Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i śliskich, tak, że Marynia czując drżenie nóg, osłabionych drogą nużącą, czasem, jak rozkapryszone dziecko wyciągała ręce ku Zdzisławowi i mówiła głosem zmęczonym:
— No niech pan teraz poratuje, nie mogę dalej, bo upadnę i zabiję się.
Inżynier brał ją wtedy na ręce i jak piórko podnosił na głaz wyższy.
Trud się jednak opłacił...
Kiedy stanęli w kryształowej grocie i Miński zapalił biały bengalski ogień, Marynia, aż oczy przysłonić musiała, tyle tam było lśnień i blasków. Olbrzymie kryształy solne, zrosłe ze sobą, jak kostki lodu tworzyły grotę solną podobną do konchy perłowej. Rozczepiony w jednym pryzmacie biały promień światła wpadał w drugi i łamiąc się kolejno na tysiąc części przechodził wszystkie kryształowe stopnie od spodu, aż do stropu, który gorzał w świetle i sprawiał takie wrażenie, jakby tam już przebijały się z góry promienie słońca.

Rzeczywistość się pomału
W świat przemienia ideału
W sen ze srebra i kryształu:
Daj mi teraz marzyć, daj!

zacytowała Krasińskiego Marynia.
Zdzisław usiadłszy obok niej mówił:

Tu mieszka Dusza światła w kryształowej grocie!...
Kiedy górnik zmęczony podziemną robotą
Promyka słońca pragnie, wygląda z tęsknotą,
Tu w tym przedsionku świata ma ulgę w tęsknocie.

Tu o męce zapomni, o trudzie i pocie,
Tu światło go zalewa swoją falą złotą,
Tu świeżych sił zaczerpnie, by znowu z ochotą.
Mógł na chleb przez dnia resztę pracować w ciemnocie.