Św. Paweł Apostoł Narodów/Konkluzje

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Teodorowicz
Tytuł Św. Paweł Apostoł Narodów
Data wyd. 1930
Miejsce wyd. Lublin
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IV.

Konkluzje.

Nie zamierzałem, Młodzieży kochana, podać Ci wyczerpującego obrazu postaci Wielkiego Apostoła; ograniczone ramy przemówienia pozwalały mi pokusić się tylko o szkic, któryby chociaż w grubszych zarysach nastręczył Ci sposobność do bliższego zapoznania się z duszą i czynem Apostoła Narodów.
Ale myślę, że chociażby i nieudolna ta próba już ci powinna wystarczyć, ażeby Cię utwierdzić w Twoim zdrowym instynkcie, jaki Cię kierował ku św. Pawłowi w pracy Twej wewnętrznej i w programach Twoich.
Żywe Twoje odczucie, że właśnie na czasy dzisiejsze odnajdziesz w Wielkim Apostole, i wzór Twój, i mistrza Twego, i sternika Twego, nie zawiodło Cię w niczem. Wszystko w tem bogatem sercu odnajdziesz dla siebie. Od niego to się uczysz, jak w akcji społecznej iść winny ze sobą w parze działalność praktyczna i pogłębienie naukowe Chrystjanizmu. On w Twojej działalności publicznej niechaj Cię uczy, jak wielkie programy wtedy tylko mogą liczyć na urzeczywistnienie, jeśli wyrastają z korzeni ukrytych, to jest drobnych na pozór ofiar i wyrzeczeń się, i z troski o małe rzeczy, które jednak do wielkich prowadzą, w jego działalności masz dla siebie wzór dla przewodnich linij wszelakich programów; mają one być naprzemian barjerą, przegradzającą Chrystjanizm od Antychrysta, a winny się znowu prężyć i rozszerzać wszędzie tam, gdzie tego interes Chrystusa się domaga, wyższy zawsze ponad względy partyjne, ponad osobiste czułości i wrażliwości, ponad widoki dorywczych korzyści.
W nim to masz wzór i przykład na to, jak ten, kto chce porwać świat za sobą, dwóch reguł winien się trzymać: jednej — by nie rozwadniać Ewangelji i nie osłabiać żywotności jej ducha przez kompromisy ze światem zepsutym; a drugiej, ażeby wnikając w usposobienia, nastroje i prądy obecnej chwili, apostołować dzisiejszej duszy, przemawiając do niej jej dialektem i nowoczesnym, przez nią ulubionym językiem.
Wszystkiego tego uczy Cię św. Paweł, Młodzieży droga: — i apostolstwa idei, i apostolstwa czynu, i nieprzejednania, i przestronności ducha, i najszerszych programów, i wierności, i skupienia w zadaniach codziennych.
Ale otwiera on przed Tobą jeszcze swoje serce. I gdy wchodzisz do tej przebogatej kopalni uczuć i miłości, to jakże jesteś olśniona niewyczerpaną wprost głębią tego serca, tak na wskroś czującego po ludzku, a jednak tak obcego wszystkiemu, co ludzkim trąci egoizmem lub namiętnością.
A skoro wejdziesz i dotrzesz do samego sanktuarjum tej wybranej duszy, to dopiero widzisz, w czem tkwi jej żywotność, jej bogactwo i jej siły.
Wszystko Ci rozwiązuje w tajemniczych głębiach Pawłowego serca jego miłość mistyczna Chrystusa. Widziałaś, jak jej blask opromieniał jego umysł, jak ona była zaprawą bohaterstwa Pawłowego, przynagleniem ustawicznem do heroicznych wysiłków, jak miłość ta przekształciła całe jego serce i jego samego. Pod jej wpływem przestaje on już żyć dla siebie, ażeby już tylko wyłącznie żyć dla Chrystusa.
Widziałaś następnie, Młodzieży Kochana, z całego wywodu, któremuś się przysłuchiwała, że miłość św. Pawła wspierała się na jego głębokiej pokorze i na unicestwieniu jego własnego ja.
Skoro już w przemówieniu mojem zwracałem się wielokrotnie do Ciebie, Młodzieży kochana, ażeby przy rozbieraniu cnót Pawłowych zachęcać Ciebie do ich naśladownictwa, to na sam koniec zostawiłem sobie szczególniej gorące wezwanie, ażebyś naśladowała św. Apostoła w cnocie jego pokory.
Wierzaj mi, że akcji katolickiej i czynu katolickiego nigdy nie zbudujesz na pysze i wyniesieniu siebie; ale i doskonałości własnej nie utrwalisz inaczej, jak wspierając ją o unicestwienie siebie i ducha pokory.
Tyś widziała w św. Pawle, jak wielkoduszną jest jego pokora, jaką tchnie ona prawdą i jak jest ona dzieckiem mistycznej miłości duszy ku Chrystusowi.
Tyś też uczyła się od niego, jak niezbędną rzeczą jest wyjść ze siebie, ażeby zdołać oddać się wszystkim. Tyś to na jego przykładzie widziała, jak ten tylko pracownik zdolen będzie zbudować trwałe i żywotne dzieło w Kościele i Narodzie, który posiadł wielką chrześcijańską sztukę umierania samemu sobie.
W dzisiejszych pysznych czasach, zawracających się w całym świecie ku kultowi pogańskiego cezaryzmu, tylko wyrzeczenie się najgłębsze siebie, uchroni Cię, Młodzieży, od kultu Twego własnego „ja” i uczyni z Ciebie prawdziwych apostołów Królestwa Bożego na ziemi.
Tylko wtedy, gdy sama w sobie, we własnej Twej duszy zbudujesz tron chwały Jezusowi, niszcząc wszelki tajemny kult dla siebie, zdołasz i potrafisz w Ojczyźnie i świecie poburzyć ołtarze bożków, a na ich miejsce na nowo utwierdzić panowanie Chrystusa-Króla.
Z ducha Pawłowego wyjęte były prześliczne i głębokie słowa wieszcze naszego poety, ostrzegające wierzących przed szałem dzisiejszej pychy, wtrącającej świat w przepaść:

