Przejdź do zawartości

Dusza Zaczarowana/I/Część pierwsza/5

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Romain Rolland
Tytuł Dusza Zaczarowana
Podtytuł I. Anetka i Sylwja
Część pierwsza
Wydawca Wydawnictwo Polskie
Data wyd. 1927
Druk Drukarnia Concordia
Miejsce wyd. Lwów; Poznań
Tłumacz Franciszek Mirandola
Tytuł orygin. L’Âme enchantée
Podtytuł oryginalny I. Annette et Sylvie
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część pierwsza
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała księga I
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

Mimo odległości i niewielkiego bezpieczeństwa niektórych ulic o tak późnej porze, Anetka wracała pieszo. Omal nie tańczyła z radości. Znalazłszy się wreszcie w domu, szczęśliwa i zmęczona, nie spoczęła, zanim nie włożyła kwiatów w wazon przy łóżku. Za chwilę jednak wstała, wyjęła i umieściła je, jak u Sylwji, w dzbanku z wodą. Leżąc w łóżku, nie zgasiła lampy, gdyż nie chciała się rozstawać z dniem przeminionym. W trzy godziny potem znalazła się w ciemności, ale kwiaty świadczyły, że nie śniła, że widziała Sylwję. Tedy zasnęła ponownie, kołysana słodkiemi marzeniami.
Dni następne wypełnione zostały brzękiem pszczół, budujących ul nowy. Jak wokół młodej królowej gromadzi się rój, tak stwarzała Anetka wokół ukochanej Sylwji przyszłość nową. Stary ul opustoszał, bo królowej nie stało. Starając się zamaskować tę rewolucję pałacową, udawała przed własnem sercem, że miłość jej ku ojcu przeniosła się na Sylwję i że ją tam znajdzie. Wiedziała atoli w duszy, że się z nią rozstała.
Nieodporna jest miłość nowa, co stwarza i burzy. Pamiątki po ojcu zostały bezlitośnie usunięte z widowni i z należną im czcią przeniesione w cień pokojów, gdzie im zbyt często nie zagrażała inwazja tego, co teraz ożyło na świeżo. Szlafrok został złożony w starej skrzyni. Anetka dobyła go zaraz ponownie, niepewna co czynić, i przytuliła do ust, potem nagle rzuciła, ogarnięta zazdrością. Tak nielogiczną bywa namiętność! Któż z nich dwojga był teraz zdrajcą?
Rozkochała się w odnalezionej siostrze, a nie znała jej dobrze. Ale owa niepewność stanowi nowy urok z chwilą, gdy kochamy mocno. Tajń rzeczy niezbadanych dopełnia powabów tego, co sądzimy, że wiemy. Z całej Sylwji przelotnie widzianej, chciała to jeno zachować, co ją pociągało. Przyznawała pocichu, że niewiele poczyniła spostrzeżeń, gdy atoli przeżywała rzecz na nowo, jawiło jej się tylko stukanie pantofelków Sylwji po kurytarzu i otaczające jej szyję nagie ramiona.
Sylwja miała przybyć, przyrzekła to, a Anetka czyniła przygotowania. Gdzież ją wprowadzi? Tu, do swego pięknego pokoju. Sylwja usiądzie na ulubionem jej miejscu, przy otwartem oknie. Anetka spoglądała oczyma siostry, radowała się, że pokaże jej swój dom, drobiazgi, drzewa, pokryte zielenią i widniejące w dali wzgórza kwietne. Myśląc o tem, że podzieli z nią wdzięk i komfort, Ale doznawała nowych zgoła uczuć radości. Ale przyszło jej na myśl, że oczy Sylwji uczynią porównanie między pokojem własnym i pałacem i cień okrył radość. Ta nierówność zaciążyła jej, jakby była temu winną. Miała wprawdzie możność zaofiarowania siostrze udziału w tych darach losu. Tak, ale była to ponowna okazja przyznania wyższości sobie i Anetka zrozumiała, że nie uczyni tego bez oporu. Pamiętała owo szydercze milczenie, jakiem Sylwja przyjęła pierwszą ofertę. Należało szczędzić jej skrupułów. Cóż tedy począć? Ułożyła kilka planów w głowie, ale żaden jej nie zaspokoił. Zmieniła dziesięć razy umeblowanie pokoju. Zgromadziwszy tu zrazu z dziecięcą radością wszystko co najcenniejsze, kazała to wynieść potem, zostawiając jeno przedmioty najprostsze. Nie było kątka, szczegółu, kwiatu na etażerce, nad którymby nie dyskutowała z sobą. Bała się jeno, by Sylwja nie przybyła, zanim skończy, ale Sylwji się jakoś nie spieszyło i Anetka miała dość czasu przewracać do góry nogami cały dom. Wydało jej się dziwnem potrosze to opóźnianie, ale korzystała zeń, by plany wszystkie przeprowadzić. Nieświadoma komedja. Sama się oszukiwała, przypisując drobiazgom jakieś znaczenie, a cała ruchliwość i zapał były to jeno preteksty, by opanować podniecenie namiętności, jakie mąciło zwykły tok jej wyrozumowanego, logicznego życia.
