Antygona (tłum. Kaszewski)/Epejsodyon I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Sofokles
Tytuł Antygona
Wydawca Feliks West
Data wyd. 1902
Miejsce wyd. Brody
Tłumacz Kazimierz Kaszewski
Tytuł orygin. Ἀντιγόνη
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
EPEJSODYON  I.

Kreon.

Mężowie! bóstwa, co długo kraj cały
Burzami siekły, dziś mu spokój dały.
Ja-m was dlatego wezwał przed innemi,
Bo wiem, że wyście każdej życia chwili
Dzielnem ramieniem tron Laja chronili;        5
Później Edypa gdy władał w tej ziemi,
A później z równą wiernością i chwałą
Wspierali synów, gdy ojca nie stało.
A kiedy wspólne wywiodły ich losy
Do boju, w którym przez dwa niecne ciosy        10
Razem z ich życiem zginęła i zwada;
Więc tron i władza mnie, po krwi, przypada
Nie wprzód człowieka człowiek zmierzyć umie
Po jego duszy, sercu i rozumie,
Aż się u rządów z myśli swych wygada[1].        15
Co do mnie wszakże: ja rządów sternika,
Co rad cnych ludzi w żadnej nie ma cenie,
Owszem ich usta postrachem zamyka,
Najgorszym człekiem mieniłem i mienię.
A ten, co dobro druha ma na straży        20
Więcej niż kraju, nic u mnie nie waży.
Świadczę się Zeusem wszechwidzącym, jako
Sam pierwszy wydam przed wami wszelaką

Zdradę, grożącą ojczyznie; jej wrogi
Nigdy do uczuć mych nie znajdą drogi.        25
Ja-m dobrze świadom, że dola szczęśliwa
Wszystkich nas z dobra ojczyzny wypływa,
I że, gdy szczęściem cały kraj zasłynie,
To nam na wiernej nie zbędzie drużynie.
Takie zasady państwo nasze wzmogą,        30
Takich ja zasad postępując drogą,
To, względem synów Edypa, ziomkowie!
Dla powszechnego pożytku stanowię:
Eteokl, który przy obronie kraju
Legł, dzielnie walcząc, śmiercią bohatera;        35
Niechaj ma pogrzeb, niechaj cześć odbiera
W świętych obiatach[2], według obyczaju.
Ale brat jego, ów Polinik srogi.
Ten zbieg z wygnania, co wyciągnął w pole,
By spalić miasto z domowymi bogi,        40
Wypić krew bratnią, narzucić niewolę;
Tego nie uczci ni łza, ni mogiła.
Owszem, mój rozkaz miastu zapowiada,
By leżał nagi, jako zdobycz miła
Dla psów żarłocznych, dla ptaków biesiada,        45
Tak chcę. — I za mnie nigdy nie ujrzycie,
By zły z dobrym porownan w zaszczycie;
Lecz prawy kraju syn, zawsze i wszędzie,
Żyw czy umarły, uczczonym mi będzie.


Przodownik Chóru.

O przyjacielu i o wrogu kraju.        50
Jakie masz zdanie, synu Menojkowy,
Wola ci sądzić według praw, zwyczaju,
Jako umarłych, tak nas, żywe głowy.


Kreon.

Baczcież, by słowa moje się spełniły.


Przodownik Chóru.

Takie ciężary złóż na młodsze siły.        55


Kreon.

Lecz ja strzedz trupa już zleciłem straży.


Przodownik Chóru.

Jakiegoż pragniesz jeszcze bezpieczeństwa?


Kreon.

Nie chcę dopuścić do nieposłuszeństwa.


Przodownik Chóru.

Głupi się chyba po śmierć iść poważy.


Kreon.

Choć kara pewna, lecz pomnieć nie wadzi,        60
Że chciwość zysku często źle poradzi.

(Wchodzi Strażnik).


Strażnik.

Ja ci nie powiem, żem bez tchu, o panie!
Żem lekką nogą biegł na twe spotkanie.
Nieraz mnie owszem strach chwytał za nogi,        65
Nieraz mi szeptał, abym wrócił z drogi.
I dusza w różnem mówiła mi słowie:
— „Gdzie pędzisz? biedny! nie śpiesz, tam jedynie
Zguba twa:“ To znów: „Lecz Kreon się dowie
Od innych o tem; kara cię nie minie“.        70
W takichto myślach wolniała ma noga,
I krótka, długą stała mi się droga.
Tu wreszcie przybyć rozwaga radziła,
A choć wieść moja, wieść nader niemiła,
To wszakże inna nie czeka mnie biada        75
Prócz tej, co z woli przeznaczeń przypada.


Kreon.

Cóż to jest? skąd ci ta trwoga przychodzi?


Strażnik.

Wprzód, co mnie tyczy, powiem: w zajściu całem.
Nie ja-m jest sprawcą, sprawcy nie widziałem,
Mnie tedy karać za to się nie godzi.


Kreon.

Bardzoś ostrożny i w obronie biegły:        80
Więc coś ważnego słowa twe zastrzegły.


Strażnik.

To ciężar strachu tak człowieka gniecie.


Kreon.

Więc, lub precz ruszaj, lub raz gadaj przecie!


Strażnik.

A więc ci powiem. Ktoś się zdobył na to,
By trupa złożyć jakoby w mogile;        85

Przysypał piaskiem i uczcił obiatą.


Kreon.

Któżto się z ludzi rozzuchwalił tyle?!


Strażnik.