„Powtarzacie: „Chryste, Chryste!”
A nie macie w sercu Jego; —
Jakżeż Ducha wam świętego
Przejąć dobro wiekuiste?
Z was się każdy nad odłogiem
Własnej próżni wspina Bogiem,
Na paluszkach wzdętej pychy
I tak wy zwierzęcejecie.
Bo kto sam się bóstwi w świecie,
Ten naodwrót swego szału
Odczłowiecza się pomału,
Aż się stanie taki lichy,
Że, padając, dojdzie chyba,
Do roślinnej istni grzyba!
Lub też dziki — sępny — chory,
Miasto widzeń — widzeń zmory,
Miasto westchnień — czuć wścieklizną
Będzie: zmąci wiary dzieje,
Człowieczeństwo i nadzieje!”
(Krasiński).

Do tych słów poety dołączę jeszcze inny cytat pięknej i głębokiej myśli niemieckiego Jezuity, z pochodzenia Polaka, o. Przywary.
W broszurze swojej „Eucharystja i praca” przeprowadza on prześlicznie łączność pomiędzy czynem chrześcijańskim a wyrzeczeniem się siebie: „Ale nie dość jest — pisze on, — być z Chrystusem przybitym do krzyża, nie dość jest umrzeć z Chrystusem — trzeba nadto „być pogrzebanym z Chrystusem”.
Nie rzadko bywa tak, że brak zrozumienia i zazdrość szarej masy ludzi zmienia się w zabobonny podziw i cześć dla tego, którego niedawno nienawidzono. Rodzi się entuzjazm dla jego sprawy, ale nie dla niej samej, jakoby pojęto jej prawdę i ważność; lecz ze względu na „osobę”, która tak „genjalnie” i po „mistrzowsku” tę rzecz popiera.
I niedługo czekać, a wzamian za złączenie się do wspólnej pracy, zjawi się — bez wątpienia bardzo łatwe stowarzyszenie czcicieli. Niedawny warsztat pracy zawonieje teraz kadzidłem i rozbrzmiewać będzie pieniami pochwalnemi.
A sam bohater tak adorowany?
Dawniej był pracownikiem twardym i samotnym, teraz uśmiecha mu się mimowoli taki raj ziemski. Któżby nie był rad temu, że go tłumy rozentuzjazmowane „na rękach noszą”?
Ale równocześnie dzieło jego przepadło. Śmierć bohatera pociągnie za sobą i śmierć jego dzieła, albo stanie się ono podobnem do mumji, szkieletu formuł, któremu składać będą ofiarę kadzidła zamiast bohaterowi, — a wtedy mamy w miejsce zrzeszenia się do pracy — prosty kult umarłych.
Dlatego to wódz musi cały rozpłynąć się w tych, których ma prowadzić, działacz w swem własnem dziele.
Zwolenników swoich musi przywieść do samodzielnej pracy, aby sam w końcu stał się zbytecznym.
Najpiękniejszą pochwałą w jego nekrologu ma być nie słowo: „niepowetowana stała się strata” — co w gruncie rzeczy jest raczej oskarżeniem — jak raczej: „żyć będzie dalej w dziele swojem”.
Na długo przedtem, zanim złożą ciało jego w grobie, musi zstąpić duchem do grobu, jako ofiara budująca w fundamencie swej budowli.
Z tą dopiero śmiercią rozpoczyna się jego prawdziwe życie, według słów św. Pawła: „co siejesz, — nie ożywa, jeśli nie umrze”.[1]


