Ania z Zielonego Wzgórza/Część II/Rozdział XIII

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Lucy Maud Montgomery
Tytuł Ania z Zielonego Wzgórza
Część II-ga
Pochodzenie cykl Ania z Zielonego Wzgórza
Wydawca Wydawnictwo M. Arcta
Data wyd. 1921
Druk Drukarnia »Dziennika Polskiego«
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Rozalia Bernsztajnowa
Tytuł orygin. Anne of Green Gables
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II-ga
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ XIII.

Ogłoszenie listy przyjętych.

Z końcem czerwca nadszedł też i koniec nauki oraz przewodniczenia panny Stacy w szkole Avonlei. Ania i Djana powracały tego popołudnia do domu w bardzo smutnem usposobieniu. Zaczerwienione powieki i mokre chustki do nosa były przekonywającem świadectwem, że pożegnanie panny Stacy musiało być co najmniej równie wzruszające, jak było trzy lata temu rozstanie się w podobnych okolicznościach z panem Philipsem. Djana, przystanąwszy u podnóża świerkami porosłego pagórka, raz jeszcze obejrzała się na budynek szkolny i westchnęła:
— Czy nie wydaje ci się, że to już koniec wszystkiego? — spytała smutnie towarzyszki.
— Toć tobie, Djano, nie powinno być ani w części tak przykro, jak mnie — rzekła Ania, napróżno szukając suchego miejsca w swej chustce do nosa.
— Ty jednakże powrócisz tu w roku przyszłym, ale ja prawdopodobnie pożegnałam naszą ukochaną szkołę na zawsze... rozumie się, o ile zdam egzamin.
— Będzie to już zupełnie co innego. Nie będzie pośród nas panny Stacy, ani ciebie, ani Ruby, ani też Janki. Nikt nie zasiądzie na ławce obok mnie, gdyż nie zgodzę się na żadne sąsiedztwo. Nikt nie zastąpi ciebie. Przeżyłyśmy wiele miłych chwil, Aniu, prawda? Strasznie mi jest, gdy pomyślę, że to wszystko już minęło bezpowrotnie.
Wielkie dwie łzy stoczyły się po policzkach Djany.
— Gdybyś ty przestała płakać, Djano, to i ja możebym potrafiła zapanować nad wzruszeniem — rzekła błagalnie Ania. — Ilekroć schowam chustkę do nosa, a spojrzę na twoje oczy, tonące we łzach, płacz znowu ściska mnie za gardło. Nieraz wydaje mi się, że pragnęłabym jednak powrócić do szkoły w roku przyszłym. Są nawet chwile, w których pewna jestem, że nie zdam. Chwile te zdarzają mi się, niestety, bardzo często.
— Cóż znowu! Zdałaś świetnie egzamin, urządzony na próbę przez pannę Stacy.
— Tak, ale ten egzamin nie niepokoił mnie. Kiedy zaś myślę o tamtym, czuję zimny dreszcz wokoło serca. A przytem będę trzynastą z kolei. Józia Pay powiada, że to feralna liczba. Nie jestem przesądna i wiem, iż to nie może mieć wpływu. Jednakże wołałabym nie być trzynastą.
— Szkoda, że nie mogę być tam z tobą — rzekła Djana. — Byłoby nam razem bardzo rozkosznie, tak jak dotąd. Myślę jednak, że będziesz musiała pracować i wieczorami, prawda?
— Nie, panna Stacy kazała nam przyrzec, że absolutnie nie zajrzymy do książek. Mówi, że to nas tylko zmęczy i pogmatwa w głowach, że powinniśmy użyć przechadzki, zupełnie nie myśleć o egzaminach i wcześnie udawać się na spoczynek. Jest to dobra rada, lecz obawiam się, że trudno będzie jej usłuchać. Prissy Andrews mówiła mi, że podczas egzaminów siadywała codziennie nad książkami długo po północy i kuła na zabój. Więc ja też postanowiłam siedzieć co najmniej tak długo jak ona. Jakże poczciwie postąpiła twoja ciotka Józefina, zapraszając mnie, bym zamieszkała w Beechwood, gdy przyjadę do miasta.
