Sztuka u Słowian, szczególnie w Polsce i Litwie przedchrześcijańskiéj/XXIX

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
<<< Dane tekstu >>>
Autor Józef Ignacy Kraszewski
Tytuł Sztuka u Słowian, szczególnie w Polsce i Litwie przedchrześcijańskiéj
Wydawca Wydawnictwa drukarni A. H. Kirkora i sp.
Data wyd. 1860
Miejsce wyd. Wilno
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

ZAKOŃCZENIE. XXIX.

Zamykając te niedostateczne studja, nad stanem sztuki i przedmiotami z nią w ścisłym będącemi związku, u Słowian i pobratymców ich Litwinów, powiemy słowo jeszcze, o wymarzonych przez wyobraźnią ich potworach i stworzeniach fantastycznych, które z mythologji przeszły w dziś jeszcze żyjące ludu podania. Pamięć tych istot bajecznych, trwa dotąd w powieściach ludu, i widocznie jest utworem pierwotnych pojęć poetycznych o świecie, sięgających odległéj epoki; nie trudno nawet wyśledzić w nich tradycij prastarych, które Słowianie przynieśli z sobą ze wschodu. Wymarzyła je wyobraźnia, sztukmistrzów karmicielka, która wszelkiéj sztuki narodzinom przewodniczy; chcąc zatém głębiéj wniknąć w charakter sztuki, żadnego z jéj utworów pominąć się nie godzi. Historyk sztuki, nie mogąc zbadać obszerniéj wszystkiego, co z nią jest w związku, wskazać przynajmniéj powinien źródła, z których światło spłynąć może. Z tego powodu podania o potworach, w słowiańskich pieśniach i skazkach utrzymujące się, znalazłyby tu miejsce właściwe, gdyby gdzieindziéj przedmiot ten, obszerniéj już obrabianym nie był. Wspomniemy główniejsze tylko z tych istot bajecznych.
Do wszystkich w ogólności stworzeń, przywiązane były symboliczne znaczenia, które trafnie wyjaśnić się starał A. Afanasiew, w rozprawie swéj o bóstwach zoomorficznych Słowian. (Zoomorficzeskija Bożestwa u Słowian. Otieczestwien: Zapiski. T. LXXX. — 1852. — 189, i t. d). Ptak oznaczał wicher, błyskawicę, światłość, a szczególniéj fenomena powietrzne; na czele ptaków u Słowian stały: kruk wieszczy, mieszkający na dębach, orzeł, łabędź, gołąb’, i kogut, osobliwie czarny. W powieściach ludu ruskiego, występują oprócz tego ptaki mythyczne, jako to: Stratim-ptak, żyjący na oceanie (burza); Zar-ptak (słońce), i na wyspie mieszkający Justryca. — Nie mniejsze miały znaczenie: Koń; godło Peruna; ognia, słońca, którego powieści często malują z ognistą grzywą i płomiennemi nozdrzami; Tur (byk), jedno z uosobień boga Słowian, zdające się oznaczać żywioł wody, morza; Wilk, który, jak u Skandynawów, występuje u nas siłą nieczystą uganiającą się za słońcem. Napaści wilków na słońce i księżyc, jako dzieci Fenrysa, wystawiały zaćmienia.
Do bajecznych istot, należy naprzód Żmija, Smok, o którym podanie może z pierwotnych czasów świata przechowuje się wszędzie. — Wyznać potrzeba, że niektóre z istot przedpotopowych doskonale przedstawiają latającego Smoka, Żmiję; jest to wynaleziony niedawno Pterodaktylus, którego pamięć przechowała tradycja ludów. Zwycięztwo nad Smokiem, w mythach zachodniéj Europy, najczęściéj oznacza wstrzymanie wód rozlewu, u Słowian zdaje się, według p. Afanasiewa, że Żmija przedstawiała kometę, ogień niebieski, światłość.
