Aforyzmy o pojedynku/I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Arthur Schopenhauer
Tytuł Aforyzmy o pojedynku
Wydawca Księgarnia Polska A. D. Bartoszewicza M. Biernackiego
Data wyd. 1882
Druk J. Czaiński
Miejsce wyd. Lwów
Tłumacz anonimowy
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
I.

Istnieje pewien rodzaj honoru, zupełnie różny od tego, jaki obiega ogólnie i wszędzie, o którym Grecy ani Rzymianie nie mieli najmniejszego pojęcia, ani Chińczycy, ani Hindusy, lub Mahometanie. Narodził się on w wiekach średnich, a zaaklimatyzował jedynie w Europie, i tu wszakże tylko wśród malutkiej frakcji społecznej, a mianowicie wśród klas wyższych i takich, które je naśladują. Jest to honor rycerski, albo punkt honoru.
Tu honor nie zasadza się na opinji innych o nas, lecz jedynie na objawach tej opinji: mniejsza o to czy objawiona opinja istnieje rzeczywiście lub nie, a tem bardziej czy jest lub nie jest uzasadnioną; a zatem świat może mieć o nas najgorsze zdanie z powodu naszego postępowania; może nami pogardzać ile tylko zechce; to nic nieszkodzi naszemu honorowi dotąd, aż kto niepozwoli sobie powiedzieć tego głośno. Lecz na odwrót, gdyby nawet nasze przymioty i czyny zmuszały cały świat do szacunku dla nas, dość będzie jednej osobistości, choćby to była osobistość zła i głupia, byle tylko odezwała się o nas wzgardliwie i oto honor nasz splamiony, stracony na zawsze, jeżeli go nie oczyścimy. Jest to fakt, który wskazuje dobitnie, że tu nie idzie o samą opinję, lecz jedynie o jej objawy zewnętrzne, gdyż wyrazy obraźliwe mogą być cofnięte, można za nie przeprosić, a wtedy uważa się jakby niebyły wypowiedziane. Kwestja, czy opinja, która je wyrzekła, zmieniła się i dla czego? nic tu nie znaczy; unieważnia się sam objaw i wszystko jest w porządku. Cel więc, jaki się ma na widoku, nie jest zasłużyć na szacunek, lecz go dla siebie wymusić.
Honor człowieka nie zależy na tem co on czyni, lecz na tem co jemu czynią, na tem co go spotka. Spoczywa on więc w ręku każdego, lub poprostu zawieszony jest na końcu pierwszego lepszego języka, byle go dotknąć, w tej chwili honor stracony jest na zawsze, chyba że go obrażony odbierze siłą. Zaraz będziemy mówili o formalnościach, za pomocą których przywraca się go. Z tem wszystkiem podobna operacja połączona być musi z niebezpieczeństwem życia, wolności, majątku i spokoju sumienia. Postępki człowieka choćby były najszlachetniejsze, serce jego najczystsze, umysł najświetniejszy, wszystko to nie przeszkadza, ażeby honor jego nie przepadł z chwilą gdy się podoba jakiemukolwiek indywiduum obrazić go; i byle tylko nie przekroczyło przepisów tego rodzaju honoru, indywiduum to może być najwstrętniejszym łotrem, najgłupszem bydlęciem, próżniakiem, szulerem, słowem istotą niegodną, ażeby obrażony na nią spojrzał. Zwykle nawet tego rodzaju kreatury najbardziej zwykły obrażać, i już Seneka uważał że człowiek im więcej jest pogardzany tem więcej język rozpuszcza; i właśnie najczęściej na człowieka szlachetnego taka istota wstrętna najzajadlej się rzuca, gdyż kontrasty nienawidzą się, a widok cnót i przymiotów, obudza zwykle wściekłość w duszy nędznika.
