Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/115

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

często bez śladu, bez wieści, w okropnych krecich norach. Byli tu także i więksi właściciele rozleglejszych i nieco lepiej urządzonych kopalń. — I najlepsza z nich jednak daleko odbiegała jeszcze od tego, co nakazywały przepisy ustawy górniczej, zabezpieczającej robotnikom życie i zdrowie.
Helena powitała wiadomość o przeniesieniu swem na nowe miejsce służbowe Włodzimierza smutkiem. Wiedziała, że ich czeka nowy wydatek, na który trzeba będzie nowy dług zaciągnąć i spłacać później z wyższej nieco pensyi adjunkta inspekcyjnego, która znowu do minimum zredukowaną zostanie. A ona tak już oszczędzała, tak pracowała okropnie. Całe gospodarstwo prowadziła przy dochodzącej tylko słudze, prócz tego trzeba było po nocach obszywać dzieci, a często i niedosypiać także przez dzieci. Zmizerniała, pobladła, oczy miała podkrążone głębokimi sinymi pierścieniami, około ust wytworzył się grymas bolesny. Włodzimierz ile mógł tylko, starał się jej pomódz, wyręczyć. Czuwał po nocach przy dziecku najmłodszem, karmił je sam flaszeczką, ażeby tylko żona wypocząć sobie mogła. Ona to wiedziała, czuła, że on by dla niej serce wydarł z piersi i dlatego z żadnym nigdy ze strony żony nie spotkał się wyrzutem. — Wieść o kreowaniu posady adjunkta inspekcyjnego, gruchnęła jak piorun wśród właścicieli i wszystkich obleciał strach paniczny:
— Co to będzie? co to będzie — powtarzali, wiedząc o tem z góry, że stosowanie przepisów do ich kopalń, urągających wprost wszystkiemu, co się ustawą nazywa, jest rzeczą niemożliwą, wymagającą reorganizacyi całej kopalni.
A kiedy zobaczyli, jak Rewiczowie z czworgiem dzieci, bardzo wymizerowani, licho, ubogo ubrani, wjeż-