Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobyć na świat. Kopano bez wszelkiego zabezpieczenia otwory pionowe, które nie zasługiwały ani na nazwę studni, ani szybu. — Ponad takim otworem stawiano najprymitywniej skleconą z krąglaków windę, zawieszano na linie konopnej najzwyczajniejsze wiadro i w to wiadro stawał robotnik zjeżdżający w głębiny, a towarzysz jego (często sam właściciel małego terenu) obracał korbą i spuszczał go w dół. — Szyby te były krzywe, często zupełnie wichrowate. Zjeżdżający górnik musiał się podczas takiej jazdy odtrącać od ścian szybu rękami i nogami, by nie uderzyć głową o kamień, lub wystający belek, bo wtedy mógł zginąć na miejscu. To samo czekało go także, gdy spuszczającemu wyśliznęła się z ręki korba, lub gdy lina psująca się z łatwością na wilgoci, pękła podczas zjazdu. Na „dole“ jeszcze okropniejsze panowały stosunki. Nie były to wcale chodniki, lecz krecie nory, w których górnicy w najlepszym razie pracowali zgarbieni, albo jak męczennicy na kolanach, pokrytych od długiego nacisku strupami, lub w pozycyi leżącej. Łoże Prokrusta z pewnością gorsze być nie mogło od pracy w takiej pozycyi.
O zabezpieczeniu robotnika podczas zjazdu i o dostarczeniu mu powietrza, zachowaniu ochrony przeciw wybuchającym gazom, o wentylacyi — ani się nikomu z właścicieli tych kopalń nie śniło! I zdawałoby się że tacy właściciele w warunkach tak potwornych nie znajdą wcale chętnych do pracy. Tymczasem czegoż nie zrobi pieniądz, to czarodziejskie, to potężne słowo, pieniądz, który dla biedy jest nieprzyzwyciężonym magnesem, który ją nęci chwilą życia i użycia, choćby po tej chwili już śmierć nastąpić miała! — Lud słysząc o wysokich zarobkach, jakie tu płacono, zarobkach, o których żaden dotychczas nie marzył, szedł i ginął