Przejdź do zawartości

Anielka w mieście/Anielka rozpoczyna nowe życie

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Janina Zawisza-Krasucka (opr.)
Tytuł Anielka w mieście
Podtytuł Powieść
Data wyd. 1934
Druk Drukarnia „Rekord”
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


17. Anielka rozpoczyna nowe życie.


Zdawało się Anielce, że przez długi, bardzo długi czas próbowała być dorosłą, gdy jednak zobaczyła znowu starego znajomego linoskoczka, wróciła nagle do lat dawnych, stała się dawną małą Anielką, a w duszy jej odezwała się ta sama tęsknota, tęsknota za nowemi przeżyciami.
Mimo to jednak Aniela, pomocnica pani Bielawskiej, musiała nadal codziennie siedzieć w kuchni i szyć lub cerować. Jak cudownie było tego wieczoru, kiedy linoskoczek urządził przedstawienie. Ani słowa od tego czasu nie mogła Anielka zamienić ze Staśkiem. Śmiać się również przy stole lękała, od czasu gdy pewnego razu pan Bielawski z taką siłą uderzył ręką o stół, że aż talerze podskoczyły. Ale zarówno on, jak i jego żona nie domyślali się nawet, że Anielka tamtego pamiętnego wieczoru uciekła i właśnie na samą myśl o tem Anielka cieszyła się najbardziej.
Dzisiaj rozeszła się pogłoska, że jeden z więźniów uciekł. Nie schwytano go jeszcze, ale wszyscy ludzie w okolicy z przestrachem ryglowali drzwi swoich domów, co również ogromnie bawiło Anielkę, chociaż zasadniczo nie należała do bardzo odważnych.
Cóż tam pisali o ucieczce więźnia w Niedzielnej Gazecie? Gazeta leżała na stole, Stasiek przyniósł ją dzisiaj rano z poczty.
Jakże chętnie Anielka poszłaby z nim na miasto. Jak pięknie musiało słońce świecić, a promienie jego z pewnością przeglądały się w spokojnej tafli rzecznej. I rybki dzisiaj radośniej pluskać muszą, jak widzą nad sobą pogodny błękit nieba.
Co tam było w gazecie o ucieczce więźnia? Anielka nie śmiała wziąć gazety do ręki, bo pani Bielawska mogła wejść w każdej chwili, a czytanie gazety w dzień powszedni było marnowaniem czasu i poprostu było niestosowne dla dziewczyny z przyzwoitej rodziny. Anielka jednak z każdą chwilą odczuwała większe zaciekawienie.
Pani Bielawska obcięła sobie włosy i kazała sobie zrobić sztuczny warkocz, który przypinała wielkiemi szpilkami. Anielka codziennie przyglądała się swej chlebodawczyni z ciekawością, gdy ta robiła ranną fryzurę.
Ale panna Chudzelewska mimo wszystko podoba mi się lepiej, — pomyślała Anielka. — Wieczorem muszę wstąpić do niej, może będzie w domu. W niedzielę pobiegnę choć na chwilę na ulicę Górną, a potem do tego małego Wiecha do szpitala. Może Romek już wkrótce będzie jechał do Ameryki i mama przyjedzie z nim do miasta.
W tej chwili odczuła Anielka dziwną dumę i radość na samem dnie serca. Zdawało jej się, że powinna uczynić coś wielkiego i trudnego, tylko dlatego, aby pokazać innym, co potrafi. Widzicie, jednak mogę coś robić! To ja właśnie zrobiłam! Przecież już nawet wiersze w swojem życiu pisała i to całkiem sama bez niczyjej pomocy, ot tak sobie, ni z tego, ni z owego. W Gazecie Niedzielnej widziała kilka wierszy wydrukowanych. Może powinna swoje poezje posłać? Może spróbować?
Na niskim stołeczku, w kuchni państwa Bielawskich siedziała Aniela Lipkówna, cerując białe lniane prześcieradło, zaś myśli małej Anielki z Wielkiej Wsi szybowały daleko w poszukiwaniu słonecznego światła, w poszukiwaniu gwiazd mrugających, czegoś, za czem tęskniło serce, do czego wyrywała się dusza.
Nagle Anielka Lipkówna zadrżała, gdy odczuła, że ktoś pochylił się nad nią. Poprostu spadłaby ze stołka, gdyby pani Bielawska w porę jej nie podtrzymała.
— Jak Aniela może spać w biały dzień? — oburzyła się chlebodawczyni. — Nie, czegoś podobnego jeszcze nigdy w życiu nie widziałam. Niech Aniela natychmiast wsunie do swego pokoju drugie łóżko, zagrzeje wody i wstawi do kuchni wannę. Najpóźniej za godzinę przyprowadzę tu tego dzieciaka.
Zupełnie już zbudzona, stała Anielka przy oknie, spoglądając jasnym wzrokiem za oddalającą się panią Bielawską. Dziecko miało przybyć do domu! Nareszcie zapanuje tu życie. Hurra!
Gdy Anielka w swojej izdebce na poddaszu układała poduszki i wygładzała gruby koc na łóżku, serce jej coraz mocniej biło radością niecierpliwego oczekiwania. No, nareszcie pani Bielawska też będzie miała dziecko, może dzięki temu stanie się weselsza, może zmieni się trochę. Niby na skrzydłach, zbiegła Anielka po schodach i wpadła do sklepu majstra piekarskiego Bączka, aby jeszcze chleba kupić na kolację.
Gdy po chwili wyszła ze sklepu, zatrzymała się nagle na progu, zmieszana. U wejściowych drzwi domu Bielawskich, stal jasnowłosy chłopiec z fabryki czekolady i zaczął się uśmiechać na widok Anielki. W ręku chłopiec trzymał małą paczuszkę. Czego mógł chcieć? Daj Boże, żeby nikt nie patrzył przez okno. Ale jak ten blondynek jest dzisiaj ładnie ubrany! Anielce przyjemnie się jakoś zrobiło i mimowoli uśmiechnęła się również.
— Jutro wyjeżdżam daleko, — rzekł uśmiechnięty chłopiec do Anielki. — Rzeczy mam już zapakowane. Jadę do Francji na praktykę. Bardzo długa i męcząca podróż Przyniosłem tutaj Anieli coś na pamiątkę. Napiszę, jeżeli Aniela pozwoli.
Wypowiedziawszy te słowa, chłopiec zarumienił się, Anielka zaś wybąkała coś w rodzaju „dziękuję“ i z paczuszką w ręku pobiegła na górę do kuchni, przyciskając dłonią coraz mocniej bijące serce.
Co jej się stało! Przecież nadal będzie trzepała dywaniki na podwórzu za domem. Ale on wyjeżdża, wyjeżdża do Francji, dzięki Bogu, Co jest w tej paczuszce? Trzeba śpieszyć się, żeby ogień rozpalić pod kuchnią. Zaraz, zaraz, chwileczkę, tylko zdjąć sznureczek! Ojej, jak to ślicznie pachnie! Serce z czekolady! Czy to sen? Można je nawet otworzyć. Nie, naprawdę cudowne! A w sercu, wewnątrz — maleńka karteczka. Jakieś słowa na niej napisane:

