Światła i kwiaty/Rozdział I

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Henryk Sienkiewicz
Tytuł Światła i kwiaty
Podtytuł Myśli zebrane z utworów Henryka Sienkiewicza
Wydawca K. Kozłowski
Data wyd. 1896
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Poznań
Źródło Skany na Commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ I.
KOBIETA. — MIŁOŚĆ. — MAŁŻEŃSTWO.

Miłość tak trudno zrozumieć bez wspaniałomyślności, bez chęci przyniesienia czegośkolwiek na ofiarę.

Niedość kochać dobrych, ale trzeba kochać i złych, gdyż tylko miłością można z nich złość wyplenić.

Wśród obojętnych ludzi, człowiek, spragniony kochania, chodzi jak w lesie i kuka i nawołuje jak w lesie, czekając, czy nie odpowie mu głos sympatyczny.

Gdy dwóch rycerzy kocha się w jednej kasztelance, miłość kończy się zwykle dramatycznie, i kasztelanka dostaje się komuś trzeciemu.

Affekt, gdy jest szczery, to choćbyś się z nim, jako z niedźwiedziem borykał, zmoże cię.

Miłość, która chce być tylko duchem, zostaje tylko cieniem; ale ogołocona zupełnie z ducha, staje się tylko upodleniem.

Za zawody uczuciowe mszczą się ludzie tylko na scenie. W życiu realnem odwracają się z niesmakiem i na tem koniec.

Niema na świecie bardziej zużytego wyrazu, jak miłość, dlatego aż przykro go powtarzać, ale tobie, w cztery oczy, powiem: miłość w znaczeniu ogólnem, miłość w znaczeniu szczegółowem — i wobec tego precz z krytyką! Tak! to są życiowe kanony. Moja filozofia polega na tem, żeby nad niemi nie filozofować — i niech mnie licho porwie, jeśli się z tego powodu uważam za głupszego od innych. Z tem życie jest coś warte; bez tego nie warte torby sieczki.

Jeśli komuś ukradnę pieniądze, to — według pojęć światowych o honorze — hańba spada na mnie, jako na złodzieja, okradziony zaś wychodzi ze sprawy czysto; ale jeśli komuś ukradnę żonę, tedy ja, złodziej, wychodzę czysto, a hańba spada na okradzionego. Co to jest? Czy proste zboczenie zmysłu moralnego, czy też między kradzieżą portmonetki a żony zachodzą tak wielkie różnice, że podobnych postępków zestawiać nawet nie wolno? Zastanawiałem się nad tem nieraz i doszedłem do przekonania, że to nie jest to samo. Istota ludzka nie może być taką własnością, jak rzecz — i kradzież żony jest aktem dwustronnej woli.

Miłość zwycięża nawet śmierć, ale chroni przed nią tylko gatunek. A co mi z tego, że gatunek będzie zachowany, gdy ja, ten właśnie osobnik, który miłość odczuwa, skazany jestem na nieubłaganą i niechybną zatratę? Nie jestże raczej wyrafinowanem okrucieństwem taki układ, z mocy którego to uczucie, które może być odczuwane wyłącznie przez indywiduum, służy i przydaje się na coś wyłącznie gatunkowi. Czuć w sobie drgnienia nieśmiertelnej siły i musieć umrzeć — to przecie szczyt niedoli. W rzeczywistości istnieją tylko indywidua, gatunek zaś jest pojęciem ogólnem i w stosunku do jednostki najzupełniejszą nirwaną. Rozumiem miłość do swego syna, wnuka, prawnuka, to jest właśnie jednostek przeznaczonych na zagładę, ale patryotyzm swego gatunku może mieć chyba bardzo nieszczery, albo bardzo głupi doktryner. Rozumiem teraz, że po Empedoklesie przyszli na świat, po upływie wieków, Schopenhauer i Hartman.

Wola ludzka kończy się tam, gdzie zaczyna się miłość.