Smok-żmija, którą rozróżniano, na pełzającą (połoz), i latającą, ognistą, w tradycjach przedstawia się nam, jako wąż kilkogłowy, skrzydlaty, ze szponami ptasiemi. — Tak go rysują w starych herbach naszych, Lacki i Trach, i w ornamentacjach grobowca Władysława Jagiełły. Smok, wedle Rzączyńskiego, jest to wąż pierścieniowatą łuską okryty, nadzwyczajnego wzrostu, lubiący miejsca puste, silny szczególniéj w ogonie, o skrzydłach już nic naturalista nie wspomina. Według podań mieszkał w skałach, jaskiniach, górach i pilnował skarbów, (palących się pieniędzy), ztąd może nazwanie Żmij Horynicza, Horynczut’a, w skazkach ruskich. — Jedna z nich mówi o żmiju z złotemi rożkami i który przypomina długo jeszcze do XVI, XVII. w., przerażającego Bazyliszka, mającego się rodzić z koguciego jaja. Bazyliszek, według Rzączyńskiego, miał być wężem z białą na łbie plamą nakształt korony, zkąd nazwanie jego (Regius, Regulus, królewski).
Bazyliszek także mieszkał w starych piwnicach i lochach; rysują postać jego jeszcze naturaliści XVI w., i nasz Johnston, w ciekawém swém dziele o źwierzętach.
Wilkołak, czyli człowiek obleczony skórą wilczą, całkiem miał być podobny do wilka, a niektóre podania wzmiankują, że chodził na dwóch łapach.
W opisach stepu Tartarji, wspominają także roślinę potworną, która miała być całkiem podobna do Baranka, a w koło siebie objadała zioła i trawy. Adam Olcarius w r. 1666., snać ze słowiańskich powieści, roślinę tę zowie Bomaretz, co zdaje się być zepsuciem wyrazu Baraniec. Pisze on, że wilcy chciwie się tą rośliną karmią, że jest wielkości ogórka, a ma podobieństwo do małego baranka. Gdy dojrzeje, łodyga usycha, a owoc okrywa się kosmatą skórą, która wyprawiona służy za futerko?? — Jan Struyz hollender, opisujący podróż swą w r. 1676. odbytą, wzmiankuje także roślinę Bonarez, Bonaret, na łodydze trzy stopy wysokiéj rosnącą, i trawy pożerającą dokoła.
Zdaje mi się, że lud w ten sposób poetycznie musiał opisywać bodiaki, niszczące w stepie rośliność dokoła, w którego to burzanach wilcy się gnieździli; z tego zapewne urosła powieść o owym barańcu.
Do potworów zaliczym jeszcze pająka owego, o którym podanie trwa w ziemi Wieluńskiéj w Pajęcznie, że miasto go jak owego smoka Krakusowego, żywić musiało. Smiały jeden mieszczanin zabił potworę, a skórą miano późniéj obić drzwi kościelne.
Takiemi to poetycznemi baśniami, których pełno w pieśniach i powieściach ludu, ubierali Słowianie świat cały, w nieprzerwanym będąc związku z naturą, i wszelką jej symbolizując siłę. — Człowiek nie stał jeszcze naówczas sam przez się, na wierzchołku stworzenia u szczytu istot, ale podnosił je ku sobie, bratał z sobą, wyższe im często narzucał znaczenie, stawiąc w związku z bóstwami, i przez nie wyrażając ich potęgę.
Chociaż wiele z tych podań, widocznie pochodzą ze wschodu, i jawnie przyniesionemi się okazują, w wielu także odbija się charakter ludów, co je do swéj dusznéj potrzeby zastosowały. — Charakter to był, jakim go malują najdawniéjsze źródła, łagodny, miłujący spokój, gościnny i dobroczynny, pełen uczucia braterskiego, przylegający do rodzinnéj ziemi, nie tak nawyknieniem, jak miłością prawdziwą. — Nie tylko człowiek jednéj mowy, jednego słowa, Słowianin, ale drzewo, źródło, kamień, wszelki twór Boży, był dla nich cząstką żywą wielkiéj jedności (en kai pan), do któréj należało wszystko co żyło, a w owe czasy, żył nawet kamień i drzewo.
