Przejdź do zawartości

Strona:Zdzisław Kamiński - W królestwie nocy.pdf/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Koledzy, nie wiele lepiej od niego sytuowani, radzili sobie w takich krytycznych wypadkach kredytem, przyrzeczeniem późniejszej zapłaty, na co zamożni gospodarze, ciągnący znaczne zyski i zbogaceni po większej części na akademikach, chętnie się godzili i niezbyt natrętnymi byli wierzycielami. Rewicz jednak tą drogą życia sobie ułatwiać nie chciał. Obliczył dokładnie, że jeżeli w tym miesiącu żyć będzie a conto, w drugim, gdy odda, uszczupli się pensya i trzeba będzie ten proceder już wcześniej zaczynać, co rychło wytrącićby go mogło z równowagi, bo z żadnej strony niespodzianek w pomocy nadzwyczajnej spodziewać się nie mógł. W takich dniach krytycznych nieraz można było w porze obiadowej spotkać Rewicza, jak po wypiciu herbatki z bułeczką szedł na daleki spacer by uzupełnić resztę menu widokiem pięknej przyrody. Koledzy narzucali mu się nieraz sami z kredytem, wyłapawszy mizeraka na takiej przechadzce.
— Masz Włodek, oddasz mi później.
— Nie oddam, bo nie będę miał z czego.
— No to, jak będziesz miał.
— Kiedy ja nigdy nie będę miał więcej, bo się sukcesyi nie spodziewam.
I poradź tu sobie z takim kozłem upartym, napęczniałym prawdomownością, który z zaciętością maniaka powtarzał wciąż w kółko jedno i to samo.
Raz jednak ten jego upór i ta kłamstwofobia, doprowadziły wszystkich do pasyi.
W dzień wolny od wykładów urządzili koledzy gremjalną wycieczkę w górę do Katarinenruhe, gdzie była gospoda, słynąca ze znakomitej wiejskiej kawy. Rewicz zdecydował się na zrobienie w budżecie swoim tego niezwykłego wyłomu i wziął udział w wycieczce,