— Napiszesz mi stamtąd, prawda?
— Napiszę we wtorek wieczorem i opowiem ci, jak minął pierwszy dzień — przyrzekała Ania.
— Nie ruszę się z biura pocztowego ani na chwilę przez całą środę — zapewniała Djana przyjaciółkę.
W następny poniedziałek Ania pojechała do miasta, a w środę, wedle umowy, Djana czekała na poczcie, gdzie odebrała list tak upragniony.
„Najdroższa Djano“, pisała Ania, „oto jest wtorek wieczór i piszę te wyrazy w bibljotece Beechwoodu. Wczoraj wieczorem było mi strasznie smutno samej jednej w moim pokoju. Jakże żałowałam, iż ciebie nie było! Nie mogłam „kuć“, gdyż przyrzekłam pannie Stacy, że tego nie zrobię. Ale wierzaj, iż równie trudno było mi się powstrzymać od przeglądania podręcznika historji, jak w swoim czasie od czytania powieści przed odrobieniem lekcji.
„Dziś rano panna Stacy przyszła po mnie i udałyśmy się razem do Seminarjum, zabierając po drodze Jankę, Ruby i Józię. Ruby kazała mi dotknąć się jej rąk: były zimne, jak lód. Józia zauważyła, iż wyglądam, jakbym nie spała ani jednej chwili przez całą noc i dodała, że nie wierzy, bym była dość silna do zawodu nauczycielskiego, nawet gdybym najświetniej zdała egzaminy. Bywają i teraz jeszcze takie chwile, w których mi się zdaje, że niewielkie uczyniłam postępy w uczuciach moich względem Józi.
„Zbliżając się do Seminarjum, spotykałyśmy całe gromady studentów, przybyłych ze wszystkich stron naszej wyspy. Pierwszy, którego przywitałyśmy, był to Moody Spurgeon, siedzący na schodach i mruczący coś do siebie. Janka spytała go, cóż to za monolog recytuje? Odpowiedział, iż powtarza tabliczkę mnożenia ciągle, bezustannie, aby w ten sposób uspokoić swe nerwy, i prosi, byśmy na miłość Boską nie przerywały mu, gdyż jeśli się na chwilę zatrzyma, strach przed egzaminem znowu go ogarnie i z pewnością zapomni wszystko, co umie. Tylko tabliczka mnożenia utrzymuje ład w jego głowie!
„Kiedy nas rozmieszczano w rozmaitych pokojach, panna Stacy odeszła, pozostawiając nas własnym losom. Janka i ja siedziałyśmy obok siebie, a Janka była tak spokojna, że jej szczerze zazdrościłam. Niepotrzebną była tabliczka mnożenia tej poważnej, poczciwej i inteligentnej Jance! Ciekawa byłam, czy też wyglądam na taką, jaką się czułam, i czy obecni słyszeli, jak mocno serce moje kołatało? Następnie nadszedł jakiś pan i rozdał tematy do wypracowań angielskich. Wtedy poczułam, że ręce moje lodowacieją, a kiedy sięgnęłam po papier, w głowie mi się mąciło. Straszna to była chwila, Djano! Czułam się zupełnie tak samo, jak cztery lata temu, wówczas, gdy zapytywałam Marylę, czy będę mogła pozostać na Zielonem Wzgórzu... a potem rozjaśniło mi się w głowie i serce znowu zaczęło uderzać... Zapomniałam wspomnieć, iż zatrzymało się na chwilę. Zrozumiałam bowiem, że potrafię z danym tematem dać sobie radę.
„W południe wróciłyśmy do domu, na obiad, a potem znowu do Seminarjum na egzamin z historji. Przesłuchiwali nas dość surowo i poplątałam daty. Bądź co bądź jednak, zdaje mi się, że dzisiejszy dzień nieźle minął. Ale jutro, Djano, egzamin z geometrji! Gdy go sobie uprzytomniam, znika we mnie na chwilę postanowienie nie otwierania mego Euklidesa. Jeślibym przypuszczała, że tabliczka mnożenia mogłaby mi pomóc, powtarzałabym ją od tej chwili aż do jutra rana.
