Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/148

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Przed szybem stanął, jak wryty, nie zdając sobie sprawy z tego, co się stać mogło. Drzwi od szybu były zamknięte. Budynek stał czarny, bezludny. Poskoczył do wejścia, gdy wtem kaganek jego rozświecił cały zbity tłum, z którego przygłuszony pomruk dochodził.
— Co to?! co to ma znaczyć? — zawołał — Dlaczegoście tu stanęli? Czemu nie idziecie do izby ordynacyjnej?
— Nie pójdziemy do roboty — odezwały się głosy.
— Nie pójdziecie?! dlaczego? co się stało?
— My chcemy podwyższenia płac i zarobków — rzekł Grzela, występując przed tłum górników — i jeśli tego nie osiągniemy, rozpoczynamy strajk.
Karwicki osłupiał. Przez chwilę zbierał myśli, zdawało mu się, że śni.
— Wy chcecie podwyższenia płacy?! zawołał po chwili, zdając sobie sprawę z tego, co zaszło. — I to ty? ty, Grzela, występujesz z takiem żądaniem?! Ależ ja tego zrobić nie mogę teraz! — w żaden sposób nie mogę! Zechciejcież mi ludzie uwierzyć, że ja tylko waszego dobra pragnę, ja chciałem wam dać zarobek, chciałem was utrzymać przy tej ziemi i dlatego jąłem się pracy, która czasem siły moje przechodzi. Ty, Grzela, powinieneś to był pierwszy zrozumieć i na ciebie liczyłem najwięcej. Ja nie żądam od was wdzięczności, chcę tylko zrozumienia waszego własnego interesu. Nie idźcie za głosem bezrozumnych podżegali, zaklinam was: wróćcie do pracy, a da Bóg będzie z czasem lepiej, kiedy tę konieczną kryzis przetrwamy, którą kopalnia nasza przejść musi. No, Grzela — mówił już głosem miękkim i łagodnym, stań teraz przed