Anna Karenina (Tołstoj, 1898)/Część ósma/XII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lew Tołstoj
Tytuł Anna Karenina
Wydawca Spółka Wydawnicza Polska
Data wyd. 1898-1900
Druk Drukarnia »Czasu« Fr. Kluczyckiego i Spółki
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz J. Wołowski
Tytuł orygin. Анна Каренина
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


XII.

Lewin szedł prędko traktem, przysłuchując się nie tyle swym myślom (nie mógł połapać się w nich jeszcze), co wewnętrznemu stanowi swemu, jakiego nigdy jeszcze nie doświadczał.
Słowa, wyrzeczone przez chłopa, wywołały w jego duszy działanie iskry elektrycznej, która nagle przetworzyła i zbiła w jedną całość rój rozrzuconych, bezsilnych, oddzielnych myśli, jakie nie opuszczały go na chwilę. Myśli te, bezwiednie dla niego samego, zajmowały go nawet i wtedy, gdy rozmawiał z Fedorem o wypuszczaniu ziemi w dzierżawę. Czuł w swej duszy coś nowego i z rozkoszą poddawał się temu uczuciu, nie wiedząc jeszcze, co ono ma oznaczać.
„Nie należy żyć tylko dla zaspokojenia swych potrzeb, lecz dla Boga. Dla jakiego Boga? Czy można powiedzieć coś bardziej bez sensu, jak to co on powiedział?... Powiedział, że nie trzeba żyć dla siebie, to jest, że nienależy żyć dla tego, co pojmujemy wszyscy, do czego mamy skłonność, czego sobie życzymy, lecz należy żyć dla czegoś niepojętego, dla Boga, którego nikt pojąć ani określić nie może... I cóż? czyż ja nie zrozumiałem tych na pozór bezsensowych słów jego? A czy zrozumiawszy je, wahałam się choć na chwilę z uznaniem ich słuszności? czy może wydały mi się głupiemi, kłamliwemi lub obłudnemi?
„Nie... ja zrozumiałem to, co on mówił, i to zupełnie tak samo, jak on to rozumie... Nigdy w życiu mem nie pojąłem jeszcze nic tak ściśle i dokładnie, i nigdy w życiu nie wątpiłem o tem i wątpić nie mogę. I nie ja jeden, lecz wszyscy, cały świat to jedno tylko rozumie zupełnie, o tem jednem nie wątpi i zawsze zgadza się na to. A ja szukałem cudów i żałowałem wciąż, żem nie był świadkiem żadnego cudu, który mógłby przekonać mnie; cud materyalny nawróciłby mnie zupełnie... a oto istnieje cud, jedynie możebny, wciąż spełniający się, otaczający mnie ze wszystkich stron, a ja nie zauważałem go!
„Fedor powiada, że stróż Kiryłow żyje dla brzucha... taki cel życia daje się pojąć i wytłumaczyć łatwo. My wszyscy, jako istoty rozumne, nie możemy żyć inaczej, jak tylko dla brzucha. I nagle ten sam Fedor powiada, że to źle żyć dla brzucha, a należy żyć dla prawdy, dla Boga, a ja odrazu z paru półsłówek rozumiem go. I ja i miliony ludzi, którzy żyli przed wiekami, i którzy żyją teraz, chłopi i możni, ubodzy duchem i mędrcy, co rozmyślają i piszą o tem, i głoszą swym niewyraźnym językiem: my wszyscy zgadzamy się na to jedno: dlaczego trzeba żyć i na czem polega dobro. Ja i wszyscy ludzie mamy tylko jedno jasne, nie ulegające wątpliwości poczucie, a poczucie to nie może być objaśnionem przez rozum, ono jest niezależnem od niego, niema żadnych przyczyn i nie może mieć żadnych skutków.“
„Jeżeli dobro ma swoją przyczynę, nie jest już dobrem, jeżeli zaś pociąga za sobą w skutku nagrodę, również nie jest dobrem; a zatem dobro stoi po za łańcuchem przyczyn i skutków.“
„Ja wiem, na czem ono polega i wszyscy to wiedzą.“
„Jakiż więc cud większy po nad to może istnieć?“
„Czyżbym znalazł rozwiązanie wszystkiego, czyż mogę uznawać cierpienia me za skończone?“ — myślał Lewin, krocząc po pokrytej kurzem drodze, nie zwracając uwagi ani na upał ani na zmęczenie, i mając wrażenie, że dokuczliwy, długotrwały ból przestaje sprawiać mu cierpienia. Uczucie to było do tego stopnia radosnem, że nie mógł mu dać z początku wiary. Tracił chwilami oddech ze wzruszenia, i nie mając sił iść dalej, zboczył z drogi do lasu i usiadł w cieniu osiki na nieskoszonej trawie, zdjął kapelusz ze spoconej głowy, a opierając się na łokciu, położył się na soczystej, gęstej trawie leśnej.