Miłość źle sobie wyobrażają z zawiązanemi oczyma. Ona nie potłumia rozumu, tak dobrze, jak nie potłumia bicia serca lub oddychania — ona go tylko podbija. Rozum staje się wówczas pierwszym jej doradzcą i narzędziem podboju; inaczej mówiąc, staje się Agrypą cezara Augusta. On trzyma wszystkie siły w rozbudzeniu, on prowadzi wojska, on odnosi zwycięstwa, on sadza swego władzcę na tryumfalnym wozie, on wreszcie wznosi, nie Panteon, jak historyczny Agrypa, ale Monoteon, w którym służy na kolanach jedynemu bóstwu cezara. W tym mikrokosmie, jakim jest człowiek, rola rozumu jest nawet większa, niż rola hetmana, on bowiem odbija do nieskończoności świadomość wszystkiego i siebie samego, jak zbiór odpowiednio ustawionych zwierciadeł odbija do nieskończoności dany przedmiot.

W tem morzu zła, głupstw, niepewności i zwątpień, jakiem jest istnienie, jedna rzecz jest warta życia, niewątpliwa, mocna, jak śmierć — to miłość. Nic niema poza nią.

Co śmierć wykosi, miłość posieje, i to jest życie.

Silniejszą obręczą jest miłość, niż groza.

Najenergiczniejszy człowiek potrzebuje, by go ktoś kochał. Inaczej czuje w sobie śmierć i jego energia zwraca się przeciw życiu.

Kobieta, nawet niezdolna kochać człowieka, kocha jednakże miłość, a co najmniej, siebie i swoją w niej rolę, i dlatego najczęściej z radością przestępuje próg narzeczeństwa, czując zarazem wdzięczność dla mężczyzny, który otwiera przed nią nowe widnokręgi życia.

Doświadczenie nauczyło mnie, że w stosunkach z kobietami można wytworzyć dowolny nastrój. Nic tak nie wpływa na kobietę, jak ton rozmowy i jeśli mężczyzna, czyniąc wyznanie, czyni je tak, jakby potem świat się miał zawalić, to jest ze wzruszeniem, z przerażeniem i przekonaniem, że czyni rzecz niesłychaną, to ów przestrach i to przekonanie, że staje się rzecz niesłychana, udziela się kobiecie. W razie przeciwnym dzieje się przeciwnie; wyznanie traci wówczas swój charakter wielki, ale też przechodzi gładziej i mniejszy budzi opór.

Takie chwile, w których serce topnieje w owym panteizmie miłości i bije tem samem tętnem, jakiem drga wszystko, co kocha się, łączy i ładzi we wszechświecie, są najwyższem szczęściem, jakie miłość dać może, i tak niezmiernem, że gdyby trwało dłużej, musiałoby zniszczyć ludzką jednostkę.

W pierścionku jest dusza, którą się oddaje, a w zamian bierze drugą duszę... I w taką złotą obietnicę wszczepia się wszystko, co w człowieku mówi: chcę, kocham i przyrzekam!

Miłość sama w sobie, jako wzajemny pociąg istot odmiennej płci, nie jest jeszcze szczęściem, a źle skierowana może być nawet niedolą; ale natomiast nawet wyobraźnia ludzka nie potrafi wymarzyć większego szczęścia na świecie, jak wielka i zarazem prawa miłość w małżeństwie.

