Zamaskowana miłość czyli Nieostrożność i Szczęście/III

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Honoré de Balzac
Tytuł Zamaskowana miłość czyli Nieostrożność i Szczęście
Wydawca E. Wende i S-ka
Data wyd. 1911
Druk E. Nicz i S-ka.
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Amour masqué imprudence et bonheur
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.

Łatwo się domyślić, z jaką niecierpliwością Leon oczekiwał jutra. Ileż razy wracał do domu, spodziewając się zastać list przyrzeczony? Jakże się ucieszył, gdy go otrzymał! Ale z jakiem zdziwieniem przeczytał treść listu?
„Pan de Tréval, wczoraj wieczorem wyrażał gorące pragnienie zobaczenia osoby ubranej w białe domino, z którą rozmawiał na balu Opery; przyrzekał poddać się wszystkiemu, czego ona będzie żądała w zamian.
„Oto warunki, pod jakiemi pan de Tréval może mieć nadzieję osiągnięcia tego, o co prosił z takiem naleganiem:
„1-o. Pan de Tréval będzie jutro, o północy, u siebie w domu; zaufany człowiek, którego już widział, przyjdzie po niego, zabierze go do powozu, i zawiezie do miejsca przeznaczenia; ale pan de Tréval musi zgodzić się na to, że mu zawiążą oczy.
„2-o. Nie będzie o nic pytał swego przewodnika, nie będzie próbował go przekupić (co zresztą byłoby bezskuteczne), lecz pójdzie za nim z zupełną uległością.
„3-o. Musi przyrzec, że będzie zachowywał się cicho, że nie dopuści się żadnego wybuchu, że nie będzie się uskarżał na ciemności, że nie będzie żądał od osoby, którą tam zastanie, ażeby przerwała milczenie, które postanowiła zachować.
„4-o. I, że wreszcie, kiedy przewodnik przyjdzie po niego, pozwoli się odprowadzić do powozu i odwieźć do domu, z zachowaniem tych samych ostrożności, nie czyniąc daremnych poszukiwań; że będzie czekał cierpliwie na wyjaśnienia, które interesowana osoba nadeśle mu, do czego zobowiązuje się uroczystą przysięgą.
„5-o. Jeżeli pan de Tréval, zgadza się na te warunki, niech napisze u dołu tego papieru, że je przyjmuje, niech położy pod tem swój podpis i odda list w kopercie do swego odźwiernego, gdzie po niego zgłosi się posłaniec.”
Przeczytawszy to osobliwe zawiadomienie, zdziwiony Leon, siedział długo jak skamieniały, wydany na łup sprzecznych myśli, miotany różnorodnemi uczuciami.
Jak tu pogodzić uroczyste środki ostrożności, tego dziwacznego układu, z wyjaśnieniami, jakie mu przyrzekano? Jak pogodzić te propozycje, ze szlachetnem obejściem, z tonem zimnym i przyzwoitym nieznajomej maski?
Powtarzał sobie, że byłoby szaleństwem i nieostrożnością podpisać podobny układ, wikłać się w tak nieprawdopodobną awanturę... a jednak, wdzięczna postać pięknej maski stała mu ciągle w oczach, brzmiały w pamięci echa ożywionej rozmowy na balu, i sam kontrast tej jej dumy i słabości, podniecająca niezwyczajność położenia, podrażniona ciekawość, miłość własna wchodząca w grę, wszystko to razem składało się na nieprzezwyciężoną pokusę. Pomyślał przez chwilę, że nawet niebezpieczeństwo może grozić w tej wyprawie z nieznajomym przewodnikiem do nieznanego miejsca, jeżeli zwiąże się słowem honoru, i wystawi na wszystkie możliwe przygody... Ale to niebezpieczeństwo, stanowiło jeden urok więcej.
— Nie! — zawołał w końcu — nie cofnę się! Można zdobyć się na krok szalony, za tak czarującą nagrodę, jaką mi obiecują.
Pochwycił pióro mądry Kato i jak szaleniec podpisał:
Przyjmuję wszystkie warunki, które mi postawiono i zobowiązuję się słowem honoru wypełnić je sumiennie. Proszę tylko o pozwolenie zabrania ze sobą mojej szpady.“

Leon de Tréval.