Widzimy więc, ile tacy ludzie winni wdzięczności zasadom tego rodzaju honoru, który stawia ich na równi z ludźmi wyższemi od nich pod każdym względem. Niech takie indywiduum rzuci obelgę, to jest przypisze innemu co niegodnego, to jeżeli ten nie zmaże prędko zniewagi krwią, to utrzyma się ona prowizorycznie jako prawdziwa i uzasadniona, jako wyrok mający moc prawa. Inaczej mówiąc: znieważony zostaje w oczach wszystkich „ludzi honoru“ tem, czem go znieważający, choćby ostatni z ludzi nazwał, albowiem „schował obelgę do kieszeni“. Odtąd „ludzie honoru“ będą nim głęboko pogardzali; unikać go będą jak zarazy; nie zechcą np. jawnie i otwarcie, bywać w towarzystwach gdzie go przyjmują i t. p. Sądzę, że mogę słusznie odnieść do wieków średnich początek tego chwalebnego uczucia. Rzeczywiście C. W. Wachter powiada, że do XV. wieku w procesach kryminalnych nie oskarżyciel miał obowiązek dowiedzenia winy, lecz oskarżony swej niewinności. Dowód taki mógł osiągnąć przez przysięgę oczyszczającą, do której potrzebował mieć świadków, którzyby przysięgli, iż są przekonani, że jest on niezdolny do krzywoprzysięztwa. Jeżeli świadków znaleźć nie mógł, lub gdy ich oskarżyciel wyłączył, wtedy miał miejsce sąd Boży, który stanowił zwykle pojedynek. Gdyż „oskarżony“ stawał się „znieważonym“ i winien był oczyścić się z tej zniewagi. Oto porządek tego pojęcia „zniewagi“ i całej tej procedury, praktykowanej po dziś dzień jeszcze pomiędzy „ludźmi honoru,“ oprócz przysięgi.
To nam tłómaczy także głębokie oburzenie „ludzi honoru,“ gdy widzą się oskarżonymi o kłamstwo i krwawą zemstę, jakiej za to szukają; co tem bardziej zadziwia, ile że kłamstwo jest rzeczą powszednią. W Anglji zwłaszcza, fakt ten wzrósł do zabobonu głęboko zakorzenionego. Ktokolwiek grozi śmiercią temu, co mu zarzucił kłamstwo, powinien być chyba pewny, że nigdy w życiu nie skłamał. W tych kryminalnych procesach średnich wieków, miała miejsce procedura jeszcze nawet krótsza; zasadzała się na tem, że oskarżony odpowiadał oskarżycielowi: „Skłamałeś“, poczem zaraz odwoływano się do sądu Bożego: ztąd to pochodzi w kodeksie rycerskiego honoru obowiązek natychmiastowego uciekania się do broni, gdy kto komu zarzuca kłamstwo. Oto co dotyczy obelgi. Ale istnieje rzecz gorsza od obelgi, coś tak okropnego, że muszę przeprosić „ludzi honoru“ za wzmiankę o tem; wiem, że na samą myśl taką schwycą ich dreszcze i włosy im powstaną na głowach, albowiem rzecz ta jest summum malum wszystkich okropności na ziemi, gorsza od śmierci i potępienia. Może się zdarzyć rzeczywiście horribile dictu, może się zdarzyć, że jedno indywiduum zaaplikuje drugiemu policzek. Otóż to jest zdumiewająca katastrofa; sprowadza ona śmierć honoru tak zupełną, że gdy wszelkie inne uszkodzenia honoru można uleczyć prostem skaleczeniem, takie, dla radykalnego uleczenia wymaga, ażeby zabić.