Co do miłości wogóle, jako sceptyk względem życia i wszystkich jego zjawisk, mogę i nad nią wymówić Salomonowe vanitas vanitatum, ale byłbym chyba zupełnie ślepym, gdybym nie dostrzegł, że ze wszystkich czynników życiowych jest to najpotężniejszy i tak wszechmocny, że ilekroć o tem myślę, ilekroć ogarnę wzrokiem wieczne morze wszechżycia, staję za każdym razem poprostu w osłupieniu i podziwie nad tą wszechmocą. Są to przecie rzeczy uznane i znane tak samo, jak wschód słońca, jak przypływy i odpływy oceanu — a jednak zawsze jednakowo zdumiewające. Po Empedoklesie, który odgadł, że Eros wyłonił światy z chaosu, metafizyka nie postąpiła krokiem naprzód. Jedna śmierć jest siłą równie niezbędną, ale w odwiecznych zapasach tych dwóch sił miłość bierze ją za gardło i przyciska jej kolanem piersi, bije ją w dzień i w nocy, bije ją każdej wiosny — chodzi krok w krok za nią — i w każden dół, który ta wykopie, rzuca posiew nowego życia. Ludzie zajęci codziennemi sprawami, zapominają lub nie chcą pamiętać, że służą tylko wyłącznie miłości. Dziwna rzecz pomyśleć, że wojownik, kanclerz państwa, rolnik, kupiec, bankier, w wysiłkach swych, niemających pozornie najmniejszego związku z miłością, w istocie rzeczy służą tylko tej zasadzie, spełniają tylko to przyrodzone prawo, na mocy którego ramiona mężczyzny wyciągają się do kobiety. Jakim szalonym paradoksem wydawałoby się takiemu Bismarkowi, gdyby mu ktoś powiedział, że ostatecznym i jedynym celem jego zabiegów jest to, by usta Hermana spoczęły na ustach Dorotei. Mnie również wydaje się w tej chwili, żem pisał paradoks, a jednak!... — jednak Bismark pracuje nad spotęgowaniem niemieckiego życia, życie to zaś nie może potęgować się w inny sposób, jak przez Hermana i Doroteę. Co więcej ma do roboty Bismark, jak polityką lub bagnetem wytworzyć takie warunki, w którychby Herman i Dorotea mogli się kochać spokojnie, połączyć szczęśliwie i hodować nowe pokolenie?

Prawa do kochania nikt nie daje i nic nie może go odebrać. Inna rzecz, że człowiek w wypadku i wobec duszy nierównie szlachetniejszej może nie czuć się jej godnym. Wówczas kocha z pokorą i swego uczucia nie śmie nazwać właściwem mianem.

W życiu, nawet mężczyzna musi się czegoś trzymać, a ja, słaba kobieta, jestem jak łódka bez steru, bez wiosła i bez światła, do któregobym zmierzać mogła. A serce wyrywa się do szczęścia. Chciejcie wy zrozumieć, że kobieta musi być kochaną i musi kochać kogokolwiek w świecie, inaczej w braku prawdziwej miłości, chwyta za pierwszy lepszy jej pozór, za pierwszy lepszy cień.

Samotne serce, miotane życiem, musi w końcu przyczepić się do czegoś, jak przyczepia się muszla miotana falą.

Gdy się kochanie rwie nie z ust, ale z serca, to chyba o niczem nie jest tak trudno mówić.

Kto mówi, że kocha ludzkość, a czai się i wali podstępem ludzi po łbie, ten jest kłamcą.

Z powagą narzeczonej chodzi zwykle pogoda i szczęście. Kto bez żalu całe serce oddaje, ten nie może tęsknić za niczem i jasno patrzy w przyszłość.

Jak sztuczne kwiaty mają tę wadę, że nie pachną, tak sztuczne cierniowe wieńce mają tę zaletę, że nie kolą; nosi się je na głowie chętnie, jak kapelusz, w którym do twarzy. Ilekroć widziałem taką ofiarę, która poszła zamąż niby z rozpaczy, tylekroć miałem jej ochotę powiedzieć: Kłamiesz! byłaś może ofiarą, a przynajmniej byłaś w dobrej wierze, póki on, ów twój wybrany, nie zbliżył się do ciebie po raz pierwszy w pantoflach. Od tej chwili przestałaś być patetyczną, jesteś tylko śmieszna i płaska, a to tem bardziej, im bardziej udajesz ofiarę.

Mężów zaślepia po większej części nie miłość do żon, ale miłość własna.

Gdy w małżeństwie kobieta woli latać, a mężczyzna pełzać, lub odwrotnie — to niema widoków na porozumienia.

Najbardziej uprawniony związek staje się sromotnym, jeśli nie wspiera się na miłości.