„Wieczorem wyszłam na godzinkę, aby odwiedzić nasze dziewczęta. Po drodze spotkałam Moody Spurgeona, który, zrozpaczony, przebiegał aleje tam i z powrotem. Skarżył się, że wie dobrze, iż ściął się z historji, że przyszedł na świat na utrapienie swych rodziców, że powróci do domu rannym pociągiem, i że łatwiej byłoby mu zostać szewcem, niż pastorem. Starałam się wlać weń nieco otuchy i namówić, aby pozostał do końca, bo w przeciwnym razie sprawi dużą przykrość pannie Stacy. Nieraz bywało, żem pragnęła urodzić się chłopcem, ale kiedy widzę Moody Spurgeona, cieszę się zawsze, że jestem dziewczyną i nie jego siostrą.
„Ruby zastałam w pensjonacie, gdzie mieszka, tonącą we łzach. Odkryła właśnie straszną omyłkę, jaką popełniła w swojem wypracowaniu angielskiem. Gdy się nieco uspokoiła, poszłyśmy do miasta i wstąpiłyśmy na lody śmietankowe. Jakże pragnęłam, byś ty była z nami!
„Ach, Djano, gdybyż tylko ten egzamin z geometrji był już minął! Pani Linde powiedziałaby, że słońce wstanie i zajdzie bez względu na to, czy przepadnę z geometrji, czy też nie. Jest to prawda, ale niestety, wcale nie pocieszająca. Ja wołałabym, by raczej nie wstało, gdybym się ścięła!

Twoja kochająca cię
Ania.

W dwa dni zostały załatwione egzaminy z geometrji oraz wszystkie inne, i Ania w piątek wieczorem powróciła do domu, zmęczona, ale z wyrazem jakiegoś triumfu w całej swej istocie. Djana oczekiwała ją na Zielonem Wzgórzu i przywitały się jak po kilkoletniem rozstaniu.
— Ty moje ukochanie najmilsze, jakże się cieszę, że cię widzę znowu! Wiekiem mi się wydawał czas twojej nieobecności. No, i jakże ci się powiodło, Aniu?
— Bardzo dobrze, zdaje mi się, we wszystkiem, prócz geometrji. Nie wiem, czy się z niej ścięłam czy też nie, lecz mam jakieś smutne przeczucie, iż nie zdałam z tego nieszczęsnego przedmiotu. Ach, jakże cudnie jest być znowu w domu! Zielone Wzgórze to najdroższy, najmilszy kącik na świecie!
— A jak inni zdali?
— Dziewczęta twierdzą, że przepadły, ale ja sądzę, że wszystkie zdały dobrze. Józia mówi, iż zadanie geometryczne było tak łatwe, że dziesięcioletnie dziecko potrafiłoby je rozwiązać! Moody Spurgeon ciągle jeszcze myśli, iż przepadł z historji, zaś Karolek, że ściął się z algebry. Ale właściwie nic nie wiemy pewnego, a przekonamy się dopiero, gdy się ukaże lista przyjętych. Wydadzą ją za dwa tygodnie, nie wcześniej! Pomyśl tylko, przeżyć dwa tygodnie, w podobnej niepewności! Pragnęłabym zasnąć i zbudzić się dopiero, gdy wszystko minie.
Djana wiedziała, że bezcelowe będzie pytanie o Gilberta Blythe, więc rzekła tylko:
— O, ty z pewnością zdałaś dobrze. Bądź spokojna!
— Wołałabym nie zdać wcale, jeśli nie mogę znajdować się na czele listy — wybuchnęła Ania.
Miała tu na myśli — Djana domyślała się tego — że powodzenie nie byłoby zupełne, jeśliby jej nazwisko znalazło się poza nazwiskiem Gilberta Blythe.
