wiem, że poszukuje go policja... Nie czując się nigdzie pewnym, ukrywa się w rozmaitych spelunkach; mieszka kolejno u rozmaitych swych przyjaciół.
— Czy zna pani ich adresy?
— Niestety...
— Czy zdaniem pani, on jest sprawca porwania?
— Któżby inny? Tylko on mógł sobie rościć do niej jakieś prawa. Bezczynność policji uważam za rzecz, wołającą o pomstę do nieba...
— Córka pani jest pełnoletnia i to komplikuje sprawę. Nasze prawo nie zna uprowadzenia pełnoletniej kobiety, wychodzi bowiem z założenia, że dobrowolnie poszła za mężczyzną. Na szczęście, ja i mój przyjaciel jesteśmy innego zdania i Remendado dowie się wkrótce, z kim ma do czynienia. A teraz nie będziemy pani dłużej zatrzymywać: żegnam i życzę zdrowia!
— Bóg zapłać za dobre słowo — odparta staruszka, chwytając rękę Rafflesa. — Wlał pan otuchę w serce starej kobiety. Czy mogłabym prosić o pański adres?
Raffles zawahaj się przez chwilę.
— Nazywam się hrabia Palmhurst... Po co pani mój adres? Gdy tylko będziemy mieli pomyślną wiadomość, natychmiast skomunikujmy się z panią. Do rychłego zobaczenia!
Obydwaj panowie pożegnali się serdecznie ze staruszką.
Tegoż popołudnia Raffles rozpoczął poszukiwania. W dancingu Pata O’Murphy wiedziano coś niecoś o stosunkach, jakie łączyły Remendada z Dorothy Fisher. Krótka scena, która rozebrała się w ciemnym korytarzyku zwróciła na siebie uwagę... Ale to było wszystko, czego się tam dowiedział. Jeden z kelnerów widział taksówkę czekającą owego wieczora przed wejściem, ale było to porą, w której rozpoczynał się ruch na dancingu i taksówka mogła czekać na kogoś z gości. Zarządzający szatnią twierdził, że widział małą skromnie ubraną dziewczynkę, która przyszła do Dorothy, aby ją zawiadomić o chorobie matki.
Dorothy podobno zbladła z przerażenia i czym prędzej podążyła za dziewczynką. Widziano jeszcze, jak razem z nią wsiadła do oczekującej przed wejściem taksówki i odjechała. Nikt nie zapamiętał numeru wozu i nie zwrócił uwagi na wygląd szofera.
Poszukiwania, czynione przez Rafflesa w najrozmaitszych kierunkach, pozostały narazie bez rezultatu. Przed wieczorem dopiero odnaleźli mieszkanie, w którym mieszkał przez kilka tygodni Remendado. Ale Remendado wyniósł się już stamtąd przed kilku tygodniami i na tym ślad się urywał. Cały wieczór i dzień następny poświęcił Raffles tej samej sprawie. Nie łatwo jednak odnaleźć kogoś w Londynie.
Zbliżył się tymczasem dzień, w którym Raffles postanowił złożyć wizytę Fowlesowi.
Ponieważ nie mógł jej dłużej odkładać, postanowił wreszcie plan swój wprowadzić w życie. Z zapadnięciem zmierzchu, Tajemniczy Nieznajomy rozpoczął swe przygotowania.
Henderson, wierny szofer lorda Listera, wyprowadził z garażu wspaniałą, silną maszynę. Nazewnątrz niczym nie różniła się ona od zwykłych taksówek lecz wewnątrz zaopatrzona była we wszystkie urządzenia, niezbędne Rafflesowi do jego nocnych wypraw. Henderson miał czekać na obu panów w umówionym miejscu.
Około godziny jedenastej wieczorem Raffles i Brand opuścili willę. Gdy przybyli na miejsce, Raffles zabrał się odrazu do dzieła. Obaj nasi przyjaciele ubrani byli tak, jak wytworni birbanci, wracający z nocnej eskapady. Raffles przekonał się bowiem, że w ten sposób najmniej zwraca na siebie uwagę policji. W ręku trzymali niewielkie walizeczki. Raffles zdawał sobie sprawę, że tym razem czeka go twardy orzech do zgryzienia. Poczynił więc uprzednio wszelkie przygotowania.
Nasi przyjaciele poczekali cierpliwie aż taksówka, która ich przywiozła na miejsce, zniknęła z ich oczu... Szybkim krokiem zbliżyli się do wysokiego muru, otaczającego ogród, przylegający do domu Fowlesa.
Fowles mieszkał na pierwszym piętrze, na parterze zaś mieściły się jego biura. Raffles i Brand ukryli się w cieniu rozłożystego drzewa. Tajemniczy Nieznajomy zwykł był opracowywać dokładnie plany swych wypraw. Znał więc doskonale położenie domu i „słabe“ jego punkty. Dom graniczył z jednej strony z ogrodem, z drugiej zaś z bocznymi uliczkami, na których znajdowały się tylko puste o tej porze nieruchomości fabryczne i stare domostwa... Tu i ówdzie słychać było, od czasu do czasu, odgłos kroków nocnego dozorcy, poczym wszystko cichło.
Ulica, na której się znajdowali, wysadzana była starymi drzewami.
Raffles postanowił przedostać się do ogrodu przez furtkę. Nie zapominał jednak ani przez chwile o urządzeniu alarmowym.
Z opowiadań Branda, Raffles wiedział o środkach ostrożności, przedsięwziętych przez Fowlesa przeciwko złodziejom. Włożył więc gumowe rękawiczki, wyjął z walizki dziwnego kształtu świderek i począł wiercić nim w furtce otwór o średnicy około piętnastu centymetrów.
Do otworu tego Raffles wprowadził niewielkie narzędzie swego pomysłu. W ciągu kilku minut wykroił w grubych drzwiach czworokątny otwór, w który włożył rękę, chronioną przez gumową rękawiczkę. Z łatwością odkręcił śruby zamka i odsunął ciężkie żelazne zasuwy. Drzwi powoli się otwarły.
Raffles i Brand znaleźli się w ogrodzie.
— Daj mi pistolet! — szepnął Tajemniczy Nieznajomy.
Brand sięgnął do kieszeni, wyjął z niej pistolet i włożył do lufy jakiś podłużnego kształtu nabój. Brand był doskonałym strzelcem i jemu przypadła w udziale misja unieszkodliwienia czujnego psa.
Obaj przyjaciele ruszyli ostrożnie wąska ścieżką, wiodącą do oficynowego wejścia. Raffles uważał pilnie, aby stąpać brzegiem trawnika i stłumić w ten sposób odgłos kroków. Znajdowali się w odległości dwudziestu kroków od domu, gdy nagle do uszu ich doszedł jakiś hałas. Zatrzymali się w miejscu... Widocznie pies poczuł obecność obcych i poruszył się niespokojnie w swej budzie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Matthias Blank, Kurt Matull i tłumacza: anonimowy.