Upiór opery/X

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Gaston Leroux
Tytuł Upiór opery
Wydawca E. Wende i S-ka
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Leona Nowaka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le fantôme de l'Opéra
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


X
NA BALU MASKOWYM

Na kopercie, powalanej błotem i zmiętej, nie było znaczku pocztowego tylko wypisane ołówkiem słowa: „do oddania p. wicehrabiemu Raulowi de Chagny”. List ten, najwidoczniej rzucony został, w nadziei, że ktoś podniesie go i doręczy adresatowi. I tak się stało.
Raul po raz trzeci odczytywał go gorączkowo. Te kilka słów budziły w duszy jego zamarłą już nadzieję. I w jednej chwili, Krystyna, którą pogardzał i nienawidził, przybrała w myśli jego postać biednego, niewinnego dziecka — ofiary nieostrożności lub też przeczulonej wrażliwości. I czyją ona mogła być ofiarą? W jaką straszną otchłań pociągnięto ją, na mocy jakich praw lub też gróźb? Jakąż bronią walczył ten zamaskowany człowiek, skoro Krystyna sama otaczała go tajemnicą i lękała się go zdradzić?
Czyż bronią tą nie była muzyka? Tak — nie ulega wątpliwości. Przecież dźwięczy mu jeszcze w uszach głos Krystyny, gdy w Perros oznajmiała mu przybycie „anioła muzyki”. A całe życie Krystyny w ostatnich czasach, czy płynęło zwyczajnym trybem? Czy nie był świadkiem szalonej jej rozpaczy po śmierci ojca i jej zniechęcenia do życia, a nawet do sztuki? W konserwatorjum śpiewała bez czucia, bez duszy, aż tu nagle przebudziła się w cudowny, nienaturalny sposób! Anioł muzyki nawiedził ją! Któż to w jej oczach przybrał tę ponętną postać i komu to zawdzięcza swój triumf w „Fauście”? Ktoś, któremu nieobcą była jej przeszłość i który wykorzystał wiarę w legendę starego Daaé, w którego rękach stała się biernem narzędziem.
I ten duch, ten genjusz, przez trzy miesiące był nauczycielem Krystyny. Należało przyznać, że pomyślnie wywiązywał się ze swego zadania.
A teraz oprowadzał ją po Lasku Bulońskim!...
Raul nie wiedział, czy litować się nad Krystyną czy ją potępiać. W głowie jego panował chaos nieznośny, odbierający mu przytomność umysłu. Bo i teraz, co znaczy ten list, wzywający go na spotkanie? Czy to nowy wybieg ze strony Krystyny? Jeżeli go kocha i jest nieszczęśliwa, dlaczego pozwoliła mu tak cierpieć i bez słowa pozostawiła owej nocy w Lasku Bulońskim?
Pomimo wszystko jednak Raul postanowił udać się na spotkanie i w tym celu kazał sobie przygotować białe domino. Godzina wyznaczona nadeszła.
Raul, owinięty w maskaradowy płaszcz, udał się do gmachu Opery. Korytarze i sale przepełnione już były gośćmi. Bale maskowe Opery miały zdawna już wyrobioną markę. Cały elegancki i artystyczny Paryż spotykał się tu, żądny wrażeń i swobodnej, dowcipnej zabawy.
Kilka minut brakowało do północy, gdy Raul wstępował na główne schody. Szedł szybko, nie zatrzymując się, nie zdając się zwracać uwagi na otaczające go przepyszne, różnobarwne i bogate kostjumy, ani na zaczepki rozbawionych masek.
Nareszcie dostał się do saloniku, gdzie mu Krystyna wyznaczyła spotkanie. Panował tu ruch i gwar szalony. Był to punkt zborny, gdzie schodziły się zamaskowane pary, spieszące na kolację do sali Rotundy, lub też powracające stamtąd. Raul pomyślał, że Krystyna rozmyślnie chciała z nim pomówić w tym chaosie i wrzawie, by ujść niepostrzeżenie przed oczami ciekawych. Oparł się o drzwi i czekał. Upłynęło zaledwie parę minut, gdy czarne domino przesunęło się tuż koło niego i zlekka dotknęło jego ręki. Raul przeczuł, że to Krystyna i pospieszył za nią.
„Czy to ty Krystyno“? — zapytał szeptem.
Czarne domino odwróciło się i ruchem ręki nakazało mu milczenie.
Raul więc szedł dalej za nią, lękając się, aby mu gdzieś nie zginęła w tłumie. Nie czuł już do niej w tej chwili ani nienawiści, ani żalu. Był gotów przebaczyć wszystko — choćby najgorsze.
