Przejdź do zawartości

Zemsta za zemstę/Tom szósty/XXI

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Zemsta za zemstę
Podtytuł Romans współczesny
Tom szósty
Część trzecia
Rozdział XXI
Wydawca Arnold Fenichl
Data wyd. 1883
Druk Noskowski
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz T. Marenicz
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

XXI.

Z ust Renaty nie wydobył się żaden wykrzyk.
Dziewczę stało nieme, niejako sparaliżowane przez osłupienie.
Sądziło, że jest igraszką marzenia. Uczucie rzeczywistości dla niej znikło.
Małgorzata łkając, nie mogła przemówić ani słowa.
Podpierana przez Honorynę zbliżała się milcząc, z wyciągniętemi ramionami.
Nagle połysk światła rozjaśnił umysł Renaty.
Poskoczyła najprzód w ramiona gotowe do jej przyjęcia, i jednocześnie zabrzmiały dwa wykrzyki.
— Moja matko!...
— Moja córko!...
Widzowie tej wzruszającej sceny mieli oczy pełne łez rozczulenia.
— Moja córko... moje dziecię!... — mówiła Małgorzata pokrywając pocałunkami czoło włosy i policzki Renaty. To moją córka!.... Prawiem to odgadła ujrzawszy ją u pani Laurier... Serce mnie do niej ciągnęło i nie myliło się!... Więc to ty, moje ukochane dziecię!... To ty moja ubóstwiana córko!... Jakże cię kocham, o mój Boże!... Jakże cię kocham!
— Moja matko!... moja matko!... — szeptała Renata głosem słabym jak powiew wiatru. — I ja cię także...
Nie dokończyła i straciła w objęciach Małgorzaty przytomność.
Honoryna i Zirza poskoczyły ku niej.
— Mój Boże! — zawołała biedna matka z sercem szarpanem przez niepokój. — Mój Boże, miałażbym odnaleźć swoje dziecię na to, aby je zaraz utracić!...
— Nic jej nie będzie, moja przyjaciółko — odpowiedziała panna de Terrys, pomagając Izabelli posadzić zemdlone dziewczę w fotelu. — Gwałtowna radość sprowadziła to osłabienie, które przyjdzie bardzo prędko.
Sierota się nie myliła.
Po upływie kilku sekund, blade lica Renaty przybrały kolor różowy.
Jej pierwszy uśmiech, pierwsze spojrzenie były dla Małgorzaty.
— I ja cię kocham także, moja matko... — rzekła do niej wyciągając ręce. — Oddawna... zawsze kochałam cię nie znając, albo raczej znałam cię... widywałam cię w marzeniach.
— I chciano dzielącą nas przepaść uczynić nieprzebytą!... — zawołała pani Bertin — zaprzysiężone śmierć twoją, aby nas rozłączyć na zawsze!. Czyż mi znów co groziło? — zapytała Renata.
— Byłaś skazana na śmierć!...
— Czy to być może?...
— To jest rzecz pewna... Jeżeli jeszcze żyjesz, to cud prawdziwy! Zrozumiesz to, dowiedziawszy się co zaszło w Port-Creteil...
— W Port Creteil? — powtórzyło dziewczę.
— Tak, u nędznika, do którego miałaś odnieść koronki...
— Ale jakim sposobem?
— Słuchaj swojej przyjaciółki... Na twojem miejscu ona o mało nie umarła.
— Zirza opisała straszliwy dramat w domku w Port-Creteil.
Renata, Wiktor i Ryszard zbledli ze strachu.
— Nie ma wątpliwości! — rzekł podmajstrzy, gdy Izabella skończyła swoje opowiadanie. — Ten podły Fradin jest nie kto inny tylko Paweł Pelissier, zawzięty prześladowca, nieubłagany nieprzyjaciel panny Renaty, który jeszcze dzisiejszej nocy chciał jej skraść papiery powierzone przez pana Pawła mojej pieczy.
— Dzisiejszej nocy! — zawołała Małgorzata z przestrachem.
— Tak jest pani, — lecz szczęściem ja tu byłem i czuwałem...
Ryszard rumieniąc się ze wstydu spuścił głowę.
— Panie — rzekła pani Bertin podając Wiktorowi rękę — wiem że memu siostrzeńcowi Pawłowi i panu zawdzięczam to, że dziś widzę moją córkę... moją córkę... którą wtedy na moście Bercy ocaliliście obadwa od straszliwej śmierci!
— Twój siostrzeniec, moją matko! — rzekła żywo Renata. — Paweł Lantier jest twoim siostrzeńcem?
— Tak jest, moje dziecię, Paweł Lantier którego kochasz, który ciebie ubóstwia i jestem pewną, że uczyni cię najszczęśliwszą z kobiet...
— O matko! matko!... ileż od razu szczęścia!...
Małgorzata uściskała Renatę, poczem z wracając się do Wiktora Beralle mówiła dalej:
— Chciałabym pana o coś zapytać...
— Odpowiem z największą chęcią...
— Przed chwilą wymieniłeś pan nazwisko...
— Pawła Pelissier?
— Tąk. Co to za człowiek?
Renata nie pozwoliła Wiktorowi przemówić.
— Ten człowiek — rzekła — jest to zbrodniarz, który, razem ze swoim wspólnikiem, spalonym przy ulicy Beautreillis, chciał mnie zamordować na moście Bercy, który zabił parną Urszulę dla skradzenia jej listu i usiłował otruć na mojem miejscu Zirzę... Ten człowiek, zbieg z więzienia w Troyes, jest moim tajemniczym i śmiertelnym wrogiem...