W źwierzętach widziano posłańców bożych, duchów na pokucie, lub zmarłych praojców; pod siwą nawet korą drzewa mieszczono ducha co ją ożywiał, w źródłach płynęły im cudowne wody, wprost z mieszkania bożego wytryskające. Każda rzeka była Bohem, była bóstwem.
Mówiły gaje święte swym szumem, wróżyły prorocze kruki i kukułki, kwiaty płonęły ogniami, wiodąc do zakrytych skarbów; wszystko było dla ludzi, wszystko w ścisłym związku z niemi. Żywot rośliny pojmowano tak jak życie zwierzęcia, a drzewo, które wicher obalił, nie było na nic użyte, tak jak zdechłe zwierzę pokarmem być nie mogło.
We wszystkich pomysłach Słowian, w pomnikach ich sztuki, w pieśniach i podaniach, które mogą być najlepszém objaśnieniem zabytków starożytności, stale przeglądają jedne cechy, — łagodność, dobroć, smutek jakiś rzewny, który wespół z męztwem i siłą, oznacza charakter plemienia. Ta dobroć połączona z potęgą, stanowi typ Słowianina, który w boju nawet okrutnym być nie umie, a śpiew i lasy swoje przekłada nad łup i podboje; życie u niego, zaledwie w przyszłość upadłe, obraca się zaraz w pieśń, która je idealizuje.
W mythach skandynawskich i germańskich, często płynie krew, padają ofiary mnogie, brat zabija brata bezkarnie, żona męża, dzieci walczą z ojcem, zdradzają niewiasty i najbliżsi; słychać tylko szczęk oręża, krzyk i wrzawę namiętności dzikich i niepohamowanych; — w słowiańskich pieśniach i podaniach świat cale inny, błogim owiany spokojem.
Tu życie pasterskie, rolnicze, leśne, gromadne a zgodne, bój w nim wyjątkiem, koniecznością, ale nie częścią żywota, a Słowianin płacze nad nieprzyjacielem upadłym, jak nad bratem. Serce jego nie lęka się walki, ale jéj nie pożąda, bo krwią się brzydzi, miłując chatę, rodzinę, pokój i pieśń, co przeszłość odradza? U innych ludów natura co najwięcéj służy tylko za ramy dla człowieka, za tło do jego obrazu, tu ona żyje z nim życiem wspólnem, mówi doń, śpiewa, prorokuje mu, ostrzega ptaków głosem, drży za każdem jego drgnieniem. Więcéj też uczucia natury i jéj piękności w pieśniach Słowian, niż w całéj podobno literaturze Greków i Rzymian. — Ptak, drzewo, kamień, woda, odzywają się nieustannie do brata człowieka, on je rozumie, on słowa ich tłumaczy.
Jeśli w śpiewie zabrzmi bój, zatętni zbrodnia, nie będzie się w nich lubować Słowianin, ani zbroczoną dłonią wywijać długo przed oczyma, obmyje ręce w źródle, z trwogą szukając na nich śladów posoki, a tęskną pieśnią nad mogiłą i pobojowiskiem, wypłacze żale swoje. W jego zwycięztwie nawet, jest cóś smutku i litości.
Takim jest zawsze Słowianin w swych śpiewach, w swéj baśni, w mythach, a gdzie tylko zakradło się uczucie inne, pewno niem natchnęli go sąsiedzi, łupieżcy Skandynawi, lub pobratymcy ich Germanie. Z gęślą na ramieniu, z pieśnią na ustach, jasnowłose dziecię północy, chodzi za pługiem, słuchając skowronka, napawa się otaczającym światem, dopóki nacisk najeźdźców zaglądających w głębie mateczników jego, nie zmusi chwycić topora na obronę żony i dziatwy. — Przez długie wieki trwała tu walka, z ludami sąsiedniemi, z napastnikami i wrogami, a patrzmy jak mało śladów ich pozostało w podaniach i pieśni. — Bój nie był nigdy namiętnością Słowian, potrzebą ich żywot spokojny w związku z naturą, wyrażającą się w pieśni pełnéj niebieskiéj jakiéjś tęsknoty, pełnéj miłości, zachwytu i przeczucia, że tak powiem idei chrześcijańskich.