To nagłe odnalezienie jej, gdy sądził, że na zawsze jest dla niego straconą, — obudziło znowu w sercu jego miłość, o której chciał zapomnieć i napełniło go radością i nadzieją! Raul kochał i gotów był do wszelkich ustępstw.
Domino czarne szło szybko, odwracając się niekiedy i śledząc go spojrzeniem.
Gdy przechodzili przez główne „foyer“ uwagę Raula zwróciła żywo gestykulująca, zbita grupa masek, w pośrodku których posuwała się dziwna jakaś osobistość, której oryginalny i niezwykły wygląd czynił silne wrażenie. Osobistość ta owinięta była w purpurowy płaszcz, a z pod olbrzymiego kapelusza z piórami widniała wstrętna trupia czaszka.
Wokoło tej maski tłoczyli się zaciekawieni malarze i artyści, lecz człowiek o trupiej głowie nikogo nie widział — szedł poważnie i majestatycznie naprzód, ciągnąc za sobą olbrzymi tren aksamitnego szkarłatnego płaszcza, na którym złotemi zgłoskami widniały wypisane słowa: „Nie dotykajcie mnie. — Jestem śmierć!“
Ktoś śmielszy jednakże usiłował go dotknąć, ale ręka koścista i sina w jednej chwili wysunęła się z szerokiego rękawa i uchwyciła zuchwalca tak silnie, iż tenże, wydawszy okrzyk bólu, uciekł, wołając, że uczuł dotknięcie śmierci. Stało się to w chwili, gdy Raul w pogoni za czarnem dominem przechodził przez salę. Spojrzał uważniej i o mało się nie zdradził okrzykiem.
Była to trupia głowa z cmentarza w Perros...
Poznał ją!... Chciał biec, zapomniawszy o Krystynie, ale domino czarne pochwyciło go za rękę i drżące, przerażone, pociągnęło naprzód.
Dwa razy maska zatrzymała się i z niepokojem śledziła poza sobą tłoczący się coraz bardziej tłum i musiała coś w nim dostrzec niebezpiecznego, bo silniej jeszcze pociągnęła za sobą białe domino i biec szybko zaczęła.
Tak przebiegli dwa piętra. Schody były prawie puste. Skręciwszy w boczny korytarz, czarne domino popchnęło drzwi jakiejś loży i ruchem ręki nakazało Raulowi by wszedł.
Zamknąwszy starannie drzwi loży, Krystyna przyciszonym głosem rozkazała towarzyszowi, by ukrył się w głębi i nieporuszał się.
Raul zdjął maskę i poprosił Krystynę aby uczyniła to samo, lecz dziewczyna wstrząsnęła tylko głową i jakgdyby zajęta ciągle jedną myślą, przyłożyła ucho do bocznej ściany, nadsłuchując.
„Niema go tu, szepnęła. Musiał wyjść o piętro wyżej. Podeszła do drzwi i otworzyła je, lecz nagle stłumiony okrzyk trwogi wydarł się z jej piersi: — „Boże! schodzi! będzie tu za chwilę!“ — Chciała drzwi zamknąć, ale Raul sprzeciwił się temu. Dostrzegł był na najwyższym stopniu schodów, prowadzących na wyższe piętro, nogę czerwoną, potem drugą... i powoli... majestatycznie, człowiek w szkarłatnym płaszczu i o trupiej głowie zaczął schodzić na dół.
„To on! to on! — krzyknął Raul — tym razem mi nie ujdzie!“
Ale Krystyna zręcznie zatrzasnęła drzwi w chwili, gdy Raul skoczył naprzód i stanowczo zastąpiła mu drogę.
„Kogóż to poznałeś Raulu? — zapytała zmienionym głosem. — Kto ci nie ujdzie?“
Raul brutalnie odepchnął od siebie młodą dziewczynę.
„Kogo? — zawołał, drżąc ze wściekłości. — Ależ jego, tego, który się ukrywa pod tą straszną, śmiertelną maską! Zły duch z cmentarza w Perros! Twój anioł muzyki, Krystyno! Ale czas już, żebym mu zerwał tę maskę z twarzy i zmusił do powiedzenia prawdy! Wtedy dowiem się nareszcie, kto jest twoim kochankiem!“
Tragicznym ruchem Krystyna rozkrzyżowała ramiona, broniąc Raulowi wyjścia.
— W imię miłości naszej, nie przejdziesz Raulu! — jęknęła.
Raul się zatrzymał. W imię ich miłości? Czy Krystyna mówiła kiedykolwiek, że go kocha? A przecież już niejednokrotnie okoliczności były tego rodzaju, że wyznanie to, jeżeli było prawdziwem, usłyszeć był powinien! Co ją skłoniło teraz do tej niespodziewanej szczerości?
