Strona:Zacharyasiewicz - Nowele i opowiadania.djvu/93

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Marya rada była nowemu gościowi z téj przyczyny, że nie poprzedzały go żadne wieści o jeziorach nafty. Była to bowiem cisza chwilowa. Nowy gość nie mógł więc żadnéj mieć podniety czysto rachunkowéj, bo téj teraz nie było. Przeciwnie, w ostatnich tygodniach nawet coś niepomyślnie o angielskim świdrze przebąkiwawano. Nietylko więc, że dla nowego gościa nie było żadnéj pokusy, ale był nawet powód, dla którego każdy inny konkurent uciekał bez pożegnania.
Zestawiwszy to wszystko razem widziała Marya w owym gościu zacnego człowieka, który daleki od wyrachowanego egoizmu, uczuł dla niéj prawdziwą sympatyę, któraby nawet z czasem zmienić się mogła w uczucie wyższe. Z tego powodu zbliżyła się do niego więcéj niżeli do jego poprzedników, i rada przysłuchiwała się nieznacznemu biciu serca, które ją powoli do krainy uczucia zaprowadzić miało.
Pan Kryspin spostrzegł to i starannie utrzymywał ją w tym stanie duszy, czekając chwili, w któréj wypadnie mu, albo się oświadczyć, albo jak tamci — umknąć!
Marya o tym dwoistym planie nic nie wiedziała, a znając tylko pierwszą część jego, czekała jéj końca.
I przy takiéj taktyce byłby może rzeczywiście pan Kryspin cały swój plan stosownie do swoich zamysłów wykonał, gdyby nie zaalarmował go niespodziewany nieprzyjaciel.
Nieprzyjacielem tym był pewien próżniak miejski, współwłaściciel małéj kamieniczki, który w teatrach amatorskich zwykł był grywać role kochanków.