Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/174

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

To wręby powstałe z wyłamania brył solnych, które górnik nazywa: „bałwanami“.
— Co to za łuki, półkola i linie równe idące obok przez wszystkie ściany, od góry aż do dołu? — spytała Marynia.
— To runy wypisane na ścianach solnych kilofem górnika, który te bryły odwalał. Spróbujmy je odczytać... Oto duży taki wręb jeden mamy tu przed sobą. Robota się zaczyna żelazem od góry... Widzi pani te równe, regularne łuki, kreślone silną pewną ręką — ku dołowi. Te same i tak głębokie wręby czynione kilofem widzi pani po drugiej stronie, na górze i na dole. Teraz już pół roboty skończone. „Bałwan soli“, jest od korpusu bryły macierzystej, ciężką i długą pracą odcięty, trzeba go jeszcze tylko od ciała solnego odłączyć, odłupać.
Tu już przychodzi zmyślność, pracy z pomocą. Zaczyna się wbijanie klinów stalowych rzędami w przyrośnięty jeszcze plecami do bryły bałwan solny. Górnik wyzyskuje łupliwość soli i doskonale rozróżnia po dźwięku, jak rychło bałwan się oderwie... Czasem tylko słuch go zawiedzie... Wtedy urwany nagle i niespodziewanie „bałwan“ przewala swe olbrzymie cielsko i przygniata całym swym ciężarem niebacznego górnika, który się w porę usunąć nie zdołał, spełniając w ten sposób choć bezwiednie akt zemsty na tym, który go śmiał oderwać od pnia macierzystego.
— Czy zaszedł kiedy podobny wypadek? zabiło tak górnika? — spytała Marynia.
— Gdybyż choć zabiło od razu! Spłaszczyło mu nogi obie, tak, że się męczył długo, za nim ksiądz przybył ze „świata“ i pojednał go z Bogiem. Działo się to właśnie w tem miejscu, gdzie jakiś rzeźbiarz