Miał lat trzydzieści kilka, był zatem w wieku, w którym instynkt z siłą niemal nieubłaganą popycha mężczyznę do założenia ogniska domowego, pojęcia żony i stworzenia rodziny.
Największy pessymizm jest bezsilny wobec tego instynktu, nie broni od niego ani artyzm, ani żadne zadanie życiowe. Skutkiem tego żenią się mizantropi, pomimo swej filozofii, artyści, pomimo sztuki, jak również wszyscy tacy ludzie, którzy twierdzą, że swoim celom oddają nie pół, ale całą duszę. Wyjątki potwierdzają zasadę, że ogół nie może żyć konwencyonalnem kłamstwem i płynąć przeciw prądom natury. Po większej części nie żenią się tylko ci, którym do małżeństwa stanęła na przeszkodzie ta sama siła, która małżeństwa tworzy, to jest ci, których miłość zawiodła. Stąd starokawalerstwo, jeśli nie zawsze, to najczęściej, jest ukrytą tragedyą.

Założenie rodziny i praca społeczna muszą być do pewnego stopnia prawem natury ludzkiej i jej przeznaczeniem, gdyż inaczej ludzie nie żeniliby się i nie wiązali w społeczeństwa.

Kobiety sercem i sumieniem zgadują, gdzie jest prawdziwy obowiązek, i sercem popychają do niego.

Świat dźwiga na barkach nie Atlas, ale kobieta, i czasem igra nim jak piłką.

Wy, Polki, kochacie wogóle więcej dramat w miłości, niż samą miłość.

W każdej z was, Polki moje, siedzi królowa — i tem ogromnie różnicie się od innych kobiet: każda z was sądzi, że już tem samem wyrządza łaskę i dobrodziejstwo, jeśli się pozwala kochać; żadna z was nie zgodzi się na to, by być tylko dodatkiem, tylko dopełnieniem męskiego życia, które ma przecie inne cele. Wy chcecie, żebyśmy dla was istnieli, nie wy dla nas. Następnie, kochacie lepiej dzieci, niż męża. Dola jego jest dolą satelity. Widziałem to, obserwowałem nieraz — takie jesteście powszechnie — gdzieniegdzie tylko świecą wyjątki, jak dyamenty wśród osypiska. Nie! moje księżniczki — pozwólcie uwielbiać się zdaleka.

Sądy kobiet, zwłaszcza o mężczyznach, bywają zależne od ich uczuć, zarówno chwilowych, jak stałych. Wszystko na mocy tych uczuć może być przyjęte za dobrą, lub za złą monetę; wszystko tłómaczone na złe lub dobre, uznane za słuszne lub za fałszywe; głupota może być poczytaną za rozum, rozum za głupotę, egoizm za poświęcenie, poświęcenie za samolubstwo, grubiaństwo za otwartość, otwartość za brak delikatności.

Zauważyłem, że dla naszych kobiet, mających nierównie bujniejszą fantazyę, niż temperament, książka pozostaje zawsze czemś nierzeczywistem. Jeśli nawet trafia na istotę bardziej wrażliwą, wytwarza w najlepszym razie w jej głowie jakiś świat oderwany, bezcielesny, nie mający najmniejszego związku z życiem praktycznem. Prawie żadnej z naszych kobiet nie przyjdzie do głowy, żeby pojęcia, poczerpnięte z książek, mogły być stosowane do osobistego postępowania.

Kokietka jest to lichwiarz. Przyznaje mało, a żąda olbrzymich procentów.

Poeci fałszywie sobie przedstawiają kobietę, jako zagadkę, jako żywego sfinksa. Sto razy większą zagadką, sto razy większym sfinksem jest mężczyzna. Kobieta zdrowa, nie histeryczka, może być złą lub dobrą, silną lub słabą, ale jest od mężczyzny duchowo prostszą. Ją po wszystkie wieki i po wszystkie czasy zadawalnia jakieś »Dziesięcioro«, bez względu, czy się do tego »Dziesięciorga« stosuje, czy przez ułomność natury pomija jego przepisy.
Dusze kobiece są tak dogmatyczne, że znałem kobiety, w których nawet ateizm przybierał cechy religii.

Ludzie wogóle, a zwłaszcza kobiety, sądzą, że tak zwana miłość platoniczna jest jakimś osobnym gatunkiem miłości, niezmiernie rzadkim i niezmiernie szlachetnym. Jest to proste pomieszanie pojęć. Może istnieć platoniczny stosunek, ale miłość platoniczna jest takim samym nonsensem, jak np. nieświecące światło. Nawet miłość do osób zmarłych składa się z tęsknoty, zarówno za ich duszą, jak za ich ziemską postacią. Między żyjącymi tego rodzaju stosunek, to rezygnacya.

