Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

z czego ucieszono się niezmiernie, bo był towarzyskim, wesołym, lubym kolegą. Humory sięgały do zenitu, zwłaszcza, że w Katarinenruhe znalazły się dwa ładne buziaki, córki gospodarza: Fräulein Kati i Resi, które, dowiedziawszy się, że Rewicz już jest narzeczonym, nie na żarty zagięły parol na ładnego chłopca i jak dwie Nixy alpejskie kokietowały go przez cały wieczór, na co jednak snać bardzo pobłażliwy fater, zwany powszechnie „Starym Żorżem“ wcale gniewnem nie rzucał okiem.
Wracano po zachodzie słońca, patrząc długo z zachwytem na złoto purpurową kulę, zniżającą się zwolna z towarzyszeniem wszystkich tęczowych refleksów w opalowych toniach rozlanej szeroko mgły, ponad, którą szczyt Katarinenruhe wznosił się, jak rafa nadmorska.
Byli już wszyscy prawie u stóp góry, kiedy po śpiewach wesołych i licznych próbach wielokrotnego echa, zeszedł dyskurs na pyszną kawę, która mimo trudnych warunków egzystencyi w tak wysoko położonej gospodzie, kosztowała tylko 32 centy.
— Jakto 32! — zawołał Rewicz — dwadzieścia ośm, nie 32; zapłaciłem tylko 28 centów.
— Boś ty miał może protekcyjną cenę przez Kati i Rezi.
Ale Rewicz spoważniał ogromnie.
— Jakżeście wy liczyli? — zapytał.
Kawa 28, bułki cztery, razem 32.
Rewicz spąsowiał, jak piwonia, tarł czoło ręką, jakby chciał skupić myśli i bełkotać zaczął trzęsącym, głosem:
— A ja zapomniałem, ja zupełnie zapomniałem powiedzieć o bułkach.
— No, to zapłacisz innym razem.