Nie wiem; najmniejsze nie zostały znaki
Rydla, topora na przestrzeni całej,
Ni koła wozu ziemię wydeptały;        90
Że sprawca uszedł bez żadnej poszlaki.
Co, strażnik dzienny gdy z jutrzenki brzaskiem
Doniósł nam, każdy smutno ważył w sobie:
Trupa nie widać, choć leżał nie w grobie,
Lecz lekko, zprędka przysypany piaskiem.        95
Na ciele żadne nic istniały ślady
Drapieżnych zwierząt albo psiej gromady.
Dopieroż wrzawa poczęła się dzika:
Złemi słowami lżył strażnik strażnika,
A od słów wkrótce i bójka gotowa.        100
Nie było komu wyrzec miru słowa,
Jeden drugiego posądzał o zbrodnię,
Lecz nikt nie umiał wykazać dowodnie.
Aż wreszcie wszyscy pragnęliśmy razem
Skakać przez ogień[3] z gorącem żelazem.        105
Kląć się na bogi, że w tem złem bezczynni
Spółwiedzą nawet byliśmy niewinni.
Lecz gdy narada wcale nas nie krzepi,
Ozwał się jeden; a śród jego mowy
Ku ziemi wszystkim wraz opadły głowy,        110
Bo ni zaprzeczyć, ni wymyślać lepiej.
On tedy prawił, by w takiej potrzebie
W ręcz, bez ogródki zawiadomić ciebie.
I to przemogło; a los niełaskawy
Mnie nieszczęsnego wskazał do tej sprawy.        115
Niechętny, stawam przy niechętnych — czuję;
Posła złych wieści któż chętnie przyjmuje?


Chór.

O królu! cicha myśl mi szemrze w głowie,
Czy tu sprawcami nie sami bogowie?


Kreon.

Przestań! bo gniewu dopełniając miary,        120
Powiem, żeś tyle głupi, ile stary.

To niesłychana, by takie pleść baśnie:
Bógby się troskał takim człekiem właśnie!
Tegożby mieli czcić bogowie sami,
Co przyszedł wydrzeć im własność; podpalić        125
Ich święte chramy[4] wsparte filarami;
Ich ziemię zburzyć i prawa obalić?
Widziałżeś, aby złych czcili bogowie?
Nie!... lecz wiem, szemrzą niektórzy ziomkowi,
Wzruszają głową, na ich karki harde        130
Jarzmo mej władzy zdaje się zatwarde.
Onito — rozum jasno wierzyć każe —
Przynętą zysku podłechtali straże.
Siła klęsk ciąży na ludziach, a przecie
Klęska pieniędzy najzgubniejsza w świecie:        135
Bo pieniądz grody i strzechy pustoszy,
Pieniądz i z prawych serc uczciwość płoszy,
Uczy postępem osiągać złe cele,
Czynów haniebnych dopuszczać się śmiele.
Lecz sprawiedliwość takich nie prześlepi,        140
Których do złego widok zysku krzepi.
Jeśli więc cenię potęgę Zeusową.
Wiedz, — a masz na to przysięgi mej słowo —
Że, gdy zbrodniarza, który pogrzebł ciało,
Nie wynajdziecie, i gdy on nie stanie        150
Przed mem obliczem, śmierci dla was mało,
Lecz w mękach wisząc złożycie wyznanie.
Byście na przyszłość mieli znak dowodny,
Gdzie zysk jest prawy, a gdzie karygodny,
Dam wam przestrogę, że z niecnych korzyści        155
Więcej się złego niż dobrego iści.


Strażnik.

Mam jeszcze mówić, czy wyruszyć w pole?


Kreon.

Czyli nie widzisz? bolą mnie twe wieści.


Strażnik.

W duszy-ż czy w uchu uczuwasz te bole?


Kreon.

Nie twoja badać, gdzie się ból mój mieści.        160


Strażnik.

Złoczyńca duszę, ja ci ucho ranię.


Kreon.

Pleciesz koszałki opałki.


Strażnik.

Lecz, panie!
Ja w tym występku udziału nie brałem.


Kreon.

Głowęś naraził, zdjęty zysku szałem.


Strażnik.

Bieda, kto da się fałszywie uprzedzić.        160


Kreon.

Mądra uwaga; to wszakże masz wiedzieć,
Że, gdy nie znajdzie się sprawca niesławy,
To wam pokażę, co to zysk nieprawy.

(Odchodzi).

Strażnik.

Znajdzie... nie znajdzie — jak z losu wypadnie;
Lecz tak lub owak, to ja wiem dokładnie,        165
Że mnie już nigdy twe nie ujrzy oko,
I tak ja-m bogom winien cześć głęboką,
Żem wbrew sądzeniu, przed karą gotową
Wymknął się jakoś i uszedłem zdrowo.

(Odchodzi).







  1. „aż się u rządów z myśli swych wygada“ tj. niepodobna dokładnie poznać człowieka, dopóki nie wystąpi czynnie w urzędowaniu i wydawaniu praw. Było to zdanie jednego „z siedmiu mędrców“, iż „władza jest probierzem męża“.
  2. „w świętych obiatach“ tj. potrójnych ofiarach, jakiemi czczono zmarłych (mieszanina miodu z mlekiem, wino i woda) a które według wiary starożytnych dostawały się wraz z nieboszczykami do kraju podziemnego
  3. „skakać przez ogień“ — dosłownie : przeczołgać się, przesunąć się przez ogień — obrządek rozpowszechniony później w Italii, a jeszcze bardziej w wiekach średnich, dla wykazania niewinności.
  4. „chramy“ — świątynie.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sofokles i tłumacza: Kazimierz Kaszewski.