∗             ∗
Młodzieży kochana! I ty dziś masz przed sobą rolę wielką; i Ty spoganiałemu światu masz dać siejbę nową; i Ty w piersiach nosisz serce wrażliwe i czułe. A ku Tobie z dwu stron idą wezwania: Jedno wezwanie, to wezwanie starej jak świat pokusy: pokusa ta Ci woła: „Ubóstwiaj samego siebie”. Drugie wezwanie idzie ku Tobie z przykładu św. Pawła: „Unicestwiaj siebie dla świętej sprawy”.

Rozstrzygnij, na którą wstąpisz drogę?
Biada Ci, gdybyś poszła za ponętną pokusą: bo tam, gdzie człowiek bóstwie poczyna siebie, tam to bóstwo w jego piersi skryte zieje nienawiścią, mściwością wobec tych, którzy go nie uznają, samo wiecznie głodne czci i adoracji.
Wtedy, Młodzieży droga, zamiast sokami swej duszy karmić naród i Ojczyznę, Ty wszelkie soki żywotne będziesz dookoła siebie zatruwać.
W Twych oczach Ojczyzna przeistoczy się w jakieś jedno wielkie mauzoleum, na którem będzie ołtarz, a na tym ołtarzu posąg Twój — bóstwa.
Ty w szale obłędnym pychy zapragniesz, ażeby ziarna, których przeznaczeniem jest użyźnić glebę narodu, przemieniały się w ziarnka, wrzucane w kadzielnicę, okadzającą Ciebie.
Ty wówczas zechcesz, by pochodnie wiekuistego światła sprawiedliwości i miłości w narodzie pogasły; a tyle tylko ostało się w nim blasku, ile potrzeba, by gorzały świeczki, rozpalone dla chwały bóstwa, w mauzoleum złożonego.
Ciebie mierzić będzie chwała i rozwój innych; Ty uznasz tylko te wieńce, któremi obwieszać będą Twoje mauzoleum.
Ty nie wychowasz nikogo, nie wykształcisz, nie rozniecisz życia dookoła siebie, bo zamiast postaci samodzielnych, otoczysz się tylko wieńcem wielbicieli, bezmyślnie witających każde Twe słowo jak wyrocznię, a Ciebie, jak bóstwo.
Nawet gdyby się spełniły Twoje najmilsze marzenia, gdyby mauzoleum Twoje rozgorzało tysiącem świec, wieńców i hymnów pochwalnych, płynących z ust Twoich czcicieli, — Ty i Twój ołtarz pozostanie cmentarną kaplicą, która zamiast wonią życia, trącić będzie zapachem trupim, a zamiast nawrócić społeczeństwo ku przyszłości, zawróci je ku szkieletom i grobowi.
Za stopami Twemi powinie się klątwa śmierci, zamiast jutrzenki życia.
Ale to nie dosyć dla Ciebie, Młodzieży Kochana, — nie chcieć być bożyszczem; Ty musisz jeszcze zstąpić do nicestwa swego i wyniszczenia siebie, ażeby, jak wielki apostoł, stać się sługą wszystkich.
A ci, co umierają sobie, ażeby żyć Chrystusowi, a w nim, i przez niego duszom, ci i tylko ci gotują życie i odrodzenie Ojczyźnie i światu.









  1. 1 Kor. XV, 36





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Teodorowicz.