Ale te preteksty wyczerpały się także, gdy wszystko było gotowe, a Sylwja się nie pokazywała. Anetka przyjęła ją już dziesięć razy w wyobraźni swojej i cierpiała bardzo, czekając. Nie mogła do niej iść ponownie, bo gdyby w oczach Sylwji wyczytała nudę i obojętność dla siebie, doznałaby niesłychanej przykrości i duma jej zostałaby zraniona śmiertelnie. Lepiej już nie zobaczyć jej nigdy... A jednak, mimo wszystko... zdecydowała się nagle i wzięła okrycie, by iść po niewdzięczną. Nie skończywszy atoli zapinać rękawiczek, straciła odwagę, nogi się pod nią ugięły i siadła na krześle w przedpokoju, nie wiedząc co czynić. I właśnie w tej chwili, kiedy omdlewała niemal, gotowa do wyjścia, w tej chwili zadzwoniła Sylwja.
Od dzwonka do otwarcia nie minęło dziesięć sekund i ta szybkość, oraz spojrzenie Anetki powiedziały Sylwji wyraźnie, jak była oczekiwaną. W progu już, nim wyrzekły słowo, złączyły się pocałunkiem, Anetka pociągnęła Sylwję porywczo przez cały dom, nie puszczając jej rąk, pożerała ją jeno oczyma i śmiała się grubo, a głupkowato, jak uszczęśliwione dziecko...
Nic się nie odbyło tak, jak przewidywała. Nie przyszło jej na myśl ani jedno z przygotowanych zdań powitalnych. Nie posadziła nawet Sylwji na obranem miejscu. Odwrócone do okna plecami, usiadły obie na sofie, i patrząc sobie w oczy, mówiły niedosłyszalnie:
Anetka: Nakoniec przybyłaś!
Sylwja: Przybyłam do ciebie!
Ale Sylwja zauważyła, że siostra jest ubrana do wyjścia, przeto spytała:
— Miałaś iść.
Anetka zaprzeczyła głową, nie dając wyjaśnienia. Sylwja zrozumiała i pochylona szepnęła:
— Do mnieś się wybrała?
Anetka zadrżała i odrzekła, opierając policzek na jej ramieniu:
— Niepoczciwa!
— Dlaczegóż to? — spytała Sylwja, dotykając kątem ust brwi Anetki.
Nic nie rzekła, ale Sylwja znała odpowiedź. Uśmiechnęła się chytrze, patrząc na siostrę, która unikała jej oczu. Ta namiętna dziewczyna straciła naraz cały temperament, ogarnęła ją bojaźliwość, otaczając niby siecią. Siedziały bez ruchu starsza siostra oparta o ramię młodszej, zadowolonej wielce, że tak szybko ugruntowała swą władzę.
Po chwili Anetka podniosła głowę i teraz, opanowawszy pierwsze wzruszenie, zaczęły rozmawiać jak dawne przyjaciółki.