„Kłamiesz, Krystyno, — mówił po chwili z dziecinną jakąś nienawiścią, — kłamiesz! I teraz tylko myślisz o nim i jego obronić pragniesz! Oszukałaś mnie niegodnie i mnie i zacną twoją opiekunkę panią Valerius, która do ostatniej chwili naiwnie wierzy w twoją niewinność. Myślałem, że jesteś uczciwą! Teraz tobą pogardzam!“
Krystyna nie zaraz odpowiedziała na obelgi rozdrażnionego przyjaciela; chciała zyskać na czasie i za jaką bądź cenę zatrzymać go.
„Nadejdzie dzień, — wyrzekła w końcu poważnie, w którym będziesz mnie chciał przeprosić za te brzydkie słowa Raulu, a ja ci przebaczę!“
Raul potrząsnął głową.
„Uczyniłaś ze mnie szaleńca. I pomyśleć, że chciałem ofiarować uczciwe swe nazwisko pierwszej lepszej awanturnicy z Opery! Umarłbym ze wstydu!“
„Więc żyć będziesz Raulu, — odezwał się smutny i przerywany wzruszeniem głos z za czarnej koronki aksamitnej maski. — Żegnam cię! Odejść muszę“!...
„A pozwolisz mi niekiedy przyjść cię oklaskiwać? — zawołał ironicznie młody człowiek.
„Nigdy już więcej śpiewać nie będę“.
„Ach! doprawdy. Nie pozwolą ci. Otoczą cię dobrobytem i zbytkiem. Nie będziesz więcej potrzebowała pracować na życie. Ale w lasku Bulońskim spotkamy się, nieprawdaż“?
„Ani w Lasku, ani nigdzie Raulu. Nie ujrzysz mnie więcej...
„Proszę — i nie mógłbym się dowiedzieć, gdzie, w jakiem niebie, czy piekle, ukrywać się będziesz, tajemnicza pani?
„Przyszłam ci to właśnie powiedzieć... Ale teraz widzę, że nie uwierzyłbyś mi... Straciłeś we mnie wiarę Raulu. Już wszystko między nami skończone!...
Słowa ostatnie wymówione były głosem, w którym dźwięczała taka rozpacz, że Raul zadrżał i poczuł jakgdyby wyrzuty sumienia...
„Na miłość Boską, Krystyno, błagam cię, powiedz mi co to wszystko znaczy, — prosił łagodniejszym głosem. — Jesteś wolna!... Przychodzisz do Opery w przebraniu, otaczasz się tajemnicami...
Dlaczego nie wracasz do siebie?... Do swojego mieszkania?... Co robisz od dni piętnastu? Co to za historja o Aniele muzyki, o którym mówiła mi p. Valerius? Ktoś cię okłamuje, nadużywa twojej wiary! Byłem sam świadkiem tego w Perros. Przecież jesteś rozsądna Krystyno i wiesz, co robisz? Wytłumacz się teraz, błagam cię. Co to za komedja?
Krystyna zdjęła nagle maskę i zwracając twarz ku Raulowi, wyrzekła z prostotą:
„To smutna tragedja, mój przyjacielu!
Raul nie mógł się powstrzymać od okrzyku przerażenia. Krystyna była zmieniona do niepoznania. Świeże kolory jej delikatnej cery ustąpiły sinej, chorobliwej bladości, a oczy, otoczone ciemną obwódką, błyszczały gorączkowo.
„Krystyno! moja biedna, mała Krystyno! — jęknął Raul, wyciągając do niej ręce. — Przebacz mi przebacz!
„Może kiedyś... nie dziś“, — odrzekła, nakładając maskę i oddaliła się, czyniąc ruch ręką, aby pozostał.
Raul chciał biec za nią, lecz Krystyna odwróciła się i raz jeszcze tak nakazujące powstrzymała go ruchem ręki, iż stanął, nie śmiejąc kroku postąpić.
Długi czas błądził po krużgankach i korytarzach Opery. Około drugiej godziny znalazł się pod garderobą Krystyny.
Zapukał do drzwi i wszedł. Pokój był pusty. Dojrzał na biurku teczkę z papierem listowym. Raul usiadł w zamiarze napisania listu, gdy dobiegł go szelest kroków, rozlegających się na korytarzu. Nie zastanawiając się, skoczył do przyległego buduaru i ukrył się za portjerą. Ktoś wchodził do pokoju. Raul wstrzymał oddech. Zdawał sobie sprawę z tego, co czyni, ale już nie mógł postąpić inaczej: chciał widzieć, chciał słyszeć!
Weszła Krystyna i zaraz na progu zmęczonym ruchem zrzuciła maskę i bezwładnie, kryjąc twarz w dłonie, osunęła się na krzesło.