Zarówno jak być znieważonym, jest hańbą, znieważyć — jest honorem. Niech prawda, prawo i rozsądek będzie po stronie mego przeciwnika, lecz bylem go znieważył, nie pozostaje mu jak iść do djabła ze wszystkiemi swoimi zasługami; prawo i honor są po mojej stronie, a on prowizorycznie honor utracił, aż dokąd go sobie nie przywróci; czy może za pomocą prawa i rozsądku sądzicie? — nie — pistoletem lub szpadą. Niech podczas dyskusji lub prostej rozmowy, ktokolwiek rozwinie znajomość większą przedmiotu, większą miłość prawdy, sąd zdrowszy, więcej rozsądku, słowem niech okaże przymioty umysłu, które nas stawiają w cieniu, możemy zniszczyć od razu całą jego wyższość, pokryć nasze umysłowe niedołęztwo i stanąć z kolei wyżej — rzuciwszy mu w oczy obelgę. My wtedy jesteśmy zwycięzcami i honor jest po naszej stronie: prawda, wykształcenie, inteligencja, rozum, wszystko powinno zebrać manatki i zmykać przed boskiem grubjaństwem. To też „ludzie honoru“ w razie gdy kto objawia inne zdanie, albo rozwija więcej rozsądku, zaraz gotowi są wyjeżdżać na swoim koniku. Gdy w sprzeczce brak im argumentów, poszukują grubjaństwa, co równie jest użytecznem a daleko łatwiejszem, poczem oddalają się w tryumfie. Potem cośmy wyłożyli, czyż nie da się racjonalnie powiedzieć, że honor uszlachetnia zwyczaje towarzyskie? Sąd najwyższy, do którego w sprawach honoru można odwołać się od jakiejkolwiek instancji — jest siła fizyczna, to jest zwierzęcość. Albowiem każde grubjaństwo jest, prawdę mówiąc, odwołaniem się do zwierzęcości, w tym sensie, że stawia niekompetencję walki sił umysłowych i prawa moralnego, podstawiając w zamian walkę sił fizycznych: w gatunku człowieka, którego Franklin określa „zwierzę sporządzające narzędzia“, walka taka odbywa się przez pojedynek, za pomocą broni specjalnie w tym celu sfabrykowanej i sprowadza wyrok bez apelacji. Ta maksyma zasadnicza oznaczoną jest, jak wiadomo, przez wyrażenie: prawo siły, co prowadzi do ironji: konsekwentnie honor rycerski powinien się nazywać: honorem pięści.
Honor mieszczański jest nadzwyczaj skrupulatny na punkcie twoje i moje, na punkcie zobowiązań i danego słowa; na odwrót, honor rycerski, wyznaje w tych wszystkich okolicznościach zasady najszlachetniej liberalne. I rzeczywiście, jedno jest tylko słowo, które dotrzymać należy: „słowo honoru“, to jest słowo, po którem dodaje się: „na honor“, zkąd powstaje domniemanie, że każde inne słowo można złamać. Lecz nawet w wypadku złamania słowa honoru, honor może być uratowany zapomocą środka, o którym mowa — pojedynku: możemy się bić z tymi, którzy utrzymują, żeśmy słowo honoru dali.
Ani Grecy, ani Rzymianie, ani ludy najbardziej ucywilizowane Azji, tak w starożytności jak i w czasach dzisiejszych nie wiedzieli ani słówka o takim honorze i o jego zasadach. Wszystkie te narody znały tylko honor, któryśmy nazwali mieszczańskim. U nich człowiek ma taką wartość, jaką mu nadają jego postępki, a nie nadaną mu przez pierwszy lepszy zły język. U wszystkich tych ludów to, co kto mówi lub czyni, może nadwerężyć honor jego własny, ale nie honor innych. Uderzenie, u tych narodów nie jest czem innem, jak tylko uderzeniem, takiem, jakie może każdego spotkać od konia lub osła. Uderzenie może spowodować gniew lub zemstę natychmiastowe, ale nic nie ma wspólnego z honorem.
Co do lekceważenia i pogardy życia, ludy te nie ustępują w niczem chrześciańskiej Europie. Grecy i Rzymianie byli bohaterami skończonymi, a zupełnie nie znali „punktu honoru.“ Pojedynek u nich nie był rzeczą klas szlachetnych. lecz nikczemnych gladjatorów, niewolników opuszczonych i skazanych kryminalistów, którym kazano bić się z sobą i z dzikiemi zwierzętami dla zabawy ludu. Po wprowadzeniu chrześciaństwa igrzyska gladjatorów zniesiono, lecz na ich miejsce i to w pełni chrześcianizmu ustanowiono pojedynek, za pomocą sądów Bożych. Jeżeli pierwsze były okrutną ofiarą poświęconą ciekawości publicznej, to pojedynek jest również okrutnym, jest ofiarą, która poświęca i morduje nie kryminalistów, niewolników i więźniów, lecz ludzi wolnych i szlachetnych.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Arthur Schopenhauer.