Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Rewicz, to bladł, to czerwieniał naprzemian, zanim wybuchnął:
— Ależ to jest okropne! to niesłychane! — zawołał — jakiem prawem śmiecie uszczuplać biednym robotnikom ich dzienną płacę!? Ten wasz brudny, nikczemny wyzysk, to nie jest dochód, — to podłość!
Trzasnął drzwiami i wyszedł. Tego samego dnia podziękował za posadę.
Ostatni miesiąc, który według kontraktu musiał dosłużyć, był dla niego przykry nad wyraz. Otoczenie patrzyło nań, jak na wroga, za posadą nową trzeba się było dobrze rozglądać, a tu właśnie w takiej porze bocian przyniósł mu — córeczkę. Przyszła na świat w dzień św. Jana, więc ją nazwali Janinką. Śliczna córuś modrooka, jasnowłosa, wykapana mamusia. Ale z pojawieniem się takiego gościa, wydatki znacznie wzrosły, więc trzeba było znowu starać się o pieniądze w formie pożyczki a conto przyszłej pensyi, która nie miała być o wiele większą, bo Rewicz po długiej szukaninie otrzymał posadę praktykanta przy urzędzie probierczym w Tryjeście. Irytowało go to trochę, że jako górnik, zamiłowany, takiemu zawodowi musi się poświęcać, ale nie było w czem wybierać i nie można się było długo namyślać, bo już teraz o byt dwu istot ukochanych musiał mieć pieczę i staranie.
By opłacić koszta dalekiej podróży i zaspokoić choć w części dłużników, wysprzedał wszystkie, jakie miał, sprzęty, których transport nadto wiele przysporzyłby mu wydatków i posadziwszy żonę z jej miniaturką naprzeciw siebie w coupé III klasy, ruszył wesoło w drogę. Ach, jak on kochał, jak ubóstwiał tę miniaturkę swej drogiej Heli. Od chwili, gdy to ukochane dziecię przyszło na świat, życie miało dla niego urok zupeł-