O kim myślała? Nie o nim, bo Raul dosłyszał wyraźnie wymówione słowa: „Biedny Eryk“.
Eryk? Myślał że się mylił — ale po chwili Krystyna po raz drugi z westchnieniem powtórzyła te same słowa, powstała, podeszła do biurka i zaczęła pisać. Nagle podniosła głowę i szybko ukryła papier na piersiach... Nadsłuchiwała... i Raul również słuchał... Skąd dochodził ten dźwięk, monotonny i rytmiczny!?
Śpiew jakiś stłumiony i głuchy szedł od ścian pokoju... Śpiew stawał się wciąż donośniejszy... Można już było teraz rozróżnić głos męski, o pięknem, silnem i nadzwyczaj melodyjnem brzmieniu... Głos ten zbliżał się... jakgdyby wychodził ze ściany... już był w pokoju... tak, głos był w pokoju... tuż obok Krystyny...
Młoda dziewczyna powstała:
„Jestem tu Eryku, — rzekła, jakgdyby mówiąc do kogoś, znajdującego się blisko niej. — Jestem gotowa. Spóźniłeś się mój przyjacielu“!
Raul ukryty za firanką, nie wiedział, czy śni, czy też jest igraszką rozgorączkowanej wyobraźni.
Twarz Krystyny wyjaśniła się, łagodny uśmiech przebiegł po jej ustach.
Głos śpiewał dalej.
Nigdy jeszcze takiego śpiewu Raul nie słyszał. Czyste i przedziwnie harmonijne dźwięki płynęły w jego duszę, napełniając ją nieznanem mu dotąd błogiem uczuciem.
Raul drżący, oszołomiony, zasłuchany, teraz dopiero rozumieć zaczął, dlaczego w ów pamiętny wieczór w Operze śpiew Krystyny takie niezapomniane, takie silne wrażenie uczynił na obecnych.
Krystyna była pod cudownym, mistrzowskim i nieziemskim wpływem — tego tajemniczego, niewidzialnego mistrza tonów.
Głos śpiewał solową partję Romea z „Romeai Julji“.
Banalne słowa wiersza i łatwa, popularna melodja nabierały teraz nadzwyczajnej piękności i niezwykłej harmonji. Dźwięczała w nich taka słodycz, taki bezbrzeżny i cichy smutek, iż chwilami zdawało się Raulowi, iż to kobieta śpiewa.
I Raul był świadkiem jak Krystyna porwana nadludzką egzaltacją i upojeniem, upadła na kolana, wznosząc błagalnie ramiona, tak, jak to raz już była uczyniła na grobie ojca w Perros.
Nic nie jest w stanie oddać namiętności, jaka zadźwięczała w słowach: „przeznaczenie przykuwa cię do mnie na wieki“.
Dreszcz przeszedł Raula; napróżno chciał walczyć z urokiem, odbierającym mu wolę i zdolność zdrowego myślenia oraz przytomność tak mu potrzebną w danej chwili.
Wreszcie ostatnim wysiłkiem rozsunął firankę i szedł prosto ku Krystynie.
Młoda dziewczyna automatycznym ruchem posuwała się w głąb pokoju, którego ściana pokryta była w zupełności dużem, sięgającem ziemi lustrem.
„Przeznaczenie przykuwa cię do mnie na wieki“, — dźwięczały żałosne tony pieśni.
Krystyna szła ciągle ku ścianie, w której odzwierciadlała się jej postać.
Raul wyciągnął ramiona, chcąc ją pochwycić, gdy niespodzianie odrzucony został w tył i zimny, lodowaty powiew owiał go całego, a wkoło niego kilkanaście lekkich i nikłych postaci, w których w każdej z nich rozpoznawał Krystynę, przebiegło w popłochu i tak szybko iż żadnej z nich pochwycić nie zdołał.
Gdy oprzytomniał, Krystyny nie było w pokoju. Skoczył do lustra, do ścian, — pukał, dobijał się. Nie było nikogo, a przecież w powietrzu rozlegały się jeszcze dźwięki szatańskiej melodji...
Raul był jak we śnie. Co to się stało? Pod czyjąż straszną i niepojętą władzą znajdował się? Gdzież tak zniknęła Krystyna i czy ujrzy ją jeszcze? Przycisnął silnie skronie palcami, bo czuł, że traci przytomność umysłu. Usiadł ciężko na krześle, na którem przed chwilą znajdowała się Krystyna i wyczerpany, zgnębiony zapłakał jak dziecko. — Widział, że stoi przed jakąś straszną tajemnicą, której zgłębić nie był w stanie.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Gaston Leroux i tłumacza: anonimowy.