Miłość do cudzej żony, jeśli jest pozorną, jest wielką podłością, jeśli jest rzeczywistą, jest wielkiem nieszczęściem — tem większem, im kobieta jest więcej warta.

Kobiety o małym sercu pozostają częstokroć nieugięte przez pewne filisterstwo cnoty. Chcą przedewszystkiem mieć w porządku swoje księgi rachunkowe, tak, jak pierwszy lepszy sklepikarz. Boją się one tak miłości, jak episier boi się zaburzeń ulicznych, wojny, wielkich słów, egzaltowanych głów, zuchwałych myśli, zuchwałych zamiarów i polotów. Przedewszystkiem spokój, bo tylko w spokoju idą dobrze prawdziwe, pozytywne interesa. Co przekracza zwykłą, rozsądną, a zarazem pospolitą miarę życia, jest złem i zasługuje na pogardę ludzi rozsądnych. Cnota ma swoje góry i otchłanie, ale ma także swoje płaszczyzny.

Nasze kobiety, ot np. ze świata pieniężnego, kształcą się naprawdę na francuskiej powieści, a wiesz, co z tego wynika?
Oto, że kobieta staje się sama dla siebie Bogiem i prawem.
A dla męża?
Kameleonem i dramatem.
To się tak trochę dzieje w świecie bardzo pieniężnym, a pozbawionym tradycyi. Tam wszystko jest pozorem i toaletą, pod którą siedzi nie dusza, ale mniej więcej wykwintne zwierzątko.
Ale ten świat bogaty i strojny, bawiący się, przesiąknięty dyletantyzmem artystycznym, literackim, a nawet i religijnym, trzyma batutę i kieruje chórem.

Są kobiety, dla których poza światem form towarzyskich zaczyna się inny, daleko obszerniejszy — dla innych zaczyna się nic — a raczej kończy wszystko. Są to zupełne automaty, w których serce uderzy wówczas dopiero, kiedy matka je kluczem nakręci.
Zresztą dużo jest podobnych panien na świecie, a i te nawet, które wydają się inne, często są takie właśnie... wieczna historya Galatei.

Kobiety ubierają się często w rezygnacyę, tak jak w kapelusz, dlatego, że im z tem do twarzy. Kapelusz z rezygnacyi, woalka z lekkiej melancholii, alboż to brzydkie?

Co to jest mądrość nasza, książkowa, w porównaniu z tą prostą mądrością prawego kobiecego serca?

Są natury kobiece, dla których życie i obowiązek znaczą jedno i tosamo, i które dlatego do obowiązku wnoszą dobrą wolę, i nietylko dobrą, ale bardzo wytrwałą. Taka zaś wola prowadzi za sobą miłość, która świeci jak słońce, grzeje jak jego ciepło, i koi jak błękitne, pogodne niebo. W ten sposób życie nie staje się suchym krzakiem cierniowym, który kole, tylko kwiatem, który kwitnie i upaja.

Kobiety nie umieją kochać wyłącznie. One zostawiają zawsze jakąś część duszy dla siebie, świata i jego wrażeń.

Spotykałem nieraz kobiety, które wydają się być pełne aspiracyi, a które w gruncie rzeczy na religię, filozofię, sztukę, literaturę patrzą, jak na przybory toaletowe. Od czasu do czasu ubierają się w nie, bo sądzą, że im w tem do twarzy. Rozumiem, że potężne organizacye duchowe robią ze siebie środkowy punkt świata, ale w kobietach, którym chodzi o marne rzeczy, to jest egoizm i śmieszny i marny.

Są ludzie, którzy nie lubią w kobiecie anielskiego wyrazu, ale podług mnie, nauczyć anioła, jak być kobietą, to szczyt zwycięstwa.