W bóstwach mniéj też jest potworności, mniéj dziwaczności, i połączeń nadprzyrodzonych, niż u innych ludów sąsiednich; — przedewszystkiem wyrażają one siłę, potęgę, wszechwładzę, wszechwiedzę. Potwory skazek, albo są zapożyczone, lub utworzone tak zgodnie z prawem żywota, że się żyć zdają w tym świecie fantazji; rzadko w nich spotyka się cóś dzikiego, odstręczającego, a nigdy nic coby się najprościéj wyłożyć nie mogło. Myśl ich umiała oblec jakąś poetyczną barwą harmonji najróżnorodniej spojone części, w jednolitą całość.
Bogi, a raczéj bóg Słowian, to głównie siła, potęga, wszechmocność i niezmienność; — każde bóstwo mniejsze wyraża tylko jakiś odrębny przymiot najwyższéj istoty.
Charakter mythologji i podań musiała też mieć sztuka, któréj zabytki w małéj ilości i najlichsze może nas doszły; cóś poważnego, spokojnego, tęsknego, panować w niéj musiało. Świat bogów, ludzi, zwierząt i roślin, spływały się tu w jedną majestatyczną całość, na ścianach rzeźbionych świątyń, o których właśnie piszą, że je wszelkie twory, zdające się żyć i oddychać, okrywały. Dla nas i linje upodobane w stroju i wyrobach rzemieślniczych, nie zdają się obojętne, i w nich widziemy pewne znaczenie. Taką tu najpospolitsza, nieustannie powtarzająca się spiralna, która właśnie symbolizuje doskonale podnoszenie się ku nieznanemu, tęsknotę wiejącą z pieśni słowiańskiéj. Nie zdawali sobie pewnie sprawy ci, co się nią posługiwali, z jéj znaczenia, ale mimowolnie wyraziła charakter ludu, który w niéj upodobał sobie.
Co do utworów sztuki, Słowianin stał na równi z otaczającemi go ludami współczesnemi, dowodzą tego wykopaliska, strój, uzbrojenia, rzeźby, grobowce. W całéj Europie z danych epok, jednolite znajdują się szczątki, tak, że zaprzeczyć nie podobna, iż Słowianie niższymi od innych, ani w smaku, ani w umiejętności zaspokojenia go niebyli. — Nie ulega wątpliwości, że u nas sztuka w I. do IX. wieku po Chrystusie, stała na jednym stopniu rozwoju, jak w Germanji, w Gallji, w Italji nawet, a z tego wnieść można, że ogół nie był moralnie niżéj od innych ludów; a to co w nim samoistnego się znajdowało, wyższym go czyniło nad sąsiadów, o ile wyższe jest zamiłowanie poezji, ideału i niebios, od pragnienia walki, krwi, boju i łupu.
Wesprzeć byśmy się tu śmiało mogli, poszukiwaniami obcych archeologów, szczątków starożytności celtyckiéj, germańskiéj, skandynawskiéj, bo wszędzie prawie znajdziemy utwory podobne naszym i nieprzechodzące ich artystyczną wartością. U Słowian, widoczne i pochodzenie ich sztuki wschodnie i wpływ na nią greko-rzymski i myśl własna, która te pierwiastki przekształca i na swoje przerabia.
Bóstwa, wspólne nam z Grekami i Rzymianami, przerastają na domowe nasze bogi, przyswajają się, przenarodawiają, stają rodzimemi opiekunami téj ziemi; godła ich otrzymują nowe objaśnienia i znaczenie, a szczególnym rysem mythologji i sztuki, wielobóstwo dąży do udoskonalenia się w idei jedynego Boga. Nazwiska jego są różne, w miejscach różnych, przymioty i znaczenie wszędzie jednakie. W ostatnich chwilach swego bytu niezależnego i pierwotnego, Słowiańszczyzna znużona walką, którą sama już jedna wiedzie za całą przeszłość świata, upada, mieni się, usycha, a wywrócone jéj bogi i ołtarze, tak straszne zniszczenie, tak rychłe zapomnienie okrywa, że z nową epoką, niemal całkiem nowe życie rozpoczynać musi, na nową przerabiając społeczność.