Ten bowiem cel mając na oku, Ania wytężała wszystkie swe zdolności umysłowe podczas egzaminów. To samo czynił i Gilbert. Spotykali się i mijali na ulicach dziesiątki razy, udając, że się wcale nie znają. Lecz im Ania zadzierała dumniej głowę i mocniej żałowała, że nie pogodziła się z Gilbertem, gdy ją o to prosił, tem goręcej życzyła sobie prześcignąć go w zdaniu egzaminów. Wiedziała, iż cała młodzież Avonlei interesuje się, kto będzie pierwszym, wiedziała, że Jimmy Glover i Ned Wright założyli się nawet o to i że Józia Pay twierdziła, że niema żadnej wątpliwości, iż Gilbert zdobędzie palmę pierwszeństwa. Ania czuła, że nie zniesie upokorzenia, gdyby mu się dała wyprzedzić.
Jeszcze inny, szlachetniejszy powód kierował nią w tej sprawie. Pragnęła „zdać świetnie“ ze względu na Mateusza i na Marylę... specjalnie na Mateusza, który wypowiedział jej swe przekonanie, że ona „pobije całą wyspę“. Ania czuła, że takie przypuszczenie byłoby szalone w najśmielszych nawet marzeniach, lecz życzyła sobie gorąco znaleźć się na liście bodaj pomiędzy pierwszymi dziesięcioma, aby móc ujrzeć poczciwe szare oczy Mateusza, błyszczące dumą z powodu jej zwycięstwa. Czuła, iż chwila ta będzie słodką nagrodą za całą jej ciężką pracę i cierpliwe borykanie się z odmianami cudzoziemskich czasowników.
Przy końcu drugiego tygodnia Ania zaczęła także pilnie „odwiedzać“ biuro pocztowe w towarzystwie Janki, Ruby i Józi. Drżącemi rękami przerzucały dzienniki Charlottetown, doznając przytem wzruszeń niemniej silnych jak podczas egzaminów w Seminarjum. Nawet Karolek i Gilbert zaglądali tam od czasu do czasu; jedynie Spurgeona stale brakło w ich gronie.
— Nie mam odwagi pójść tam, aby z zimną krwią przeglądać dzienniki — zwierzył się Ani. — Wolę poczekać, dopóki ktoś trzeci oznajmi mi, żem zdał albo nie.
Kiedy po trzech tygodniach lista przyjętych nie ukazywała się jeszcze, Ania czuła, że nie potrafi dłużej znieść tego wyczekiwania. Straciła apetyt i zaczęła się mniej zajmować codziennemi sprawami Avonlei. Pani Linde z przekąsem twierdziła, że nie można było spodziewać się czego innego po konserwatywnym ministrze oświaty, a Mateusz, zauważywszy bladość i przygnębienie Ani, powracającej codziennie po południu z biura pocztowego do domu, zaczął poważnie zastanawiać się, czy też nie słuszniej byłoby na przyszłych wyborach głosować za liberałem.
Lecz oto jednego wieczoru nadeszła wielka nowina. Ania, siedząc u otwartego okna, zapomniawszy na chwilę o wynikach egzaminów i o troskach życia, napawała się pięknem letniego zmierzchu, przepojonego słodką wonią kwiatów ogrodowych oraz szumem poruszanych przez wiatr topoli. Na zachodzie niebo ponad jodłami było jeszcze lekko zaróżowione odblaskiem słońca, które się już skryło, i Ania, marząc, dumała, czyto nie duch barw schował się poza temi obłokami. Wtem spostrzegła Djanę, pędzącą pomiędzy jodłami przez most, w dół wzgórza, powiewającą dziennikiem, trzymanym w ręce.
Ania skoczyła z miejsca, zrozumiawszy natychmiast, co ta gazeta zawierała. Oto lista przyjętych została ogłoszona! Uczuła zawrót głowy, a serce poczęło bić silnie, aż do bólu. Nie mogła postąpić ani jednego kroku. Godziną wydała się chwila, podczas której Djana przebiegła schody i sień, i wpadła do pokoju, nie zapukawszy nawet z wielkiego wzruszenia.
— Aniu? zdałaś! — zawołała. — Zdałaś najlepiej! Ty i Gilbert, oboje... w jednym rzędzie... lecz twoje nazwisko jest pierwsze! Ach, jaka jestem dumna!