— Zapewne i moim także... — rzekła sierota.
Renata podniosła zdziwiony wzrok na nieznajomy Nie rozumiała.
— Panna Honoryna de Terrys — odezwała się Małgorzata.
— Ty! ty! pani! — zawołała wesoło Renata ściskając dziewczę za ręce. Pani, przyjaciółka mojej przyjaciółki Pauliny Lambert, jesteś wolną!... Paweł się nie mylił utrzymując, że ma w rękach dowód twojej niewinności! Tyś winna swoją wolność rękopisowi wręczonemu Pawłowi przed zgonem przez człowieka z Beautreillis!...
— Rękopisowi?... — powtórzyła sierota z łatwą do zrozumienia ciekawością. Jakiemu rękopisowi?...
Pamiętnikom hrabiego de Terrys, twego ojca. Tym pamiętnikom, w których swoją ręką napisał, że nie wierząc w naukę medycyny, bez czyjej bądź wiedzy, zażywał truciznę indyjską dla przedłużenia życia...
— Ach! — rzekła Honoryna — pojmuję!... otaczające mnie ciemności się rozpraszają... Ten człowiek kazał skraść Pamiętniki mego ojca, aby mnie następnie oskarżyć i moje usprawiedliwienie uczynić niepodobnem!... To uderza w oczy, ale nazwisko Pawła Pelissier nie jest mi znane...
— Jeżeli to jest fałszywe nazwisko, pani, co zresztą wydaje mi się prawdopodobnem — odparł Wiktor Beralle — to się wkrótce dowiemy o prawdziwem, bo za parę godzin ten nędznik będzie w naszej mocy...
— Czy Paweł pojechał do Troyes w kwestyi tego nędznika? — zapytała Zirza.
— Tak jest... — odpowiedziała Renata.
— Czy spodziewał się zastać go w Troyes?
— Nie, ale chciał się udać do więzienia, aby się dowiedzieć, czy zbieg nie wpadł w ręce sprawiedliwości...
— I dla pomszczenia panny de Terrys, jak mi powiedział — dodała Małgorzata. — O tym to on mówił obowiązku!... Nareszcie go poznamy, tego wroga mojej córki i Honoryny...
— Trzeba jechać do Troyes... — rzekła sierota — musimy uprzedzić Pawła Lantier...
— Porozumiemy się co do tego przedmiotu... — odpowiedział Wiktor Beralle.
— Mów pan.
— Ja posiadam ważne papiery należące do panny de Renaty... Koperta zawierająca te papiery, wręczona przez notaryusza z Paryża, ma być otworzoną tylko przez pana Audouard, notaryusza w Nogent-sur-Seine, to jest tutaj... Ale panna Renata ma się stawić w kancelaryi dopiero w poniedziałek i to pani — dodał Wiktor zwracając się do Małgorzaty — pani, jej matka, tam ją zaprowadzisz...
„Wręczę pani tę opieczętowaną kopertę.
„Ja pojadę z bratem pierwszym pociągiem idącym do Troyes, gdyż to tam padnie pod naszemi ciosami prawdziwy czy fałszywy Paweł Pelissier.
„Pan Paweł Lantier wyjechawszy wczoraj wieczorem z Paryża, przybył zbyt późno, aby się mógł dostać do kancelaryi więziennej i otrzymać żądane objaśnienia... Dopiero jutro rano, a raczej dziś rano będzie miał to zadowolenie.
„Otóż wsiadłszy do pociągu o czwartej minut pięć, z pewnością spotkamy się z panem Pawłem, zawiadomimy go o tém, co się dzieje, a on nam dopomoże w zatrzymaniu bandyty, ktokolwiekby się ukrywał pod nazwiskiem Pawła Pelissier.
— Uczyń to, mój przyjacielu — rzekła żywo Renata. — Jedź do Pawła, powiedz mu wszystko. Niech, wie, żem odnalazła matkę i podzieli się ze mną szczęściem...
— Niechaj wie także. — dodała Małgorzata — żem go kochała czule jako syna mojej siostry, lecz jeszcze go czulej kochać będę jako swego własnego syna...
— Powrócicie tu do nas? — rzekła Renata.
— To będzie zależnem od okoliczności... W każdym razie nie wyjeżdżajcie panie z Nogant przed otrzymaniem odemnie depeszy... Kto wie, czy wasza obecność w Troyes nie będzie potrzebna?
— Zgoda, panie Wiktorze... — rzekła Małgorzata. — Zaczekamy... Teraz przejdź pan do gospodarza i każ dać pokoje dla panny de Terrys i dla pani Zirzy.
— Tylko dla — panny de Terrys... — przerwała Zirza.
— Czyż pani nie potrzebujesz wypoczynku?
— Zapewne, że go będę potrzebowała, ale zostawmy to na później. Tymczasem ja będę towarzyszyła panu Beralle do Troyes.
— Ty! — zawołała Renata.
— Tak jest... ja...
— A po co?
— Ja chcę się chcę dowiedzieć, czy Fradin, truciciel z Port-Creteil i Paweł Pelissier jest jedną i tąż samą osobą...
— Ale czy się nie boisz?
— Czegóż mam się obawiać pod opieką Wiktora Beralle i jego brata?



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: T. Marenicz.