List zabrano tego samego wieczora, a nazajutrz rano, Leon otrzymał krótki bilecik, zawierający tylko te słowa:
Wolno zabrać szpadę; ale honorowi i bezpieczeństwu pana de Tréval nic nie zagraża.“
Nigdy jeszcze dzień nie trwał tak długo.
Od dwóch już godzin Leon ubrany, przechadzał się wielkiemi krokami po pokoju, kiedy usłyszał ze wzruszeniem turkot powozu, zatrzymującego się przed domem. Pochwycił szpadę, zbiegł po schodach i zastał na dole murzyna, który wsadził go do karety i z uszanowaniem, poprosił łamanym językiem, o pozwolenie zawiązania oczu.
Leon nie opierał się.
Powóz, po długiej jeździe, zatrzymał się na rozkaz murzyna, który pomógł Leonowi wysiąść i poprowadził go pieszo z jakie sto kroków. Weszli potem do domu po kilku schodach, Leon minął kilka obszernych pokojów i wszedł do pokoju przepełnionego miłym zapachem; wtedy zdjęto mu z oczu przepaskę, a rozejrzawszy się w około zobaczył, że jest w ciemnym pokoju, z którego drzwi prowadziły do wykwintnego buduaru, oświetlonego alabastrową lampą.
Murzyn, stojący obok niego, ze ślepą latarką w ręku, wskazał mu drzwi do buduaru i wyrzekł cicho:
— Honor i milczenie.
I znikł natychmiast.
Leon odpina szpadę i idzie z pośpiechem... Kobieta... Jego nieznajoma! w skromnym negliżu, z twarzą zakrytą gęstą zasłoną w postawie napół leżącej na sofie...
Leon rzuca się de jej stóp.
— Jakże jestem szczęśliwy! — woła. Ale co widzę? Czy zawsze chcesz przedemną ukrywać swe oblicze? Przez litość! Dość już tajemnic! Dość zasłon!
Wyciąga rękę, by odchylić zasłonę, a nieznajoma nie powstrzymuje jego ręki... Lecz w tej chwili gaśnie lampa...
Leon uszanował tajemnicę... Nie przerwał nakazanego milczenia. Szczęście jego przeszło wszelkie oczekiwania, i nawet nie pomyślał o złamaniu danych zobowiązań.
Czas płynął szybko i noc już była późna, gdy w pokoju rozległ się szmer jakiś. Otworzyły się ukryte w ścianie drzwiczki i Leon został sam... Wnet ukazał się murzyn i z wielkiem uszanowaniem poprosił, by Leon pozwolił zawiązać sobie oczy i raczył pójść za nim.
— Nie! — odpowiedział Leon z uniesieniem. Nie wyjdę ztąd, dopóki nie zobaczę tej istoty czarującej... dopóki nie otrzymam...
Ale przerwał mu głos kobiecy, wymawiający w pobliżu dwa tylko wyrazy:
Honor i milczenie!
Leon zwrócił się w tę stronę zkąd głos dochodził, ale dotknął tylko ściany, a w niej namacał drzwi zamknięte. Przez szparę drzwi ujrzał oddalające się światło, które wnet znikło.
— Okrutna! — wyrzekł z cicha. Zatrzymaj się na chwilę... Jedno słowo tylko!...
Honor i milczenie! — powtórzył murzyn stanowczo.
— Tak! — wyrzekł Leon ze smutkiem, honor nakłada na mnie więzy... przyrzekłem... Poddaję się... Mam nadzieję, że idąc za moim przykładem, z równą uczciwością i druga strona dotrzyma danej obietnicy...
Zawiązano mu oczy. Leon prowadzony przez murzyna wyszedł i wsiadł do powozu. Wkrótce był już w domu, gdzie miotany naprzemian wzruszeniem, rozkosznemi wspomnieniami i gwałtownym żalem, uszczęśliwiony, niespokojny, szalenie rozkochany — zadawał sobie pytanie, czy to wszystko nie było snem tylko i — zasnął — by ten sen snuć dalej w sennem marzeniu.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Honoré de Balzac i tłumacza: anonimowy.