Tym razem nie miały zamiarów wrogich, przeciwnie, obie chciały poddać się wzajem. Ale nie całkiem. Wiedziały, że w każdej tkwią rzeczy, których pokazywać nie wolno, nawet wówczas, gdy się kocha. Właśnie wówczas. Tylko nie wiedziały co kryć. Każda zwierzając się drugiej, tając swe sekrety, śledziła co znieść może miłość tamtej i niejedno zwierzenie, zaczęte szczerze, chwiało się w połowie drogi, zdanie rwało się i kończyło ślicznem kłamstewkiem. Nie znały się wcale, a z wielu względów były sobie tajemnicą, oszałamiającą poprostu, stanowiły dwie natury, dwa światy, mimo wszystko, obce. Sylwja przystroiła się na tę wizytę powabnie (myślała o tem więcej, niźli chciała przyznać), a że to umiała, przeto na Anetce wywarła wrażenie, przyczem jednak niemile tknęły ją pewne sztuczki kokieterji. Sylwja to spostrzegła, ale nie zmieniła niczego, a owa starsza siostra, wolna, naiwna, płomienna, pociągała ją i onieśmielała potrochu. Obie były dowcipne i doskonałe spostrzegaczki, nie traciły przeto jednego spojrzenia, ni refleksji. Nie były jeszcze pewne siebie, a niedowierzając, chciały się sobie oddać, ale tak, by coś wzamian otrzymać. W obu tkwił djablik pychy, a Anetka w tem górowała. Ale również i odruch miłości był w niej silniejszy, to też się zdradziła. Ile razy dawała więcej, niżby chciała, stanowiło to klęskę, którą delektowała się Sylwja. Były jak dwu negocjatorów, którzy, pałając chęcią porozumienia, działają rozsądnie, roztropnie i postępują naprzód, badając każdy ruch...
Pojedynek był nierówny. Bardzo rychło Sylwja zdała sobie sprawę z dominującej w siostrze, a pokornej zarazem namiętności i wypróbowała ją zaraz, nieznacznie, wkładając miękką, kocią łapkę w jej serce. Anetka uczuła się pokonaną, a to ją zawstydziło i uradowało jednocześnie.
Na prośbę Sylwji pokazała jej cały pałac. Nie uczyniłaby tego sama, z obawy dotknięcia roztaczaniem przed siostrą całego dobrobytu, który atoli, ku jej wielkiemu zdumieniu, nie uczynił na Sylwji najmniejszego wrażenia. Czuła się jak u siebie, chodziła, wracała, dotykała wszystkiego z zupełną swobodą. Właściwie Anetkę dotknęła owa bezceremonjalność, a jednocześnie rozczuliło ją to bardziej jeszcze. Mijając łóżko siostry, Sylwja klapnęła po przyjacielsku małą poduszeczkę pod głowę, potem ciekawie obejrzała tualetę, rzuciła badawcze spojrzenie na flakony, przeszła z roztargnieniem przez bibljotekę, wydała okrzyk zachwytu na widok firanek, skrytykowała jeden fotel, wypróbowała drugi, wetknęła nos w uchyloną szafę, pomacała jedną suknię, a obszedłszy wszystko, wróciła do sypialni Anetki, siadła w małym foteliku przy łóżku i podjęła przerwaną rozmowę. Anetka zaproponowała herbatę, ale poprosiła o wino słodkie. Ssąc końcem warg biszkopt, spoglądała na wahającą się, a widocznie chcącą mówić Anetkę, jakby miała za moment krzyknąć:
— No, dalejże, jazda!
Wreszcie Anetka rozpędziła się i pod wpływem nagłego przymusu serdeczności zaproponowała siostrze, by z nią zamieszkała. Sylwja uśmiechnęła się, nie rzekła nic, połknęła kęs, zanurzyła, wsypała do malagi okruszyny ciastka, potem umoczyła w niej palec, uśmiechnęła się znowu grzecznie, dziękując spojrzeniem i pełnemi ustami, wreszcie potrząsnęła głową, jak ktoś co przemawia do dziecka, i rzekła:
— Droga moja...
Potem odmówiła wręcz.
Anetka nalegała, wysilała się, by ja doprowadzić do decyzji, wszystko daremnie. Teraz Sylwja nie chciała mówić, wykręcała się półsłówkami, używała pieszczotliwych wyrażeń, zdawała się potrochu zakłopotana, czy chytra, ale mówiła ciągle (mimo wielkiej miłości dla starszej siostry):
— Nie mogę!
— Dlaczegóż to? — spytała wreszcie Anetka.
— Mam przyjaciela! — odparła Sylwja.
Anetka przez jakąś sekundę nie mogła jej zrozumieć. Potem wszystko jej się stało jasne i zdrętwiała. Sylwja obrzuciła ją skośnem spojrzeniem oczu, wstała i poszła, nagadawszy mnóstwo uroczych słówek i zasypawszy siostrę pocałunkami.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Romain Rolland i tłumacza: Franciszek Mirandola.