Djana cisnęła dziennik na stół, a sama padła na łóżko Ani, zadyszana, nie zdolna więcej mówić. Ania, przewróciwszy przedtem drżącemi dłońmi zapalniczkę i zużywszy z pół tuzina zapałek, potrafiła wreszcie zapalić lampę. Tak, zdała! Oto nazwisko jej wydrukowano na czele dwustu innych! Warto było żyć dla takiej chwili!
— Spisałaś się wspaniale, Aniu! — wybuchnęła nagle Djana, odzyskując mowę i siadając przy stole, gdy tymczasem Ania, zachwycona, z oczami błyszczącemi jak gwiazdy, nie wymówiła ani słowa. — Ojciec przywiózł ten dziennik ze stacji niespełna dziesięć minut temu... nadszedł on południowym pociągiem, a wiesz przecie, że będzie u nas dopiero jutro, wozem pocztowym... ale kiedy ujrzałam w nim listę przyjętych, chwyciłam go jak szalona i pobiegłam do was. Zdaliście wszyscy, wszyscy bez wyjątku! Moody Spurgeon i wszyscy, chociaż on warunkowo z historji. Janka i Ruby bardzo dobrze zdały, Karolek Slone także prawie narówni z niemi, Józia Pay prześlizgnęła się jakimś szczęśliwym trafem, ale przekonasz się, że będzie tak samo zadzierała nosa, jak i przedtem. Czy panna Stacy nie będzie zachwycona? Ach, Aniu, jakiego ty musisz doznawać uczucia, widząc twe nazwisko, wydrukowane na czele listy! Co za szczęście! Gdybym ja była na twojem miejscu, z pewnością oszalałabym z radości! I teraz nie potrafię się wcale uspokoić, gdy tymczasem ty jesteś spokojna i chłodna, jak wiosenny wieczór!
— Jestem olśniona! — rzekła Ania. — Chciałabym powiedzieć sto rzeczy, lecz nie znajduję wyrazów. Nigdy nie marzyłam o takiem szczęściu... owszem raz! Jeden, jeden raz przemknęła mi przez głowę myśl: „Gdybym też została pierwszą?“ Ale odrzuciłam ją w mgnieniu oka, bo jakże zuchwałe i próżne było przypuszczenie, że miałabym stanąć na czele wszystkich maturzystów całej naszej Wyspy. Ale wybacz mi, Djano, muszę wybiec w pole zanieść tę nowinę Mateuszowi. Potem pójdziemy gościńcem, by ją oznajmić wszystkim kolegom.
Pobiegły w pole, poza stodoły, gdzie Mateusz zajęty był składaniem siana, a przypadek zrządził, że pani Linde, stojąc za furtką, gawędziła poprzez płot z Marylą.
— Ach, Mateuszu! — wykrzyknęła Ania. — Zdałam i jestem pierwszą... albo jedną z pierwszych! Nie pysznię się tem bynajmniej, ale jestem taka wdzięczna losowi!
— Zapewne. Wszakże byłem pewny tego — odrzekł spokojnie Mateusz, z zachwytem wpatrując się w listę przyjętych. — Wiedziałem, że z łatwością wyprzedzisz wszystkich.
— Świetnie się spisałaś, Aniu! Muszę ci to przyznać — dodała Maryla, starając się ukryć dumę, jaką ją przejęło powodzenie Ani, przed krytykującym wzrokiem pani Linde.
Ale ta poczciwa dusza odezwała się bardzo serdecznie:
— Ja także uważam, iż Ania świetnie się spisała. Jesteś chlubą twych przyjaciół, Aniu, i wszyscy mamy prawo być dumni z ciebie!
Uroczysty dzień ten zakończyła Ania godziną, spędzoną na probostwie, na miłej poważnej pogawędce z panią Allan.
Powróciwszy do swego pokoiku, uklękła u otwartego okna i w srebrnem świetle wielkiego księżyca wyszeptała modlitwę, pełną dziękczynień i gorących życzeń, płynących wprost z duszy. Zawierała ona wdzięczność za czas miniony i pokorne nadzieje na przyszłość. A kiedy wreszcie zasnęła na swej białej poduszce, senne jej marzenia były takie jasne i piękne, jakie tylko szesnastoletnie dziewczę może sobie uroić.






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Lucy Maud Montgomery i tłumacza: anonimowy.