Mam lat trzydzieści pięć, miałem, jak każdy człowiek, który dużo żył, rozmaite uczuciowe przygody w życiu, spotykałem i Polki — i z tych przygód, z tych zetknięć wyniosłem wrażenie, że to są najtrudniejsze i najbardziej męczące kobiety na świecie. Nie wiem, czy są cnotliwsze na ogół od Francuzek lub Włoszek, wiem to tylko, że są o wiele patetyczniejsze. Zimno mi się robi, gdy o tem pomyślę. Bo rozumiem elegią nad stłuczonym dzbankiem, gdy po raz pierwszy ujrzy się u stóp skorupy; ale deklamować tę elegią z równym patosem nad wielokrotnie drutowanym dzbankiem, to doprawdy zakrawa na operetkę. Miła rola »czułego słuchacza«, któremu przyzwoitość nakazuje brać to na seryo. Dziwne, fantastyczne kobiety, o płonących głowach, a rybim temperamencie! W uczuciach ich niema nietylko wesołości, ale i prostoty. Kochają się one w formach uczucia, mniej dbając o treść wewnętrzną. Z tego powodu nie potrafisz nigdy Polki obrachować. Z Francuzką, z Włoszką, jeśliś logicznie ułożył premisy, możesz być mniej więcej pewien swego »ergo«. Z Polką bynajmniej! Ktoś powiedział, ze jeśli się mężczyzna myli, to mówi, że dwa razy dwa jest pięć — i błąd może być sprostowany — kobieta zaś, myląc się, twierdzi, że dwa razy dwa jest lampa i wtedy choć głową o mur bij. Otóż przedewszystkiem w logice Polek może wypaść, że dwa razy dwa nie jest cztery, ale lampa, miłość, nienawiść, kot, łzy, obowiązki, wróbel, pogarda — zgoła nic nie potrafisz przewidzieć, niczego obrachować, przeciw niczemu się ubezpieczyć. Być zresztą może, iż z powodu tych wszystkich wilczych dołów cnota Polek lepiej jest zabezpieczoną, niż innych kobiet, choćby dlatego, że oblegający nuży się śmiertelnie. Com jednak zauważył i czego nie mogę im darować, to tego, że te wilcze doły i palisady, ta zaciekłość obrony, wszystko to nie tyle obrachowane jest na ostateczne odpędzenie przeciwnika, ile na wyzyskanie wzruszeń walki.

Kobieta francuska, tak jak zresztą i polska, choćby należąca do najwyższej sfery i choćby przytem cnotliwa, byle młoda, przypomina mi fechmistrza na szpady. Jak fechmistrz potrzebuje mieć co dzień swoją »godzinę sali«, by nie wyjść z wprawy w robieniu bronią, tak i te panie fechtują się w zakresie sentymentu poprostu dla wprawy.

Serce ludzkie nie może się zabezpieczyć przeciw miłości, a miłość, to jest żywioł, to taka siła, jak przypływ i odpływ morza.

Kobieta wogóle nie zawiedzie męża, nie zdradzi, chyba, że sam w niej serce zepsuje, albo je podepce, albo zrazi i odepchnie swoją małością, swoim egoizmem, swoją ciasnotą, swoją lichą i nędzną naturą. Kochaj przytem! Niech ona czuje się nietylko twoją samicą, ale twoją najdroższą głową, twojem dzieckiem, przyjacielem; noś ją w zanadrzu, niech jej będzie ciepło, a wówczas bądź spokojny, a wówczas co rok będzie mocniej przytulała się do ciebie, aż się zrośniecie, jak bliźnięta siamscy. Nie dasz jej tego, zepsujesz ją, zrazisz swoją lichotą — to odejdzie! Odejdzie, jak tylko jakieś szlachetniejsze ręce wyciągną się ku niej, bo musi odejść, bo ona tego ciepła, tego uznania potrzebuje, jak powietrza do oddechu.

Kobieta religijna może być porwana przez miłość (występną), jak drzewo przez huragan, ale jej nie uzna nigdy.

Mężczyzna, który w danej chwili budzi niechęć, nie może mieć dla kobiety słuszności, nie może być szczerym, nie może być sprawiedliwym, nie może być dobrze wychowanym.

Oddzielić pożądanie od kochania jest takiem samem niepodobieństwem, jak oddzielić myślenie od bytu.