„Tak, muszę zastanowić się nad tem i wszystko obmyśleć dokładnie — myślał, przyglądając się bacznie niezmiętej trawie i śledząc za poruszeniami zielonego chrząszcza, pnącego się po łodydze jeżyny — z czego ja się cieszę? Co ja odkryłem?“
„Nic nie odkryłem... dowiedziałem się tylko o tem, co już wiem oddawna. Poznałem siłę, która nietylko kiedyś w przeszłości dała mi życie, ale która i teraz daje mi je; przestałem ulegać złudzeniom i wiem czego się trzymać!“
„Dawniej mówiłem, że w mojem ciele, w ciele tej trawy i tego chrabąszcza odbywa się przemiana materyi według praw fizycznych, chemicznych i fizyologicznych. W nas wszystkich, razem z osinami i obłokami i z mgławicami odbywa się rozwój... Z czego ten rozwój?... na co?... Nieskończony rozwój i walka... Jak gdyby mógł istnieć jakibądż kierunek i walka w bezmiarze i nieskończoności! I ja dziwiłem się, że pomimo największego wysiłku myśli, krocząc tą drogą, nie mogę znaleźć celu życia, celu mych wszystkich ciążeń i zabiegów. Teraz zaś powiadam, że cel życia mego jest mi znanym: żyję dla Boga, dla duszy.“ I cel ten, pomimo swej jasności, jest tajemniczy i cudowny... nic nie istnieje, co by nie miało tego celu. Doprawdy, tylko duma — rzekł do siebie, przewracając się na brzuch i związując ostrożnie łodyżki traw, starając się nie połamać ich.
„I nietylko duma rozumu, ale głupota rozumu, a przedewszystkiem oszukaństwo... dobrze mówię... oszukaństwo rozumu, właśnie szachrajstwo rozumu“ — powtórzył z naciskiem Lewin.
I pokrótce przypomniał sobie cały bieg myśli, jakie nurtowały go w ciągu tych ostatnich dwóch lat, a początkiem których była widoczna myśl o śmierci; myśl ta ogarnęła go na widok chorego bez nadziei ukochanego brata.
Lewin po raz pierwszy wtedy przekonał się naprawdę, że dla niego, również jak i dla każdego człowieka, nic nie istnieje w przyszłości, prócz cierpienia, śmierci i wiekuistego zapomnienia, i doszedł do przekonania, że w ten sposób żyć nie można, że trzeba albo wytłumaczyć sobie życie w ten sposób, aby ono nie wydawało się złośliwą ironią jakiegoś złego ducha, albo też zastrzelić się.
Nie uczynił jednak ani jednego, ani drugiego, a żył, myślał i czuł w dalszym ciągu, a nawet ożenił się i zaznał wiele radości, i o ile nie myślał o przeznaczeniu swem, był szczęśliwym.
Czego oznaką to było?... Ze żył dobrze, ale myślał źle.
Żył (nie zdając sobie sprawy z tego) moralnemi prawdami, jakie wyssał z mlekiem matki, gdy zaś myślał, nietylko nie uznawał tych prawd, ale unikał ich nawet bacznie.
Teraz zaś było dla niego widocznem, że może żyć tylko dzięki wierze w zasady, w których był wychowanym.
„Coby też ze mnie było i jak przeżyłbym swe życie, gdybym nie miał tej wiary, nie wiedział, że trzeba żyć dla Boga, a nie dla czynienia zadość swym potrzebom? Kradłbym, kłamał i rozbijał; nic by dla mnie nie istniało, co stanowi największą i najprzedniejszą rozkosz mego życia.“ I wysilając do najwyższego stopnia wyobraźnię, Lewin w żaden sposób nie mógł przedstawić sobie tej zwierzęcej istoty, do której musiałby być podobnym, gdyby nie wiedział dlaczego żyje. „Szukałem odpowiedzi na me pytania, a rozmyślanie nie mogło mi jej dać, gdyż pomiędzy niem a pytaniem niema nic wspólnego. Odpowiedź dało mi samo życie, gdyż wiem na czem polega dobro i zło; przeświadczenia zaś tego nabyłem nie przez coś, ale danem mi ono zostało, również jak i każdemu; danem dlatego, że znikąd wziąć go nie mogłem.“ „Skąd ja je wziąłem? Czy drogą rozumowania doszedłem do tego, że trzeba kochać bliźniego, że nie można mu czynić krzywdy? Powiedziano mi to w dzieciństwie i ja z radością uwierzyłem, gdyż usłyszałem to właśnie, co miałem w duszy. A kto doszedł do tego? Nie rozum... rozum wynalazł walkę o byt i zasadę, która wymaga, abym usuwał wszystko, co przeszkadza zaspakajaniu mych pragnień... takiem jest dzieło rozumu... rozum stanowczo nie mógł do tego dojść, że należy kochać bliźniego, gdyż miłość względem niego uważa za rzecz niezgodną z rozsądkiem.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lew Tołstoj i tłumacza: J. Wołowski.