Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie nowy; do walki, do zdobycia kawałka chleba przybył nowy bodziec.
Rewicza w Tryjeście przyjęto bardzo życzliwie, koledzy za jego szczerość i otwartość polubili go ogromnie, mimoto wszystko jednak w najpomyślniejszym nawet składzie rzeczy, prędzej, jak za lat pięć, nie mógł spodziewać się awansu. Tymczasem u niego ciągłe były w rodzinie zmiany, co rok, to prorok. Po Jance przyszedł Włodzio, potem Staś i Witoldek, więc Rewicz, jak zbawienia, wyglądał awansu, który zazwyczaj w takich razach się opóźnia.
Rewicz ani się spodziewał, że zdarzenie pewne, drobne napozór, wywrze stanowczy wpływ na ten spodziewany awans.
Odbierając raz do spieniężenia od stron przedmioty złote, Rewicz już według przyjętego procederu miał je stłuc w moździerzu, gdy wśród breloków od zegarka ujrzał medalionik z Matką Boską Częstochowską. Żal mu się zrobiło niszczyć ten medalionik z obrazkiem, tak bardzo sercu drogim. Odważył medalion na podręcznej wadze, przypadającą należytość sam uiścił, a medalionik zatrzymał dla siebie. Właśnie w tym dniu przybył niespodzianie na wizytacyę przełożony, który lustrując biura, ujrzał medaljon na stole Rewicza.
— Skąd pan to ma? — zapytał.
— To zapewne pamiątka familijna — rzekł bezpośredni przełożony Rewicza — poddając mu w ten sposób myśl do wytłumaczenia się.
— Nie — odrzekł Rewicz — ja to kupiłem od partyi, bo mi żal było rozbić w moździerzu.
— Co? pan kupiłeś? — i pan to tak sobie poprostu mówisz, jak gdyby nic nie zaszło?! A czy pan wie o przepisach: że urzędnikom nie wolno z partyami