W naturze męskiej leży nierównie więcej sprężystości, niż w kobiecej. Mężczyzna nieraz zbruka się w rozpuście tak bezecnej, że połowa tego jadu pokryłaby raz na zawsze śmiertelnym trądem duszę kobiety — tymczasem syn Adamowy nietylko umie otrząsnąć się z zarazy, nietylko odzyskuje z łatwością moralne zdrowie i świeżość, ale po prostu dziewictwo serca. Tak samo jest pod względem uczucia. Znałem kobiety z sercem wyjałowionem do tego stopnia, że utraciły stanowczo zdolność kochania, a nawet szanowania kogokolwiek lub czegokolwiek. Mężczyzn takich nie znałem.

Kobieta, która idzie za głosem wielkiego uczucia, nie traci szlachectwa duszy, choćby była zamężną.

Niema w świecie przykładu, by stosunek, oparty na wiarołomstwie, ostał się.

Rozmaite wyznania religijne mogą być najsprzeczniejsze z sobą, wszystkie jednak mają jednakową etykę; małżeństwo zaś, według tej etyki, powinno się wspierać na miłości. Czemże więc ono jest? Albo czemś niezłomnem i istotnie świętem, jeśli wspiera się na takiej podstawie, albo, w przeciwnym razie, tylko sprzecznym z moralnością i religią kontraktem, który, jako niemoralny, winien być rozwiązany. Inaczej mówiąc, obowiązki kobiety wypływają z uczucia, nie zaś z całego szeregu mniej lub więcej uroczystych obrzędów, które same przez się są tylko szeregiem formalności. Mówię to dla tego, że jestem człowiekiem, który istotę rzeczy wyżej ceni od formy. Wiem, że wyraz wiarołomstwo brzmi bardzo przestraszająco. Ale nie łudźcie się, że kobieta staje się wiarołomną dopiero wówczas, gdy porzuca męża, ona nią jest — i jest całkowicie w chwili, w której poczuwa, że miłość jej dla niego przestaje istnieć. Co potem następuje, to już jest kwestyą tylko jej zdolności do logicznego postępowania, jej odwagi i jej serca, które umie albo nie umie kochać.

Kobiety są to indywidua, jak wszyscy ludzie — i pojęcie ogólne: kobieta, nic nie objaśnia.

Miłość się oddaje — nie odbiera.

Jest w tem jakaś wielka słodycz, gdy coś, co jest małem i bezsilnem, oddaje się i powierza zupełnie ogromnej sile.

Kobiety wogóle, zwłaszcza jednak Polki, póty zgadzają się na logikę, póki nie staje się dla nich groźną. Gdy ujrzą niebezpieczeństwo, chowają się za fortecę prostych wierzeń i prawd katechizmowych, którą może zburzyć samo tylko uczucie, ponieważ rozum jest wobec niej bezsilny. Jest to ich słabość i zarazem ich moc, albowiem myślenie ich posiada przez to mniej tęgości od myślenia mężczyzn, natomiast świętość ich może być w pewnych warunkach niepokonaną. Dyabeł potrafi przywieść do upadku kobietę tylko w razie, jeśli ją rozkocha — drogą rozumowania nic z nią nie wskóra, choćby wyjątkowo miał racyę.

Gdy chodzi o kobietę, mężczyźni stają się względem siebie bezlitośni; jest to w nas szczątkowy instynkt zwierzęcy, nakazujący walkę na śmierć i życie o samicę. W takiej walce, jakkolwiek przybrała ona między ludźmi odmienną postać, biada słabszym! Nawet honor nie jest w niej hamulcem; potępia ją bezwzględnie tylko jedna religia.

Bogactwo znajdzie bogatszego od siebie, sławnego zaćmi cudza większa siła, potężnego potężniejszy pokona... Lecz zali sam Cezar, zali który bóg nawet może doznawać większej rozkoszy, lub być szczęśliwszym, niż prosty śmiertelnik w chwili, gdy mu przy piersi dyszy pierś droga, lub gdy całuje usta ukochane... Więc miłość z bogami nas równa.

Kochać jest niedość, trzeba umieć kochać, trzeba umieć nauczyć kochać.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autorów: Henryk Sienkiewicz, Władysław Rabski.