Zniszczenie to pamiątek, zabytków, obrzędów i podań w Słowiańszczyźnie, tak było silnie i skutecznie przedsięwzięte, że w kilkaset lat po nawróceniu, wnuki w mogiłach dziadów szukali samorodnych garnków, i popiołów ich od ziemi rozróżnić już nie umieli. Z drobnych okruchów i szczątków, niedogniłych i niedopalonych, odbudowywać potrzeba i zgadnąć całą zaginioną epokę. — Ale z nich nawet widoczna, że idea piękna budziła się już zawczasu u Słowian, że się wyrażać usiłowała, że ideał jakiś marą i widziadłem snuł się już pod czaszką wieśniaka i wojownika. Patrzmy jak żywe linje wężowemi swemi sploty obejmują popielnice, rysują się w drobnych ozdobach ubrania, jak igła rzemieślnika-artysty, dziwnemi kształty fantazyjnemi, zaścieła każdą blaszkę kruszcową, jak w kraśnych barwach paciórek, w pstro malowanych czołach świątyń, przejawia się już uczucie kolorytu, jak w ubraniu swem szuka Słowianin, coby porywało oko i zastanawiało wymyślnemi kształtami. Na czole jego błyszczy bronzowy zwój, strojny orlem piórem, na szyi pierścienie srebrne, łańcuchy, złocone blaszki; u pasa nóż w pochwie bogato wyrabianéj, na nogach, rękach i palcach sploty spiralne służą mu razem za zbroję i ozdobę.
Nad grodami jego powiewają malowane Stawice, w świątyniach stoją zbrojne i błyszczące Stawany, a maleńki bożek z bronzu ulany, wymieniany u kupców zamorskich, lub wylepiony w kraju, strzeże kąta téj domowéj Kontyny, świątyni rodzinnego ogniska.
Ogólnem piętném téj epoki sztuki słowiańskiéj, zwłaszcza w przedstawieniach bóstw, jest obok wyobraźni pełnéj bogactwa, a skromnéj i trzeźwéj, wyraz potęgi i siły raczéj, niż wdzięku. Wszakże usiłuje już sztuka wydać cóś, coby stronę jéj tęskną i miłą charakteryzowało. Zjawia się jeden z najpierwszych ptak którego widziemy w wyrobach szląskich, w Lubaszu i bronzach kurlandskich. [1]. Ze swem przywiązaniem do gniazda rodzinnego, z tęsknym polotem ku niebu, z nieustannym śpiewem, jest on może najlepszym symbolem Słowianina, z którego piersi wieje tęsknota, w którego piersi goreje miłość rodzinnéj ziemi, którego największy skarb pieśń stanowi.





KONIEC







  1. Ptaszki trafiają się dosyć często w pomnikach grobowych słowiańskich, zwłaszcza podobne do gęsi, mamy gliniane, bronzowe i żelazne. W jednéj misie grobowéj, w dawnym kraju Sorbów, znaleziono małe ptaszę żelazne: w Inflantach wśród ozdób metallowych, ptak się często spotyka: toż w szląskich mogiłach, gdzie są gliniane i kruszcowe, i u nas w Lubaszu. Jedno z cytowanych przez nas naczyń do libacij używanych, znajdujące się w Muzeum czeskiem (nakształt lewka Kruchowskiego zrobione), ma postać fantastycznego potworu, z głową i dziobem ptasim. Słowem ptak jest jednem z głównych godeł słowiańskich, a wspominanie w pieśniach orłów, kruków, łabędzi, gołębi objaśnia te tak często trafiające się wizerunki. Büsching, i inni archeologowie, widzą w wielu wyrobach plastycznych ptaka, gęś, która znajdowana w grobach, mogła oznaczać odlot do cieplejszych krajów wschodu, do wieczności szczęśliwszéj, jako ptak jesienią szukający schronienia w południowych strefach. Takbym sobie przynajmniéj tłumaczył owe wizerunki gęsi, natrafiane często w mogiłach szląskich i Wielkopolskich, których kształt nadawano lampom i grzechotkom.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Józef Ignacy Kraszewski.