„Sardynki pływają w oliwie,
A w mojem sercu pływasz tylko ty!“

Anielka zarumieniła się aż po korzonki włosów. Osioł! Co on sobie myśli! Przecież to było strasznie śmieszne! Błękitne oczy Anielki zabłysły gniewem. W duszy poczęła besztać zuchwałego chłopaka, mimo to jednak czekoladowe serce zawinęła troskliwie w watę, schowała je na samo dno swego kuferka i w przejściu z ciekawością przejrzała się w lustrze. Ujrzała nagle w lustrzanej tafli dwoje błękitnych oczu dawnej Anielki z Wielkiej Wsi, które po chwili jednak przygasły i spojrzały w inną stronę z zawstydzeniem.
Gdy na schodach rozległy się kroki pani Bielawskiej i jeszcze czyjeś lżejsze i drobniejsze kroczki, woda stojąca w dwóch kociołkach na kominie, gotowała się już oddawna, a na środku kuchni stała wanna wyczyszczona i przygotowana do kąpieli. Anielka poczęła wylewać wodę do wanny, zakasawszy uprzednio rękawy, z taką siłą i energją, jakiej dotychczas zupełnie nie znała. Uczucie radości i szczęścia rozpierało jej serce poprostu, to też z czułym uśmiechem i wyciągniętemi ramionami wyszła na korytarz, na spotkanie biednego, opuszczonego dziecka, które pani Bielawska z litości do swego domu przygarnęła.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Janina Zawisza-Krasucka.