Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po ewangelii przemówił kapłan drżącym ze wzruszenia głosem do tych serc prostaczych. Jędrek nie rozumiał wszystkich słów kazania, ale spoglądał na twarze obecnych i odgadywał, odczuwał to, czego jeszcze pojąć nie mógł. Wiedział, że była tam mowa o smutnej doli górnika, o jego pracy ciężkiej bez słonecznego światła i ożywczych ciepła promieni, o tem wielkiem i ciągłem niebezpieczeństwie na które górnik jest narażony, bo o każdej chwili i o każdej porze na śmierć przygotowany być musi.
— Niech więc dusze wasze staną się tak czyste i niepokalane jak te kwiaty Aniołów: lilie białe — mówił kapłan — niech każdy wyzbędzie się pychy, zawiści, złości i wszystkich tych grzechów, które brzemieniem ciężkiem przygniatają wasze sumienie. Padnijcie przed tronem Najwyższego, bijcie się w piersi z pokorą i skruchą, a Bóg dobry wejrzy na twoją dolę biedny górniku i kiedy za wolą Jego przyjdzie na ciebie ostatnia godzina powoła cię do swojej chwały świętej.
Jędrek widział, że ojciec głowę pochylił tak nisko, aż czupryną szpakowatą proch po ziemi zamiatał, widział także, że po długiej bruździe na twarzy sączyła mu się łza duża, że matula wtuliwszy głowę w chuścinę okropnie z płaczu się trzęsła, więc i on także wcisnął piąstkę w oko i zaczął je z wilgoci ocierać...
Chwilami zdaje się, że to wróciły owe czasy dawne, gdy w katakombach odprawiano mszę świętą... A w tem zagrzmiało, runęło z mosiężnych trąb kapeli górniczej ukrytej na galeryi kaplicy: Lulaj że Jezuniu, moja perełko, a potem Jakaż to gwiazda świeci na wschodzie i tyle różnych ślicznych kolęd, że się wszystkim chce wtórować, aż im serca