Strona:PL Lord Lister -94- Dwaj rywale.djvu/6

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Nazywam się hrabia Palmhurst... Po co pani mój adres? Gdy tylko będziemy mieli pomyślną wiadomość, natychmiast skomunikujmy się z panią. Do rychłego zobaczenia!
Obydwaj panowie pożegnali się serdecznie ze staruszką.
Tegoż popołudnia Raffles rozpoczął poszukiwania. W dancingu Pata O’Murphy wiedziano coś niecoś o stosunkach, jakie łączyły Remendada z Dorothy Fisher. Krótka scena, która rozebrała się w ciemnym korytarzyku zwróciła na siebie uwagę... Ale to było wszystko, czego się tam dowiedział. Jeden z kelnerów widział taksówkę czekającą owego wieczora przed wejściem, ale było to porą, w której rozpoczynał się ruch na dancingu i taksówka mogła czekać na kogoś z gości. Zarządzający szatnią twierdził, że widział małą skromnie ubraną dziewczynkę, która przyszła do Dorothy, aby ją zawiadomić o chorobie matki.
Dorothy podobno zbladła z przerażenia i czym prędzej podążyła za dziewczynką. Widziano jeszcze, jak razem z nią wsiadła do oczekującej przed wejściem taksówki i odjechała. Nikt nie zapamiętał numeru wozu i nie zwrócił uwagi na wygląd szofera.
Poszukiwania, czynione przez Rafflesa w najrozmaitszych kierunkach, pozostały narazie bez rezultatu. Przed wieczorem dopiero odnaleźli mieszkanie, w którym mieszkał przez kilka tygodni Remendado. Ale Remendado wyniósł się już stamtąd przed kilku tygodniami i na tym ślad się urywał. Cały wieczór i dzień następny poświęcił Raffles tej samej sprawie. Nie łatwo jednak odnaleźć kogoś w Londynie.
Zbliżył się tymczasem dzień, w którym Raffles postanowił złożyć wizytę Fowlesowi.
Ponieważ nie mógł jej dłużej odkładać, postanowił wreszcie plan swój wprowadzić w życie. Z zapadnięciem zmierzchu, Tajemniczy Nieznajomy rozpoczął swe przygotowania.
Henderson, wierny szofer lorda Listera, wyprowadził z garażu wspaniałą, silną maszynę. Nazewnątrz niczym nie różniła się ona od zwykłych taksówek lecz wewnątrz zaopatrzona była we wszystkie urządzenia, niezbędne Rafflesowi do jego nocnych wypraw. Henderson miał czekać na obu panów w umówionym miejscu.
Około godziny jedenastej wieczorem Raffles Brand opuścili willę. Gdy przybyli na miejsce, Raffles zabrał się odrazu do dzieła. Obaj nasi przyjaciele ubrani byli tak, jak wytworni birbanci, wracający z nocnej eskapady. Raffles przekonał się bowiem, że w ten sposób najmniej zwraca na siebie uwagę policji. W ręku trzymali niewielkie walizeczki. Raffles zdawał sobie sprawę, że tym razem czeka go twardy orzech do zgryzienia. Poczynił więc uprzednio wszelkie przygotowania
Nasi przyjaciele poczekali cierpliwie aż taksówka, która ich przywiozła na miejsce, zniknęła z ich oczu... Szybkim krokiem zbliżyli się do wysokiego muru, otaczającego ogród, przylegający do domu Fowlesa.
Fowles mieszkał na pierwszym piętrze, na parterze zaś mieściły się jego biura. Raffles i Brand ukryli się w cieniu rozłożystego drzewa. Tajemniczy Nieznajomy zwykł był opracowywać dokładnie plany swych wypraw. Znał więc doskonale położenie domu i „słabe“ jego punkty. Dom graniczył z jednej strony z ogrodem, z drugiej zaś z bocznymi uliczkami, na których znajdowały się tylko puste o tej porze nieruchomości fabryczne i stare domostwa... Tu i ówdzie słychać było, od czasu do czasu, odgłos kroków nocnego dozorcy, poczym wszystko cichło.
Ulica, na której się znajdowali, wysadzana była starymi drzewami.
Raffles postanowił przedostać się do ogrodu przez furtkę. Nie zapominał jednak ani przez chwile o urządzeniu alarmowym.
Z opowiadań Branda, Raffles wiedział o środkach ostrożności, przedsięwziętych przez Fowlesa przeciwko złodziejom. Włożył więc gumowe rękawiczki, wyjął z walizki dziwnego kształtu świderek i począł wiercić nim w furtce otwór o średnicy około piętnastu centymetrów.
Do otworu tego Raffles wprowadził niewielkie narzędzie swego pomysłu. W ciągu kilku minut wykroił w grubych drzwiach czworokątny otwór, w który włożył rękę, chronioną przez gumową rękawiczkę. Z łatwością odkręcił śruby zamka i odsunął ciężkie żelazne zasuwy. Drzwi powoli się otwarły.
Raffles i Brand znaleźli się w ogrodzie.
— Daj mi pistolet! — szepnął Tajemniczy Nieznajomy.
Brand sięgnął do kieszeni, wyjął z niej pistolet i włożył do lufy jakiś podłużnego kształtu nabój. Brand był doskonałym strzelcem i jemu przypadła w udziale misja unieszkodliwienia czujnego psa.
Obaj przyjaciele ruszyli ostrożnie wąska ścieżką, wiodącą do oficynowego wejścia. Raffles uważał pilnie, aby stąpać brzegiem trawnika i stłumić w ten sposób odgłos kroków. Znajdowali się w odległości dwudziestu kroków od domu, gdy nagle do uszu ich doszedł jakiś hałas. Zatrzymali się w miejscu... Widocznie pies poczuł obecność obcych i poruszył się niespokojnie w swej budzie.

Dziura w suficie

Należało działać jaknajszybciej... Gdyby zwierzę poczęło ujadać, plan ich zostałby pogrzebany. Brand chwycił pistolet starając się wzrokiem prześwidrować ciemności.
Ujrzał niewyraźne zarysy głowy olbrzymiego psa, który zbliżał się powoli, węsząc niespokojnie. Na szczęście wiał lekki wietrzyk od strony domu.
Zwierzę zatrzymało się i warknęło głośniej... W świetle księżyca błysnęły jego białe, długie kły. Brand wycelował starannie i nacisnął cyngiel. Rozległ się przytłumiony odgłos wystrzału i zanim zwierzę zdążyło szczeknąć, ciężkie jego ciało zwaliło się nieruchomo na ziemię.
Strzała zakończona była ostrą igłą, zawierającą silny roztwór środka nasennego. Zwierzę, ukłóte igiełką, zostało ogłuszone w mgnieniu oka.
Brand położył rękę na ramieniu Rafflesa.
— Czy jesteś pewien, ze ta kula mu wystarczy? — zapytał. — Możeby zwiększyć dawkę?
— Zupełnie zbyteczne, Brand. — Winszuję ci celnego strzału. Sądzę, że nie potrafiłbym ci dorównać. A teraz — do okna!
Jest rzeczą charakterystyczną, że najlepiej strzeżone domy posiadają okna, pozostawione zupełnie bez opieki.
Ostrożniejsi osłaniają je drewnianymi żaluzjami, a już bardzo ostrożni używają w tym celu żaluzji żelaznych. Do tej ostatniej kategorii należał Fowles.
A jednak — nawet żelazna żaluzja stanowi ochronę słabszą, niż drzwi.