Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W gospodzie się zaroiło jak w ulu. Zaczęto zbierać głosy, kto jest za strejkiem, a kto przeciw, i okazało się, że większość decydowała się nie wrócić do roboty, dopóki nie podwyższą znacznie płacy dziennej i akordowej. Najbardziej czynnym w organizowaniu całego strajku był Grzela. Kiedy się tak uwijał wśród górników, zbierając głosy, przystąpił do niego nagle Maciej i wstrząsnął nim mocno.
— Wojciechu i ty także przeciwko niemu? On tak cię lubi, odznacza, tyle zrobił dla ciebie!
— Lubi? bo wie, że za takie psie pieniądze, takiego, jak ja nie dostanie dozorcy — bo gdzie indziej takiemu, jak ja dozorcy pięć razy tyle płacą — odrzekł z sarkazmem Grzela.
Była już czwarta rano, gdy został większością głosów uchwalony strajk, od którego pod przysięgą nikt się wyłączać nie śmiał.


∗                    ∗

Kiedy Karwicki o zwykłej godzinie wyszedł ze swego mieszkania z kagankiem w ręce, zdziwiło go mocno, że nie dostrzega, jak zwykle, dokoła mnóstwa ruchliwych płomyków, które o tej porze z wszystkich stron zdążały ku szybowi.
Sądząc, że wstał za wcześnie, spojrzał na zegarek: minęła piąta. Dlaczegoż nie słyszał dzisiaj sygnałowego dzwonka z wieży? Spojrzał ku szybowi: okna „Jutrzenki“ były zupełnie ciemne. Cóż to ma znaczyć? Jakieś złe przeczucie ścisnęło mu serce.
Ranek był mglisty, jesienny, więc przypuszczał, że to gruby opar tak mu światła zakrywa, i szedł dalej pospiesznym krokiem.